czwartek, 21 listopada, 2024
Strona głównaDziałyOpinieHappy End Kazimierza Deyny

Happy End Kazimierza Deyny

PIŁKA NOŻNA. „Deyna, czyli obcy. Amerykański sen”. Wznowienie książki Romana Kołtonia pojawia się krótko przed Zaduszkami, o dobrej porze, by wspomnieć postać genialnego piłkarza. W końcu 1 września minęło półokrągłe 35 lat od czasu, gdy starym Dogem Coltem uderzył w ciężarówkę na poboczu autostrady w San Diego. Policja nie stwierdziła śladów hamowania, co sugerowało zaśnięcie za kierownicą. Nie brak głosów, że pan Kazimierz nie wstrzymał gazu świadomie. Miał mieć już dość american dream…

Pozycja dziennikarza próbuje przeniknąć (osobną) osobowość „Kaki”, który chadzał zawsze swoimi drogami. Opisując losy piłkarza, autor kreśli obraz polskiej kopanej lat 70. Dla Deyny Legia Warszawa okazała się trampoliną do kariery, by następnie stać się kulą u nogi. Podczas mundialu 1974 zachwycił samego Pelego. „Dla mnie rewelacją jest Deyna” – przekonywał „król futbolu”. Polski pomocnik stawiany był w jednym rzędzie z takimi tuzami jak Johan Cruijff, Franz Beckenbauer. Chciały go najlepsze kluby Europy, oferowały sute kontrakty

Pół wieku temu kapitan „Orłów Górskiego” miał optymalne dla piłkarza 27 lat, ale żył za „żelazną kurtyną”. Władza ani myślała puścić na Zachód oficera Ludowego Wojska Polskiego. Na stole leżały oferty z Niemiec, Francji, Hiszpanii, ale Deyna nie mógł decydować o sobie. Musiał marnować czas w polskiej lidze. Idol na Łazienkowej, poza Warszawą wysłuchiwał wyłącznie gwizdów. Legia „kradła” wtedy młode talenty, powołując je do służby wojskowej (obowiązkowe 2 lata), a rozeźleni kibice spoza stolicy uznali, że będzie za to płacił Bogu ducha winny gwiazdor „wojskowych”.

Dostał zielone światło dopiero po trzydziestce, lecz trafił fatalnie, do Anglii. Wtedy na Wyspach piłka głównie fruwała w powietrzu, w Manchesterze City też dominował prymitywny styl „kick and rush”, zabójczy dla futbolowych wirtuozów. Nie ceniony przez trenera, odstawiany na boczny tor, Deyna szukał pocieszenia w alkoholu. Jazda autem „pod gazem” skończyła się kolizją z prawem. Wyjazd do USA był właściwie rejteradą.

Gdy wylądował za Wielką Wodą liczył sobie 34 lata. Podpisał kontrakt z San Diego Sockers. Rozegrał tam 105 spotkań, strzelił 49 goli i zaliczył 41 asyst. Magic Kaz pobił siedmioletni rekord NASL w ilości zdobytych punktów (2 za gola, 1 za asystę). Zdobył ich w jednym meczu 13 (4 gole, 5 asyst). W USA uciułał coś koło pół miliona dolarów. Gdyby w latach 80, wrócił z taką kwotą do Polski, byłby krezusem. Nie zdążył. Menager Ted Miodoński tak „zainwestował” oszczędności piłkarza, że te w całości wyparowały.

W 1981 roku do kin trafiła „Ucieczka do wolności” słynnego Johna Hustona. Rzecz traktowała o meczu jeńców wojennych z niemieckimi strażnikami. W filmowej drużynie „Kaka” zagrał ze wspomnianym Pelem. Przed kamerą, inaczej niż w „meczu na wodzie” we Frankfurcie, pokonał Niemców, a z kolegami dał dyla za obozowe druty. Klasyczny, amerykański happy end. Niestety, w przypadku chłopaka ze Starogardu Gdańskiego życie nie wzięło przykładu ze sztuki.

Tomasz Ryzner

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najpopularniejsze

Ostatnio dodane

- Advertisment -