piątek, 26 kwietnia, 2024

„Szabla”

Szabla żołnierza polskiego, wzór 1921, używana w kampanii wrześniowej 1939 (ze zbiorów Zbigniewa Boczonia). Fot. EB

Buszując po kuźni Dominek znalazł wśród zardzewiałego złomu, równie zardzewiałą ułańską szablę. Bardzo zaciekawiło go to znalezisko.

Próbował wszelkimi metodami wyczyścić klingę, by potem przywiązać ją sznurkiem do paska i dumnie paradować po podwórku, wśród kur, kaczek i gęsi. Jego starania w pucowaniu szabli nie dały większych efektów, ale chłopiec i tak był szczęśliwy z posiadania takiego oręża. Szabla niestety nie miała pochwy, a uwiązana sznurkiem do paska ciągnęła się za Dominkiem po ziemi, pozostawiając rowek w piasku. Chłopcu to nie przeszkadzało i był dumny ze swojego znaleziska .

– Po coś to wydar ? Zapytał dziadek wyglądając przez kuchenne okno. – To śi ni nadaji na nic!.

– Dziadziu?! A to twoja na wojnę?

Chłopiec dużo słyszał o wojnie, gdy przesiadywał w ciemnym kącie kuźni, a chłopy pijąc „patyka” zapominali o jego obecności. Dziadek i starsi jak on, opowiadali o swojej wojnie, a młodsi dopytywali o czasy, kiedy każdy z tych chłopów był żołnierzem. Służyli w różnych formacjach, ale tylko dziadek był kawalerzystą i było widać, że jest z tego dumny.

Jako młody kowal wcielony został, oczywiście, do kawalerii, bo przecież trzeba było kuć ułańskie konie. W czasie służby wojskowej został również ordynansem, czyli służącym swojego dowódcy. Czyścił mu więc buty, oporządzał konia i był na różne posyłki. O tym wszystkim chłopiec dowiadywał się przez kilka lat, bo dziadek, choć dumny z ułańskiej przeszłości, bardzo rzadko i z oporami opowiadał o wojnie, o tym strasznym dla niego i dla jego szwadronu wrześniowym dniu trzydziestego dziewiątego roku.

Do walki doszło gdzieś pomiędzy Przemyślem a Lwowem. Bój, jak opowiadał, nie trwał długo. Już na początku zginął dowódca, a szwadron poszedł w rozsypkę.

– Ja stracił konia

Słysząc to Dominek myślał, że koń został zabity, dzisiaj wcale nie jest tego taki pewien. Może koń po prostu uciekł przerażony, gdy młody ułan Władziu spadł z niego w ferworze walki. O to chłopiec nie dopytał, ale zadał inne pytanie:

– Dziadziu, a jak nazywał się twój koń?

– Wicher – odpowiedział dziadek.

– Oj stary, stary…. przestał byś już dziecko straszyć to wojno – powiedziała babcia Rózia zamykając okno i dodała:

– Trza już ligać!

Oznaczało to, że czas już się kłaść do łóżka.

Dziadek zamilkł, przygasił naftową lampę małym okrągłym pokrętłem i jeszcze długo w noc patrzył w przestrzeń przez zamknięte okno.

A Dominek leżąc na sienniku, który tak naprawdę wypchany był słomą, przytulony do babci zrozumiał teraz dlaczego koń, na którym jeździł czasem z dziadkiem, ma na imię Wicher.

Po przegranej bitwie część ocalałych ułanów uciekała w kierunku Rumunii. Dziadek nie uciekł. Przez dwa tygodnie wracał do rodzinnej wioski, do żony Róży i rocznej wtedy córeczki Wandzi, cioci Dominka, która żyje do dziś.

– Ja szedł tylko nocą, a w dzień chował się w krzakach nad Sanem.

Wrócił i już nie walczył, a po wojnie postawił kuźnię, w której dzisiaj jego wnuk znalazł starą, zardzewiałą ułańską szablę.

Tak, dziadek to był ktoś!

Dominik Ćwik


Dominik Ćwik – poeta, pochodzi z Jarosławia na Podkarpaciu, od lat mieszka i tworzy w Rzeszowie. Laureat wielu ogólnopolskich i regionalnych konkursów poetyckich. Jest autorem zbiorów poetyckich: „Do Drogi Mlecznej” (1994), „Zaginione pióro” (1996), „Dialog” (2000), „Cierpliwość niespokojna” (2020). Współwydawca kwartalnika społeczno-kulturalnego „Pobitno – Nasza Mała Ojczyzna”. Laureat Literackiej Nagrody „Złote Pióro” za tomik poezji „Cierpliwość niespokojna”, przyznanej przez rzeszowski Oddział Związku Literatów Polskich.

Fot. Archiwum Dominika Ćwika
spot_img

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najpopularniejsze

Ostatnio dodane

- Advertisment -