wtorek, 30 kwietnia, 2024
Strona głównaDziałyHistoriaWejście do Gdańska pancernika „Schleswig-Holstein”

Wejście do Gdańska pancernika „Schleswig-Holstein”

Z prof. Janem Kazimierzem Sawickim rozmawia Wojciech Kozłowski.

Pocztówka sprzed I wojny światowej z pancernikiem Schleswig-Holstein, Wolna Licencja.

Jak wyglądała polska obecność w porcie Wolnego Miasta Gdańska?

Konferencja w Wersalu miała katastrofalne skutki dla dostępu Polski do morza i uprawnień w Wolnym Mieście Gdańsku. Było to głównie następstwem działań dyplomacji brytyjskiej, która jeszcze przez wiele lat wytrwale pomagała Niemcom eliminować polskie wpływy nawet w Gdańsku. Cenę za to później zapłaciliśmy wspólnie.

Rada Portu i Dróg Wodnych Wolnego Miasta Gdańska składała się po połowie z Delegacji RP i Delegacji WMG. Rząd polski zabiegał o utrzymanie wpływów na obszarze gdańskiego portu oraz utrzymanie WMG we wspólnym obszarze celnym. Kontrolował pilotaż portowy i morski WMG. Funkcję komodora pilotów sprawował kpt. żeglugi wielkiej Tadeusz Ziółkowski, dawny komendant statku szkolnego „Lwów”. W gronie pilotów pracowało jeszcze kilkunastu polskich kapitanów i oficerów.

Podczas badań dziejów ojczystej floty zajmowałem się wyprowadzeniem polskich statków w sierpniu i wrześniu 1939 roku do sojuszniczych i neutralnych portów, przeprowadzonym dla ich uratowania przed zniszczeniem lub zajęciem przez Kriegsmarine. Kilka polskich statków zostało wyprowadzonych z portu gdańskiego szybciej, niż to armatorzy planowali. Kapitan Bohdan Gawęcki już 23 sierpnia dostał od armatora polecenie wyprowadzenia z Gdańska s/s „Katowice”, co też bezzwłocznie wykonał podążając na redę Gdyni. Gdy o 17.15 odcumowywał od nabrzeża w Gdańsku, załoga i statek byli żegnani nieprzyjaznymi okrzykami i tylko z trudem uniknięto prowokacji, umożliwiającej zatrzymanie statku w porcie. S/s „Wisła” zawinęła do Gdańska 16 sierpnia z ładunkiem prawie 5000 ton rudy żelaza. Wyładunek odbywał się bardzo wolno, co niepokoiło załogę. Kapitan Paweł Traczewski 24 sierpnia w południe dostał telefonicznie z centrali Żeglugi Polskiej nakaz natychmiastowego opuszczenia gdańskiego portu. Przerwał wyładunek i przygotował statek do wyjścia w morze. Niestety, władze portu nie dały pilota. Wedle obowiązujących przepisów, żaden statek nie mógł opuścić portu bez pilota. Nieocenioną wówczas rolę odegrał kpt. żeglugi wielkiej Stanisław Kubin, absolwent Wydziału Nawigacyjnego Szkoły Morskiej w Tczewie, który jako pilot portu gdańskiego mógł wyprowadzić „Wisłę” na gdyńską redę.

Jak wyglądała sprawa wpłynięcia niemieckiego pancernika „Schleswig-Holstein” do portu w Gdańsku?

Przybycie niemieckiego pancernika szkolnego na redę Gdańska zupełnie zaskoczyło komodora i pilotów. Spodziewali się zawinięcia zapowiadanego krążownika „Kőnigsberg”, natomiast na redzie pojawił się dużo silniej uzbrojony okręt szkolny, były pancernik. Była to jednostka o bardzo silnym uzbrojeniu artyleryjskim, z ośmiusetosobową załogą. Komodor Tadeusz Ziółkowski wizytował ten okręt na redzie i uznał, że nie planowano jego wejścia do portu oraz że okręt ma na pokładach sprzęt bojowy przygotowany do zadań desantowych. Jako były oficer floty cesarskiej zorientował się, że „Schleswig-Holstein” wiezie pod pokładami liczny oddział desantowy, który w żadnym razie nie mógł być wprowadzony do portu gdańskiego bez złamania obowiązującego prawa. Gestapo aresztowało go na kilka godzin, a jego obowiązki przejął zastępca Niemiec, kapitan Rudolf Norman, który wprowadził niemiecki pancernik do gdańskiego portu.

Rozumiem, że nie mógł zmienić decyzji swego zastępcy i zażądać wyprowadzenia okrętu z portu.

Nie. Do 1 września komodor Tadeusz Ziółkowski pozostawał de facto w areszcie domowym w mieszkaniu w Nowym Porcie. Gestapo aresztowało wielu innych polskich kapitanów i pilotów, zatrudnionych w porcie gdańskim, w tym polskich pracowników administracji. Właśnie w ten sposób gestapo oczyszczało newralgiczny obszar, jakim miał się stać port gdański. Ustawienie pancernika „Schleswig-Holstein” naprzeciw cypla Westerplatte dawało doskonałe warunki ostrzału polskiej placówki i niszczenia Helu, gdyż zasięg jego artylerii pokładowej pozwalał na wspomożenie jednostek Kriegsmarine w operacjach w Zatoce Gdańskiej.

Czy komodor Tadeusz Ziółkowski poniósł konsekwencje odmowy wprowadzenia pancernika do portu gdańskiego?

Najpierw kapitan Norman namawiał go, aby przyłączył się do budowania III Rzeszy, ale kiedy zdecydowanie odmówił, wysłano go do robót na Westerplatte, a później osadzono w obozie w Stutthoffie. Został rozstrzelany w Wielki Piątek 22 marca 1940 roku w masowej egzekucji 67 wybitnych przedstawicieli Polonii gdańskiej. Datę jego śmierci udało się ustalić dzięki życzliwej pomocy pracowników Muzeum Stutthof.

Co stało się później z pancernikiem „Schleswig-Holstein”?

W kwietniu 1940 roku brał udział w inwazji na Norwegię. Później wycofany został z działań ofensywnych. Stacjonował w Gdyni, która w czasie wojny stała się portem wojennym Kriegsmarine. 18 grudnia 1944 roku i 21 marca 1945 podczas bombardowania gdyńskiego portu przez lotnictwo alianckie okręt został trafiony bombami i zatonął w basenie portowym.

Na podstawie artykułu 3 zawartej 29 października 1945 roku w Moskwie Umowy między Ministerstwem Żeglugi i Handlu Zagranicznego a Komisariatem Ludowym Marynarki Wojennej ZSRR w sprawie robót ratowniczych i pogłębiarskich w portach polskich, do której jako integralną część dołączono Protokół o podziale statków zatopionych w portach morskich, wszystkie okręty wojenne stanowiące zdobycz wojenną przechodziły na własność ZSRR, z wyjątkiem tych, które zostały wyłączone według uznania Komisariatu Ludowego MW ZSRR. Wśród okrętów Kriegsmarine przyjętych przez ZSRR był także wrak „Schleswiga-Holsteina”, którym wiosną 1946 roku zajęły się ekipy awaryjno-ratownicze Południowo-Bałtyckiej Floty ZSRR.

19 lipca 1946 roku grupa ludzi kultury, między innymi Ewa Szelburg-Zarębina, wystąpiła z apelem do marszałka Michała Roli-Żymierskiego o wydobycie pancernika i wystawienie go przy Westerplatte, aby jako symbol zwycięstwa upamiętnił wybuch II wojny światowej. Jednak ówczesne Dowództwo Polskiej Marynarki Wojennej nie kwapiło się do wspierania realizacji takiego pomysłu.

Dlaczego?

Podniesienie okrętu, jego odbudowa oraz utrzymanie kosztowałoby krocie, przekraczające wówczas nawet roczny budżet marynarki polskiej. Dowództwo Południowo-Bałtyckiej Floty ZSRR 26 września 1946 „Schleswiga-Holsteina” wcieliło pod nazwą „Borodino” w skład swojej floty. Po uszczelnieniu kadłuba i pokładów wrak pancernika został podniesiony z dna basenu. Był on długo przygotowywany do holowania. Dopiero 22 maja 1947 roku o 15.30 został wyprowadzony z Gdyni przez dwa sowieckie holowniki „MB44” i „MB46”, a następnie pomyślnie doprowadzony do Tallina. Przeholowanie do Kronsztadu się nie powiodło i wrak okrętu 25 czerwca 1947 roku zatonął na płyciźnie w Zatoce Fińskiej.

Historyk Siergiej Siergiejewicz Bierieżnoj podaje, że okręt nie nadawał się do odbudowy i z polecenia dowództwa został zatopiony. Ja jednak uważam, że „Schleswig-Holstein” był wartościowym wrakiem i na jego ratowanie Flota Południowego Bałtyku wydała zbyt poważne środki, aby je w taki sposób marnotrawić. Sądzę, że w trakcie przeholowania z Tallina do Kronsztadu rozdarły się zabezpieczenia kadłuba zrobione przez radzieckich ratowników w Gdyni.

Aby „Schleswig-Holstein” nie zatonął na głębi, holowniki wciągnęły wrak na przybrzeżną mieliznę w Zatoce Fińskiej z zamiarem przeprowadzenia kolejnej akcji ratowniczej. Jednak dowództwo ZSRR zrezygnowało z podnoszenia pancernika. „Schleswig-Holstein” pozostał na zawsze w rejestrze wojennych wraków, tym razem już jako należący do Południowo-Bałtyckiej Floty ZSRR.

muzhp.pl


Prof. Jan Kazimierz Sawicki – historyk, pracownik Akademii Morskiej w Gdyni; specjalizuje się w dziejach Polskiej Marynarki Wojennej w XX wieku.

spot_img

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najpopularniejsze

Ostatnio dodane

- Advertisment -