11 września 2001 r. – ta data wyryła się w sercach i pamięci nie tylko nowojorczyków, ale chyba wszystkich Amerykanów. Rankiem tego dnia wraz z 110-piętrowymi nowojorskimi drapaczami chmur legło w gruzach przekonanie Amerykanów o niezwyciężonej potędze tego kraju, a także bezpieczeństwie i nietykalności terytorium USA. Przeprowadzone 19 lat temu zamachy były najtragiczniejszymi w historii Stanów Zjednoczonych. Zginęło w nich prawie 3 tys. osób, drugie tyle zostało rannych. Wśród ofiar byli także Polacy.
Dwie wieże
Stojące na Manhattanie dwie bliźniacze wieże kompleksu World Trade Center, zwane Twin Towers, były – obok Statuy Wolności – symbolem nie tylko Nowego Jorku, ale i Stanów Zjednoczonych Ameryki. Po zakończeniu budowy przez dwa lata oba wieżowce dzierżyły palmę pierwszeństwa najwyższych budynków na świecie. Na szczycie pierwszego z nich mieściła się luksusowa restauracja, z której rozciągał się widok na panoramę Manhattanu. Z kolei na tej samej wysokości południowej wieży znajdował się taras widokowy. Obie wieże liczyły sobie imponujące 110 pięter. Większość z nich była przeznaczona na biura na wynajem, w których na co dzień pracowało kilkanaście tysięcy ludzi.
To właśnie ten symboliczny wymiar oraz duża ilość potencjalnych ofiar sprawiły, że WTC znalazło się na celowniku terrorystów. Wrześniowych zamachów dokonało w sumie 19 porywaczy, którzy kupili bilety na cztery loty krajowe amerykańskich linii. Po przejęciu kontroli nad samolotami dwa z nich skierowali w kompleks World Trade Center w Nowym Jorku. Pierwszy z porwanych boeingów uderzył w północną wieżę World Trade Center o godz. 8.46 czasu lokalnego. Na jego pokładzie wraz z porywaczami przebywało 92 osób. Po siedemnastu minutach w południową wieżę trafił drugi boeing 767, którym leciało 65 osób. Dramat ludzi uwięzionych w płonących budynkach za sprawą telewizji, rozgrywał się na oczach widzów na całym świecie. Trzeci samolot zniszczył część Pentagonu, a czwarty nie dotarł do celu, jakim był prawdopodobnie Biały Dom. Rozbił się na terenie Pensylwanii ok. 15 min. lotu od Waszyngtonu. Winą za zamachy obarczono organizację Al-Kaida dowodzoną przez Osamę bin Ladena.
W zamachu życie straciło prawie 3,000 osób. Ponad 6,000 zostało rannych. 26 osób nadal uznawanych jest za zaginionych. Bardzo duże straty poniosły służby miejskie, głównie straż pożarna i policja – w trakcie akcji ratunkowej zginęło ponad 300 funkcjonariuszy. Ci, którzy przeżyli, do dziś zmagają się ze skutkami zdrowotnymi. W wyniku zburzenia i spalenia WTC nastąpiło uwolnienie do atmosfery mieszaniny drażniących pyłów, gazów i dymów. Chmura pyłowa nad Manhattanem zawierała też rakotwórcze substancje…
Polskie historie
W zamachach na WTC życie stracili także Polacy: Dorota Kopiczko z Augustowa, Łukasz Milewski z Suwałk, Norbert Szurkowski z Wrocławia, Anna De Bin z domu Pietkiewicz z Ełku, Jan Maciejewski ze Zduńskiej Woli i Maria Jakubiak z opolskiej wsi Błota. Ich sylwetki zostały w 2001 r. przedstawione na łamach New York Timesa.
Rodzina 26-letniej Doroty Kopiczko z Augustowa wyjechała do USA, gdy Polka była w liceum. Na studiach dostała stypendium, była w gronie najlepszych studentów. Została księgową w Marsh & McLennan, firma mieściła się na setnym piętrze pierwszej wieży WTC. W wieku 25 lat kupiła dom w Nutley w New Jersey. Była bardzo ambitna, to dlatego mimo tego, że źle się czuła, przyszła 11 września do pracy…
Pochodzący z Podlasia Łukasz Tomasz Milewski w chwili śmierci miał zaledwie 22 lata. Pracował na stołówce banku Cantor Fitzgerald. Był tam jedynym Polakiem. Do Stanów przyjechał z siostrą. Dołączyli do rodziców, którzy wyjechali rok wcześniej. W ojczyźnie została jego dziewczyna. Do trumny zamiast ciała rodzina włożyła jego ulubione płyty, listy, t-shirty i zdjęcia.
Norbert Szurkowski zginął w wieku 31 lat. Mieszkał z żoną Ursulą w Bensonhurst. Oczekiwali narodzin drugiego dziecka, a Norbert zatrudnił się dodatkowej pracy przy tapetowaniu biura Cantor Fitzgerald. Zmianę kończył zazwyczaj po godzinie 9. 11 września już nie wyszedł z budynku.
Anna De Bin urodziła się w 1971 roku w Ełku. Do Stanów wyjechała jako nastolatka z rodziną. Skończyła tu studia i znalazła pracę asystentki prawnej w Cantor Fitzgerald. W 1999 roku wyszła za mąż, a niedługo potem urodziła syna Timothy’ego Josepha. W chwili śmierci miała 30 lat.
Jan Maciejewski marzył o zostaniu trenerem piłki nożnej, chciał jednak też skończyć studia w Stanach Zjednoczonych. Wizę otrzymał w 1990 roku, sześć lat później ożenił się. Pracował w restauracji Windows on the World w WTC oraz jako konsultant komputerowy. 11 września miał mieć wolne, ale skrócił urlop, gdy kolega poprosił, by zastąpił go w pracy…
Maria Jakubiak mieszkała z mężem Kazimierzem oraz trojgiem dzieci: 17-letnią Joanną, 15-letnim Pawłem i 10-letnim Chrisem w Queens. Do USA wyemigrowali pod koniec lat 80. Pani Maria skończyła w Ameryce studia i znalazła pracę jako księgowa w Marsh & McLennan. Lubiła to co robi, a dla współpracowników była jak mama. Feralnego dnia wjechała na 93. piętro, gdzie mieściła się firma Marsh&McLennan, w której była księgową. Miała tu drugie biurko od okna po północnej stronie wieży. Porwany samolot nadleciał właśnie z północnej strony, a strefa uderzenia zaczynała się od 93. piętra…
Do listy polskich ofiar dolicza się również Józefa Piskadło, który urodził się w Żaganiu, ale jako dziecko wyjechał z rodziną do Stanów Zjednoczonych. Pracował jako stolarz w ABM Industries w WTC. Zginął w wieku 48 lat, osierocając troje dzieci.
Symbol pamięci
Co roku cała Ameryka oddaje hołd ofiarom zamachu z 11 września. Obchody szczególnie doniosłą formę przybierają na miejscu, gdzie niegdyś stały dwie bliźniacze wieże, a gdzie dziś znajduje się m.in. pomnik pamięci ofiar oraz Muzeum 9/11. Nieodłączną częścią tych obchodów od 202 roku są dwa słupy światła, nazwane „Tribute in Light”. Błękitne, skierowane w niebo, widoczne z odległości prawie 100 km, symbolizują dwie wieże World Trade Center, które zniszczono w ataku terrorystycznym.
Tegoroczne obchody jednak, ze względu na pandemię koronawirusa, stały pod znakiem zapytania. Na początku sierpnia władze Muzeum 9/11 poinformowały, że ze względu na dużą ilość osób potrzebną do obsługi świetlnego spektaklu nie będzie możliwe jego zrealizowanie. Informacja ta odbiła się szerokim echem w lokalnej prasie i wzburzyła nowojorczyków, dla których błękitne światło skierowane tego dnia ku niebu jest nie tylko symbolem pamięci o ofiarach, ale też wyrazem nadziei, jakże potrzebnej zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Dostrzegł to gubernator stanu Nowy Jork Andrew Cuomo, który zapowiedział, że władze stanowe pomogą Muzeum w bezpiecznej realizacji przedsięwzięcia, tak, aby tradycyjny Tribute In Light mógł mieć miejsce.
„Ten rok jest dla nas wyjątkowy. Nowy Jork został szczególnie dotkliwie dotknięty przez epidemię. Wszyscy chcemy wyrazić nasz hołd tym, którzy życie stracili i tym, którzy tak bohatersko je ratowali – wtedy, 11 września, i teraz, walcząc z pandemią” – napisał w oświadczeniu Andrew Cuomo, dodając, że stan pomoże Muzeum w kwestii personelu i procedur sanitarnych. „Nigdy nie zapomnimy” – zakończył swój wpis.
opr. JLS