Parada Pułaskiego, maszerująca co roku w pierwszą niedzielę października prestiżową nowojorską 5. Aleją, to wspaniałe święto całej Polonii i okazja do tego, by zamanifestować dumę z polskiego dziedzictwa. Jak to wydarzenie zmieniało się na przestrzeni lat i co można zrobić, by parada, a w ślad za nią Polonia, była bardziej dostrzegana i doceniana oraz – co najważniejsze – by przetrwała przez kolejne lata? O to między innymi „Biały Orzeł” zapytał Richarda Zawisnego, przewodniczącego Komitetu Głównego Parady Pułaskiego, który z tym wydarzeniem związany jest już niemal 40 lat.
„Biały Orzeł”: Proszę na początku opowiedzieć coś o sobie – kiedy i jak znalazł się Pan w Stanach Zjednoczonych?
Richard Zawisny: Przypłynąłem wraz z rodzicami do Ameryki na słynnym statku „Batory” w 1962 r. Najpierw wylądowaliśmy w Montrealu, stamtąd przyjechaliśmy do Nowego Jorku, gdzie zadomowiliśmy się na Staten Island, gdzie już wcześniej mieszkała moja ciocia. Zapisaliśmy się do tutejszej polskiej parafii i tak to się zaczęło.
Jakie wrażenie zrobił wtedy na Panu Nowy Jork?
To był ogromny przeskok, z polskich realiów do amerykańskich. Nie mogłem się napatrzeć na miasto, na ulice, budynki. To wszystko było dla mnie takie niesamowite! Wtedy też, w 1962 r., po raz pierwszy wziąłem udział w Paradzie Pułaskiego.
Jak Pan wspomina to wydarzenie?
Organizatorem lokalnej grupy był ks. prałat Felczak z parafii św. Wojciecha na Staten Island. To wokół parafii skupiało się wówczas polonijne życie w dzielnicy. Dla chłopaka z Polski, takiego jak ja wówczas, przemarsz 5. Aleją był czymś zupełnie nowym, doświadczeniem z jednej strony na wskroś amerykańskim, z drugiej – pokazaniem, jak w piękny sposób można demonstrować dumę ze swoich korzeni, z Polski.
Jak się układało w tamtych latach Pana życie i co Pana zmotywowało do zaangażowania się w działalność polonijną?
Skończyłem liceum, zacząłem uczęszczać do college’u. Zatrudniłem się też na nocne zmiany w markecie, żeby móc łączyć pracę z nauką. Pracowałem tam 5 lat. Mój ojciec z kolei pracował w polskiej masarni White Eagle Market. W 1979 r. nadarzyła się okazja, że kupiliśmy budynek, w którym się mieścił ten market, i zaczęliśmy prowadzić sklep na własny rachunek. Pomalowaliśmy go na biało-czerwono, chcieliśmy, żeby od razu było widać, że to polskie miejsce. Mój ojciec zawsze mi powtarzał: „nie zapomnij, skąd przyjechałeś”. Z tym sklepem byłem związany od 1979 r. do 2015 r., prawie 37 lat. Był to dobry biznes, ale też miejsce, dzięki któremu można było poznać inną Polonię. Dzięki tej pracy, dzięki zaangażowaniu w życie parafii, zacząłem rozumieć, że nie chodzi tylko o to, by spełnić swój „amerykański sen”, czyli kupić własny dom, mieć rodzinę, biznes, ale że bardzo ważne jest też to, jak postrzegana jest Polonia i Polska w Ameryce. W 1985 r. zacząłem bardziej się angażować w kwestie organizacyjne związane z Paradą Pułaskiego na poziomie lokalnym, byłem też związany z Fundacją Kościuszkowską… A w 1998 r. wybrano mnie Głównym Marszałkiem Parady Pułaskiego. Dwa lata później zostałem prezesem zarządu Komitetu Głównego Parady Pułaskiego.
Czy jeśli chodzi o Paradę Pułaskiego, zaobserwował Pan jakieś zmiany na przestrzeni tych kilkudziesięciu lat? Mam na myśli frekwencję, zaangażowanie i zainteresowanie Polonii, kwestię „dostrzegalności” polskiej parady przez społeczeństwo amerykańskie, lokalne władze…
Bardzo mi zawsze zależało na tym, żeby nie „stracić” tej 5. Alei, żeby Parada Pułaskiego pozostała wpisana w życie Nowego Jorku i całej Polonii. Staraliśmy się podtrzymać i ożywić tę ideę. Na przestrzeni lat zapraszaliśmy różnych gości, m.in. prezydenta Lecha Wałęsę. Co roku każdy Główny Marszałek wnosił też jakieś pomysły, co roku mieliśmy inny temat przewodni. Z zadowoleniem obserwuję od kilku lat, że po okresie takiego można powiedzieć przygaszenia parada znów ożywa, przyciąga coraz więcej osób, dołączają nowe kontyngenty. Natomiast co do kwestii odpowiedniego nagłośnienia tego wydarzenia, wydaje mi się, że my, jako Polonia, nie potrafimy zrobić tutaj, w Ameryce, „szumu”. Gen. Pułaski był Polakiem, a walczył o wolność tego kraju, i to dzięki niemu między innymi my dzisiaj możemy się tą wolnością cieszyć. Nie tylko my – Polacy, ale my – Amerykanie. Ale ta wiedza wciąż nie jest czymś powszechnym, dlatego tak ważne jest, by parada imienia tego bohatera przypominała o tym fakcie i o wkładzie, jaki Polonia wnosi w rozwój Ameryki.
Dlaczego zdecydował się Pan poświęcić swój czas i pracę właśnie na rzecz tego wydarzenia, co takiego wyjątkowego jest w Paradzie Pułaskiego?
Mogę powiedzieć, że udało mi się spełnić mój własny „amerykański sen”. Ale wciąż mam w pamięci słowa ojca, który mówił, żebym pamiętał, że urodziłem się w Polsce i żebym nigdy nie zapomniał, skąd pochodzę. Mam poczucie, że to dzięki Polonii odniosłem sukces, sklep bardzo dobrze prosperował, w nim poznałem moją żonę, wszystko układało się dobrze. A ojciec zawsze też powtarzał, że trzeba oddawać to, co się dostało, odwdzięczać się społeczności, działać na jej rzecz. Boli mnie, że Polonia w Ameryce wciąż jest niedoceniana. Niestety, obecnie nie ma polityków – kongresmenów, przedstawicieli stanowych – którzy by reprezentowali nasze interesy. Kiedyś mimo wszystko bardziej się liczono z Polonią, dziś bardzo trudno przebić się z czymkolwiek do władz.
Nie wszyscy zapewne wiedzą, że parada to nie tylko przemarsz w pierwszą niedzielę października 5. Aleją, ale również prace organizacyjne, które trwają praktycznie przez cały rok. Czy może Pan opowiedzieć o tym, jak wyglądają przygotowania do parady i wydarzeń jej towarzyszących?
Jest mnóstwo pracy związanej z organizacją parady. Teraz, po sprzedaniu biznesu, mam nieco więcej czasu, ale wcześniej faktycznie trudno było to godzić z pracą zawodową i życiem rodzinnym. Mam pięcioro dzieci – cztery córki i syna, również wnuki, staram się im poświęcać więcej czasu. Jeśli chodzi o przygotowania do tegorocznej parady, to wszystko jest już niemal dopięte na ostatni guzik. Na zaproszenie tegorocznego Głównego Marszałka Marcina Luca w paradzie weźmie udział Miss World Karolina Bielawska. Zaprosiliśmy też innych gości, polityków, ale kto ostatecznie się pojawi, to się klaruje praktycznie do ostatniego momentu.
Nowością od kilku lat jest organizowany po paradzie koncert w Central Parku…
Tak, chociaż myślę, że to już trochę za dużo. Na paradę docierają osoby z różnych rejonów, z innych stanów, niektórzy muszą wstać bladym świtem, żeby tu dojechać. Ustawianie się w ulicach, sam przemarsz – to spore wyzwanie logistyczne, przygotowania trwają od samego rana. Sam przemarsz to kilka godzin. Potem w wielu lokalnych parafiach, kontyngentach organizowane są spotkania, przyjęcia, poczęstunek – i to jest wg mnie bardzo miła tradycja, ludzie mogą jeszcze pobyć razem, przedłużyć tę radość wynikającą z poczucia wspólnoty doświadczanego podczas przemarszu.
W ciągu ostatnich kilkunastu czy kilkudziesięciu lat bardzo zmienił się przekrój społeczny Polonii, coraz mniej jest przyjezdnych z Polski, coraz więcej osób mających polskie korzenie, ale urodzonych już w Ameryce. Czy to wpływa już teraz w jakiś sposób na paradę i co Pana zdaniem jest kluczem do tego, żeby parada była kontynuowana przez kolejne pokolenia?
Dużo dzieci, młodzieży bierze udział w samym przemarszu, to jest bardzo pozytywne, że pokazują się, że cieszą się tym wydarzeniem. Mamy w zarządzie młodych ludzi, ale trudno jest o pełne zaangażowanie. Młodzi dzielą swój czas na pracę, rodzinę, chcą też mieć wakacje, odpocząć, a tymczasem organizacja wydarzenia na taką skalę, jak parada, pochłania mnóstwo czasu. Nie każdy chce ten czas poświęcić. Kiedyś też podtrzymanie polskości było dla wielu osób priorytetem. Dlatego powstawały polskie kościoły, domy narodowe – ich wybudowanie to efekt wielkiego wysiłku, nakładu pracy, pieniędzy, czasu. To dzięki tzw. „starej Polonii” mamy to, co dziś nazywamy naszym dziedzictwem. Ale niestety, nowe pokolenia nie tylko nie powiększają tego dziedzictwa, ale nawet nie potrafią utrzymać tego, co już jest. Polskie parafie są likwidowane, polskie domy zamykane i sprzedawane. Greenpoint, Williamsburg, Brooklyn są coraz mniej polskie. A kiedy chce się coś załatwić na rzecz Polonii z politykami, to słyszę, że Polacy nie rejestrują się jako wyborcy, a nawet jeśli się rejestrują, to każdy głosuje inaczej, nie blokiem, więc Polonia nie jest przez polityków postrzegana jako grupa wyborców, z którą trzeba się liczyć. Szacuje się, że jest 10 milionów Polaków w Ameryce. Jaka to mogłaby być siła! Niestety, nie umiemy tego wykorzystać.
Polonia ma ogromny potencjał, ale on nie jest w pełni wykorzystany. Czy Polonia może być bardziej skuteczna w działaniu we własnym interesie?
Może, ale to wszystko kwestia zaangażowania Polonii w politykę. Są miasta czy społeczności, gdzie Polonia jako grupa się liczy i liczą się z nią politycy. Ale to dzieje się na poziomie lokalnym, a Polonia powinna się też złączyć na poziomie ogólnokrajowym. Ameryka potrafi robić wiele dla innych grup etnicznych, Polonii też się to należy! Potrzebujemy sprzyjających Polonii polityków, burmistrzów, kongresmenów. To może być nasza siła.
Parada Pułaskiego jest doskonałą okazją, żeby pokazać ten potencjał Polonii, zaakcentować, że jesteśmy częścią Nowego Jorku, Ameryki. Ale jako wydarzenie wciąż nie przebija się do powszechnej świadomości. Pod jedną z opublikowanych przez nas relacji z zeszłorocznej parady pojawił się komentarz z pytaniem: „dlaczego tego nigdy nie pokazują w tv?”. Jak Pan myśli, co można zrobić, żeby jeszcze lepiej promować to wydarzenie, również poza środowiskiem polonijnym?
Staramy się, rozsyłamy informacje prasowe, ale odzew amerykańskich mediów jest mały albo żaden. Inicjatywą tegorocznego Głównego Marszałka jest to, aby w różnych miastach na świecie w dniu parady ważne budynki czy miejsca zostały podświetlone na biało-czerwono, chcemy w ten sposób przyciągnąć uwagę. Może też obecność Miss World zainteresuje tutejsze media.
Pewne kontrowersje wzbudziło hasło tegorocznej parady. Po polsku brzmi: „Maszerujemy z sercem, dumą i duszą”, wersja angielska jest nieco inna… Dlaczego?
Mieliśmy kłopot z jednym słowem. Niektórym przeszkadzało angielskie słowo „pride” (duma – red.), które według nich kojarzy się jednoznacznie z innymi grupami, z którymi z kolei nie chciano, żeby łączona była parada. Dlatego w wersji angielskiej hasło parady brzmi: „Marching with love of Polonia, heart and soul”.
Jak Pan myśli, jakie największe wyzwania stoją przed amerykańską Polonią i czego chciałby Pan życzyć rodakom na przyszłość?
Musimy dbać o pamięć i o naszą historię. Parada nosi imię wielkiego bohatera, a nawet wśród Polonii są osoby, które nie do końca wiedzą, kim był i jakie są jego zasługi. Z pokolenia na pokolenie znika nam ta polskość. Polonia musi się obudzić! Mamy wspaniałe dziedzictwo i naszą rolą jest przynajmniej to utrzymać, bo jeśli to stracimy, to już tego nie odzyskamy. Nam przekazano dorobek wcześniejszych pokoleń, a co my przekażemy naszym dzieciom czy wnukom? Doskonałym przykładem jest sprawa Grand Prospect Hall – zabytkowego budynku w Park Slope, w którym przez 40 lat działał Narodowy Dom Polski. Nowojorski Departament Budownictwa na wniosek nowego właściciela budynku wydał pozwolenie na rozbiórkę. W pobliżu budynku znajdował się pomnik poświęcony polskim żołnierzom walczącym i poległym podczas drugiej wojny światowej. Pomnik na szczęście udało się ocalić, trafi prawdopodobnie do Amerykańskiej Częstochowy, ale to kolejne polskie miejsce w Nowym Jorku utracone w ostatnich latach. Czy znikną kolejne? Na szczęście są organizacje, które działają, wspierają Polonię, jak np. Polsko-Słowiańska Federalna Unia Kredytowa, która funduje stypendia dla polonijnej młodzieży, sponsoruje polskie wydarzenia. Ale sama Polonia, jako grupa, musi zacząć działać razem, musimy się zaangażować w działalność społeczną, w politykę. Nie można tylko brać, trzeba też dać coś od siebie. A jeśli chodzi o tegoroczną, już 85. Paradę Pułaskiego, to mam nadzieję, że będzie biało-czerwono, pięknie, jak zawsze! Zaczynamy o godz. 9:00 mszą św. w Katedrze św. Patryka na Manhattanie, potem jest śniadanie, następnie gromadzimy się na 5. Alei i maszerujemy – radośnie, razem, tego roku i oby w kolejnych także. Do zobaczenia 2 października na 5. Alei!
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Joanna Szybiak