piątek, 19 kwietnia, 2024
Strona głównaDziałySylwetkiHistoria Michała, co Greenpoint posłodził

Historia Michała, co Greenpoint posłodził

Michał Lechowicz, właściciel słynącej ze wspaniałych wypieków i popularnej nie tylko na Greenpoincie, cukierni Charlotte Patisserie, od kiedy pamięta, uwielbiał sport i pieczenie ciast wspólnie z mamą.

Michał Lechowicz z żoną i synami. Fot. Archiwum M. Lechowicza

U nas w domu w każdą sobotę odbywało się pieczenie i gotowanie. Od zawsze lubiłem pichcenie, a zwłaszcza pomoc przy wypiekach. Z niecierpliwością i niepokojem czekaliśmy na efekt końcowy, bo przy ówczesnych technologiach kuchennych nawet doświadczone kucharki nie mogły mieć pewności, że wszystko wyjdzie jak należy – wspomina.

W poszukiwaniu swojej drogi

Michał urodził się i wychowywał w Łomży, skąd wyjechał do Stanów zaraz po maturze. Dołączył do rodziców i starszej siostry Magdy. Dzięki tacie, który już od lat mieszkał w Ameryce, Michał miał zieloną kartę, więc przyjechał jako stały rezydent, co było ułatwieniem w stawianiu pierwszych kroków.

Niestety nie znałem języka. W podstawówce jeszcze się uczyłem obowiązkowo rosyjskiego i dopiero w szkole średniej miałem angielski, ale wiadomo, jaki to był poziom. A ja chciałem dalej się kształcić – opowiada.

Na razie jednak postanowił zrobić sobie wolne od szkoły, bo najpierw musiał opanować angielski, w czym pomogły mu kursy językowe. Poza tym pracował z tatą przy robotach dachowych i budowlance. Zrobił też licencję ratownika i przez lato zatrudnił się na plaży Rockaway.

Chciałem już jednak ruszyć do przodu, więc złożyłem aplikację do LaGuardia College, gdzie skończyłem zarządzanie – wspomina.

Studiował i pracował, ale pracę zmieniał dość często, poszukując czegoś satysfakcjonującego. Coraz częściej jego myśli biegły w kierunku cukiernictwa.

Moja pasja do gotowania oczywiście nie wygasła. I tak pomiędzy pracami, szkołą, domem kończyłem różne kursy kucharskie, żeby wiedzieć, co się dzieje w światku kulinarnym Nowego Jorku. Tradycję weekendowych i świątecznych wypieków przenieśliśmy z Polski do Nowego Jorku. Ciast, które piekliśmy, było zawsze kilkanaście. Razem z mamą siedzieliśmy i wymyślaliśmy. Do dzisiaj lubimy to robić – wspomina.

Francuskie klimaty

Nauka w LaGuardia College dała mu wiedzę, jak prowadzić firmę, ale Michał czuł, że to nie jest jego droga.

Postanowiłem, że chcę robić to, co lubię, zamiast potem się zastanawiać i żałować, że tego nie zrobiłem. I coraz częściej myślałem o tym, że chcę zostać cukiernikiem. Dlatego po skończeniu LaGuardii powiedziałem sobie, że albo kształcę się dalej w tym właśnie kierunku, albo szukam czegoś zupełnie nowego – wspomina.

Zainteresowały go dwie szkoły – American Institute of Culinary znajdująca się na północy stanu Nowy Jork i French Institute of Culinary na Manhattanie.

Wolałem być bliżej domu i zdecydowałem, że podejmę naukę w French Institute. Bardzo mi się podobał pastry program, czyli program cukierniczy, który oferowali – mówi.

I ten właśnie program jest podstawą, na której Michał bazuje do dzisiaj.

– Nauka w French Institute była dla mnie czystą przyjemnością – wspomina.

Dzięki współpracy szkoły z francuskimi cukierniami Michał wyjechał na praktyki do Francji.

Zdecydowałem się na ten wyjazd, pomimo że taki staż nie był płatny i jeszcze musiałem opłacać zarówno mieszkanie, jak i wyżywienie, ale było warto. Pojechałem nad Morze Śródziemne, do miejscowość Beziers, w pobliżu Montpelier, przy granicy z Hiszpanią. Tam spędziłem 1.5 roku w cukierni Maisone Carratie, zdobywając doświadczenie i szlifując umiejętności nabyte w szkole. Szybko się zaadaptowałem w nowym środowisku. Już po kilku miesiącach dość dobrze porozumiewałem się po francusku. Zresztą nie miałem innego wyjścia, bo po angielsku mówił tylko mój szef, ale jego prawie nigdy nie było, a reszta personelu władała hiszpańskim albo francuskim, po angielsku nawet się nie starali mówić. Do dziś pobyt we Francji wspominam bardzo miło. To był świetny okres w moim życiu. Poznałem wielu wspaniałych ludzi, zaprzyjaźniłem się z moim szefem, jeździłem z nim po Francji i po Hiszpanii, dużo się nauczyłem i zwiedziłem mnóstwo ciekawych miejsc – opowiada.

A może otworzymy cukiernię?

Kiedy Michał z bagażem nowych doświadczeń i umiejętności w końcu wrócił do Nowego Jorku, z żalem stwierdził, że nie widzi dla siebie miejsca, gdzie mógłby wykorzystać to, czego się nauczył. Nie dlatego, że nie było pracy, tylko stawki były żałośnie niskie.

Z pomocą przyszła siostra Magda. Obserwując rozterki brata, po prostu rzuciła pomysłem: „To może otworzymy swoją cukiernię?”

Akurat na Manhattan Avenue zwolnił się lokal, wcześniej wynajmowany przez ubezpieczalnię All State. Michał zdecydował, że przyszedł czas, aby zbudować coś swojego i postawił wszystko na jedną kartę.

Bez siostry bym sobie nie poradził. To ona zajęła się administracyjną częścią naszego biznesu, a ja remontem, w którym pomagała cała rodzina i znajomi. Ale do tego, aby ruszyć z miejsca z cukiernią, najważniejsza była kuchnia, a ta w naszym nowym lokalu miała wielkość małej łazienki. Jednak uporaliśmy się z tym problemem. Cieszyło mnie, że wizja staje się rzeczywistością – opowiada.

Michał jednak nie byłby sobą, gdyby nie zrobił kolejnego kursu.

Jak ma być cukiernia, to wiadomo, że musi być i kawa. Więc pojechałem do Portland i ukończyłem prestiżowy kurs baristy – mówi.

Bo charlotte kojarzy się z szarlotką

Zastanawialiśmy się z siostrą nad nazwą, która będzie zarówno francuska, jak i polska. Wiedziałem, że we Francji jest wiele ciast, które w nazwie mają wyraz „Charlotte”, a w Polsce mamy naszą szarlotkę. I tak wymyśliliśmy „Charlotte Patisserie”, która otworzyła swoje podwoje w 2011 roku – zdradza Michał.

W ofercie był od razu duży wybór ciastek, deserów, tortów, kaw. Miejsce przyciągało francuską nazwą i było inne od już istniejących na Greenpoincie. Pomimo świetnych początków Magda i Michał wiedzieli, że było za wcześnie, aby mówić o pełnym sukcesie. Wszystkie siły trzeba było skoncentrować na rozwoju cukierni.

Muszę przyznać, że jak już interes ruszył, to nigdy przedtem w życiu tak ciężko nie pracowałem. Wstawałem około 3:30, na miejscu byłem o 4:00, na 7:00 już musiały być gotowe świeże wypieki, a po całej produkcji stawałem za ladą i serwowałem kawę. Chciałem mieć kontakt z klientami, poznać ich, żeby móc wraz z nimi stworzyć miejsce, do którego będą chętnie wracać. Chciałem się dzielić moją pasją. To właśnie nasi klienci dawali mi siłę i energię do dalszej pracy. Uczyliśmy się z dnia na dzień jak na szybko rozwiązywać nagłe problemy, jak ogarniać większe zamówienia, zakupy, nie dopuszczać do braków czegokolwiek, zdobywaliśmy doświadczenie i z miesiąca na miesiąc radziliśmy sobie coraz lepiej. Po dwóch latach mieliśmy stałą klientelę, a po nasze wypieki ustawiały się kolejki. I wtedy chciało nam się robić jeszcze więcej – wspomina Michał.

Po pół roku do zespołu dołączył Tomasz Plocha, wykształcony cukiernik z doświadczeniem z renomowanych cukierni w Polsce. Ze swoją wiedzą, umiejętnościami i pasją, cały czas współtworzy Charlotte.

Dwa lata po otwarciu cukiernia znacznie się powiększyła, bo zwolnił się sąsiedni lokal, co Michał bez zastanowienia wykorzystał. Wiązało się to z kolejnym remontem, ale ten już był niestraszny. W tym okresie Charlotte Patisserie bez zarzutów działała dalej, a wkrótce poszerzyła ofertę, dzięki temu, że powstała nowa, przestronna i wygodna kuchnia.

Dzieła sztuki cukierniczej

Po wejściu do lokalu w nozdrza uderza oszałamiający zapach słodko-czekoladowo-kawowy. Zza szyb szklanych lad kuszą mniejsze i większe dzieła sztuki cukierniczej. Ciasteczka i torty są tak śliczne, że aż żal wbijać w nie widelczyk, a każdy o niepowtarzalnym smaku. Niebo w gębie.

Kawiarnia zapewnia, że: „Wszystkie wypieki są ręcznie robione na miejscu, w autentycznym francuskim stylu, przy użyciu wyłącznie najlepszych składników”.

Od początku chciałem, żeby moje wyroby były idealne. Sporo czasu minęło, zanim stwierdziłem, że wreszcie piekę doskonałe croissanty. Opieram się na stylu francuskim, ale przede wszystkim nie robię niczego, czego nie lubię. Często pytano mnie, dlaczego nie piekę takiego czy innego ciasta. Oczywiście, że słuchamy też naszych klientów. Posiadamy w ofercie ciastka, które pojawiły się na samym początku działalności, ale co jakiś czas powstaje coś nowego – zdradza szef Michał.

Chociaż Greenpoint, już od dłuższego czasu, nie jest jednoznacznie kojarzony jako „polska dzielnica”, to jednak wciąż mieszka tu i przyjeżdża z innych dzielnic wielu rodaków. Dlatego nie brakuje tradycyjnych polskich wypieków, ale te pojawiają się raczej sezonowo – pączki w karnawale i oczywiście na tłusty czwartek, baby, keksy i serniki w okresie wielkanocnym.

Z obserwacji personelu wynika, że ulubionym ciastkiem (także w postaci tortu) jest deser Duet. To doskonałe połączenie musu z białej i mlecznej czekolady z chrupiącym orzechowym ciasteczkiem. Duet stał się sztandarowym wypiekiem Charlotty.

Nie tylko słodkości

Na prośby klientów kawiarnia postanowiła poszerzyć swoje menu o ofertę śniadaniowo-brunchowo-lunchową. Co prawda już na początku można było oprócz słodkości zamówić kanapki, ale były ich tylko dwa rodzaje. Od kiedy jednak powstała większa kuchnia, w Charlotte można zjeść pyszny posiłek.

W ofercie znajdują się omlety, quiche, tosty francuskie, kilka wariantów kanapek, a wśród nich Croque Monsieur polana wspaniałym sosem beszamelowym. Jest także hamburger i zupy dnia. Do wszystkiego podawane są sałatki i frytki.

Michał jednak nie myśli o otwarciu typowej restauracji.

Wolę piec, niż gotować. Ale przygotowujemy catering na prywatne imprezy. Sam wtedy układam menu, bo nie lubię się powtarzać z potrawami. Lubię się bawić nowymi smakami dań. Gotowanie jest dla mnie wyzwaniem i kiedy już wiem, że mamy zamówienie, to przez kilka nocy zastanawiam się nad tym, co muszę przygotować, lubię dokładnie przemyśleć sobie kartę dań, przejrzeć różne przepisy. A potem gotuję – przyznaje.

Znani i mniej znani klienci

Z usług szefa Michała i Charlotte Patisserie bardzo chętnie korzysta przy wielu okazjach konsulat generalny RP, Polska Misja przy ONZ, członkowie Pulaski Association, hala widowiskowa Madison Square Garden. Piekł nawet dla prezydenta Andrzeja Dudy podczas jednej z jego wizyt w Nowym Jorku.

O Charlotte Patisserie zrobiło się głośno w październiku 2018 roku. Michał otrzymał wtedy zamówienie na zrobienie tortu urodzinowego na 48. urodziny Kelly Ripy, aktorki i gospodyni talk show „Live with Kelly and Ryan”. Ogromny tort, w kształcie kanapki z masłem orzechowym i galaretką, wyraźnie wzruszył solenizantkę. Ryan Seacrest, współgospodarz talk show, zamówił taki tort, bo „peanut butter and jelly Sandwich” jest ulubioną kanapką Kelly. Oczywiście chef Mike również wtedy wystąpił w show, dzięki czemu Nowy Jork dowiedział się o greenpoinckiej cukierni.

Na co dzień klientami Charlotte są mieszkańcy Greenpointu, ale nie tylko.

Od początku przychodziło całkiem sporo Francuzów, bo przyciągała ich francuska nazwa. Polacy dowiadywali się o nas z gazet polonijnych i poleceń. Ktoś przyszedł sprawdzić, co to za nowe miejsce, napił się kawy, zjadł ciastko. Jak zasmakowało, to podał dalej, że otworzyła się fajna, nowa miejscówka, oferująca inne wypieki niż te dotychczas znane – mówi Michał.

Z czasem pojawiły się zamówienia na torty okolicznościowe – na urodziny, chrzciny, komunie i wszelkie okazje. Tak jak i inne wypieki, torty są majstersztykiem. Dbałość o każdy detal sprawia, że trudno od nich oderwać oczy.

Wśród gości kawiarni często pojawiali się członkowie zrzeszenia Pulaski Association of Business and Professional Men.

Poznałem wielu z nich, bo chętnie wpadali na kawę i ciastko. Prezesem był wówczas Artur Dybanowski i to właśnie on któregoś dnia po prostu zapytał, czy nie chciałabym wstąpić do organizacji. To był dla mnie zaszczyt. Zapoznałem się z działalnością, spodobało mi się to, co robił Artur, którego w tym roku zastąpił Grzegorz Fryc. Przyznaję też, że właśnie dzięki Pulaski Association stałem się bardziej rozpoznawalny wśród Polonii – opowiada Michał.

Po ponad 10 latach Michał jest pewien, że droga życiowa, którą obrał, była słuszna i odczuwa satysfakcję z tego, co osiągnął, ale ma jeszcze wiele planów.

Marzy mi się sieć Charlotte Patisserie. Jak na razie mamy dwie lokalizacje – na Greenpoincie i na brooklyńskim Cobble Hill. Restaurator Norman Brinker powiedział: „Jeśli dobrze się bawisz tym, co robisz, nigdy nie przepracujesz ani jednego dnia w swoim życiu”. Ja się świetnie bawię – zdradza.

Iwona Hejmej


Charlotte Patisserie Café…

… zaprasza na ręcznie robione ciasta i ciasteczka w prawdziwym francuskim stylu, które wybornie smakują z wysokiej jakości kawą lub kieliszkiem wina. Kawiarnia oferuje także śniadania i lekkie lunche. Szef Michał przyjmuje zamówienia na torty okolicznościowe, które spod jego ręki wychodzą jak kulinarne dzieła sztuki. Personel przygotuje także niepowtarzalny catering na Twoją imprezę.

Zapraszamy do dwóch lokalizacji:

596 Manhattan Ave
Brooklyn, NY 11222
tel.: 718 383 8313

oraz

201 Court St
Brooklyn, NY 11201
tel.: 929 295 0372

spot_img

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najpopularniejsze

Ostatnio dodane

- Advertisment -