środa, 1 maja, 2024
Strona głównaDziałySylwetki„Drużynie Górskiego też nie dawano szans”

„Drużynie Górskiego też nie dawano szans”

Grzegorz Lato to najbardziej utytułowany piłkarz w historii polskiej reprezentacji oraz król strzelców mistrzostw świata. W narodowych barwach zagrał dokładnie 100 razy. W tym roku mija 50 lat od świetnego występu Orłów Górskiego na mundialu, podczas którego po golu Grzegorza Laty biało-czerwoni wygrali z Brazylią, zajmując dzięki temu trzecie miejsce i zdobywając pierwszy w historii medal dla Polski na największej piłkarskiej imprezie. W rozmowie z „Białym Orłem” słynny napastnik wspomina tamto wydarzenie oraz komentuje na gorąco awans obecnej polskiej reprezentacji na Euro 2024.

Kto jak kto, ale Grzegorz Lato zasłużył na mural w Mielcu. Z miejscową Stalą m.in. dwa razy świętował mistrzostwo Polski. Fot. Marcin Jastrzębski

„Biały Orzeł”: Drużyna Michała Probierza awansowała na Euro po meczu, w którym przez 120 minut nie oddała strzału w światło bramki. Jak to skomentuje jeden z najlepszych napastników, jakiego wydała polska piłka nożna?

Grzegorz Lato: Jestem z kadrą na dobre i na złe, a jeśli wygrywa, to się raczej nie czepiam. Gdybym jednak musiał, to powiedziałbym, że za bardzo próbowaliśmy wjechać do walijskiej bramki. Kiedy w szesnastce pojawia się kilkunastu piłkarzy, robi się tłok i ciężko coś wcisnąć do siatki.

Blisko szczęścia był Jakub Piotrowski, który huknął z dystansu…

I tego właśnie było za mało. Z Estonią zdobył ładnego gola, z Walią też był blisko. Poza tym, gdy pojawiają się strzały z daleka, bramkarz wygania obrońców do przodu, a wtedy w polu karnym robi się więcej miejsca.

Wygrana po serii rzutów karnych to zasłużone zwycięstwo?

Mówi się, że to loteria i można się z tym zgodzić. Ale karne można dobrze i źle wykonywać, coś przekombinować. Nasi piłkarze pokazali, jak to się robi. Uderzenia były mocne, dokładne, bramkarz, nawet jak wyczuł kierunek, nie miał szans.

Wojciech Szczęsny parę razy w karierze reprezentacyjnej zawalił gole. W Cardiff na zawsze zamknął usta niedowiarkom?

To klasowy zawodnik, ale na tej pozycji nie ma nikogo, kto by nie wywinął czasem jakiegoś numeru. Nie znam takiego zawodnika. Pamiętam mecz, w którym bramkarz przyjmował podanie od obrońcy z podniesioną głową, pokazywał, komu zaraz poda, tylko nie zauważył, że piłka jest już w siatce (śmiech).

Francja, Holandia i Austria – taką mamy grupę na Euro. Jest radość po awansie, ale szanse na wyjście z grupy wyglądają, delikatnie mówiąc, średnio…

No to od razu przypominają mi się młode lata i na przykład sytuacja przed meczem na Wembley w 1973 roku. Nikt nam nie dawał większych szans, nie tylko na zwycięstwo, ale i na remis.

W Chorzowie wygraliście z Anglikami dwa do zera…

Tak, ale eksperci na Zachodzie lekceważyli ten sukces. Przypisano nam brutalną grę, Janka Tomaszewskiego nazwano klownem, o mnie prasa angielska pisała, że nadaję się bardziej do biegania na sto metrów. Anglicy zagrali sparing, w którym wbili siedem goli Austrii i byli pewni, że nas rozjadą. My zagraliśmy sparing z Holandią.

Był remis…

Jeden do jednego z jedną z najsilniejszych wtedy drużyn świata. Trener Holendrów ostrzegał Anglików, ale nikt go nie słuchał.

Na Wembley padł zwycięski remis, ale nie powie Pan, że nie mieliście tony szczęścia?

Z jednej strony tak, z drugiej jechałem sam na sam z Shiltonem i McFarland złapał mnie wpół. Fajnie, że nie kosił po nogach, ale tak czy owak, dziś byłaby czerwona kartka.

Latem minie pół wieku od mundialu 1974, na którym Polska wygrała 6 z 7 meczów i zdobyła trzecie miejsce w świecie. Przed turniejem byliście chyba w podobnej sytuacji, jak nasza obecna kadra…

Polskie kluby znaczyły w pucharach daleko więcej niż dziś, mieliśmy za sobą olimpijskie złoto w Monachium, ale tak, można szukać porównań. Mieliśmy powalczyć w grupie z Włochami, Argentyną, wygrać z Haiti i wracać do domu. Tymczasem po trzech meczach pojawiły się głosy, że Polska to powiew świeżości i zajdzie do strefy medalowej. Tak też się stało.

Strzelił Pan siedem goli i został królem strzelców. To były megaważne gole, ale niekoniecznie efektowne…

Padliniarz, szakal, sęp, tak mnie czasem nazywano. Nie obrażałem się za bardzo. Pamiętam mecz eliminacyjny do Euro 1976 z Holandią. Nikt by raczej nie ruszył do przodu, ale czułem, że obrońca poda do bramkarza. Wyszło na moje i padł gol. Wygraliśmy cztery do jednego. Albo się to ma, albo nie i biega bez skutku po połowie rywala. Trochę tych bramek strzeliłem (45 – red.), a meczów reprezentacji było o wiele mniej. Grupy eliminacyjne liczyły po trzy, cztery zespoły, nie było Ligi Narodów itd. Chylę czoła przed dokonaniami Roberta Lewandowskiego, ale w naszych czasach graliśmy rzadziej, a ja na przykład karnych nie strzelałem.

A propos Holandii. W rewanżu przegraliście zero trzy i Orły Górskiego na Euro nie pojechały.

Bolało, ale może przypomnę, jak wyglądała grupa eliminacyjna – Holandia, Włochy, Finlandia i Polska. Z Włochami były dwa remisy, ale awans dawała tylko pierwsza pozycja. Kompletnie inna była wtedy skala trudności.

Skąd czerpać nadzieję, że obecna kadra wygra z Holandią, o Francji nie wspominając?

Może z tego, że z lepszymi często lepiej się gra. W eliminacjach grupowych daliśmy plamę, a nie zawsze rywal był lepszy. Mam na myśli choćby ten nieszczęsny mecz w Kiszyniowie, gdzie po pierwszej połowie zespół uznał, że ma już wakacje. Na Euro, w meczu z renomowanymi przeciwnikami, takiej dekoncentracji nie będzie. Nie jesteśmy faworytami, zgoda, ale nie grzebmy tej drużyny przed startem imprezy.

Do Niemiec blisko, jedzie Pan na Euro?

Oglądanie meczu na stadionie to przeżycie jedyne w swoim rodzaju, ale jednak odpuszczę. Postawię na dom, dobre towarzystwo, duży telewizor plus jakąś wodę niegazowaną (śmiech).

Na koniec przenieśmy się do Mielca. Niedawno odsłonięto tam mural, na którym widnieje Pana podobizna. Oprócz niej na muralu namalowano też zarys Pańskiej sylwetki. Problem w tym, że ta postać uderza piłkę lewą nogą…

I bardzo dobrze, bo lewą nogą zdobyłem swoje najpiękniejsze gole. Kiedy nią strzelałem, nawet pan Bóg nie wiedział, gdzie poleci piłka (śmiech).

Trafiał Pan lewą do siatki?

Zdarzyło się kilka razy i były to niebrzydkie bramki. Pamiętam mecz z Odrą Opole, w której bronił wtedy Józek Młynarczyk. Heniu Kasperczak poszedł po skrzydle, dał mi fajne podanie w okolice szesnastki, ale na lewą nogę. Nie kombinowałem, uderzyłem z pierwszej i „Młynarz” nie miał szans. Piłka poszła idealnie w same widły.

Fot. Marcin Jastrzębski

Na muralu widnieje napis „Król strzelców, 1974”, a pod nim Pański podpis. Czy młodzi kibice poznają, proszą Grzegorza Latę o autografy?

W internecie jest wszystko, także o historii piłki. Wciąż dostaję listy z całego świata, z Japonii, Hong Kongu, Tajwanu, z USA i tak dalej. Ludzie proszą o autografy, sami też przysyłają fotografie, czasem takie, których kompletnie nie znam. Co roku zamawiam ich tysiąc, wysyłam kibicom z rożnych krajów, rozdaję dzieciom na spotkaniach w szkołach. Z ostatniego zakupu zostało mi już tylko ze sto pięćdziesiąt fotek.

Na ulicy też Pana rozpoznają?

Zdarza się. Wtedy pomaga żona, która zawsze ma w torebce ze dwadzieścia zdjęć z gotowymi podpisami.

Na koniec składam najlepsze życzenia z okazji zbliżających się urodzin. Trochę tych wiosen już Pan ma, ale na zdrowie chyba nie narzeka?

Trzymam się jakoś. W końcu to dopiero dwudzieste szóste urodziny do setki. (śmiech).

Rozmawiał Tomasz Ryzner

spot_img

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najpopularniejsze

Ostatnio dodane

- Advertisment -