Siódma część „Mission: Impossible” przyciąga do kin rzesze fanów. Nie wszyscy jednak wiedzą, że w filmie miały pojawić się polskie akcenty, ale tylko niektóre trafiły przed kamerę.
W kontynuacji słynnego hitu miał pojawić się most kolejowy w Pilchowicach, a dokładniej moment jego wysadzenia. Konstrukcja jednak ocalała i wywołuje emocje wśród miejscowych. Burmistrz pobliskiego Wlenia – Artur Zych – pochwalił się pomysłem nazwania mostu w Pilchowicach imieniem Toma Cruise’a. Uważa, że byłoby to działanie promocyjne – o gminie, na której terenie stoi most, zrobiłoby się znów głośno. Konstrukcja z 1906 r. wznosi się nad Jeziorem Pilchowickim.
Gdy filmowcy wstępnie przygotowywali się do pracy w 2020 r., drogi wokół mostu zostały na pewien czas zamknięte. Zdaniem burmistrza Zycha początki wyglądały obiecująco. W jednym z wywiadów powiedział: „Projekty umów były przygotowane, miała być budowana makieta parowozu i nikt nie mówił, że będzie wysadzany most, ale raczej mostownice – czyli belki między torem a żelazną konstrukcją. Obiecywano nam też pieniądze na remont zamkniętej linii kolejowej Jelenia Góra – Lwówek Śląski, biegnącej przez Wleń”.
Konstrukcji jednak nie wysadzono. Walkę o most rozpoczęły stowarzyszenia miłośników historii techniki i kolejnictwa. Wielu uważa, że ocalenie budowli było najlepszym wyjściem, bo to zabytek. Właśnie takie miano w wyniku petycji i innych starań pospiesznie zyskał most. Film powstał i bez jego burzenia. Sceny, które miały być kręcone nad zalewem w Pilchowicach, ostatecznie powstały w Anglii. Parowóz spadł z klifu w Stoney Middleton w hrabstwie Derbyshire.
Choć wybuchu polskiego mostu zabrakło w „Mission: Impossible”, pojawił się tam polski aktor Marcin Dorociński (jako kapitan okrętu podwodnego Sewastopol), a oprócz tego polski paszport, ale z błędem – popełniono literówkę, która w efekcie dała Inowracław.
HK