sobota, 23 listopada, 2024

„Pożar”

Fot. Pixabay.com

– Idą, idą – wrzasnął Dominek.

Babcia Rózia podeszłą do okna i powiedziała:

– wreszcie, późno już, a tyle jeszcze roboty.

Przez podwórko, ścieżką wydeptaną wczoraj w głębokim śniegu przez dziadka, szła ciocia Wandzia, a przed nią dziewczynki – Bogusia i Ircia.

Otworzyły się drzwi do sieni i cała ośnieżona trójka zaczęła tupać nogami, otrzepując buty z białego puchu.

– Ale ziębota – powiedziała ciocia strzepując reszki śniegu z płaszczyków dziewczynek.

Słowa te stanowiły nie tylko stwierdzenie faktu, ale były też przywitaniem.

– Rozdziewajcie się – odparła babcia, ale obie dziewczynki, jeszcze w płaszczykach i czapkach, pobiegły do gościnnego, żeby zobaczyć drzewko przygotowane przez dziadka do ubierania.

Właśnie po to przyszły, aby ubrać u babci drzewko.

– Ale wielga – wykrzyknęła Bogusia.

Dominek już od wczoraj nie mógł się doczekać tej najfajniejszej dla niego świątecznej ceremonii.

Najbardziej lubił rozciągać na zielonych igłach jodły watę, która wspaniale imitowała opadły na gałęzie śnieg.

Podskakiwał więc z niecierpliwości, trzymając w ręku wielką rolkę waty.

Najpierw jednak na drzewku trzeba było zawiesić wszystkie cudne ozdoby,

niektóre kupione, a niektóre zrobione samodzielnie, własnymi rękami i pomysłem. Wata szła przedostatnia, a na końcu rozrzucany był tzw. anielski włos.

Babcia zaczęła przynosić z komory pudła i pudełeczka starannie zapakowane jeszcze w zeszłym roku podczas rozbierania drzewka, co następowało zawsze przed „gromniczną”.

Dziewczynki, z wypiekami na twarzy, otwierały kolejne pudełka i oglądały cudeńka w nich ukryte, Dominek miał swoje ulubione bańki, były to podłużne sople pogrubione w środkowej części. I właśnie w tej pogrubionej części, znajdowało się coś, co fascynowało chłopca. To były bańki z tzw. zegarem, czyli wgłębieniami, które zwężały się stożkowo do wnętrza. Ten pokarbowany stożek magicznie iskrzył się przy odpowiednim oświetleniu.

Każdego roku Bogusia i Ircia, własnymi paluszkami kleiły łańcuch z kolorowego papieru, bo stary był zbyt delikatny, by przetrwać rozbieranie drzewka. Kiedy otworzyły wszystkie pudła, Bogusia pokazała babci nowy łańcuch, wyjęty z papierowej torebki po cukrze, w którym go przyniosła, a Ircia z drugiej torebki wyjęła orzechy owinięte w sreberko po czekoladzie i z nitkami do zawieszania. Uzyskanie takiego sreberka nie było wcale takie łatwe, bo przyklejone ono było do papierowej podkładki, która stanowiła opakowanie czekolady. Trzeba było to robić bardzo delikatnie i ostrożnie. Dziewczynki zbierały te sreberka przez cały rok, aby w okresie przedświątecznym było ich na tyle dużo, by pokryć nimi kilkanaście włoskich orzechów.

Kiedy już wszystkie ozdoby były przygotowane, ciocia Wandzia zaczynała ubieranie drzewka.

Dziewczynki podawały jej bańki i ozdoby, które im wskazywała i własnoręcznie umieszczała je na gałęziach. Na górę szły najmniejsze, w środek średnie a na samym dole zawisały te największe.

Dominek siedział na poduszkach ułożonych na łóżku z watą w dłoniach i tylko się przyglądał. Już od dwóch lat nie ubierał drzewka wraz z siostrami, bo usłyszał wtedy słowa dziadka, że ubieranie drzewka to babska robota.

Dla siebie chłopiec zostawił rozciąganie waty na gałązkach i to był jego jedyny wkład w to dzieło, ale robił to bardzo starannie i dokładnie, żeby wata jak najbardziej przypominała opadły śnieg.

Po rozwieszeniu wszystkich baniek i ozdób ciocia Wandzia za pomocą specjalnych klipsów przypinała do gałązek małe, cieniutkie, skręcone jak śrubki świeczki.

Teraz przychodził czas na Dominka i watę, a na koniec ciocia rozsnuwała na drzewku anielski włos czyli cieniutkie, bardzo długie celofanowe paseczki.

I to był już koniec ubierania drzewka.

Dzieci wołały wtedy babcię, która krzątała się w kuchni przy wigilijnych potrawach, żeby zobaczyła – jakie piękne drzewko mamy tego roku.

Babcia ze ścierką w dłoniach stanęła w progu, popatrzyła z uwagą na drzewko i powiedziała:

– A zapal no Wanda świczki.

Ciocia zapalała je od góry, a ponieważ zazwyczaj jedna zapałka wystarczyła na zapalenie zaledwie dwóch, więc trwało to chwilę przy zużyciu sporej ilości zapałek.

Kiedy już wszystkie zapłonęły, drzewko przedstawiało się wspaniale.

I wtedy ciocia Wandzia zauważyła, że między deskami krzyżaka, leży jeden orzech, który zsunął się z gałązki.

– Bogusia, ty najmniejsza, to wleź i wyciąg tego orzecha – powiedziała ciocia.

Dziewczynka wczołgała się pod drzewko, a kiedy już wycofywała się z orzechem w dłoni, potrąciła głową najniższą gałąź.

I stało się!

Jedna z nitek anielskiego włosa dotknęła płomienia świeczki, ogień poleciał po nim błyskawicznie do góry zapalając pozostałe włosy i oczywiście watę tak starannie ułożoną przez Dominka.

Do izby wbiegł dziadek, słysząc przerażone krzyki dzieci. On gołymi rękami, a babcia z ciocią ścierkami, zaczęli tłumić płomienie.

Przerażona dzieciarnia z krzykiem uciekła do kuchni.

Wreszcie płomienie znikły, a drzewko otoczone kłębami dymu wyglądało żałośnie.

Kilka rozbitych baniek leżało na ziemi, zniknął anielski włos i oczywiście wata, a igły jodły na wielu gałązkach zmieniły kolor z zielonego na czarny.

Babcia z ciocią przystąpiły do sprzątania tego bałaganu i ratowania tego co zostało z drzewka po pożarze.

Nie było w zapasie ani waty, ani anielskiego włosa, a z łańcucha zrobionego przez dziewczynki, został tylko malutki kawałek.

Jednym słowem – drzewko było w opłakanym stanie.

Dziadek nie powiedział ani słowa.

Wziął Dominka za rękę i zaprowadził go do stajni.

Kiedy weszli do środka dziadek wyjął z kieszeni marynarki różowe opłatki.

Dwa z nich podał chłopcu i powiedział:

– Daj krowom do pyska, a ja dam Wichrowi – tak właśnie nazywał się dziadkowy koń. Gdy zwierzęta zjadły już opłatki, Dominek zapytał:

– Dziadziu, a to prawda, że o północy w Wigilię zwierzęta gadają ludzkim głosem?

– E, tam… – mruknął dziadek i poszli obaj do chałupy, brnąc wąską ścieżką przez śnieg.

Dominik Ćwik


Dominik Ćwik – poeta, pochodzi z Jarosławia na Podkarpaciu, od lat mieszka i tworzy w Rzeszowie. Laureat wielu ogólnopolskich i regionalnych konkursów poetyckich. Jest autorem zbiorów poetyckich: „Do Drogi Mlecznej” (1994), „Zaginione pióro” (1996), „Dialog” (2000), „Cierpliwość niespokojna” (2020). Współwydawca kwartalnika społeczno-kulturalnego „Pobitno – Nasza Mała Ojczyzna”. Laureat Literackiej Nagrody „Złote Pióro” za tomik poezji „Cierpliwość niespokojna”, przyznanej przez rzeszowski Oddział Związku Literatów Polskich.

Fot. Archiwum Dominika Ćwika

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najpopularniejsze

Ostatnio dodane

- Advertisment -