Lider grupy T.Love i jego przyjaciele dużo koncertują w tym sezonie, obchodząc 40-lecie aktywności scenicznej i ciesząc się dobrym przyjęciem najnowszej płyty nagranej w reaktywowanym składzie.
Dobre, budujące zdarzenia są bardzo potrzebne Muńkowi Staszczykowi, który przez ostatnie kilkanaście lat miał wiele ciężkich doświadczeń. Zmagał się z depresją, a w latach 2010-2012 odbył psychoterapię. W lipcu 2019 r. podczas pobytu w Londynie dostał wylewu, przez co wszystkie zaplanowane koncerty solowe artysty zostały odwołane. Gdy przechodził rehabilitację, nastała pandemia. „To cud, że udało mi się potem skończyć i wydać solową płytę. Byłem na takim pozytywnym haju. Czułem radość, że po długiej walce i ciężkiej pracy wracam do normalnego życia, do żywych” – powiedział w jednym z wywiadów.
Poprzez najświeższą płytę grupa zbudowała pomost między nowym a starym dorobkiem. Trasa koncertowa obejmuje m.in. w Toruń, Gdańsk, Łódź, Wrocław, Warszawę oraz Kraków. Przed kilkoma miesiącami pojawił się najnowszy krążek formacji „Hau! Hau!”, nagrany w historycznym składzie: Muniek Staszczyk (wokale, teksty), Janek Benedek (gitary, kompozycje, produkcja muzyczna), Jacek Perkowski (gitary), Paweł Nazimek (bas) i Sidney Polak (perkusja). Wydawnictwo promowały single: „Pochodnia” z gościnnym udziałem Kasi Sienkiewicz z zespołu Kwiat Jabłoni, otwierający płytę „Ja Ciebie kocham” oraz neo-rock’n’rollowa „Ponura żniwiarka”.
W historii T.Love była przerwa, gdy w 2017 r. nastąpiło zawieszenie działalności. To w połączeniu z kłopotami zdrowotnymi nie zapowiadało dalszych sukcesów. Ponadto – jak zauważył artysta – weszła też nowa generacja fanów, nowe gwiazdy. Mimo wszystko zespołowi udało się podnieść i zabłysnąć na nowo, ciesząc tym wiernych fanów. Muniek Staszczyk, a właściwie pan Zygmunt, bo takie ma prawdziwe imię ten artysta, dobiega 60-ki (to rocznik 1963), urodziny świętuje 5 listopada. Ma żonę Martę i dwójkę pełnoletnich dzieci.
Halina Kossak