środa, 18 września, 2024
Strona głównaDziałyHistoriaBitwa pod Chocimiem: klęska, zwycięstwo i królobójstwo

Bitwa pod Chocimiem: klęska, zwycięstwo i królobójstwo

Niewiele było w dziejach Rzeczypospolitej wojen tak krótkich i tak obfitujących w sensacyjne zwroty akcji.

Bitwa pod Chocimiem była jednym z najważniejszych starć w historii Polski. Fot. Wikipedia

Dziejom krótkiej lecz zaciętej wojny chocimskiej (1620-1621) nie brakowało dramatyzmu i nieoczekiwanych zwrotów akcji; od niespodziewanej i przytłaczającej klęski armii koronnej pod Cecorą, przez panikę związaną z zagrożeniem osmańskim i nieudanym zamachem na króla Zygmunta III, wyczerpujące starcia pod Chocimiem, po kompromisowy pokój i śmierć sułtana Osmana II. Nieprzypadkowo już w XVII wieku, dzieje tych zmagań cieszyły się wielkim zainteresowaniem w Rzeczypospolitej, by wspomnieć tylko dzieła Wacława Potockiego i Samuela Twardowskiego czy liczne drukowane relacje z walk.

Do dramatis personae tych wydarzeń, należała Rzeczypospolita i Imperium Osmańskie, Kozacy zaporoscy oraz hospodarstwa Mołdawii i Wołoszczyzny. Można postrzegać tę wojnę jako część wielkiego kontynentalnego konfliktu, znanego jako wojna trzydziestoletnia. Miała ona jednak także swoją własną dynamikę, związaną z sytuacją w regionie oraz z wewnętrznymi sporami w poszczególnych państwach Europy Wschodniej.

Przedmurze gotowe do rozmów

Choć w świadomości społecznej dość mocno utrwaliła się wizja Rzeczypospolitej Obojga Narodów jako „przedmurza chrześcijaństwa” przeciwko tureckiej ekspansji, rzeczywistość epoki nowożytnej odbiegała od tego stereotypowego obrazu. W czasach ostatnich Jagiellonów, interesy dynastyczne i zaangażowanie władców w sprawy węgierskie zbliżały polsko-litewskich monarchów do Wysokiej Porty, czego świadectwem był „wieczysty pokój” z Osmanami w 1533 roku. Zygmunt August zezwolił także na sprzedaż m.in. cyny i prochu, mimo zakazów ogłoszonych przez papiestwo.

Polityka unikania zadrażnień z państwem sułtanów nie była popierana jedynie przez Jagiellonów, lecz także znaczną część szlachty; stanowisko Wysokiej Porty, stanowczo sprzeciwiającej się elekcji Habsburgów w czasie pierwszych wolnych elekcji, przyczyniło się do zablokowania kandydatury cesarskiej do tronu Rzeczypospolitej, co szlachta sobie ceniła. Osmanowie także nie palili się do wojny z państwem polsko-litewskim: zaangażowana w wojny przeciwko Habsburgom i Safawidom, Wysoka Porta starała się utrzymać poprawne stosunki z trzecim z wielkich sąsiadów. Urzędnicy osmańscy wyśmienicie zdawali sobie sprawę z tego, że ewentualny konflikt na północnych wybrzeżach Morza Czarnego będzie wymagał pokonania znacznych trudności logistycznych. Sami żołnierze nie palili się do udziału w kampanii, w trakcie której byliby narażeni na klimat, który osmański podróżnik Evliya Çelebi opisał jako „zimne piekło”, a szanse na bogate łupy były stosunkowo niewielkie.

Sytuacja zaczęła się zmieniać na przełomie XVI i XVII wieku, a główną przyczyną napięcia stała się niezdolność Rzeczypospolitej i Imperium Osmańskiego do utrzymania w ryzach zamieszkujących pogranicze Tatarów i Kozaków. Najazdy na pogranicze polsko-litewskie, organizowane przez chanów krymskich i tatarską arystokrację, nie były zjawiskiem nowym, ale właśnie w tym okresie ich natężenie wzrosło, a postępująca na Ukrainie akcja kolonizacyjna powodowała, że straty demograficzne i gospodarcze były większe niż w poprzednich stuleciach.

Jednocześnie, od połowy XVI wieku, w siłę zaczęła rosnąć Kozaczyzna zaporoska. Kozacy wkrótce zaczęli organizować własne wyprawy łupieżcze na ziemie tatarskie i osmańskie, stanowiąc poważne zagrożenie dla portów czarnomorskich i osmańskiej dominacji w całym regionie. Mimo że w układach pokojowych tak polscy władcy, jak i Wysoka Porta, zobowiązywali się do powściągnięcia Kozaków i Tatarów, żadna ze stron nie miała ani narzędzi (a często i dobrej woli), by opracować długotrwałe rozwiązanie na rzecz pacyfikacji regionu; było to tym trudniejsze, że tak Chanat Krymski, jak i Zaporożcy byli ważnymi elementami armii obu regionalnych potęg.

Spór o Mołdawię

Dodatkowo, na początku XVII wieku, inne kwestie sporne jeszcze bardziej zaogniały stosunki polsko-osmańskie. Wyprawa Jana Zamoyskiego do Mołdawii w 1595 roku i osadzenie na tronie powiązanej z polsko-litewskimi elitami rodziny Mohyłów odnowiło pretensje Rzeczypospolitej do zwierzchnictwa nad tym hospodarstwem, mimo że od ponad stulecia było ono osmańskim trybutariuszem; w następnych latach, krewni i patroni dynastii wielokrotnie interweniowali w interesie członków dynastii, co zaogniało stosunki z Portą. Wreszcie, polityka Zygmunta III, przyjazna wobec Habsburgów, także budziła w Stambule obawy o możliwą koalicję habsbursko-polską. W tak napiętej atmosferze jakikolwiek incydent mógł wywołać wojnę na wielką skalę. Wysłany do Stambułu w 1619 roku poseł Hieronim Otwinowski pisał do władz Rzeczypospolitej o złym przyjęciu i wzroście nastrojów wojennych wśród osmańskich elit, tym bardziej, że w czasie jego pobytu w mieście Kozacy zaporoscy zapędzili się aż nad Bosfor.

W tej sytuacji władze Rzeczypospolitej zdecydowały się na demonstrację zbrojną, której celem byłoby umocnienie wpływów polsko-litewskich w Mołdawii i zniechęcenie Porty do działań zbrojnych. Zgodnie z planem sformułowanym przez hetmana wielkiego Stanisława Żółkiewskiego, armia koronna miała wkroczyć do hospodarstwa i wesprzeć zagrożonego usunięciem przez Osmanów wojewodę Gaspara Grațianiego.

Nieoczekiwana klęska

Sam Żółkiewski, który brał udział w mołdawskich kampaniach Zamoyskiego w 1595 i 1600, utrzymywał liczne kontakty z elitami mołdawskimi i wołoskimi, a hospodar Wołoszczyzny, Gabriel Mohyła, był jego dawnym klientem. Najprawdopodobniej kampania 1620 roku miała zademonstrować determinację Rzeczypospolitej, a jednocześnie odbudować autorytet hetmana, który w poprzednich latach był poddawany ostrej krytyce za porażki w walce z Tatarami.

Latem tego roku, Żółkiewski na czele stosunkowo niewielkiej armii wkroczył do Mołdawii, gdzie przyłączył się do niego Grațiani z nielicznymi stronnikami. Próbując powtórzyć sukces kampanii z 1595 roku, Żółkiewski okopał się pod Cecorą nad Prutem, oczekując na przeciwnika i rozpoczęcie negocjacji. Tym razem jednak wyprawa zakończyła się całkowitą klęską: początkowe niepowodzenia doprowadziły do całkowitego rozprężenia w armii, podsycanego jeszcze niesnaskami wśród dowództwa. Część żołnierzy próbowała zbiec za Prut nocą i utonęła w rzece; wśród zbiegów był niepopularny Grațiani, zabity w trakcie ucieczki przez swoich bojarów.

Zdając sobie sprawę z nieuchronności porażki, Żółkiewski próbował wycofać się taborem w stronę Rzeczypospolitej, lecz 6 października zamieszanie w obozie doprowadziło do rozerwania taboru i panicznej ucieczki żołnierzy w kierunku pobliskiej granicy Korony. Na zdezorganizowane wojsko natarli Tatarzy; w trakcie walki zginął sędziwy Żółkiewski, a hetman polny koronny Stanisław Koniecpolski wpadł wraz z licznymi oficerami do niewoli. Klęska była całkowita, a armia koronna de facto przestała istnieć.

Klęska cecorska wywołała szok w całej Rzeczypospolitej, która była w tym momencie bezbronna wobec Tatarów i nadchodzącej wojny. Tatarski wódz Kantemir Mirza po klęsce cecorskiej wykorzystał brak wojska na Rusi i doszczętnie spustoszył region. Do paniki przyczyniła się także nieudana próba zabójstwa króla Zygmunta III przez chorego psychicznie szlachcica Michała Piekarskiego, do którego doszło w trakcie sejmu w Warszawie; choć król wyszedł z zamachu z niewielkimi obrażeniami, próba królobójstwa wywołała potężne zamieszanie w stolicy, czemu towarzyszyły także plotki o zbliżających się Tatarach.

Podatki i dyplomacja

Pod wrażeniem niebezpieczeństwa, sejm zdecydował się na uchwalenie wysokich podatków i wystawienie sześćdziesięciu tysięcy żołnierzy. Podjęto także szeroko zakrojoną akcję dyplomatyczną na dworach europejskich. Jej wyniki były jednak rozczarowujące: do realnej pomocy zobowiązał się jedynie król Anglii, Jakub I, ale przysłane przez niego posiłki dotarły dopiero po zakończeniu wojny; Habsburgowie i papież, na których wsparcie liczono, byli zaangażowani w wojnę trzydziestoletnią i wymówili się od udzielenia pomocy. Zaciągi zagraniczne napotkały na poważne trudności, bowiem większość żołnierzy znalazła zatrudnienie w armiach władców Rzeszy; szybko też okazało się, że ściąganie uchwalonych podatków opóźniało się i zamiast planowanych 60 tysięcy, Rzeczpospolita będzie w stanie wystawić jedynie połowę tej liczby, a mobilizacja oddziałów niebezpiecznie się przeciągała.

Równie poważnym problemem było wyznaczenie dowódcy: wojną toczoną na ziemiach koronnych powinien był dowodzić hetman koronny, lecz śmierć Żółkiewskiego i niewola Koniecpolskiego wykluczały tę możliwość. W tej sytuacji naturalnym kandydatem był doświadczony hetman wielki litewski, Jan Karol Chodkiewicz, który odznaczył się już w walkach ze Szwedami i w trakcie kampanii moskiewskich. Istniało jednak ryzyko, że dowódcy koronni nie podporządkują się litewskiemu wodzowi, co groziło sporami w dowództwie i powtórzeniem klęski Cecory. W celu uniknięcia nieporozumień, na jego zastępcę mianowano regimentarza Stanisława Lubomirskiego, a w wyprawie uczestniczył także królewicz Władysław, którego zadaniem – poza zdobyciem doświadczenia wojennego – było także łagodzenie sporów w dowództwie. Zgodnie z planami Chodkiewicza, armia miała przeprawić się przez graniczny Dniestr i okopać się pod Chocimiem, wiążąc w ten sposób armię osmańską i zapobiegając przeniesieniu walk na ziemie Korony.

Wieści o kampanii cecorskiej zostały przyjęte zgoła inaczej w Stambule, szczególnie w otoczeniu młodego sułtana Osmana II (1618-1622). Pierwsze dekady XVII wieku stanowiły burzliwy okres w dziejach dynastii, która znalazła się w głębokim kryzysie. W 1603 roku, po niespodziewanej śmierci Mehmeda III (1595-1603), z męskich członków dynastii pozostało jedynie dwóch przedstawicieli, nastoletni książęta Ahmed i Mustafa, których słabe zdrowie i brak potomków budziły niepokój na przyszłość.

Prawdopodobnie z obawami o ciągłość rodu Osmana była związana też zmiana zasad dziedziczenia; w poprzednich wiekach, w celu zapobieżenia długotrwałym wojnom domowym, zwycięski w walce o władzę książę pozbywał się swoich mniej utalentowanych braci. Mustafa jednak przetrwał rządy swego brata; po jego śmierci w 1617 roku Mustafa objął, po raz pierwszy, tron jako brat swego poprzednika, lecz wkrótce został zdetronizowany na rzecz swojego bratanka, Osmana II. Dla młodego władcy ta sytuacja była ze wszech miar niewygodna: nie tylko musiał liczyć się z tym, że jego poprzednik na tronie nadal żył i stanowił zagrożenie dla jego władzy, ale także obecność wielu potencjalnych kandydatów do tronu mogła zostać wykorzystana przez potężnych członków imperialnej elity do powiększenia swojej władzy.

Niedoświadczony i ambitny sułtan szukał zatem szansy, aby podnieść swój prestiż i wzmocnić władzę; krótka, zwycięska wojna z osłabioną Rzeczpospolitą wydawała się idealną okazją, by podbudować prestiż Osmana i umocnić go na tronie. Domysły o planach podbicia całej Rzeczypospolitej aż po Bałtyk czy zdobycia Krakowa można wprawdzie włożyć między bajki, niemniej zdobycie Podola czy województwa ruskiego wydawało się być w zasięgu ręki.

A więc wojna…!

Nie wszyscy w Imperium Osmańskim byli zachwyceni perspektywą wojny. Wśród najwyższych urzędników Porty nie brakowało zwolenników polubownego rozwiązania konfliktu; szczególnie niechętni wojnie byli jednak janczarzy, stanowiący podstawę stałej armii imperium. W okresie poprzedzającym wojnę chocimską ten doborowy korpus znacząco się rozrósł, wchłaniając wielu członków wywodzących się spośród rzemieślników i kupców, którzy starali się wejść w szeregi elity imperium i korzystać ze związanych z tym statusem przywilejów.

Nie oznaczało to automatycznie upadku zdolności bojowej jednostek janczarskich, które w czasie „długiej wojny” z Habsburgami dość szybko zaadaptowały nowinki taktyczne kojarzone z rewolucją militarną. Niemniej w trakcie tych przemian janczarzy przestali być wyłącznie jednostką wojskową, stając się potężną grupą wpływu, zaciekle broniącą swych interesów przed sułtanem i dygnitarzami imperium.

Last but not least, przeciwko planom sułtana działał także niewidzialny przeciwnik – klimat. Zima 1621 roku stanowiła jeden z krytycznych momentów „małej epoki lodowcowej”, która rozpoczęła się w latach 90. poprzedniego stulecia i trwała przez cały wiek XVII; niskie temperatury znacząco zmniejszyły zbiory, a kronikarze odnotowali, że zamarznięcie Bosforu uniemożliwiło zaopatrzenie stolicy, co z kolei wywołało falę głodu w Stambule.

Zmiany klimatyczne odbiły się także bezpośrednio na przygotowaniach do kampanii, bowiem brak żywności utrudnił zaopatrzenie magazynów wojskowych na trasie przemarszu, a opóźniony sezon wegetacyjny i niedostatki paszy uniemożliwiły licznym oddziałom kawalerii wcześniejsze wyruszenie na wyprawę. Mimo to, latem 1621 roku Osman II na czele około stutysięcznej armii wyruszył na północ, licząc na szybkie zwycięstwo nad Rzeczpospolitą.

Kłopoty z Kozakami

Tymczasem, wobec trudności w odtwarzaniu armii koronnej, olbrzymie znaczenie zyskało pozyskanie przez Rzeczpospolitą wsparcia kozackiego. Nie było to jednak łatwe; w latach poprzedzających wybuch wojny, konflikt między państwem polsko-litewskim a Zaporożcami dotyczyły rozmiarów rejestru kozackiego, a także samowolnych wypraw na ziemie osmańskie. Starając się utrzymać pokój z Wysoką Portą, Stanisław Żółkiewski i pozostali urzędnicy koronni starali się powstrzymywać wyprawy czarnomorskie i palili kozackie łodzie, co budziło zrozumiały sprzeciw Zaporożców. Dodatkowo, ze względów finansowych i politycznych odmawiano powiększenia rejestru kozackiego, czyli spisu Kozaków obdarzonych wolnością osobistą i otrzymujących żołd, mimo że liczba walczących po stronie Rzeczypospolitej znacząco wzrosła w trakcie Dymitriad i interwencji Zygmunta III w Moskwie.

Na te trudności nałożyły się także kwestie wyznaniowe; Kozacy coraz wyraźniej stawiali się w roli obrońców prawosławia przeciwko popieranej przez Zygmunta III unii brzeskiej, co znalazło swój wyraz szczególnie w momencie odtworzenia hierarchii prawosławnej w Rzeczypospolitej przez patriarchę jerozolimskiego Teofanesa (1620). Ten rozdźwięk między interesami państwa polsko-litewskiego i Kozakami utrudniał współpracę, niemniej była ona dla Rzeczypospolitej konieczna wobec perspektywy ataku osmańskiego.

Szczęśliwie, władze polsko-litewskie znalazły chętnego współpracownika w Piotrze Konaszewiczu-Sahajdacznym, który cieszył się wśród Kozaków znaczącym autorytetem, a w trakcie wojny odegrał dużą rolę w mobilizacji Zaporożców po stronie Rzeczypospolitej. W trakcie walk w Mołdawii, pod Chocimiem i na Morzu Czarnym, Wojsko Zaporoskie odegra kluczową rolę i znacząco przyczyni się do wyniku wojny.

Pierwsze pod Chocim dotarło wojsko polsko-litewskie, które rozpoczęło budowę warownego obozu w oparciu o stary mołdawski zamek nad brzegiem Dniestru; łączność z Rzeczpospolitą i twierdzą w Kamieńcu miał zapewnić most przerzucony przez rzekę, wokół którego toczyć się będą zaciekłe walki. Dosłownie w przeddzień bitwy dotarło także pod Chocim ok. 30 000 Kozaków, dla których brakowało jednak miejsca w polskim obozie; rozbili oni oddzielny obóz na sąsiedniej równinie. Plan Chodkiewicza, poparty przez radę wojenną zakładał unikanie decydującej bitwy i wyczerpanie przeciwnika, lecz poważnym problemem w jego realizacji był niedostatek żywności i amunicji, jeszcze bardziej odczuwalny w przypadku Kozaków.

Drugiego września pod Chocim zaczęły napływać oddziały osmańskie, które podjęły próbę ataku na pozycje polskie, lecz zostały szybko odparte. Zachęcony Chodkiewicz planował wydanie przeciwnikowi bitwy na otwartym polu, ale został od tego odwiedziony przez pozostałych dowódców. Tymczasem w armii osmańskie, nastroje były coraz gorsze.; przyczynił się do tego sam Osman II, który w drodze pod Chocim zdecydował się na przeprowadzenie przeglądu oddziałów janczarskich i wykluczenie z nich tych, którzy nie stawili się na kampanię, co wywołało protesty żołnierzy i zniechęciło ich do sułtana. Na morale negatywnie wpłynęły także problemy z zaopatrzeniem i konflikty wśród dowódców, które utrudniały prowadzenie działań wojennych.

Chcąc jak najszybciej przełamać opór obrońców, w ciągu kilku pierwszych dni bitwy, żołnierze osmańscy próbowali szturmem zdobyć obóz, za każdym razem zostali jednak odparci z ciężkimi stratami. Po generalnym szturmie ósmego września, Osman i jego doradcy doszli do wniosku, że szanse na zdobycie dobrze umocnionych polsko-kozackich pozycji były nikłe i zdecydowano się na rozpoczęcie długotrwałego oblężenia. Oznaczało to porażkę ambitnych planów sułtana, bowiem przedłużające się oblężenie i pogarszająca się pogoda ograniczała szanse na znaczne zdobycze terytorialne w czasie kampanii. Za Dniestr ruszyły jedynie oddziały tatarskie, które – korzystając z zamknięcia większości oddziałów koronnych w obozie chocimskim – doszczętnie spustoszyły pogranicze. Wkrótce też w obu obozach zaczęło brakować żywności, a zapasy amunicji i prochu zaczęły się niebezpiecznie kurczyć.

W trakcie oblężenia, armia Rzeczypospolitej poniosła kolejną znaczącą stratę. Sprawne dowództwo Chodkiewicza w trakcie bitwy przyczyniło się do sukcesów jego armii, lecz stan zdrowia hetmana zaczął się szybko pogarszać. Przykuty do łóżka wódz, zdając sobie sprawę z nadchodzącej śmierci, przekazał swojemu zastępcy, Stanisławowi Lubomirskiemu, komendę nad wojskiem i wkrótce – 24 września 1621 roku – zmarł; wieści o jego śmierci nie udało się ukryć, lecz zaufanie okazane Lubomirskiemu przez królewicza Władysława i pozostałych dowódców pozwoliło utrzymać morale wśród żołnierzy, którzy dalej odpierali ataki osmańskie.

Następnego dnia, próbując wykorzystać osłabienie przeciwnika, dowództwo osmańskie przypuściło atak na słabo umocnione pozycje lisowczyków, który został jednak oparty z dużymi stratami dla atakujących; podobnie potoczył się ostatni generalny szturm trzy dni później. Na tym etapie działań Osmanowi i jego dowódcom chodziło już niemal wyłącznie o odniesienie symbolicznego zwycięstwa, bowiem ze względu na późną porę roku o dalszych podbojach nie mogło być już mowy. Porażka ataku z 28 września ostatecznie przekonała sułtana, że dalsze walki nie mają sensu i otworzyła drogę do rokowań. Także armia Rzeczypospolitej była na granicy swoich możliwości: w obozie znajdowała się w tym momencie tylko jedna beczka prochu, a zaopatrzenie z pobliskiego Kamieńca niewiele poprawiło sytuację.

Negocjacje w czterech językach

Negocjacje między obiema stronami toczyły się już od jakiegoś czasu, głównie za pośrednictwem hospodara wołoskiego Radu Mihnii i jego dyplomaty, Kreteńczyka Constantina Vevelli, teraz jednak weszły w nową fazę, a do obozu sułtańskiego wysłano komisarzy dla wynegocjowania rozejmu, Stanisława Żórawińskiego i Jakuba Sobieskiego(ojca przyszłego króla Polski).

Negocjacje nie były łatwe, nie tylko ze względu na rozbieżne żądania obu stron, ale także z powodu różnic językowych. Polscy komisarze przemawiali po polsku, tłumacz przekładał treść hospodarowi na rumuński, ten zaś tłumaczył na turecki, co naturalnie wpływało na przedłużenie rozmów. Główne punkty sporne dotyczyły sprawy poskromienia Kozaków i Tatarów, a także kwestii wypłaty haraczu przez Rzeczpospolitą, na co polscy komisarze nie chcieli się zgodzić.

Ustalenie i przetłumaczenie treści traktatu nastręczało podobne problemy natury praktycznej, bowiem poszczególne punkty musiały być każdorazowo tłumaczone trzy razy, z polskiego na rumuński, następnie na grecki i dopiero na turecki. Paradoksalnie, te trudności językowe ułatwiły porozumienie: w polskiej wersji traktatu, ostatecznie uzgodnionego 9 października 1621, wspomniano o tradycyjnych upominkach dla chana, podczas gdy ten sam ustęp w wersji osmańskiej te same podarki interpretował jako trybut. Dzięki tej zmianie, każda ze stron mogła ogłosić zwycięstwo w negocjacjach.

Obie strony zobowiązywały się także do powstrzymania najazdów, a także do uznania zwierzchności osmańskiej nad sporną Mołdawią. Dziewiątego października armia Osmana II zaczęła wycofywać się na południe, tym samym kończąc wyniszczającą kampanię. Tymczasem w celu potwierdzenia pokoju, do Stambułu miał zostać wysłany poseł wielki, który miał otrzymać ‘ahdname (list przymierny) sułtana. Ostatecznie, do zaprzysiężenia pokoju doszło w 1623, ale władcą wystawiającym dokument nie był Osman II, lecz jego młodszy brat Murad IV.

Mimo niejednoznacznych sformułowań zawartych w układzie chocimskim, nie ulegało wątpliwości, że plany wojenne Osmana II zakończyły się porażką. Wyprawa nie tylko przyniosła znaczne straty ludzkie bez zdobyczy terytorialnych, ale także nieodwracalnie zepsuła relacje między władcą a janczarami, których sułtan obarczył winą za rozczarowujący wynik kampanii. Po powrocie do Stambułu, relacje bynajmniej się nie poprawiły, a sam sułtan zadeklarował chęć udania się na pielgrzymkę do Mekki i Medyny. Był to bezprecedensowy krok, bowiem żaden z poprzednich władców osmańskich nie odwiedził świętych miast islamu; determinacja młodego Osmana budziła także podejrzenia, że podróż nie była dyktowana pobożnością, lecz miała na celu sformowanie nowej armii w Anatolii i pozbycie się janczarów, którzy tak mocno rozczarowali władcę w czasie kampanii chocimskiej.

Mimo sprzeciwów, sułtan parł do realizacji swojego planu, lecz ostatecznie, pod presją janczarów i dygnitarzy Wysokiej Porty, zrezygnował z niepopularnego przedsięwzięcia. Za późno: 16 maja 1622 roku, janczarzy stacjonujący w Stambule zbuntowali się przeciwko jego rządom i w przeciągu trzech dni usunęli go z tronu, wynosząc po raz drugi na tron jego wuja Mustafę. Zdetronizowany władca został uwięziony w twierdzy Yedikule, a następnie zamordowany; było to pierwsze królobójstwo w historii Imperium Osmańskiego. Sam Mustafa także nie utrzymał się długo na tronie, w następnym roku został bowiem usunięty, a nowym sułtanem ogłoszono brata zamordowanego Osmana, Murada IV.

dr Michał Wasiucionek
muzhp.pl

Najpopularniejsze

Ostatnio dodane

- Advertisment -