sobota, 23 listopada, 2024
Strona głównaPoloniaMassachusettsKandydatka na burmistrza Bostonu ma polskie korzenie

Kandydatka na burmistrza Bostonu ma polskie korzenie

Pięciu kandydatów startuje w demokratycznych prawyborach na burmistrza Bostonu, które odbędą się 14 września. Na stanowisku włodarza miasta od kilku miesięcy jest wakat po tym, jak pełniący tę funkcję od 7 lat Marty Walsh dołączył do administracji Bidena i to właśnie dlatego tegoroczne wybory są od kilku miesięcy tematem budzącym wiele emocji. Lecz jak przyznają największe bostońskie media, sylwetki i programy kandydatów są tak do siebie podobne, że czasem nie ma o czym pisać. Z tym stwierdzeniem nie zgadza się Annissa Essaibi George, która uważa, że jej doświadczenie jako radnej, przedsiębiorczyni oraz jako córki polskich i tunezyjskich imigrantów wyróżnia ją na tle całej reszty.

Kandydatka na burmistrza Bostonu Annissa Essaibi George ma polskie korzenie. Fot. Archiwum Annissy Essaibi George

Annissa Essaibi George wychowała się w bostońskim Polskim Trójkącie, gdzie nadal mieszka z mężem i czwórką dzieci. Od lat prowadzi tu też małą pracownię i sklep z wełną „Stitch House”. Jej przygoda z polityką zaczęła się w 2015 roku, kiedy wygrała swoje pierwsze wybory do rady miasta Bostonu. Po prawie trzech pełnych kadencjach jako radna w styczniu br. oznajmiła, że zamierza celować wyżej i ogłosiła swoją kandydaturę na stanowisko burmistrza miasta. O swojej wizji dla stolicy stanu Massachusetts, pierwszych latach w polityce i polskich korzeniach mówi w wywiadzie dla „Białego Orła”.

„Biały Orzeł”: Od 6 lat pełni Pani funkcję członka rady miejskiej Bostonu. Wcześniej była Pani pedagogiem, a do dziś jest Pani również właścicielką małego biznesu w Polskim Trójkącie. Co dokładnie spowodowało, że zdecydowała się Pani wystartować jako kandydat do rady miasta w 2015 roku?

Annissa Essaibi George: Zawsze doceniałam rolę, jaką miejskie władze odgrywają w naszym codziennym życiu. Boston jest i był moim jedynym domem, tu się wychowałam i chciałam wykorzystać moje zainteresowanie lokalną polityką, aby służyć temu miastu i jego mieszkańcom. Dużą rolę odegrało też moje doświadczenie: jako pedagoga, jako osoby, która od podstaw zbudowała swój własny biznes, jako aktywnego członka mojego lokalnego społeczeństwa. To doświadczenie było dla mnie motywacją i zmobilizowało mnie do decyzji, aby startować w wyborach. Jak wszyscy wiedzą, jestem potomkiem imigrantów, moi dziadkowie ze strony mamy byli Polakami, a rodzice taty byli Arabami z Tunezji. Mój tato często żartował, jeszcze jak byłam młodsza i mówiłam o swoich aspiracjach, że dziewczyna z o arabskich korzeniach, z arabskim nazwiskiem, nigdy nie wygra żadnych wyborów w tym mieście. Cieszę się, że mogłam udowodnić jemu i sobie, że się wtedy mylił.

Jakie są Pani największe, dotychczasowe osiągnięcia jako radnej miasta?

Jestem duma, że jako radna reprezentuję całe miasto (w przeciwieństwie do dzielnicowego radnego – red.) i jego różnorodność. Sposób, w jaki pełnię powierzoną mi funkcję, odzwierciedla moje korzenie oraz moje doświadczenie. Jestem obecna i zaangażowana. Niektóre z tematów, które dla mnie były i są priorytetem, to edukacja, bezdomność, dostęp do opieki dla osób z zaburzeniami i programy dla uzależnionych od wszelkiego rodzaju substancji. W tych dziedzinach zostało jeszcze wiele do zrobienia, ale jestem dumna, że mogłam na przestrzeni tych ostatnich lat się na tych sprawach skoncentrować. Myślę, że moja reputacja odzwierciedla to, co udało mi się osiągnąć przez te ostatnie 6 lat.

Annissa Essaibi George wychowała się w polskiej dzielnicy Bostonu, znanej jako „Polski Trójkąt”. Tu mieszka do dziś z rodziną. Fot. Archiwum Annissy Essaibi George

W styczniu bieżącego roku ogłosiła Pani swoją kandydaturę w wyborach na burmistrza Bostonu. Jak doszło do tej decyzji?

Boston jest dziś na krawędzi przełomowych zmian. Sporo z nich wynika z wyzwań spowodowanych pandemią. Czasy te oznaczają, że miasto musi poprowadzić odpowiednia osoba i uważam, że właśnie ja nią jestem. Jest to również okazja do stworzenia nowych szans dla bostończyków, dla następnych pokoleń. Takie było moje podejście jako radnej, ale zdaję sobie sprawę, że w roli burmistrza można zrobić więcej, można jeszcze bardziej pozytywnie wpłynąć na życie mieszkańców miasta. Jako radna stworzyłam specjalną komisję, której celem było zwalczenie problemu bezdomności wśród rodzin. Rozpoczęłam też program, dzięki któremu we wszystkich publicznych szkołach są dziś pielęgniarki oraz osoby specjalizujące się w problemach behawioralnych. To są niektóre przykłady programów, które chciałabym kontynuować jako burmistrz. Chcę też, aby instytucje niedochodowe, które są zwolnione z podatków, zaczęły mieć wkład finansowy w miasto, aby móc realizować nasze cele i zobowiązania. Byłam pierwszą osobą, która rozpoczęła ten dialog, i uważam, że musi on być kontynuowany. Ale aby odpowiedzieć na pytanie, dlaczego kandyduję, chciałabym na chwilę wrócić do mojego doświadczenia jako córka polskiej matki, arabskiego ojca, jako nauczycielka, przedsiębiorca, matka, działaczka społeczna – uważam że te doświadczenia tworzą mnie odpowiednim kandydatem, jakiego Boston właśnie potrzebuje w tej chwili.

Wspomniała Pani o instytucjach niedochodowych. Jak miałby wyglądać ich wkład w budżet miasta? Obecnie są one zwolnione z płacenia miejskich podatków…

Niektóre z największych instytucji w naszym mieście, w tym muzea, szkoły, centra kultury są instytucjami niedochodowymi i nie płacą podatków. Pomimo iż wg ich statusu są to organizacje niedochodowe, wiele z nich generuje dochody, w tym dochody z inwestycji ogromnych aktywów, jakie posiadają. Tu należy pamiętać, że wiele z nich też korzysta z miejskiej infrastruktury i usług, za które płaci miasto. Kilka lat temu rozpoczęliśmy dialog na temat ich potencjalnego finansowego wkładu w miasto, który zastąpiłby podatki. W ciągu pierwszych 100 dni jako burmistrz powołałabym specjalną komisję, aby wdrożyć taki właśnie program, na którym skorzystałoby nie tylko miasto i jego mieszkańcy, ale też same instytucje, o których mowa.

Między pięcioma kandydatami startujących we wrześniowych prawyborach jest mało dostrzegalnych na pierwszy rzut oka różnic. Co wyróżnia Panią od konkurencji?

Uczyłam w miejskich szkołach publicznych przez 13 lat. Myślę, że to mnie wyróżnia najbardziej. Moje dzieci uczą się w publicznych szkołach, ja sama też uczęszczałam do bostońskich publicznych szkół. Byłam przewodniczącą stanowej rady ds. edukacji powołanej na Kapitolu. Moja praca jako pedagog i praca z miejską radą nauczania jest tym, co najbardziej wyróżnia mnie od reszty. Nie ma chyba innej dziedziny, która wymaga tyle pracy, co nasze szkoły. Moje doświadczenie pozwoli mi być częścią koniecznych zmian w sposób różniący się od pozostałych kandydatów. Ponadto jako właściciel małego biznesu myślę, że jestem idealnym kandydatem, aby wesprzeć naszych przedsiębiorców, szczególnie tych poszkodowanych przez pandemię. A prawda jest taka, że skutki pandemii odczuwają nie tylko właściciele małych biznesów, ale również ich pracownicy, rodziny oraz całe społeczności i dzielnice. Istotne jest też to, że obecnie jako radna reprezentuję całe miasto, a nie jedną dzielnicę. Dzięki temu byłam i jestem obecna w każdym zakątku miasta, mam kontakt z każdą społecznością i przez to jestem świadoma, czego oczekują one od władz miasta. Łatwo nawiązuję kontakt z ludźmi i jestem w stanie połączyć ludzi, często o różnych poglądach, zaangażować w dialog i szukanie rozwiązań naszych największych problemów. Moje predyspozycje do pracy z ludźmi, tak ważne w pełnieniu funkcji lidera miasta, również wyróżniają mnie od konkurencji.

W „Polskim Trójkącie” w Bostonie Annissa Essaibi George prowadzi własny biznes. Fot. Archiwum Annissy Essaibi George

Jaki wpływ na karierę polityczną ma Pani polsko-tunezyjskie pochodzenie?

To, że jestem córką imigrantów, wpłynęło nie tylko na to, jak dorastałam, ale również jak doświadczam i widzę nasze miasto. Moja matka urodziła się w obozie dla polskich uchodźców. Do USA przyjechała jako mała dziewczynka. Moj ojciec jako dwudziestokilkuletni arab i muzułmanin, stawiał swoje pierwsze kroki w tym kraju w Dorchester, dzielnicy Bostonu, gdzie wszyscy w tym czasie byli białymi katolikami. Doświadczenie moich rodziców, którym się ze mną dzielili, dało mi inną perspektywę spojrzenia na nasze miasto, które wciąż jest kolebką różnych kultur.

Jakie wg Pani są największe problemy, z którym będzie musiał się zmierzyć następny burmistrz miasta?

W dalszym ciągu naszym największym zagrożeniem i problemem jest Covid-19. Miasto musi połączyć siły, aby wspólnie pokonać pandemię. Aby móc zjednoczyć mieszkańców, jestem zdeterminowana zbudować administrację, która odzwierciedla demograficzne charakterystyki naszego miasta. Dostęp do opieki zdrowotnej, do miejsc pracy, do dobrej edukacji nie są takie same w całym miejsce i następny burmistrz będzie musiał wyeliminować te różnice. Edukacja jest wciąż jednym z największych problemów, ale też jednym z moich priorytetów. Jako miasto musimy się koncentrować na szkołach, dzieciach, nauczycielach, aby każde dziecko, w każdej dzielnicy w Bostonie miało dostęp do edukacji na dobrym poziomie. Następnym problemem jest dostęp do mieszkań, na które nie stać przeciętnych rodzin. Koszt życia w Bostonie zrobił się za wysoki i wiele osób nie jest w stanie dziś zaspokoić podstawowych potrzeb. Musimy też się upewniać, że każdy mieszkaniec miasta, każda dzielnica ma taki sam dostęp do usług miejskich.

Wszystko wskazuje na to, że mutacja Delta wirusa Covid-19 zaczęła wykolejać nadzieje i poczucie bostończyków, że pandemia została pokonana. Czy w najbliższym czasie ma Pani wizję Bostonu bez pandemii, czy też pandemiczna rzeczywistość jest czymś, do czego bostończycy będą się musieli przyzwyczaić na dłużej?

Wszyscy jesteśmy świadomi, jaki wpływ Covid-19 wywarł na nasze dzielnice, na nasze miasto… i na cały świat. Ta pandemia uwypukliła różnice, jakie istnieją między dzielnicami miasta w kwestiach takich jak dostęp do opieki medycznej, szkolnictwa czy sytuacji mieszkaniowej. Dotyczy to też dostępu do testów oraz szczepionek. Od początku pandemii naciskałam na strategię, gdzie testy, szczepionki są dostępne tam, gdzie są mieszkańcy, w ich dzielnicach, w miejscach, gdzie bywają i które znają. Bez strategii, która uwzględnia wszystkich mieszkańców miasta, ciężko będzie zamknąć ten bolesny rozdział. Musimy zrobić więcej!

Wychowała się Pani w polskiej dzielnicy Bostonu, która w ostatnich latach bardzo się zmieniła, a koszt życia wzrósł wielokrotnie. Co musi zrobić miasto, aby zapobiec opuszaniu miasta przez rodziny, których nie stać dziś w nim żyć?

Przede wszystkim musimy zbudować więcej domów i upewnić się, że większa część nowo wybudowanych mieszkań jest dostępna po przystępnych cenach dla bostończyków. Potrzeby mieszkalne w Bostonie są różne… są inne dla młodych osób, które przeprowadzają się tu ze względu na pracę, inne dla rodzin z dziećmi i inne dla seniorów. Jako burmistrz mam zamiar stworzyć program, który pomoże większej ilości mieszkańców Bostonu kupić własny dom bądź mieszkanie, a to często są inwestycje, z których korzystają przyszłe pokolenia.

Fot. Archiwum Annissy Essaibi George

Mieszkając w polskiej dzielnicy Bostonu udziela się Pani w polonijnym życiu i inicjatywach. Dlaczego wg Pani jest to ważne, aby bostońska Polonia była aktywną i zauważalną częścią oblicza miasta?

Polonia i polskie społeczeństwo dało tak dużo temu miastu! Polonia prawie od początku dziejów Bostonu współtworzyła i była częścią tego miasta. Dlatego tak ważne jest, aby instytucje, które mogą zachować tę historię i dzielić się nią z następnymi pokoleniami mogły tutaj istnieć i prosperować. Ważne jest też, abyśmy jako społeczeństwo dzielili się tą historią z naszymi sąsiadami, z resztą bostończyków. Tu podzielę się swoim osobistym marzeniem, aby kiedyś wydać książkę opisującą życiorys swojej babci. Dużo zostało powiedziane na temat doświadczeń naszych pradziadków, dziadków, ojców… a zdecydowanie mniej o imigracyjnych doświadczeniach naszych babć, matek. Dużo odziedziczyłam po mojej polskiej babci, która została wywieziona z Polski do obozu w Niemczech w wieku 16 lat, czyli mając tyle lat, ile dziś ma mój najstarszy syn. Jej doświadczenia i to, co przeszła, zarówno tam, jak i tu, na amerykańskiej ziemi, powinno być spisane. Jej historia jest nie tylko częścią mojej historii, ale jest również częścią historii całej bostońskiej Polonii. Jeśli wygram, byłabym pierwszym burmistrzem z polskimi korzeniami w tym mieście i myślę, że pozwoliłoby to naszej historii wpisać się jeszcze bardziej w dzieje tego wspaniałego miasta.

Rozmawiał Darek Barcikowski

Najpopularniejsze

Ostatnio dodane

- Advertisment -