czwartek, 25 kwietnia, 2024
Strona głównaDziałyOpinieWaszyngton przejrzał na oczy

Waszyngton przejrzał na oczy

Od 24 lutego jesteśmy świadkami heroicznej walki, w której Ukraińcy skazywani byli od samego początku na przegraną. Jednak im dłużej trwa ich wojna z Rosjanami, tym większe stają się ich szanse nie tylko na ocalenie własnej państwowości i narodu, ale nawet na zwycięstwo. Nie byłoby ich, co przyznają sami Ukraińcy, gdyby nie pomoc innych państw. Ale jeśli ktoś powie, że cały zachodni świat wspiera Ukrainę, to po prostu albo świadomie skłamie, albo nie wie, co mówi.

To, o czym wielu komentatorów, ekspertów i polityków alarmuje od dłuższego czasu, pokazały właśnie wyniki analizy Instytutu Gospodarki Światowej (IFW) w Kilonii, w której zbadano pomoc udzielaną Ukrainie stosunkiem do PKB. Można ją śmiało nazwać rankingiem udzielanej pomocy w stosunku do możliwości danego kraju. Otwierają go: Łotwa (0.92 proc. PKB), Estonia (0.85) i Polska (0.49). Na dalszych miejscach znalazły się: Litwa (0.43), Norwegia (0.38), Stany Zjednoczone (0.25) i Wielka Brytania (0.24). W kategorii wartości udzielonej pomocy zdecydowanie przoduje Ameryka, która na wsparcie walczących Ukraińców przeznaczyła już 53 mld euro, czyli ponad 50 mld dolarów, Polska ponad 7 mld euro, zaś Wielka Brytania 6.65 mld euro.

Jak widać, w czołówce brakuje dwóch najpotężniejszych państw Unii Europejskiej – Niemiec i Francji. Pomoc ze strony tych krajów oczywiście istnieje, ale jest niewspółmiernie niska do ich potencjału gospodarczego i wojskowego. Co więcej, z przekazywaniem obiecanej jeszcze w maju pomocy ociąga się również Komisja Europejska – w połowie października wciąż nie uzgodniona była wypłata 3 z 9 mld euro wsparcia. I zapewne nie byłoby tego problemu, gdyby Berlin i Paryż traktowały tę sprawę priorytetowo.

Solidarność Zachodu w obliczu wojny na Ukrainie jest więc mitem, który najlepiej obrazują zdjęcia kanclerza Olafa Scholza i prezydenta Emmanuela Macrona rozmawiających z Władymirem Putinem. Ale najgroźniejsze jest w tym to, że zarówno Paryż, jak i Berlin, próbują naciskać na przywódcę Ukrainy, by ten podjął negocjacje na warunkach narzuconych przez Kreml. Efektem tego byłoby najpewniej nie zakończenie, lecz zamrożenie wojny, a więc także dotychczasowych zdobyczy Rosjan, które dzień po dniu odbijają od kilku tygodni Ukraińcy. W tym samym czasie, gdy państwa anglosaskie oraz tzw. Trójmorza dostarczają Ukrainie nowoczesny sprzęt i wyposażenie, Niemcy i Francja grają na jak najszybszy powrót do biznesu z Rosją.

Czy wynika to tylko z uzależnienia naszych zachodnich sąsiadów od gazu i ropy z Rosji? Tak brzmi większość niemieckich tłumaczeń, wspartych argumentami humanitarnymi: zakończmy tę wojnę jak najszybciej za wszelką cenę, bo inaczej wciąż będą ginąć kolejni ludzie. W ten sposób Niemcy tłumaczą się również z niechęci do przekazywania broni, zupełnie abstrahując od faktu, że jej brak jest jeszcze groźniejszy dla Ukraińców niż jej posiadanie.

Ciekawe jest również to, że zachodnia opinia publiczna nie potrafi stworzyć odpowiednio dużej presji na Berlin i Paryż, by wsparły Ukrainę na miarę swoich dużych możliwości. Co prawda w niemieckich i francuskich mediach można o tym przeczytać, ale skala krytyki jest na tyle mała, że przynosi ona mierne efekty. Konsekwencją są wyniki przytoczonej wyżej analizy, a pocieszeniem to, że Waszyngton w końcu przejrzał na oczy, na kogo może liczyć w Europie.

Arkadiusz Rogowski
Redaktor Naczelny Nowin
twitter.com/Rogowski_Arek

spot_img

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najpopularniejsze

Ostatnio dodane

- Advertisment -