piątek, 26 kwietnia, 2024

„Pielgrzymka”

– Nuśka, no szybciej się wygrzeb, bo się spóźnimy. Pielgrzymka już idzie! – ponaglała Danusia.

Nusia jeszcze zapinała paski w odświętnych sandałkach, ale była już gotowa.

– Dobra, poczekaj tylko, bo jeszcze babcia bukiet mi szykuje. Wianki już powiązałam wstążką.

– Na masz, Nusia, gotowe.

Babcia podała Nusi bukiet z ogródkowych bordowych georginii, żółtych nagietków, różowego mieczyka, z gałązek szałwii o aksamitnych listkach, a w środek bukietu wetknęła na patyczku małe rumiane jabłuszko.

Nusia porwała bukiet i popędziła za Danusią. Biegły z duszą na ramieniu, bo już od strony Przemyśla słychać było śpiew pielgrzymów wracających z Kalwarii, a gdy dopadły głównej drogi prowadzącej do kościoła w Radzymnie, już maszerowali nią pierwsi pielgrzymi – zmęczeni, ogorzali od słońca, z kolorowymi chustkami na szyi, śpiewający maryjne pieśni.

– Zdrowaś, zdrowaś, zdrowaś Maryja! – niosły się śpiewane słowa nad drogą i płynęły do miasteczka i do Skoszowa.

Nusia, kiedy zobaczyła pielgrzymów o przejętych, rozmodlonych twarzach, na czele których młody chłopak niósł drewniany krzyż przybrany bukietem białych astrów, z zawieszonym na nim wiankiem z różnych ogrodowych kwiatków, a dalej kołyszący się nad licznymi głowami sztandar ze wstążkami, z wizerunkiem Maryi, szybko zamrugała oczami, bo łzy wzruszenia same się pchały, a nie chciała ich pokazać zawsze twardej Danusi. Przyciskała babciny bukiet i wianki do piersi, jakby się chciała za nimi schować.

Uciekała wzrokiem poza pielgrzymów, opuszczała go na ziemię, kluczyła oczami pomiędzy nimi, aby ich nie widzieć, ale pieśń rozpędzała jej serce do granic wytrzymałości, aż zagryzała wargi do bólu, by powstrzymać te wstydliwe łzy.

Biegła z Danusią wzdłuż kolumny pielgrzymów, która dziarsko maszerowała do kościoła. A od strony kościoła słychać było bicie dzwonów i coraz więcej ludzi ze wsi i miasteczka przyłączało się do idących.

Przed kościołem na pielgrzymów czekali też wierni.

Danusia dojrzała wśród pielgrzymów starszą siostrę Krysię i energicznie do niej machając swoim bukietem kwiatków, wołała ją:

– Krzysia, Krzysia!

A ona zobaczyła je obie z Nusią, wyjęła coś z kieszeni i podała Danusi ze słowami:

– To dla ciebie i Nuśki, kamyki ze świętej rzeki z Kalwarii, to na pamiątkę i na szczęście!

Danusia uradowana podzieliła się z Nusią kamykami. Nuśka ściskała teraz kamyk w dłoni, a paznokcie wbijała w nadgarstki, bo znowu łzy tłoczyły się pod jej powiekami, gdy zobaczyła wielki tłum ludzi pod kościołem, feretrony, figurki świętych, kościelne chorągwie, panny odświętnie ubrane – wszystko gotowe do procesji wokół kościoła, a nawet kramarzy, którzy przywieźli na odpust stragany z licznymi świecidełkami i różnymi drobiazgami. Dzwony mieszały się z pobożnymi pieśniami w jedną wielką radość i wprost niebiańskie szczęście, a Nusia chowała się za filarami przykościelnej dzwonnicy, by nikt nie zobaczył, jak jej łzy pokonały wszystkie przeszkody i teraz płyną wartko po jej opalonej buzi.

Nusia lubiła ten kościół, bo tu ślub brali mama i tata, i ona była tu chrzczona.

Nie mogła tylko uwierzyć, że wieziono ją wtedy do chrztu furmanką z konikami.

Mama chciała, aby nazywała się Anna Maria, ale ksiądz powiedział, że Maria jest ważniejsza i ochrzcił ją Maria Anna. Jak szła do Pierwszej Komunii, to widziała na zaświadczeniu o chrzcie, że miała zapisane Maria Anna, czyli – rozmyślała – jestem przed Panem Bogiem Maria, a w urzędzie Anna.

Ksiądz zawierzył ją wtedy Matce Bożej przy bocznym ołtarzu z Jej świętym obrazem i od tamtej pory Maryja jej zawsze pomaga, tak zapewniała ją mama i na pewno miała rację.

Pielgrzymi weszli do kościoła aż pod sam główny ołtarz, rozpoczęła się uroczysta msza święta, podczas której ksiądz, nie żałując wody święconej, poświęcił, kropiąc wielkim kropidłem, wszystkich ludzi i przyniesione zioła, bukiety kwiatów, owoce. Uspokojona już Nusia stała ściśnięta przez tłum ludzi w kącie kościoła ze swoim bukietem i wianuszkami, ale poczuła na nosie krople święconej wody.

Po mszy odnalazła ją Danusia, bo rozdzieliły się nagle w tłumie.

– Hej, Nuśka, znalazłaś się! Gdzieś mi się to zgubiła? O, oczka masz zaczerwienione… jak wiejska płaczka! – śmiała się. – Chodź, kupimy coś na kramach.

– Ale ja nie mam pieniędzy.

– Nie martw się, ja kupię torebkę tych cukrowych rybek, to zjemy razem.

Obie gapiły się na skarby wystawione na straganach – piłeczki z kolorowego celofanu wypełnione trocinami, podskakujące na gumce, pistolety na kapiszony i korkowce, ślazowe czerwone okrągłe lizaki, wianki białych dmuchanych precli i ciasteczek z kolorowymi bibułkami nazywanych całuskami, piszczałki – koguciki, papugi z pokolorowanych kurzych piór, małpki, małe lusterka z fotografiami zagranicznych aktorów, plastikowe myszki chowające się w pudełeczku jak od zapałek, a nawet z czarnej gumy diabełki z czerwonymi rogami, które, gdy się nacisnęło, wystawiały czerwony język. Najbardziej jednak podobały się Nusi mieniące się złoto pierścionki z niebieskim albo czerwonym oczkiem, zawsze marzyła o takim.

Wróciły do domu drogą na skróty – wzdłuż rzeki, przeszły na drugą stronę przez kładkę, a potem już w stronę babcinego domu.

– Nusia! Ja nie pójdę do ciebie! Lecę do domu na obiad, a i pewnie Krzysia zaraz wróci z kościoła, to będzie opowiadać o pielgrzymce, ciekawa jestem, może i ja za rok pójdę – oznajmiła Danusia.

– Dobra, leć, ja muszę do babci wracać, bo u nas też zaraz obiad będzie.

Nusia, zmęczona i zgłodniała, chętnie wróciła do domu.

Babcia pochwaliła wnuczkę, że tak pięknie się spisała, poświęcone w kościele wianuszki powiesiła na drzwiach domu na specjalnie tu wbitym gwoździu, do zasuszenia i aby strzegły domu i domowników od złego, a poświęcony bukiet postawiła we flakonie na stole nakrytym świątecznym obrusem.Okazało się, że wujek Adam też był w kościele na mszy i zrobił Nusi niespodziankę – kupił jej na straganach ciasteczkowe całuski, czerwoną piłeczkę na gumce i śmieszną małpkę z króliczego futerka w małym kapelusiku na głowie, ale Nusi się nie spodobała, przypominała jej bardziej diabełka niż małpkę. No i zamiast tego wszystkiego wolałaby pierścionek.

Małgorzata Żurecka


Małgorzata Żurecka – poetka, pisarka-nowelistka. Od 2006 r. jest członkinią Związku Literatów Polskich, od 2020 pełni funkcję prezes Oddziału Rzeszowskiego ZLP. Wydała 7 tomików poezji. Jest także tłumaczką poezji anglojęzycznej na język polski oraz publikuje swoje utwory w internecie, prowadzi blog Poetry Bridges.

spot_img

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najpopularniejsze

Ostatnio dodane

- Advertisment -