piątek, 29 marca, 2024
Strona głównaDziałySylwetkiJanusz Kapusta: „Najważniejsi są ludzie”

Janusz Kapusta: „Najważniejsi są ludzie”

Jeden z najwybitniejszych polskich artystów – Janusz Kapusta – po 39 latach pobytu i tworzenia w Nowym Jorku wraca do Polski. Janusz Kapusta jest wynalazcą jedenastościennej bryły geometrycznej, nazwanej K-dron. Specjalizuje się w małych formach graficznych, plakatach, ilustracjach do magazynów i książek. Jest jedynym współpracownikiem w historii New York Timesa, który ma własną książkę z rysunkami z gazety: „Janusz Kapusta w New York Times”. W 2019 roku Janusz Kapusta został laureatem Dorocznej Nagrody Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Janusz Kapusta przy instalacji pod Muzeum Narodowym w Warszawie w Hołdzie Leonardo da Vinci w 500. rocznicę jego śmierci. Fot. Marek Szymański

W pierwszym dniu wiosny, 20 marca w piątek, Janusz Kapusta spotka się z nowojorską Polonią w Centrum Polsko-Słowiańskim na Greenpoincie. Tuż przed wystawą Janusz Kapusta zdradza czytelnikom „Białego Orła” nad czym będzie pracował po powrocie do Polski.

Panie Januszu, wiemy, że w marcu tego roku będzie się Pan żegnał z Polonią, po 39 latach twórczej pracy wraca Pan do Polski. Proszę powiedzieć, co jest przyczyną Pana powrotu do Polski?

Pewnie z wiekiem przychodzi kiedyś taki moment. Przyjechałem do Nowego Jorku na zaproszenie pisarza Andrzeja Pastuszka na 3 miesiące. Nie planowałem, że tutaj zostanę. Stan wojenny w Polsce w 1981 roku mnie zatrzymał i jak widać trzymał dosyć długo. Ostatnio coraz więcej czasu spędzałem w Polsce. Wydaje mi się, że moje akcje stały się tam bardziej znaczące. Na przykład w zeszłym roku zostałem zaproszony przez dyrektora Muzeum Narodowego prof. Jerzego Miziołka do przygotowania dużej instalacji przed wejściem do muzeum w hołdzie Leonardo da Vinci, którego 500. rocznica śmierci miała miejsce rok temu, dostałem Doroczną Nagrodę Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, zostałem Honorowym Członkiem ZAiKS-u, zainaugurowaliśmy pierwszy koncert na K-dronowym instrumencie itd. Ale prawdę powiedziawszy, przede wszystkim chcę się trochę wycofać z życia, uporządkować zapiski, notatki, pomysły, szkice i spostrzeżenia, które robiłem przez całe moje świadome życie, a które tworzą bardzo interesujący i nieznany obraz rzeczywistości. Sam jestem jego ciekaw.

Jeżeli miałby Pan określić, gdzie jest Pana dom, to gdzie to by było: w Polsce czy w USA?

Do tej pory zawsze na takie pytanie odpowiadałem, że mój dom jest tam, gdzie są moje zapiski i szkice. I było to zawsze miejsce na Brooklynie, pomimo że przez cały czas pobytu tutaj wynajmowaliśmy z żoną mieszkanie, a w Warszawie mieliśmy swoje własne. Z chwilą przewiezienia całej dokumentacji do Polski, to tam będzie mój dom. To tam będzie dalej się toczyło niezależne poszukiwanie i badanie świata.

Proszę powiedzieć, co na przestrzeni tych 39 lat pobytu w USA wspominać będzie Pan najczęściej po powrocie do Polski? Czy skupi się Pan na miejscach, które Pan zobaczył, czy na osobach, które Pan poznał na przestrzeni swojego pobytu w USA?

Zawsze w życiu uważałem, że najważniejsi są ludzie. To oni nadają naszemu życiu sens. Nie ma nic ponad spotkanie mądrych, dobrych i atrakcyjnych ludzi. I to dotyczy każdego miejsca. W Nowym Jorku poznałem wielu niezwykłych ludzi i ich przyjaźń, serdeczność czy obecność nadawała pobytowi rację bytu. Bardzo lubię Nowy Jork. To wyjątkowe miasto. Ono uformowało moją nieokreśloność i nadało mi rozważną świadomość siebie. Ze wsi, gdzie się urodziłem, do stolicy świata musiałem przebyć wiele poziomów, a w tym tylko ludzie są w stanie dopomóc.

Czego będzie Panu brakowało szczególnie po powrocie do Polski?

Okaże się, jak już tam będę – dam znać. Mam nadzieję, że będziemy rozmawiać ze sobą. Zresztą wielu moich bliskich, znajomych i przyjaciół z Nowego Jorku przeniosło się na stałe do Polski, a inni często tam też się pojawiają. Dopóki mamy komfort światowego pokoju – da się te światy połączyć. Nowy Jork swoje miejsce w moim życiu spełnił. Odchodzę na bok, by – też o nim – opowiedzieć.

W Stanach Zjednoczonych odniósł Pan wielki sukces jako artysta. Czy może Pan pokrótce powiedzieć, z czego Pan w szczególności jest dumny, jeżeli chodzi o Pana osiągnięcia w USA?

Pomimo że w pewnym okresie czasu zrobiłem najwięcej rysunków dla New York Timesa (jestem jedynym współpracownikiem, który ma własną książkę z rysunkami opublikowanymi w gazecie – „Janusz Kapusta w New York Times”, 1995), ilustrowałem dla wydawnictwa The Limited Edition Club „The Captive Mind” („Zniewolony Umysł”) Czesława Miłosza, robiłem okładkę do pierwszej biografii Boba Dylana czy do książki o „Saturday Night Live”, to najważniejsze będą dwa odkrycia: K-dronu, nowej bryły geometrycznej, która wyłoniła się w 1985 roku z rysunków na temat nieskończoności, czy nowe, fundamentalne i nieznane zasady złotego podziału, najważniejszej proporcji na świecie. Warto dodać, że znakomita amerykańska piosenkarka Christina Aguillera swoją pierwszą płytę nagrała w studio zbudowanym z K-dronów, a ostatnio Studio Gang użyło K-drony na elewację jednego z najciekawszych budynków w Nowym Jorku (14th Street i 10th Avenue). Ale odkryłem wiele innych ciekawych rzeczy i to nimi chcę się zająć po powrocie do Polski.

Z Centrum Polsko-Słowiańskim jest Pan związany od lat, przygotował Pan 40 prac na 40-lecie działalności CPS oraz 45 prac na 45-lecie. Czy ma Pan w planach coś szczególnego na wieczór pożegnalny w CPS?

Ze strony Centrum Polsko-Słowiańskiego zawsze spotykała mnie serdeczność. Jej namacalnym dowodem była choćby finansowa pomoc w przygotowaniu katalogu na jedną z ważniejszych moich wystaw w Gershwin Hotel Gallery na Manhattanie. Wystawy rocznicowe były więc z mojej strony podziękowaniem i wyrażeniem szacunku dla tej mądrej instytucji. Każda wystawa jest jakimś wyzwaniem, dla artysty zaś dodatkowo prowokacją do spotkania ze sobą. Ostatnia wystawa w Centrum, w której przygotowałem 45 nowych prac poświęconych złotemu podziałowi, zaowocowała nawet nowymi odkryciami i ujawniła mi kolejne poziomy w rozumieniu proporcji. Jeżeli chodzi o wystawę pożegnalną, to na pewno chcę przekazać jedną ze swoich prac na waszą aukcję sztuki. Ale same szczegóły wystawy zostawmy w sekrecie. Zapraszamy wszystkich. Chyba jestem jedynym artystą, który w ten sposób chce się rozstać z przyjaciółmi, znajomymi i ludźmi interesującymi się sztuką.

Publikuje Pan ilustracje dla największych dzienników i czasopism w Stanach Zjednoczonych i w Polsce (The New York Times, The Wall Street Journal, The Washington Post, Boston Globe, Graphis, Print, Nature, Rzeczpospolita). Czy po powrocie do Polski będzie Pan nadal współpracował z amerykańskimi wydawnictwami?

Raczej nie. Wtedy w przeszłości działalność ilustracyjna była inteligentnym dawaniem znaku o sobie, umożliwiała przetrwanie, dowartościowywała, pozwalała rozwijać wyobraźnię na koszt wymienionych tytułów. Teraz chcę się jednak skupić na tym, co przez cały czas działalności było działaniem paralelnym i ukrytym. Chcę zobaczyć – rozumie się tylko tyle, ile jesteśmy w stanie zobaczyć – do czego doprowadzi próba połączenia moich bardzo dziwnych wątków, spostrzeżeń i odkryć. To mnie ciekawi. I temu chcę poświęcić swoją energię, wyobraźnię i dociekliwość.

Jest Pan uznanym naukowcem, scenografem, autorem plakatów, okładek oraz książek. Która z tych profesji jest najbliższa Pana sercu?

Zajęło mi trochę czasu, żeby wyartykułować określenie siebie i swojego działania. Miałem 51 lat, kiedy na międzynarodowej konferencji naukowej w San Francisco musiałem się przedstawić i – jak w natchnieniu – powiedziałem, że jestem artystą o zainteresowaniach matematycznych i filozoficznych. Żeby powiedzieć, że jestem artystą, musiałem dożyć do 44. roku życia. Jak widać rozwijam się wolno, ale świadomie. Profesor matematyki, Jay Kappraff, który zaprosił mnie jako jedynego niematematyka do napisania tekstu dla japońskiego pisma o złotym podziale, nazwał mnie „independent researcher” – niezależny badacz. Brzmi to ciekawie, ale na tę niezależność trzeba ciężko pracować. Kiedyś napisałem: „Przypadkowo można zostać bogatym, ale nie mądrym”. Scenografia, projektowanie, ilustrowanie były moim sposobami na życie. Już od czasu studiów z historii filozofii na Akademii Teologii Katolickiej wiedziałem, że Grecy byli świetnymi filozofami, bo mieli dużo wolnego czasu. Zawsze więc chroniłem wolny czas.

A czy ma Pan już plany artystyczne po powrocie do Polski? Jeśli tak, to jakie?

Tak jak wspomniałem, przede wszystkim chcę uporządkować swoje zapiski i siebie. Samych rysunków geometrycznych zrobiłem kilkanaście tysięcy. Jest w nich wiele niezwykłych spostrzeżeń. Chcę też dokończyć książkę o złotym podziale, napisać na nowo książkę o K-dronie, który okazał się o wiele mądrzejszym niż mi się na początku ujawnił. Mam też parę ciekawych propozycji wystaw. Okaże się, które się wydarzą.

Gdzie w Polsce będzie znajdowało się Pana gniazdko?

Jak już wspomniałem, mamy mieszkanie w Warszawie, więc tam będzie główna siedziba, ale mam też plany, żeby spędzić trochę czasu w Ciechocinku, gdzie mamy dom rodzinny.

Na koniec naszej rozmowy bardzo proszę zaprosić wszystkich czytelników na pożegnalną wystawę, która będzie miała miejsce w Centrum Polsko-Słowiańskim? Czy podczas tego spotkania będzie można będzie kupić Pana prace?

Bardzo się cieszę na to artystyczno-towarzysko-serdeczne spotkanie. Pracujemy, żeby było ciekawie i sensownie. Już wiele znakomitych osób zapowiedziało swój udział. Formuła wystawy oraz uroda miejsca pozwolą spotkać się z każdym, kto zechce się pojawić 20 marca, w pierwszy dzień wiosny, na 177 Kent Street. Na pewno pokażę wiele rzeczy, których nigdy nie pokazałem. Jak Pani wspomniała będzie to też okazja po raz ostatni na zakup moich prac z bardzo wielu dziedzin: plakatów, ilustracji, obrazów, książek, druków, oryginałów, szkiców, k-dronów. Jedna wielka wyprzedaż albo ostatnia szansa spotkania, albo bardzo miły wieczór. Zapraszam.

Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia.

Rozmawiała Agnieszka Granatowska

spot_img

Najpopularniejsze

Ostatnio dodane

- Advertisment -