Należy do najbarwniejszych postaci w historii polskiej piłki nożnej. Ma niespożytą energię, wciąż żyje futbolem, nadal z niekłamaną pasją i niebanalnie o nim opowiada. 13 stycznia Jacek Gmoch kończy 85 lat.
Dla starszego pokolenia kibiców Gmoch jest tym, który przed mundialem w 1978 roku obiecywał (podobno) złoto, a wrócił z Argentyny z niczym, bo tak nad Wisłą odebrano sklasyfikowanie zespołu na miejscach… 5-8. Inaczej jest postrzegany w Grecji, gdzie kładł podwaliny pod nowoczesną piłkę i ma na tym polu ogromne zasługi.
Urodził się w Pruszkowie, zaczynał kopać w tamtejszym Zniczu, a w latach 1958-68 bronił barw Legii Warszawa. Był obrońcą i to nie pierwszym lepszym, czego dowodem 29 występów w reprezentacji kraju. Karierę przerwała mu poważna kontuzja.
W 1971 roku został w reprezentacji asystentem Kazimierza Górskiego. Był twórcą słynnego „banku informacji” i niewątpliwie miał konkretny udział w tym, że Polska stała się rewelacją mundialu 1974, zdobywając w RFN-ie 3. miejsce.
W 1976 roku zastąpił Górskiego i zabrał się z zapałem do pracy, w której korzystał m.in. z nowatorskich metod czerpiących ze statystyki czy rachunku prawdopodobieństwa. Przed mundialem wydał legendarną „Alchemię futbolu”, książkę w wielu miejscach aktualną do dziś.
We wspomnianej Argentynie miał w składzie asy Górskiego, czyli Latę, Deynę, Szarmacha, wyleczonego Lubańskiego, młodego Bońka. Zespół posiadał ogromny potencjał, ambitnego trenera, ale brakło wspomnianej (al)chemii.
Po powrocie z mistrzostw Gmoch czuł się w Polsce niczym „persona non grata” i ruszył w świat. Krótko pracował w Norwegii, następnie wraz z rodziną wylądował w Grecji, gdzie z czasem stał się trenerską prawdziwą… personą.
Z Panathinaikosem Ateny (1984) i Larisą (1984) zdobywał mistrzostwo. Z „Koniczynkami” w 1985 roku dotarł do półfinału pucharu Europy. Ma na koncie cztery wicemistrzostwa Hellady, a na dokładkę tytuł na Cyprze – z Omonią Nikozja.
W 2010 został wybrany w Grecji jednym z pięciu najlepszych trenerów w historii tamtejszej ekstraklasy. W głosowaniu uznany został najlepszym trenerem lat 80. – Trzeba jeść dużo ryb, a w Grecji nie mam z tym problemu – wyjaśniał niedawno źródła swej długowieczności. „Sto lat” – panie Jacku.
W 1975-76 roku pan Jacek bywał w USA, gdzie w Orlando prowadził wykłady dla przyszłych trenerów. Nie zajmował się tylko futbolem. Jako absolwent Politechniki Warszawskiej (AWF też skończył), inżynier komunikacji ze specjalizacją budowy dróg i mostów, był stypendystą na University of Pennsylvania The Wharton School.
tom