Pomysł petycji powstał całkowicie spontanicznie. W przeddzień gorączkowych przygotowań do protestów na niedzielę 31 marca, przeciw ustawie S.447, ktoś wpadł na pomysł petycji do Kongresu USA. Najpierw były obawy, że oto jest narzucany kolejny obowiązek w i tak już napiętych terminach, ale ktoś inny zobaczył w tym rzecz ważną, wartą natychmiastowego wysiłku. Wujek Google, jak zwykle posłużył pierwszą pomocą. Kilka godzin internetowo-telefonicznych konsultacji między wschodnim i zachodnim wybrzeżem Ameryki, porady prawnika, kolejne wersje i już około 2:00 w nocy EST, między czwartkiem i piątkiem formularz petycji był gotowy do przyjmowania podpisów. Po niedzielnych protestach spłynęło ich blisko tysiąc. Najwięcej podpisów zebrano w Chicago, trudno było oczekiwać czegoś innego od największego miasta Polaków po tej stronie Atlantyku (540), za nim Hartford, Connecticut (160) i Boston, Massachusetts (145). Ulewny deszcz przeszkodził w Nowym Jorku, aby stanął on na podium. Swoje podpisy dodały miasta zachodniego wybrzeża kontynentu.
Na początku były to głównie podpisy obywateli USA polskiego pochodzenia. Jednakże specyfika błędów ustawy S. 447 i reagujące na nie tezy petycji, które są ułożone tak, aby mogła złożyć pod nimi podpis każda osoba, poważnie rozważająca przyszłość polityczną w wielu krajach, a nie tylko USA. Chodzi tu głównie o kraje Europy, w tym, szczególnie, środkowo-wschodniej. Nie jest tajemnicą, że znakomita część obywateli USA tam właśnie odnajduje swoje historyczne dziedzictwo. Posiadanie praw wyborczych umożliwia im aktywną obronę praw podstawowych, zawartych w Konstytucji USA. Jednocześnie, choćby siłą przykładu, Amerykanie ci pomagają bronić tych praw także w europejskich krajach ich przodków. Ale dla Polaków S.447 to kwestia jeszcze bardziej podstawowa, bo najbardziej żywotnego, elementarnego pytania o gospodarcze i w konsekwencji polityczne być, albo nie być. Większość albo rozumie dość dobrze, albo przeczuwa olbrzymie zagrożenie, płynące z konsekwencji funkcjonowania tej ustawy. Obliguje ona do przygotowania raportu o wypełnianiu wcześniej postawionych wymogów roszczeniowych wobec mienia obywateli, którzy stracili życie w ludobójstwie holokaustu. Wyróżnienie takiej kategorii ofiar i postawienie ich przed innymi jest w ustawie uzupełnione uroszczeniami, co do mienia tzw. „bezsadkowego”. Sposób, w jaki traktuje je ustawa, przeciwko której kierowana jest petycja, wychodzi poza znane dotychczas w kulturze Zachodu standardy prawne.
W USA praktyczny walor petycji jest oczywisty. Po zebraniu odpowiednio dużej liczby podpisów należy iść do senatorów i reprezentantów w Kongresie, według przynależności do stanów, oraz dystryktów wyborczych. Obywatele-wyborcy, którzy podpisali tę petycję w znaczącej liczbie mogą być pewni, że to, czego oczekują w kwestii ustawy S.447 nabierze odpowiedniej mocy przed kongresmenami. Tylko tyle i aż tyle w perspektywie nadchodzącej już za pół roku, kolejnej kampanii wyborczej. Raport Departamentu Stanu to nie są żarty, kto porozmawia z kimkolwiek, zatrudnionym tam na poważnym stanowisku, szybko dojdzie do tego wniosku. Ale rezultat wyborów do Kongresu USA, to jeszcze poważniejsza sprawa, przynajmniej dla tych, którzy chcą w nim zasiąść. W naszych rękach jest ich los.
Szymon Tolak
447protest@gmail.com