Polka pracująca jako „CT Contact Tracer” wyjaśnia, na czym polega rola osób odpowiedzialnych za ustalanie kontaktów zakaźnych.
Chociaż pandemia Covid-19 trwa już ponad rok, to wciąż jest to choroba nowa i nie do końca poznana. Ciągle pojawiają się nowe informacje – w tym niestety wiele nieprawdziwych, zwłaszcza w internecie, zmieniają się wytyczne sanitarne oraz restrykcje epidemiologiczne. Dlatego pozytywny wynik testu na Covid-19 dla wielu osób jest szokiem. Pojawia się niepewność i pytania: co robić? Czy zgłosić się do lekarza? Ile trwa kwarantanna? Jak zapewnić bezpieczeństwo rodzinie? Co zrobić, gdy stan zdrowia się pogorszy? Odpowiedzi na te i inne pytania udzielają tzw. „contact tracers”, czyli osoby odpowiedzialne za ustalenie kontaktów zakaźnych. Jeśli ktoś otrzyma pozytywny wynik testu na Covid-19, może się spodziewać telefonu od CT COVID Trace. Warto odebrać, bo osoba po drugiej stronie słuchawki udzieli wiarygodnych instrukcji, jak należy dalej postępować i może pomóc w uzyskaniu wsparcia medycznego i finansowego. Rozmowy są poufne, a wśród „contact tracers” są osoby mówiące w różnych językach, również po polsku. Jedną z nich jest Magda Maksymowicz, która w rozmowie „Białym Orłem” wyjaśnia, na czym dokładnie polega ta praca i jaka jest rola „contact tracers”.
„Biały Orzeł”: Kim są tzw. „contact tracers” i na czym polega ich rola podczas pandemii?
Magda Maksymowicz: „Contact tracers” dzwonią do nowo zdiagnozowanych osób z koronawirusem, a także do osób, które miały z nimi kontakt i mogli się potencjalnie zarazić. Do naszych zadań należy zadawanie pytań, które umożliwią zarażonej osobie przypomnieć sobie z kim miała kontakt, a także przekazywanie informacji dotyczących zdrowia i bezpieczeństwa w celu zapobiegnięcia rozprzestrzeniania się koronawirusa. Ponadto przekazujemy informacje na temat izolacji i kwarantanny oraz zbieramy dane dotyczące osób, które zostały narażone na infekcję. Pytamy się o symptomy i udzielamy wskazówek, kiedy należy skontaktować się z lekarzem, a kiedy zadzwonić po pogotowie.
Czego dotyczą pytania podczas takiej rozmowy?
Bardzo ważną częścią wywiadu jest pytanie o to, czy osoba zarażona albo mogąca być zarażoną posiada wszystkie środki potrzebne do tego, żeby pozostać w domu, takie jak: żywność, lekarstwa, maseczki, termometr, pulsoksymetr itp. Jeżeli komuś czegoś brakuje, kontaktujemy taką osobę z koordynatorami, którzy organizują dostawę. Świadczymy również pomoc finansową dla tych, których dochód ucierpiał przez koronawirusa i medyczną, np. jeśli ktoś nie posiada ubezpieczenia. Następnie za zgodą chorych monitorujemy ich do końca izolacji np. wykonując krótki telefon raz dziennie, sprawdzając, jak się czują, jakie mają symptomy i czy czegoś nie potrzebują. Jest to niezmiernie ważna część naszej pracy, zwłaszcza gdy osoba zdiagnozowana jest samotna i potrzebuje zarówno wsparcia i troski, jak i namiastki bezpieczeństwa w tym trudnym okresie.
Wasza praca jest bardzo ważna i ciąży na Was spora odpowiedzialność…
Ta praca wymaga ogromnej empatii i zrozumienia, jako że mamy do czynienia z różnymi ludźmi i nierzadko musimy zmierzyć się z ich troskami i obawami. Doradzamy im, jak się zachować, jak przetrwać okres izolacji, a także jak chronić siebie i swoich bliskich. Spoczywa na nas odpowiedzialność za zapewnienie bezpieczeństwa naszemu społeczeństwu. To bardzo szlachetne zadanie, ale i nie lada wyzwanie. Naszą misją jest edukowanie i wspieranie ludzi wokół nas, jak się okazuje, często naszych sąsiadów, a nie egzekwowanie czegoś od nich. Nigdy nikogo nie oceniamy. Każda rozmowa jest poufna – pod żadnym pozorem nie ujawniamy danych osobowych, nie współdziałamy z urzędem imigracyjnym czy policją. Jesteśmy zwykłymi ludźmi, takimi jak ci po drugiej stronie telefonu, pragniemy pomóc swojej społeczności, rozumiemy i potrafimy wysłuchać. Mówimy różnymi językami, aby w jak najlepszy sposób dotrzeć do każdej osoby. Jesteśmy z nimi i dla nich. Nasze zadanie polega na tym, żeby informacje dotyczące zdrowia i bezpieczeństwa dotarły do każdego, bez względu na wiek, pochodzenie, rasę czy język. Dlatego w naszym zespole pracują osoby reprezentujące różne społeczności. Znajdziemy w nim ludzi, którzy mówią po hiszpańsku, portugalsku, a nawet w języku kreolskim haitańskim. To wspaniałe osoby o dobrym sercu, całkowicie oddane swojej pracy. Muszę to powiedzieć: określiłabym ich mianem aniołów stąpających po tej ziemi, bo czynią tak wiele dobra każdego dnia.
Na podstawie rozmów, jakie już przeprowadziłaś, czy można stwierdzić, czego najbardziej w związku z Covid-19 obawia się polskie społeczeństwo?
Najbardziej obawiamy się nie tyle o siebie, co o swoich bliskich. Martwimy się o to, żeby nie zarazić osób starszych, tych z chorobami współistniejącymi czy dzieci. Przeraża nas to, że będziemy zamknięci sami w pomieszczeniu przez długi czas bez kontaktu z najbliższymi, którymi nie będziemy w stanie się opiekować. Często przejmujemy się stratami finansowymi spowodowanymi przez chorobę i tym, czy pracodawca wypłaci nam wynagrodzenie za okres izolacji bądź kwarantanny. Nie wspominając już o tym, że obawiamy się pogorszenia stanu zdrowia wymagającego hospitalizacji i kosztownego leczenia. Na szczęście stan Connecticut oferuje pomoc w uregulowaniu rachunków za pobyt w szpitalu spowodowany zarażeniem koronawirusem. Muszę przyznać, że kolejną, częstą obawą wśród naszej Polonii są szczepionki na Covid-19. Wiele osób wciąż podchodzi do nich z dystansem i woli poczekać, aż będzie więcej wiadomo na temat ich skuteczności i skutków ubocznych.
Czy podczas pracy jako „contact tracer” miała miejsce jakaś sytuacja, która szczególnie utkwiła Ci w pamięci?
Jedna z tych historii, które zapamiętałam, dotyczy pewnego bezdomnego z New Britain, który leżał w szpitalu z koronawirusem. Gdy do niego zadzwoniłam, aby przeprowadzić wywiad wstępny, rozpłakał się mówiąc o tym, że ma Covid, ale nie ma gdzie się podziać, że nie chce wylądować z chorobą na ulicy i zarazić innych ludzi. Poza tym potrzebował wyzdrowieć, był bardzo osłabiony. Niewiele myśląc, postanowiłam natychmiast skontaktować go z koordynatorami, którzy organizują pomoc ludziom chorym na koronawirusa i jeszcze tego samego dnia przewieźli bezdomnego do hotelu i dostarczyli mu żywność i lekarstwa, aby mógł w spokoju dojść do zdrowia. Osoba ta była najszczęśliwsza na świecie, gdy znalazła się w bezpiecznym i ciepłym miejscu. Powoli doszła do siebie i każdego dnia po stokroć dziękowała nam za to, co robimy. Innym razem pomogliśmy Polakom nieznającym języka angielskiego uzyskać pomoc medyczną i finansową. Nigdy nie zapomnę również jednej starszej pani, która była samotna i potrzebowała, żeby ktoś sprawdził, czy wszystko z nią w porządku. Każdego dnia czekała na mój telefon – odczuwała potrzebę rozmowy, która dawała jej poczucie, że ktoś się o nią troszczy i martwi.
Co zrobić, gdy dowiemy się, że mamy koronawirusa?
Powinniśmy być zawsze przygotowani na taką możliwość. Często dzwonię do osób, które nie mają pojęcia, gdzie i kiedy mogły się zarazić. Paradoksalnie są to często osoby pracujące z domu i odwiedzające jedynie sklep i gabinet lekarski. Wirus jest nieprzewidywalny, nigdy nie wiemy, kiedy nas zaskoczy. Dlatego radzę, żeby każdy był w pewnym stopniu gotowy na taką ewentualność. Należy zaopatrzyć się w żywność długoterminową, termometr, zapas wody, pulsoksymetr do mierzenia tlenu, maseczki, rękawiczki i podstawowe leki na przeziębienie i przeciwbólowe. Pozwolę sobie zażartować, że konto na Netflixie, zestaw do szydełkowania czy dobra lektura też się przydadzą (uśmiech). Gdy okaże się, że mamy pozytywny wynik testu, pod żadnym pozorem nie wpadajmy w panikę, ale natychmiast odizolujmy się od otoczenia, żeby nikogo nie zarazić. Jeśli jest to możliwe, odizolujmy się od naszych domowników. Śpijmy w oddzielnej sypialni i używajmy osobnej łazienki. Nie zapominajmy też o regularnej dezynfekcji wszystkich powierzchni, z którymi mamy kontakt. Nakłońmy członków rodziny do wykonania testu po 3-4 dniach od ostatniego kontaktu z nami, w celu sprawdzenia, czy się zarazili. Ważne jest też, żeby zadzwonić do swojego lekarza rodzinnego i poinformować go o diagnozie. Każdego dnia powinniśmy monitorować swoje objawy. Regularnie sprawdzajmy temperaturę i poziom tlenu we krwi, reagujmy na wszystkie niepokojące sygnały, tj. trudności z oddychaniem czy sinienie kończyn i ust, co oznacza spadek tlenu. Pulsoksymetr powinien wskazywać pomiar 95-100, jeżeli jest poniżej 90, to musimy natychmiast udać się do szpitala. Jeśli jakieś symptomy nas zaniepokoją, np. długo utrzymująca się gorączka, biegunka, kaszel czy wymioty, to niezwłocznie musimy skontaktować się z lekarzem. No i oczywiście nie wahajmy się odebrać telefonu od „Hartford Covid Tracer”, nawet jeśli nie mówimy po angielsku. Czasem zdarzy mi się też rozmawiać z Ukraińcami, którzy znają język polski. Poza tym mamy tłumaczy, dzięki którym możemy dotrzeć do każdej osoby. Chętnie odpowiemy na wszystkie pytania i w razie potrzeby zorganizujemy pomoc. Rozmowa z nami jest przede wszystkim ważnym krokiem w zapobieganiu rozprzestrzeniania się zakażeń i dbaniu o bezpieczeństwo naszych bliskich.
Co w tej pracy przynosi Ci największą satysfakcję?
Łzy szczęścia, gdy ktoś wie po takiej rozmowie, że nie jest z tą chorobą zostawiony samemu sobie, uznanie, słowo „dziękuję”. Niekiedy osoby, do których dzwonimy, są bardzo wdzięczne za taki telefon, gdyż są pogubione i otrzymują sprzeczne informacje co do tego, jak długo być na izolacji, czy mają potem powtórzyć test i kiedy mogą przyjąć szczepionkę. Dla mnie sukcesem jest to, gdy potrafię znaleźć odpowiedzi na wszystkie stawiane mi pytania i pomóc mojej społeczności przetrwać ten trudny czas. Myślę, że „contact tracers” pełnią bardzo ważną rolę w dobie pandemii. Wiele ludzi jest mile zaskoczonych telefonami od nas. Uważają to za bardzo miły gest. Bardzo często słyszymy podziękowania za to, co robimy i myślę że to jest najpiękniejszy aspekt tej pracy – to, że jesteśmy doceniani.