Tak, jak nie ma świąt Bożego Narodzenia bez makowca i piernika, tak święta Wielkanocne nie mogą obyć się bez baby wielkanocnej.
Bohaterka świąt Wielkiej Nocy to ciasto drożdżowe, nieskończenie delikatne i zarazem masywne, bo nie oszukujmy się – wielkanocna baba jest o wiele cięższa niż biszkoptowe desery. Jej historia sięga XVII wieku, a receptura była niegdyś ściśle strzeżona i przekazywana z pokolenia na pokolenie. Skąd się wzięła i czemu zawdzięcza swoją nazwę?
Dawniej przyrządzeniu tego wielkanocnego ciasta towarzyszył prawdziwy rytuał. Gospodynie zamykały się w kuchni na kilka ładnych godzin, a wszelkie szpary, przez które do pomieszczenia mógłby dostać się przeciąg, czyli największy wróg wielkanocnej baby, były szczelnie zasłaniane kocami i pledami. To nie koniec zabezpieczeń – na czas pieczenia, mężczyźni zostawali wyrzuceni z domu.
Gdy teren był czysty, gospodynie mogły przystąpić do działania. Nie od dziś wiadomo, że sekretem udanych ciast są starannie dobrane składniki i tak mąka, jajka i masło musiały wyróżniać się dobrą jakością i świeżością. Dobrą gospodynię można było rozpoznać po tym, że jajka do ciasta wbijała po jednym, by uniknąć zmarnowania całych poczynionych działań, gdyby kolejne okazało się zepsute.
Każda gospodyni miała swój sekret wyrabiania ciasta, który przekazywany był z matki na córkę. Zwykle jednak receptury większości rodzin sprowadzały się do długiego wyrabiania ciasta, które w nieodległej przyszłości odwdzięczało się puszystością.
Jednak to, co łączyło wszystkie gospodynie, to czynność, która następowała po włożeniu ciasta do pieca. Mowa o radosnym i nerwowym oczekiwaniu połączonym z zadawaniem sobie ważnych, niemal egzystencjalnych pytań: „Opadnie czy nie opadnie?”, „Spali się, czy wyjdzie idealna?”. Wynik był niezwykle ważny, bowiem gospodynie wierzyły, że udana baba wróży szczęście i powodzenie przez cały rok, spalona oznacza wojnę, niewyrośnięta choroby, a zakalec śmierć w rodzinie.
Wyjęcie udanej baby z pieca nie było równoznaczne z sukcesem, istotny był także moment rozstania się jej z formą. Zbyt szybkie wyciągnięcie lekkiego ciasta mogłoby zrujnować cały wysiłek. Prawdziwa gospodyni wiedziała, że trzeba odczekać, by blaszka przestała być gorąca.
Proces wypiekania wielkanocnej baby nie był zatem ani łatwy, ani krótki, bowiem gospodynie spędzały w kuchni nawet 8 czy 12 godzin!
A dlaczego baba wielkanocna to baba? Nazwa nawiązuje do kształtu wypieku kojarzącego się z kolistą spódnicą, dokładnie taką, którą niegdyś nosiły wiejskie gospodynie – węższą u góry i szerszą u dołu, z fałdami po bokach.
Wielkanocna baba nadal jest nieodłącznym elementem świąt Wielkanocnych, choć współczesne gospodynie na pewno nie poświęcają jej tyle czasu, ile niegdyś ich poprzedniczki.
Magdalena Miler