Dagmara Scalise mieszka w Southington od 10 lat i ma ambicje, aby od przyszłego roku stać się głosem 43 tysięcy jego mieszkańców w stolicy stanu. Obecnie jest kierownikiem działu marketingu w Bristol Health, jest też autorką dwóch książek. Swoje zainteresowanie polityką zawdzięcza wynikowi wyborów prezydenckich w 2016 roku, które jako członek Partii Demokratycznej uznała za przerażające i szkodliwe dla kraju. Po nieudanym starcie w wyborach na senatora stanowego dwa lata temu dziś ponownie postanowiła zmierzyć się z wyzwaniami kampanii politycznej, startując na stanowego reprezentanta, ponieważ – jak twierdzi – nie chce pozostać obojętna wobec spraw lokalnych, stanowych, a nawet krajowych. O jej polskich korzeniach, zainteresowaniu polityką oraz o tym, co spędza sen z powiek mieszkańcom Southington, opowiada w rozmowie z „Białym Orłem”.
„Biały Orzeł”: Urodziła się Pani w Polsce. Skąd dokładnie Pani pochodzi?
Dagmara Scalise: Urodziłam się w Zgorzelcu. Wyemigrowałam z matką do Stanów Zjednoczonych jak miałam 5 lat. Zostałam obywatelką Stanów Zjednoczonych w wieku 12 lat. Dumna jestem z tego, że potrafię rozmawiać po polsku. W domu, gdy byłam dzieckiem, rozmawialiśmy po polsku, uczęszczałam też do polskiej szkoły, należałam do harcerstwa, właściwie aż do czasu średniej szkoły.
Mieszkała Pani w New Britain, później w Chicago, więc można powiedzieć, że całe życie miała Pani kontakt z Polonią?
Tak, New Britain oczywiście jest bardzo polskim miastem, ale w Chicago też mieszkaliśmy w polskiej dzielnicy, gdzie mieściły się polskie kościoły, sklepy, restauracje.
W 2016 roku, już jako mieszkanka Southington, zaczęła się Pani interesować polityką. Jak do tego doszło?
Tak naprawdę skłoniły mnie do tego wybory w 2016 roku. Jak wiele osób, szczególnie demokratów, byłam zaskoczona i zbulwersowana ich wynikiem. Czułam, że chcę coś zmienić. Niedługo potem uczestniczyłam z córkami w marszu kobiet w Waszyngtonie, poczułam wtedy łączący nas, uczestniczki, patriotyzm, ale sam marsz nie wystarczył. Chciałam zrobić coś więcej, chciałam zaangażować się w lokalną politykę, więc zaczęłam kontaktować się z lokalnymi działaczami Partii Demokratycznej, nawiązywać kontakty i współpracę.
Jaki był tego skutek?
Zostałam nominowana do miejskiej komisji ds. planowania i zagospodarowania przestrzennego (Planning and Zoning Commission). Dwuletnia kadencja była dla mnie doświadczeniem, które dało mi wgląd w lokalne sprawy. To, jak troszczymy się o nasze domy, o naszą dzielnicę, jak chcemy bądź nie chcemy gospodarować przestrzenią, to są ważne sprawy dla mieszkańców miasta. Ludzie mają bardzo utrwalone opinie na temat tego, jak powinna wyglądać ich ulica, dzielnica czy miasto.
Dwa lata temu zrobiła Pani kolejny polityczny krok, startując do Senatu Stanowego. Co skłoniło Panią do ubiegania się o tę posadę?
Tak, startowałam jako kandydatka na Senatora Stanowego z 16. Dystryktu (Cheshire, Prospect, Southington, część Waterbury, Wolcott – red.). Poszło mi nieźle, szczególnie w moim mieście – Southington, w którym zyskałam 70 procent głosów. Niestety w całym dystrykcie zabrakło mi dokładnie 37 głosów i prawybory zakończyły moją kandydaturę w owych wyborach. Było to dla mnie jednak niesamowitym doświadczeniem, które mnie jeszcze bardziej podbudowało, zmotywowało.
Ta motywacja skłoniła Panią do kolejnego startu, tym razem w wyborach na reprezentanta stanowego 81. dystryktu, który obejmuje miasto Southington?
Tak, choć mimo motywacji są to ciężkie decyzje. Jako matce trójki dzieci pracującej na pełnym etacie nie brakuje mi obowiązków. Ale przyszedł moment, gdzie powiedziałam sobie – jeżeli nie ty, to kto?
W tym roku odbywają się również wybory prezydenckie. Ze strony Pani kampanii w internecie można wywnioskować, że nawet lokalne wybory do legislatury stanowej postrzega Pani jako swego rodzaju referendum nad tym, co się dzieje w całym kraju…
Mieszkam w Southington od 10 lat. Wydaje mi się, że poglądy polityków, którzy reprezentują Southington, którzy w większości są konserwatywni, nie do końca odzwierciedlają poglądy mieszkańców miasta, w większości demokratów. Jeżeli chodzi o agendę prezydenta Trumpa, ci sami politycy popierają jego poglądy. Proszę pamiętać, że stanowa legislatura kształtuje politykę całego stanu i decyduje o takich sprawach, jak opieka zdrowotna, minimalne wynagrodzenia czy nawet o tym, jak uczymy o zmianach klimatu w naszych szkołach. Z kolei polityka ogólnokrajowa prowadzona przez Partię Republikańską ma wpływ na to, jak głosują republikanie na stanowym poziomie. A to, co się dzieje dziś w kraju, jest przerażające. Wystarczy przyjrzeć się, jak kraj radzi sobie z pandemią. Republikańscy politycy nawet na stanowym poziomie, którzy popierają obecną krajową politykę, również ponoszą za nią odpowiedzialność.
Czy są jakieś sprawy, o które troszczą się w szczególności mieszkańcy Southington?
Myślę, że każdy mieszkaniec naszego stanu, bez względu na to, w jakim mieszka mieście, najbardziej przejęty jest dziś skutkami Covid-19 oraz tym, jaki panująca pandemia będzie miała wpływ na stanowy budżet. Od wielu lat w stanowej legislaturze trwają dyskusje na temat zadłużenia, dziur w budżecie stanowym oraz zobowiązań emerytalnych. Obecnie do tej listy można dopisać ogromne koszty związane z walką z pandemią, w czasie, kiedy dochody stanu maleją z tego samego powodu. Mieszkańcy Southington mają dziś uzasadnione obawy, czy poziom wsparcia, jakie miasto dostaje ze stanu, nie ulegnie zmianom. Martwią się też o miejsca pracy, o utrzymanie małych przedsiębiorstw.
Wspomniała Pani, że reakcja rządu federalnego na panującą pandemię jest przerażająco nieadekwatna. Ale nasz stan Connecticut radzi sobie lepiej niż większość pozostałych stanów. Jak ocenia Pani walkę z pandemią oraz jej skutkami na lokalnym poziomie przez obecnego gubernatora i jego administrację?
Uważam, że stan Connecticut świetnie sobie radzi, co w większości jest zasługą gubernatora. Jego podejście do sprawy jest ponadpartyjne, ale też uzasadnione nauką, statystykami, faktami. Sama pracuję w służbie zdrowia i wydaje mi się, że poziom, na jakim udało nam się zahamować pandemię, jest wzorem do naśladowania dla innych stanów.
Czy to uzasadnia potrzebę większej liczby demokratów w stanowej legislaturze, która wtedy jeszcze bardziej wspierałaby działania gubernatora?
Tak, zgadza się. Uważam, że jest to bardzo istotne.
W Southington mieszka też sporo Polaków i można powiedzieć, że jest ich coraz więcej. Czy są jakieś potrzeby specyficzne do lokalnej Polonii? Jak planuje Pani służyć polskim mieszkańcom Southington?
Chciałabym mieć stały kontakt i dialog z Polonią, aby być wyczuloną na jej potrzeby. Polacy są bardzo przedsiębiorczy, gospodarni, więc zapewne sprawy związane z lokalną ekonomią mają dla nich szczególne znaczenie.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Darek Barcikowski
„Biały Orzeł” jest pismem politycznie neutralnym i niezależnym. Naszym celem jest przybliżanie naszym Czytelnikom sylwetek kandydatów o polskich korzeniach, a w szczególności tych, którzy władają językiem polskim. Z tego wynika wybór kandydatów, których przedstawiamy na łamach gazety.