wtorek, 7 maja, 2024

„Duży”

Wyk. Jadwiga Buczak

Chciałoby się powiedzieć „zamrugała długimi, czarnymi rzęsami”, ale Aśka nie miała długich rzęs, nie miała też wielkich, rozmarzonych oczu. Oczy miała szarozielone i przenikliwe spojrzenie. Rysy ostre, nieregularne i uroczy uśmiech, który rozjaśniał twarz. Śmiała się często. Mówiła, że tak ją w dzieciństwie wykrzywiło. Wjeżdżała właśnie pod stromą górkę. Rozejrzała się bacznie po okolicy. Jej dwudziestoletni „maluch”, rzężąc i grożąc rozsypaniem się, z trudem pokonał polną krętą drogę pod kątem czterdziestu stopni. Wreszcie, w całości, dobrnął do celu.

– Nareszcie – sapnęła z ulgą. – Dwa miesiące spokoju i ciszy!

– No, Duży, wyskakuj!

Z auta z trudem wygramoliło się coś, co było skrzyżowaniem owczarka z bernardynem i jeszcze kilkoma mniej znanymi rasami. Olbrzymie psisko, spokojne i łagodne, zawsze szukało towarzystwa ludzi. Nie ruszając się z kanapy potrafił nieraz godzinami obserwować swoją panią. Pamiętał dobrze, jak małego, zziębniętego i przerażonego, znalazła w starej szopie i przyniosła do domu. Nachyliła się wtedy nad nim i powiedziała „mały, ale ty jesteś duży”, i tak już zostało. Teraz rozejrzał się z powagą i pomaszerował za Aśką do chałupy. „Tylko nie Aśka! Mam na imię Joanna”, poprawiała wszystkich uparcie i bez skutku.

W chałupie panował zaduch. Pootwierała okna a Duży w tym czasie systematycznie obwąchiwał wszystkie meble. W końcu wgramolił się na tapczan, pokazując, że od dziś to jego miejsce i spokojnie patrzył, jak jego pani wnosi plecak, sztalugi, płótna. Westchnął, gdy wysypały się farby, a Aśka nogą zgarnęła je w jedno miejsce.

Tak, nareszcie będzie mogła oderwać się od codzienności i w spokoju popracować – przygotować się do wystawy swojego życia. Dwa miesiące bez makijażu, w ulubionym rozciągniętym swetrze i wytartych dżinsach. Telefon wrzuciła do szuflady w stole, związała gumką włosy i wyszła przed chatę. Usiadła na trawie. Duży z niezadowoleniem zlazł z tapczanu i wyciągnął się obok, kładąc łeb na jej kolanach. Był ciepły ranek, zapowiadający upalny lipcowy dzień. Powietrze drgało, a ptaki śpiewały jak zwariowane. Beskidy! Piękne, czy to w deszczu, czy w słońcu. Strumyki spływające po zboczach i maki czerwieniące się w zbożu. Błękitne niebo, śpiewające ptakami drzewa i szumiące łąki.

– Niech będzie pochwalony – drżący głos wyrwał ją z zamyślenia – a pani to ta, co to chałupę od Smreków wynajęła. – Było to stwierdzenie, a nie pytanie.

– Bo to dawno by te chałupe sprzedali, ale jak stara Smrekowa zmarła, to dziecka dogadać się ze sobą nie mogą. Stoi to i niszczeje. Dziecka wielkie państwo, do miasta wyjechały, nawet na grób matki nie przyjadą. A pani to na długo?

– Do końca sierpnia.

– I tak samiutka? To smutno tu będzie. Pustka. Nasz dom to tam –wskazała pomarszczonym palcem. – Ja mieszkam u córki, bo to swoje sprzedałam i podzieliłam na pięciu. Bo ja pięć dziecek mam. I każdy ma swój dom, a Stefek to nawet dwa auta ma. Jedno to takie duże, czarne, no wie pani jakie.

– Mhm.

– A pani to co tu będzie robić? Smutno będzie – powtórzyła z troską. – Z Bogiem. – I pomalutku zaczęła się oddalać.

– Uff. Poszła, to dobrze.

Minęło kilka cudownych, spokojnych a zarazem pracowitych dni. Na stole leżało mnóstwo szkiców, a na sztalugach już trzecie płótno. Dwa poprzednie wrzuciła w kąt. Piękno gór przytłaczało. Zrozumiała, że cokolwiek by namalowała i ile z siebie dała, to i tak będzie to marnym odzwierciedleniem rzeczywistości. Duży po zapoznaniu się z meblami chałupy i podwórzem zaczął zwiedzać coraz dalsze okolice. Granicą jego wypraw był ostry gwizd Aśki. I teraz go posłyszał. Z rozżaleniem zostawił rozkopywane właśnie kretowisko i dostojnie ruszył w stronę domu.

– No Duży, idziemy do sklepu.

Co parę dni rano schodzili do wsi po zakupy. Po drodze mijali dom sąsiadów, gdzie zawsze przy furtce stała znajoma staruszka. I tym razem była na swoim miejscu. Ale jakaś mniejsza i bardziej pomarszczona.

– Co się pani stało?

– Jaka ja tam pani, dziad jestem, a nie pani – staruszka chlipała. – Wnuczka, ta co to ma męża pijoka, zachorowała. W nocy ją pogotowie wzieło.

Aśka stanęła i nie wiedziała co powiedzieć.

– Bo to widzi pani, bije ją, ciągle ją bije, a zeszłej niedzieli… Chora była, a on się brał jeszcze do bicia… I gorączki dostała… Córka z nią pojechała. To jej jedyne dziecko. Taka dobra dziewczyna i mądra… Szkoły pokończyła. Była pielęgniarką, ale drań nie kazał jej robić.

Wyrzucała z siebie krótkie zdania. Z trudem łapała oddech. Z domu dobiegł płacz dziecka. Odwróciła się i podreptała w stronę chałupy.

„To chyba ta dziewczyna, którą spotkałam w lesie dwa dni temu. Młoda dziewczyna, siedziała pod drzewem. Patrzyła przed siebie oczami pełnymi łez, a na kolanach trzymała małe dziecko”, pomyślała ze smutkiem i pomału zaczęła schodzić do wsi. Duży szedł pół kroku za nią ze spuszczonym łbem.

Upał był niemiłosierny. Joanna z przyjemnością weszła do chłodnego, pogrążonego w półmroku sklepiku.

– O dobrze, że pani przyszła – pani Basia wyraźnie się ucieszyła i energicznym ruchem odsunęła z oczu wściekle rudy loczek. – Dzisiaj przywieźli puszeczki dla pieska. Mam świeży chlebuś i pyszne ciasteczka. Prosto z piekarenki.

Pani Basia zdrobniała wszystkie nazwy. Mówiła tak o rzeczach i ludziach. Spod lady zaczęła wyciągać puszki z żarciem dla psa. Ustawiła na ladzie i stukając długim paznokciem z resztkami czerwonego lakieru w jedną z nich, powiedziała.

– Bo do tej pory nikt takich puszeczek nie kupował. A pani to taka samiutka?

– Tak się złożyło.

– A pani, to przepraszam, ma kogoś?

– Aktualnie nie. – Aśka uśmiechnęła się. Rozbawiło ja wścibstwo ekspedientki.

– Bo pan Arturek, to znaczy komendant pytał się o panią. Pani to mu się chyba podoba, bo co rusz to się wypytuje.

– Taki jego zawód – skwitowała krótko i wrzuciła zakupy do plecaka.

– Do widzenia.

– Do widzenia, a jutro to serek będzie. Świeżutki.

Duży znalazł kawałek cienia pod drzewem i leżał z wywalonym jęzorem.

– A kagańca to pani nie ma?

Drgnęła. Za nią stał policjant, pewnie pan Arturek.

– „A, ja nie gryzę” – przez myśl jej przemknęło „spotkała się blondynka z policjantem…”. Uśmiechnęła się wesoło. – To naprawdę spokojny pies.

Pan Arturek zrobił niepewną minę.

– To takie przepisy, że pies powinien mieć kaganiec.

– Zaaresztuje go pan?

– Nie, no skąd – pan Arturek poczerwieniał. – Ja tak tylko.

Po powrocie zobaczyła, że drzwi do chaty są otwarte. Brakowało laptopa i aparatu fotograficznego.

Po dwóch dniach komendant przyniósł skradzione rzeczy. Nie chciał powiedzieć skąd ma, czy kogoś aresztował. Wyraźnie coś kręcił.

Następnego dnia ranek był piękny. Szła pomału rozglądając się dookoła. Nie zauważyła nawet, że zbliża się w stronę domu sąsiadów, gdy z daleka usłyszała podniesione męskie głosy. Podeszła bliżej i schowała się za rogiem stodoły. Syknęła na Dużego, który posłusznie przywarł do ziemi.

– Mam dość twoich numerów.

Nie widziała rozmawiających, ale rozpoznała głos komendanta.

– O co ci chodzi?

To był mąż wnuczki staruszki.

– Jeszcze raz pobijesz Zośkę albo coś ukradniesz, to zapomnę, że jesteśmy kolegami.

– Nie wiedziałem, że ci na tej niuni tak zależy.

– Nie o to chodzi. Mam dość ciebie i zamiatania twoich wybryków pod dywan. Pamiętaj, cokolwiek we wsi zginie, ty za to odpowiesz.

Posłyszała przeklęcie i trzaśnięcie drzwiami, a potem oddalające się kroki pana Arturka.

Minęło kilka dni. Pogoda popsuła się zupełnie. Ulewny deszcz zacinał w szyby. Duży wyciągnął się na tapczanie i pochrapywał. Aśka odsunęła się od płótna i zmrużywszy oczy przyglądała się potokowi, który płynął kaskadą po stoku. Nagle coś zaskrobało do drzwi. Spojrzała na Dużego, ten ani drgnął. „Nie, musiało mi się wydawać”, wzięła pędzel, ale teraz zastukało coś mocniej. Duży otworzył leniwie jedno oko. Ktoś jednak stał pod drzwiami.

– Z ciebie nie ma żadnego pożytku – popatrzyła z wyrzutem na psa. – Masz mnie bronić.

Podeszła do drzwi i zaczęła nasłuchiwać.

– Pani…

Otworzyła. W drzwiach stała staruszka skulona, przemoczona i przerażona.

– Pani, pani on ją zabije! – Chwyciła Joannę za rękę wbijając palce z nieoczekiwaną siłą.

– On ją zabije, zabije! – powtarzała i ciągnęła dziewczynę do wyjścia. Aśka zdążyła schwycić telefon i pospieszyła za kobietą. Już z daleka było słychać krzyki mężczyzny. Zobaczyła jak młoda kobieta zasłania sobą maleńkie dziecko, razy przyjmując na siebie.

– Policja? Awantura rodzinna. Szybko!

Podała adres i nie czekając podskoczyła do mężczyzny.

– Zostaw ją! – Złapała go za rękę próbując odciągnąć od dziewczyny. Mężczyzna odwrócił się i z wściekłością odepchnął Joannę. Ta nie dała za wygraną. Ponownie złapała go za rękę. Zauważyła, że coś błysnęło, „nóż”, pomyślała i poczuła ostry ból. Nie zdążyła nic więcej powiedzieć. Padając, usłyszała tylko skowyt Dużego i straciła przytomność. Nie wiedziała, że głową uderzyła o schody, nie wiedziała, że pies zaatakował mężczyznę w jej obronie, został ugodzony nożem i padł bez czucia. Deszcz zaczął padać ze zdwojoną siłą ale Joanna tego już nie czuła. Nie widziała też, jak krew Dużego rozmywa się w deszczu.

Zakończenie

Joannę po raz pierwszy zobaczyłam dwa miesiące później. Leżała na szpitalnym łóżku z zamkniętymi oczami. Weszłam do sali.

– Joanna?

Otworzyła oczy i popatrzyła na mnie obojętnie.

– Wstań i podejdź do okna – odezwałam się.

– Pomogę ci. – Wzięłam ją energicznie pod ramię i niemal siłą podprowadziłam do okna.

– Duży? – powiedziała to cichutko z niedowierzaniem. Dwie duże łzy spłynęły jej po twarzy.

Duży siedział spokojnie pod drzewem w towarzystwie pana Arturka.

Jadwiga Buczak


Jadwiga Buczak – oświęcimianka z urodzenia, rzeszowianka z wyboru. Przez wiele lat prowadziła bibliotekę w Państwowym Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu. Jest autorką komedii kryminalnych: „Nadzieja do kwadratu” i „Nadzieja w tarapatach” oraz kilku kryminalnych opowiadań: „Kradzież Mony Lisy”, „Wieczór autorski” i „Bidul”. Wydała trzy tomiki poezji: „Słowa nieuśmiechnięte”, „Jesienne kwiaty” i „Listy niewysłane”. Poza tym jej pasją jest również malowanie, rysowanie i rzeźba ceramiczna. Należy do Regionalnego Stowarzyszenia Twórców Kultury w Rzeszowie.

spot_img

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najpopularniejsze

Ostatnio dodane

- Advertisment -