Marcin Dorociński dostał rolę, o jakiej marzy niejeden aktor. Zagrał szalonego artystę i zarazem skandalistę – Witkacego. Komedia kryminalna „Niebezpieczni dżentelmeni” weszła do polskich kin końcem stycznia. Choć nie bije rekordów oglądalności, karierze Dorocińskiego na pewno służy.
Film o osobowościach zwariowanego środowiska artystycznego z początku XX, w. z akcją umiejscowioną w Zakopanem, jest pełen zagadek i nagłych zwrotów akcji. Oprócz Dorocińskiego w roli Stanisława Witkiewicza na ekranie pojawią się też m.in.: Tomasz Kot jako Tadeusz Boy-Żeleński, Andrzej Seweryn jako Joseph Conrad, Wojciech Mecwaldowski jako Bronisław Malinowski i Grzegorz Mielczarek jako Karol Szymanowski. W fabułę wpleciono nawet postać Lenina i Piłsudskiego. Na planie podczas nagrań było chwilami wesoło. Charakteryzacje, rekwizyty i wielowątkowość wywoływały emocje. Dorocińskiego świetnie wystylizowano na legendarnego artystę.
Odtwórca Witkacego ma na swoim koncie już mnóstwo rozmaitych postaci. Przystojny i sławny, wcale nie ukrywa, że kiedyś przygotowywał się do zawodu mechanika i pochodzi z małej wioski. Jak wielu chłopców marzył o wielkim sporcie, ale kontuzja kolana rozwiała złudzenia. Uczył się w Technikum Mechanicznym w Grodzisku. Jak sam po latach opowiada w wywiadach: „na praktykach w FSO wygniatałem wały korbowe”. Zyskał oficjalny tytuł technika obróbki skrawaniem.
Pod koniec szkoły zaczął myśleć o aktorstwie. Zachęcały go do tego nauczycielki, zauważając na akademiach talent Marcina. Dorociński wybrał Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Warszawie. Aby utrzymać się w stolicy, dorabiał m.in. jako ochroniarz i kelner. Jedną z pierwszych ról miał w „Szamance”, potem wystąpił w serialach: „Na dobre i na złe”, „Rodzina zastępcza” i „Ekstradycja 3”. Dostał też rolę w filmie „Pitbull”. Potem angażowano go coraz częściej do komedii romantycznych, filmów kryminalnych i wielu innych produkcji. Aktor nie ukrywa, że marzy mu się kino amerykańskie.
Halina Kossak