czwartek, 21 listopada, 2024
Strona głównaDziałySylwetkiKonsul generalny RP w Chicago Paweł Zyzak: „Chciałbym być pośrednikiem”

Konsul generalny RP w Chicago Paweł Zyzak: „Chciałbym być pośrednikiem”

W rozmowie z „Białym Orłem” nowy konsul generalny RP w Chicago Paweł Zyzak zdradza swoje plany i nadzieje związane z działalnością tej placówki dyplomatycznej.

38-letni Paweł Zyzak to historyk i publicysta. 6 września br. objął funkcję konsula generalnego RP w Chicago. Fot. Konsulat Generalny RP w Chicago

Okręg konsularny Konsulatu Generalnego RP w Chicago obejmuje stany: Illinois, Indianę, Iowa, Michigan, Minnesotę, Missouri, Nebraskę, Dakotę Północną, Dakotę Południową i Wisconsin. To ogromny obszar, którego centrum stanowi Chicago – miasto o najliczniejszej Polonii na świecie. Dlatego niemal dwuletni wakat na stanowisku konsula generalnego (choć obowiązki konsula generalnego i kierownika placówki dyplomatycznej w Chicago pełniła w tym okresie Małgorzata Bąk-Guzik) można określić jako zjawisko co najmniej niepokojące i niesłużące dobremu wizerunkowi Polski. 6 września br. funkcję konsula generalnego RP w Chicago objął Paweł Zyzak, pochodzący z Żywca 38-letni historyk i publicysta. Jako dziennikarz związany był z polskimi mediami konserwatywnymi, takimi jak „Niezależna” czy „Gazeta Polska”. Był także publicystą „Kuriera Chicago” i przez lata komentował wydarzenia polityczno-społeczne na antenie stacji 1490AM oraz 1080AM. Jakie ma plany i nadzieje związane z nową funkcją oraz jak ocenia stojące przed nim wyzwania? „Biały Orzeł” rozmawia z Pawłem Zyzakiem, konsulem generalnym RP w Chicago.

„Biały Orzeł”: Jest Pan konsulem generalnym RP w Chicago od 6 września 2022 roku, czyli niespełna 2 miesiące. Czy zdążył Pan już zaznajomić się ze swoimi obowiązkami?

Konsul generalny RP w Chicago Paweł Zyzak: Tak, te obowiązki poznałem już przygotowując się do objęcia funkcji konsula generalnego. Samą propozycję otrzymałem w grudniu zeszłego roku i od tamtej chwili praktycznie przez cały czas trwały rozmaite szkolenia i konsultacje zakończone ostatecznie egzaminem konsularnym. Kandydat, który zda ten egzamin i wyjeżdża z kraju, aby objąć placówkę, jest teoretycznie bardzo dobrze przygotowany do pełnienia swojej funkcji, ale oczywiście dopiero na miejscu poznaje wszystko od strony praktycznej.

Jak doszło do powołania Pana na to stanowisko? Był Pan tym zaskoczony?

Byłem świadomy, że od dłuższego czasu nie ma w Chicago konsula generalnego. Jednocześnie dochodziły mnie słuchy, iż moje nazwisko jest przymierzane do funkcji szefa placówki, ale nie sądziłem, że do nominacji ostatecznie dojdzie. Dlatego mogę powiedzieć, że rzeczywiście byłem zaskoczony, kiedy szef służby zagranicznej prof. Arkady Rzegocki zadzwonił do mnie i zaproponował objęcie tego stanowiska. Tym bardziej, że wybierałem się do Stanów Zjednoczonych, ale aby kontynuować pracę naukową, jako senior fellow na jednej z waszyngtońskich instytucji naukowych. Po krótkim namyśle zdecydowałem się jednak na służbę w polskiej dyplomacji.

Jest Pan jednak z wykształcenia historykiem, a nie zawodowym dyplomatą. Czuje się Pan dobrze przygotowany do pełnienia swojej roli?

Kiedy wspólnie ze śp. prof. Waldemarem Paruchem poszukiwałem ludzi do pracy na Wydziale Studiów Międzynarodowych działającym w ramach Centrum Analiz Strategicznych, rozglądaliśmy się za prawnikami, historykami, ekonomistami czy też informatykami. Interesowały nas osoby mające specjalistyczne zainteresowania i kwalifikacje z różnych dziedzin, a niekoniecznie posiadające dyplomy ukończenia studiów na kierunku stosunki międzynarodowe. Wychodziłem wówczas z założenia, że tacy ludzie, działający wspólnie pod dachem jednej komórki, więcej wniosą do rządowej analityki, aniżeli zespół złożony z osób mających ogólną wiedzę z obszaru dedykowanego. Uważam, że podobnie jest w dyplomacji. Moim zdaniem doświadczeni specjaliści z różnych innych dziedzin mogą i powinni wzbogacać służbę dyplomatyczną. Podobnie jest przecież w zawodzie dziennikarza, gdzie często doskonale sprawdzają się osoby po prawie czy ekonomii. Jeśli zaś chodzi o odnajdywanie się historyka w dyplomacji, historia jest przecież nauką, która zajmuje się m.in. stosunkami międzynarodowymi, w tym dyplomacją na przestrzeni dziejów. Śledziłem je zatem pasjonując się historią, potem na studiach przygotowując się do zawodu nauczyciela i archiwisty, wreszcie pisząc artykuły i książki. Moim zdaniem człowiek, który zna dobrze historię, staje się automatycznie ekspertem w relacjach międzynarodowych. I posiada odpowiednią bazę, aby być dobrym dyplomatą.

Jakie stawia Pan sobie główne cele jako konsul generalny w mieście, które posiada przecież najliczniejszą Polonię na świecie?

Podczas spotkania z sejmową Komisją ds. Łączności z Polonią i Polakami za Granicą przedstawiłem obszerną wizję, którą zamierzam realizować. Jednym z głównych moich priorytetów jest rozpoznanie i zaktywizowanie tej części Polonii amerykańskiej, która obecnie uczęszcza do szkół średnich i na uczelnie wyższe, a także pokolenia 30- i 40-latków. Mówimy tutaj generalnie o ludziach młodych i bardzo młodych. Polonia świetnie się organizuje, jeśli chodzi o dzieci oraz pokolenie ludzi starszych, brakuje jednak konkretnej oferty dla młodzieży, która jest w znacznym stopniu anglojęzyczna. Zamierzam być tym konsulem, który aktywnie wychodzi do młodych ludzi i zachęca ich do zaangażowania się w sprawy polskie. Widzę tutaj swoją misję jako swoistego pośrednika w różnego rodzaju programach oferowanych przez rząd w Warszawie, a dotyczących na przykład wymiany studenckiej, która pozwoliłaby polonijnej młodzieży na lepsze poznanie języka polskiego, a zarazem ojczyzny ich przodków. Obecnie czekam na szczegóły programów edukacyjnych i językowych oferowanych przez Instytut Rozwoju Kultury i Języka Polskiego im. Świętego Maksymiliana Marii Kolbego, a skierowanych właśnie do Amerykanów polskiego pochodzenia.

Budynek konsulatu RP w Chicago usytuowany jest w samym centrum miasta przy ruchliwej dwupasmowej Lake Shore Drive z pięknym widokiem na jezioro Michigan. To bardzo prestiżowa lokalizacja…

Zgadza się. I ten atut również zamierzamy wykorzystać. Chciałbym, aby siedziba konsulatu była miejscem spotkań i integracji środowiska polonijnego, gdzie atmosfera będzie sprzyjać jednocześnie rozwiązywaniu napięć i konfliktów wśród Polonii. Wierzę, że spotkania organizowane w konsulacie z udziałem ekspertów i liderów naszej grupy etnicznej pozwolą spożytkować energię, która niekiedy marnuje się na różnorakie spory w taki sposób, aby przysłużyła się do szeroko rozumianej promocji Polski w Stanach Zjednoczonych. Dodatkowo chcę na spotkania zapraszać również Amerykanów. Zamierzam prowadzić otwarty dialog z lokalnymi politykami i dziennikarzami. Mam tu na uwadze nie tylko pełnienie funkcji reprezentacyjnej czy też dbanie o dobre imię Polski, na przykład poprzez prostowanie różnych przekłamań pojawiających się niekiedy w przestrzeni publicznej, ale przede wszystkim utrzymywanie bieżących relacji z Amerykanami, które pozwolą nam na lepszy przepływ informacji i ciągłe promowanie polskich interesów.

Stany Zjednoczone obok Chin posiadają największy rynek artykułów spożywczych na świecie. Wiele polskich firm, w tym importerów żywności, chciałoby stać się jego częścią, a Chicago, z uwagi również na liczną Polonię, jest uważane poniekąd za „handlową bramę wjazdową” do Ameryki. Czy konsulat ma jakąś koncepcję, jak pomóc tym firmom?

Bez wątpienia Chicago jest jeszcze lepszym rynkiem dla polskich producentów niż Nowy Jork czy miasta Nowej Anglii. To właśnie na Midwest, czyli Środkowym Zachodzie, znajdują się najwięksi producenci żywności i największe centra dystrybucji. My jako konsulat chcemy i możemy być również pośrednikiem w kontaktach handlowych, chociażby organizując takie spotkania jak dzisiaj (w dniu rozmowy odbyło się w konsulacie wydarzenie Organicity. Taste the wellness of EU organic promujące między innymi polskie produkty ekologiczne – przyp. aut.). Promowanie polskich marek i dbanie o polskie interesy to jedna z naszych funkcji i jesteśmy otwarci na wszelkie inicjatywy z tym związane. Ostatnio na przykład odbyło się bardzo owocne spotkanie biznesowe z władzami Krakowa, które reprezentował Jerzy Muzyk, wiceprezydent tego miasta. Takich wizyt i wydarzeń z udziałem amerykańskich partnerów, w tym amerykańskich mediów, będzie w bliższej i dalszej przyszłości na pewno więcej. Stoję bowiem na stanowisku, że każdy dzień bez wydarzeń służących Polsce i Polonii, w tym promocji naszego kraju w Stanach Zjednoczonych, jest dniem straconym.

Szerszej opinii publicznej w Polsce dał się Pan poznać jako autor głośnej książki o Lechu Wałęsie pt. „Lech Wałęsa – Idea i historia”, która swojego czasu wzbudziła wiele kontrowersji. Czy obecnie, 13 lat po jej publikacji, Pana opinia na temat byłego prezydenta RP pozostaje niezmienna?

Jeśli chodzi o mój osobisty stosunek do Lecha Wałęsa, to nie ma on tak naprawdę większego znaczenia. Nie miał ani wtedy, kiedy byłem praktykującym historykiem, ani nie ma go obecnie. W swojej pracy magisterskiej opisałem po prostu, tak jak potrafiłem najlepiej, osobę byłego prezydenta. Miałem przy tym dostęp do różnego rodzaju źródeł, które starałem się również zweryfikować. Powstała publikacja, która jest pierwszą i jedyną dotąd biografią naukową Lecha Wałęsy. Inną kwestią jest pytanie, dlaczego dotąd nie mam większej konkurencji ze strony innych historyków. To dosyć niezwykłe i znamienne, że nikt nie chce opisywać tak ciekawego człowieka jak Lech Wałęsa, nie tylko z pozycji naukowych. Dziwi to wielu Amerykanów. Wystarczy zwrócić uwagę, ile biografii doczekał się już Donald Trump. W książce nie ma zatem zawartych moich prywatnych opinii. Przeszła ona pomyślnie proces weryfikacji na uniwersytecie, potem medialnej, wreszcie sądowej. To, co wyciągnięto z niej na użytek debaty publicznej, a miała przecież ponad 600 stron, to przede wszystkim wątki dotyczące spraw agenturalnych i pewnych spraw z młodości bohatera książki. Kwestie te zostały zresztą później potwierdzone przez innych historyków i dziennikarzy. Dziś podpisuję się pod tym, co napisałem wtedy. Przy czym nie uważam, że zgłębiłem całą i jedyną prawdę o Lechu Wałęsie. Temat Lecha Wałęsy nie został wyczerpany.

Bez wątpienia Lech Wałęsa pozostaje jednak pewnym symbolem Polski dla wielu ludzi na świecie, w tym Amerykanów, i jest ambasadorem Polski również podczas swoich licznych wizyt w Stanach Zjednoczonych. Choć trudno ukryć, że jego postać także wśród Polonii budzi wiele emocji, w tym również i tych skrajnych. Czy myśli Pan, że były prezydent mógłby w ogóle uczynić cokolwiek, aby jego postać była odbierana przez niektórych ludzi bardziej pozytywnie?

Uważam, że mógłby coś zrobić zarówno dla siebie, jak i dla Polski. Myślę, że Polacy, jak i chyba wiele innych nacji, bardzo cenią sobie ludzi, którzy czasem potrafią uderzyć się w pierś, do czegoś przyznać. I tu Lech Wałęsa mógłby wciąż zyskać. Dla kraju? Mógłby skupić się na jego promocji, a jednocześnie przestać z dużą zajadłością atakować obecne władze w Polsce. Mógłby swe osobiste pretensje czy preferencje polityczne wytłumić, zwłaszcza gdy występuje za granicą, na rzecz budowania naszego soft power. Lech Wałęsa był niedawno w Stanach, prawdopodobnie również w Chicago. Byłemu prezydentowi należy się protokół dyplomatyczny i moim obowiązkiem, jako polskiego dyplomaty i konsula generalnego, jest zapewnienie mu, jeśli sobie tego zażyczy, opieki czy też logistyki związanej z ewentualnym pobytem.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Marcin Żurawicz

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najpopularniejsze

Ostatnio dodane

- Advertisment -