Wielką klapę przyniosły tzw. wspólne zamówienia szczepionek przeciwko Covid-19 w ramach Unii Europejskiej. „Koordynowała” je i zawierała Komisja Europejska, która od kilku lat stawia się w roli europejskiego rządu. Efekt jest taki, że firmy produkujące szczepionki nie wywiązują się nie tylko z terminów ich dostaw, ale również z ich ilości. W konsekwencji tempo szczepień w Unii Europejskiej jest bardzo słabe jak na organizacyjne możliwości krajowych służb zdrowia, a to, jak mogłoby ono wyglądać, widzimy chociażby w Wielkiej Brytanii czy w Izraelu, które do Unii nie należą.
Jako pierwsze słabość Brukseli dojrzały Niemcy, które – choć opowiadały się za wspólnym unijnym zakupem szczepionek – to same już na początku stycznia br. zawarły oddzielne umowy na dodatkowe dawki z m.in. BioNTech/Pfizer i CureVac. Tym samym co trzecia szczepionka zakupiona przez Niemcy pochodzi nie z zakupów w ramach Unii, lecz z oddzielnej umowy dwustronnej. Warto przy tym podkreślić, że Berlin krytyką opinii publicznej i zarzutami o łamanie unijnej solidarności się za bardzo nie przejął. Egoistycznym, ale w tak trudnej sytuacji jak najbardziej racjonalnym, śladem poszły inne państwa wspólnoty, a Węgry czy Czechy otworzyły się nawet na rosyjską szczepionkę Sputnik. Z kolei Polska – poza własnymi zamówieniami – bardzo słusznie rozpoczęła rozmowy z Chińczykami, gdzie funkcjonują już aż cztery szczepionki. Działania podejmowane przez państwa członkowskie na własną rękę to efekt słabości Brukseli wobec producentów preparatów. Oczywiście jest to sytuacja bardzo wyjątkowa, trudna, bo moce produkcyjne koncernów są ograniczone, ale Komisja Europejska wcale nie jest tutaj bezradna. Istnieją mechanizmy prawne – w tym wyłączenie szczepionek spod patentu czy zakaz wywozu szczepionek poza UE – które mogłyby przyspieszyć tempo dostaw, a co za tym idzie szczepień. O tej pierwszej możliwości jak na razie dość cicho, a druga aż do 4 marca istniała tylko w teorii, bo właśnie wtedy Komisja zatrzymała 250 tys. dawek szczepionki AstraZeneca, które miały trafić do Australii. Ile do tego czasu ich wyeksportowano? To wiedzą tylko producenci, którzy na rynku ochrony zdrowia mają w dobie pandemii Covid-19 większy monopol niż firmy Big Tech na rynku informatycznym. Jak nietrudno się domyślić – sprzedają temu, kto płaci najwięcej, a tym, którzy płacą mniej, mówią „nie ma”. Warto w tym miejscu podkreślić, że badania nad szczepionkami były współfinansowane z funduszy unijnych, czyli ze środków publicznych. A gdy przyniosły w końcu upragniony efekt, górę nad interesem publicznym bierze ekonomiczny interes prywatnych koncernów. Ich właściciele zapewne trafią wkrótce na listę najbogatszych ludzi na świecie.
I jeszcze raz powtórzę – instytucje Unii Europejskiej nie są bezradne wobec monopolu producentów szczepionek, ale wygląda na to, że niektórych instrumentów po prostu nie zamierzają używać. A to w połączeniu z niektórymi sprawami, którymi się obecnie zajmują europosłowie i komisarze – jak chociażby rzekomy brak praworządności w Polsce czy na Węgrzech – daje dość przykry obraz Unii – próbującej pokazać siłę w wyimaginowanych sprawach, za to słabej w obliczu prawdziwego problemu całej wspólnoty.
Arkadiusz Rogowski