niedziela, 24 listopada, 2024
Strona głównaDziałyOpinie„Ciekawe czasy” czy „Koniec Historii”?

„Ciekawe czasy” czy „Koniec Historii”?

W 1989 roku na łamach pisma „The National Interest” politolog Francis Fukuyama opublikował swój słynny „Koniec Historii?”. Jak Państwo zapewne pamiętają, miał on oznaczać – jak pisał profesor Uniwersytetu Stanforda – kres „ideologicznej ewolucji ludzkości i uniwersalizacji zachodniej liberalnej demokracji jako ostatecznej formy rządów”. Innymi słowy, po upadku komunizmu, dominującym i w zasadzie pozbawionym konkurencji systemem politycznym na świecie miała stać się demokracja liberalna.

Teza Fukuyamy uznana została przez jednych za kontrowersyjną, przez drugich za zbyt optymistyczną, a przez jeszcze innych za przedwczesną. W każdym bądź razie wywołała wiele dyskusji i polemik. I choć znany był już wtedy doskonale „Rok 1984” George’a Orwella, nikt wówczas nie przypuszczał, że prawdziwego „Wielkiego Brata” stworzy nie komunizm, ale właśnie sama wychwalana pod niebiosa demokracja liberalna. I nie mam tu na myśli wcale telewizora…

Otóż do roli „Wielkiego Brata”, który kontroluje wszystko i wszystkich, aspirują obecnie największe media społecznościowe, a zwłaszcza Facebook i Twitter. Ich olbrzymia popularność to efekt nie tylko technologicznego postępu, ale i bezkrytycznego postrzegania przez wiele lat internetu jako oazy wolności, przeciwstawianej kontrolowanym, upolitycznionym i przekupnym mediom tradycyjnym, jak prasa czy telewizja. Ten mit pozwolił osiągnąć najpopularniejszym serwisom zasięgi, o jakich gazety czy stacje telewizyjne mogą tylko pomarzyć. Miliardy użytkowników na całym świecie to skala, z jaką nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia w żadnym medium. A to rzecz jasna przekłada się na olbrzymią władzę.

Ta ogromna czwarta władza, którą dzierży w zasadzie kilka osób, dość szybko pokazała, że chciałaby kontrolować pozostałe trzy władze. Skuteczny casus zamknięcia konta urzędującemu prezydentowi Donaldowi Trumpowi, a następnie uniemożliwienie oburzonym tym faktem użytkownikom przejścia do konkurencji (np. Parler), ośmieliło szefów Facebooka do kolejnych politycznych akcji. Takich jak zablokowanie Australijczykom na swojej platformie informacji prasowych, co miało zmusić tamtejszy rząd do rezygnacji z wprowadzenia regularnej opłaty na rzecz wydawców za prawo do linkowania do ich treści w swoim serwisie. Podobny plan ma Kanada.

Gdy piszę te słowa, pojawia się informacja, że Facebook zgadza się wrócić do negocjacyjnego stołu z Australią. Jak zakończy się ta walka? Czy internetowy gigant okaże się mocniejszy niż rządy najbardziej rozwiniętych krajów świata? Budżety Facebooka, Google’a czy Twittera już dawno przebiły budżety większości państw, ale mało kto przypuszczał, że ich szefowie rzucą wyzwanie zachodniej demokracji liberalnej, by uczynić ją… – no właśnie – jaką? Jeszcze bardziej liberalną czy może wręcz odwrotnie? W styczniowym wywiadzie dla „Le Figaro” sam Fukuyama stwierdza, że jeśli chodzi o rozwiązanie problemu dzisiejszego monopolu największych mediów społecznościowych, to „jak dotąd nie znaleźliśmy jeszcze takiego, które byłoby satysfakcjonujące”.

„Obyś żył w ciekawych czasach” – mówi stare chińskie przysłowie i bez wątpienia właśnie w takich żyjemy. Ale jeśli tak dalej pójdzie, już za parę lat będziemy mogli mówić raczej o nowym „Końcu Historii”.

Arkadiusz Rogowski

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najpopularniejsze

Ostatnio dodane

- Advertisment -