Dla jednych koniec świata to Nowa Zelandia, dla innych Antarktyda. Dla Moniki, bohaterki debiutanckiej powieści Doroty De Cruz pt. „Gdzieś na końcu świata”, to Kadyks w Hiszpanii… Książka miała swą premierę wiosną tego roku i spotkała się z niezwykle ciepłym przyjęciem zarówno czytelników, jak i krytyków literackich. Obecnie można ją kupić w polskich księgarniach lub na Amazonie. Więcej szczegółów o książce można się było dowiedzieć podczas spotkania autorskiego, które odbyło się 15 sierpnia w gościnnych progach Polskiego Domu Narodowego w Glen Cove. Również w rozmowie z „Białym Orłem” Dorota De Cruz mówi o tym, co zainspirowało ją do napisania tej powieści oraz jakie są jej literackie plany na najbliższą przyszłość.
„Biały Orzeł”: Proszę powiedzieć, jak powstał pomysł na napisanie tej książki? I od jak dawna zajmuje się Pani pisaniem?
Dorota De Cruz: Zanim opowiem o przygodzie z moją książką, chciałabym rozwiać wszelkie wątpliwości dotyczące mojego nazwiska. Wielu bowiem pyta mnie skąd i dlaczego wzięłam taki, a nie inny pseudonim artystyczny. Nic bardziej mylnego. Dorota De Cruz to całkowicie prawdziwe i legalne moje imię i nazwisko. A jeśli chodzi o książkę, to kocham życie i kocham o nim pisać. Odkąd sięgam pamięcią, zawsze pisałam wiersze i krótkie opowiadania, jednak nigdy nie porwałam się na napisanie powieści. Niejednokrotnie odpowiadam na pytanie czytelników, z czego zazwyczaj czerpię swoje inspiracje. Niezmiennie odpowiadam na to, że to ludzie i to, co w danej chwili mnie otacza najbardziej działają na moją wyobraźnię. Czasami może to być opadły liść z drzewa, który spowoduje, że napiszę wiersz o przemijaniu. Innym zaś razem jest to napotkana na ulicy obca osoba, z którą wymienię zaledwie serdeczny uśmiech, co spowoduje, że stworzę z jej wizerunku bohatera kolejnej powieści. Nigdy nie szukam inspiracji. Najpiękniejsze i najsilniejsze są bowiem wtedy, kiedy przychodzą znienacka.
Książka „Gdzieś na końcu świata” jest Pani debiutancką powieścią. Są plany na kolejne?
Moja książka „Gdzieś na końcu świata” jest moją pierwszą, ale mam nadzieję nie ostatnią, publikacją. Zaczęłam ją pisać w 2013 roku. Po ukończeniu zaledwie dwóch rozdziałów zmuszona trudną sytuacją życiową odłożyłam ją na jakiś czas do lamusa. Przez kolejne lata, tak jak wielu z Was, ciężko pracowałam i nie miałam sposobności, by powrócić do kontynuacji mojego marzenia, którym była moja książka. Jak powiedziała kiedyś znana nam wszystkim Martyna Wojciechowska „Marzenia nie spełniają się ot tak, w tym cała ich magia, że są wyczekane”. Na moje czekałam długo. W końcu jest! Taka świeża i pachnąca. Cała moja. Mówię cała, gdyż okładkę do niej również zaprojektowałam sama. Paradoksalnie muszę podziękować szalejącej teraz pandemii. To jest chyba jej jedyny plus. Właściwie dzięki niej miałam czas na skończenie książki.
O czym opowiada Pani powieść? Tytuł brzmi dość tajemniczo…
Jest to melodramat inspirowany losem własnym i napotkanych na mojej drodze osób, które odbiły ślad w mojej pamięci. Najbardziej realną postacią jest oczywiście główna bohaterka – Monika. Stworzyłam ją ze splotu osobistych wydarzeń, dodatkowo wkomponowałam w nią przeżycia kilku innych kobiet, które miałam przyjemność poznać. Natomiast wspomnienia Moniki z dzieciństwa są jak najbardziej autentyczne i prawie w całości miały miejsce nie gdzie indziej jak w mojej kochanej, rodzinnej Ostrołęce. W książce zawarłam również silny akcent metafizyczny i zarazem zagadkowy. Moim zamiarem było poruszenie wyobraźni czytelnika. Nie chciałam, żeby wszystko było tak bardzo oczywiste i realne. Moim zdaniem kolor biały i czarny mają dużo więcej odcieni, tak jak i nasze życie. Natomiast główny bohater, Marco, jest kompletnie postacią z moich fantazji.
A dlaczego wybrała Pani taki właśnie tytuł?
Przez kolejne etapy pisania moja książka miewała różne robocze tytuły. Dlaczego więc wybrałam właśnie ten? Bo myślę, że każdy z nas szuka gdzieś swego upragnionego końca świata. Dla Moniki i Marco był to Kadyks w Hiszpanii. Miasto, które zwiedzałam wyłącznie palcem po mapie lub tylko o nim czytałam. Dziś czuję ogromną potrzebę poznania go naprawdę. Mam nadzieję, że wkrótce dane nam będzie znów podróżować bez ograniczeń, a ja będę mogła spacerować cudownymi plażami Kadyksu i jeszcze raz przeżyć przygodę z moją książką. Zachęcam wszystkich do jej przeczytania. Być może wtedy i Ty, mój drogi czytelniku, wybierzesz się na swój wymarzony koniuszek świata i będziesz na nim szczęśliwy.
Z jakim odbiorem spotkała się Pani książka?
Moja książka przeznaczona jest głównie dla kobiet, ale myślę, że znajdzie się choć jeden rodzynek, który sięgnie po więcej niż tylko obejrzenie jej okładki. Pierwszy nakład wysprzedał się nieoczekiwanie szybko. Na całe szczęście drugi jest już gotowy, więc ktokolwiek zainteresowany jest kupieniem książki z łatwością może ją kupić na przykład na Amazon. Do cudownych recenzji powieści, jakie otrzymałam, dochodzi jeszcze jeden niesamowicie ekscytujący mnie fakt. Książka już niedługo zostanie przetłumaczona na język angielski. Tłumaczy ją wspaniała tłumacz Jadwiga Sochoń-Jasnorzewska, która z wielką ochotą podjęła to wyzwanie. Dodatkową wisienką na torcie w tłumaczeniu jest mój edytor, to znany amerykański pisarz Thom Racia. Wierzę, że wydanie w języku angielskim również znajdzie wielu miłośników mojej książki.
Jakie ma Pani plany literackie na najbliższą przyszłość?
Nie omieszkam podzielić się z wami wiadomością, że właśnie ukończyłam kolejną powieść, która, jak dobrze pójdzie, ukaże się w pierwszym kwartale nowego roku. Zdradzić mogę tylko tyle, iż skierowana będzie do większego grona czytelników i na pewno będzie się miała nijak do romansu. Noszę się też z zamiarem wydania tomiku poezji, która dla mnie jest cudownym, kojącym balsamem na moją duszę. Jestem przekonana, że czytanie książek czy wierszy niesamowicie wzbogaca wyobraźnię człowieka i często daje dużo więcej niż niejeden terapeuta.
Rozmawiała Elżbieta Popławska