Miał być ćwierćfinał, ale rzeczywistość okazała się brutalna – polskie piłkarki ręczne zajęły dopiero 16. miejsce w mistrzostwach świata, które odbyły się w Danii, Szwecji i Norwegii.
Na koniec czempionatu szczypiornistki znad Wisły przegrały 26:27 z Rumunią i tym samym w klasyfikacji końcowej uplasowały się niżej niż to miało miejsce w 2021 roku, gdy zajęły w mistrzostwach 15. lokatę.
Polska drużyna jechała na turniej, aby nie tylko poprawić wynik sprzed 2 lat, ale przede wszystkim uzyskać miejsce w ósemce i prawo gry w kwalifikacjach olimpijskich. Porażki z Niemkami (17:33) i Dunkami (22:32) rozwiały jednak marzenia Polek o osiągnięciu swoich celów.
W skandynawskim turnieju Polski miały problemy w grze ofensywnej. Gdy na drodze pojawiły się ekipy z wyższej półki, drużynie trenera Arne Senstada przytrafiały się przestoje bez goli. W niemal każdym meczu Polki miały też kłopot z dobrym wejściem w mecz (1-4 z Japonią, 0-4 z Serbią, 1-4 z Rumunią, 4-7 z Danią, 4-8 z Niemcami).
– Dunki i Niemki były poza naszym zasięgiem. Inne spotkania wygrałyśmy, a z Rumunią było blisko. To pokazuje, że poczyniłyśmy postępy – mówiła Monika Kobylińska, kapitan reprezentacji Polski.
– Powoli zbliżamy się do najlepszych, ale mamy trochę rzeczy do poprawy. Musimy wykonać jeszcze więcej pracy, aby walczyć na światowym poziomie – skomentował norweski coach Polek.
tom
