Jest takie zapomniane zdjęcie ze spotkania delegatów nowo powstałego Kongresu Polonii Amerykańskiej z prezydentem USA Franklinem D. Rooseveltem. Miało ono miejsce 11 października 1944 r. Może ono obrazować, w jaki sposób Polonia amerykańska była i jest manipulowana przez administrację USA. Zdjęcie przedstawia na ścianie Gabinetu Owalnego w Białym Domu mapę Rzeczypospolitej w przedwojennych granicach, co miało sugerować – i tak też zostało odebrane – że Stany Zjednoczone taki właśnie kształt terytorialny państwa polskiego uznawały. Tymczasem Roosevelt rok wcześniej przystał na propozycję Stalina, by granicę polsko-sowiecką oprzeć na „linii Curzona”. Franklin Delano Roosevelt oszukał w ten sposób sześć milionów amerykańskich Polaków, którzy zagłosowali na niego w wyborach 7 listopada 1944 roku.
Oszukani przez Roosevelta
W późniejszym oświadczeniu prezydent Roosevelt ogłosił 14 grudnia 1944 r., że Stany Zjednoczone nie mają zastrzeżeń co do nowego położenia polskich granic. Prezes Karol Rozmarek (urodzony 25 lipca 1897 roku w Wilkes-Barre w Pensylwanii, ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie Harvarda) wezwał wtedy sześć milionów zamieszkałych w USA Polaków, aby „zalali” Biały Dom listami i telegramami w proteście przeciwko sowieckiej grabieży ziem polskich. Pomimo że Polonia popierała wtedy rooseveltowski New Deal, czyli interwencjonizm państwowy w walce z Wielkim Kryzysem gospodarczym, w wielu domach amerykańskich Polaków ze ścian zniknęły portrety prezydenta Roosevelta.
Liderzy Kongresu Polonii Amerykańskiej zostali przez niego cynicznie oszukani. Nie działała polska dyplomacja, a prosowiecka propaganda skutecznie blokowała wszelkie przejawy promocji polskiej racji stanu. W listopadzie 1944 roku, niewielką przewagą głosów, Roosevelt został wybrany na czwartą kadencję. Kluczem do tej wygranej były głosy, jakie otrzymał od 90 proc. Polonii, nieznającej jego rzeczywistego stanowiska wobec Polski. W trakcie kolejnego spotkania na szczycie w Jałcie w lutym 1945 roku Roosevelt, Churchill i Stalin zgodzili się na utworzenie zdominowanego przez ZSRR polskiego rządu tymczasowego, którego Roosevelt bronił później po powrocie do Waszyngtonu. Ówczesny prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej Ignacy Karol Rozmarek potępił umowę jałtańską w sprawie Polski jako odrzucenie Karty Atlantyckiej. Do 1947 roku Stalinowi udało się ustanowić z Polski sowieckiego satelitę, co sprawiło, że KPA był zmuszony kontynuować działalność w obronie jej praw do niepodległości i demokracji. Polonijna prasa była cenzurowana nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale w Wielkiej Brytanii i wszystkich krajach sojuszniczych.
13. punkt Wilsona
Sprawa polska poległa po wyraźnym sukcesie Jana Ignacego Paderewskiego i jego osobistym wpływie na ówczesnego prezydenta USA Woodrowa Wilsona, który skutecznie przyczynił się do odzyskania przez Polskę niepodległości w 1918 roku. Przypomnijmy, że 8 stycznia 1918 r. Prezydent Stanów Zjednoczonych Woodrow Wilson wygłosił orędzie do Kongresu USA, którego 13. punkt dotyczył Polski: „Należy stworzyć niezawisłe państwo polskie, które powinno obejmować terytoria zamieszkane przez ludność bezsprzecznie polską, któremu należy zapewnić swobodny i bezpieczny dostęp do morza i którego niezawisłość polityczną i gospodarczą oraz integralność terytorialną należy zagwarantować paktem międzynarodowym”.
Takie też stanowisko wyraził na konferencji pokojowej w Wersalu, trwającej od 18 stycznia 1919 roku do 21 stycznia 1920 r. Brało w niej udział 27 zwycięskich państw. Polska była reprezentowana przez Ignacego Paderewskiego i Romana Dmowskiego. Sytuacja w trakcie II wojny światowej była inna. Edwin O. Reischauer, historyk i dyplomata, pisał o tym dobitnie: „Istniała w tym kraju (USA) tendencja do ignorowania Polski i zajmowania się większymi krajami oraz tymi, z którymi mieliśmy więcej do czynienia, jako przyjaciele lub wrogowie”. To właśnie w tym okresie powstało najwięcej kawałów o głupich Polakach, a studio filmowe Warner Brothers produkowało filmy w duchu socjalnego realizmu, przedstawiające mniej atrakcyjne tematy współczesnej Ameryki, takie jak przestępczość, biedę i nieudolny system prawny. W filmach tych Polacy przedstawiani byli jako kryminaliści i negatywne charaktery. W jednym z tych filmów – „Życie Jimmiego Dolana” (The Life of Jimmy Dolan) – zły charakter nosił nazwisko Pułaski. W innym filmie, „Ilu więcej rycerzy” (How Many More Knights), gangsterem i mordercą był mężczyzna o nazwisku Kościuszko. Bracia Warner byli wielokrotnie gośćmi w Białym Domu w czasie wojny na spotkaniach z Rooseveltem. Jack Warner określił produkcję proradzieckich filmów takich jak „Misja do Moskwy” („Mission to Moscow”) i „Lotnictwo wojskowe” („Air Force”) jako filmy moralnie inspirujące. Bracia uważali, że przyczyniają się do wysiłku wojennego. Doskonale opisuje ten cały proces prof. Mieczysław Biskupski (amerykański historyk polskiego pochodzenia) w książce „Hollywood’s war with Poland”.
Tajemnica Katynia
Ale wróćmy do Roosevelta. Ludwik Stomma, polski badacz kultury i dziennikarz, napisał, że już w maju 1942 roku: „Roosevelt oświadczył wprost zastępcy sekretarza stanu Adolphowi Berle’owi, że nie będzie specjalnie się sprzeciwiał przejęciu przez Rosjan spornych terytoriów: mogą wziąć republiki nadbałtyckie i wschodnią Polskę”.
Jak piszą Lynne Olson i Stanley Cloud: Roosevelt zareagował na informację o Katyniu głównie rozdrażnieniem. „Sprawa grobów nie była warta tego całego zamieszania – zirytował się. – Co za głupcy! Nie mam do nich cierpliwości (Polaków). W depeszy do sowieckiego przywódcy zapewnił, że „w pełni rozumie jego problem”. Uważał, że „Polacy się mylą”, ale miał nadzieję, że Stalin nie zerwie z nimi stosunków. Administracja USA prezydenta Franklina Delano Roosevelta za wszelką cenę usiłowała przedstawiać ZSSR w pozytywnym świetle. Chciano w ten sposób usprawiedliwić w oczach opinii publicznej kształtowanie powojennego ładu międzynarodowego we współpracy z Moskwą. Uważano więc, że sprawa Katynia nie powinna być poruszana na forum dyplomatycznym, mimo iż posiadano informacje o sowieckiej zbrodni popełnionej na polskich oficerach w 1940 r.
Dopiero w 1951 r. Izba Reprezentantów Kongresu Stanów Zjednoczonych powołała do życia Specjalną Komisją Śledczą do Zbadania Faktów, Dowodów i Okoliczności Mordu w Lesie Katyńskim, od nazwiska przewodniczącego określaną jako komisja Maddena. Do końca 1952 r. komisja przeprowadziła drobiazgowe śledztwo, gromadząc dowody rzeczowe oraz przesłuchując przeszło stu świadków – w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Niemczech i Włoszech. Przed komisją zeznawali: Amerykanie, Niemcy, Polacy, Rosjanie, Węgier, Chorwat, Włoch, Szwajcar, Duńczyk i Szwed. Dochodzenie zaowocowało przyjęciem przez Izbę Reprezentantów raportu końcowego, stwierdzającego, że Związek Sowiecki ponosi odpowiedzialność za mord popełniony na Polakach w Katyniu w 1940 r. Prace komisji odsłoniły też mechanizmy zatajania w USA prawdy o zbrodni katyńskiej.
„Widziałem Polskę zdradzoną”
Wspomnienia Arthura Bliss Lane’a były przez lata fundamentem opowieści o Polsce i Polakach zdradzonych przez aliantów w czasie II wojny światowej. Arthur Bliss Lane (1894-1956) był amerykańskim dyplomatą. We wrześniu 1944 r. został mianowany przez prezydenta Franklina Delano Roosevelta ambasadorem USA przy rządzie polskim w Londynie, nigdy jednak nie pojechał do Anglii, by objąć tę placówkę. Bliss Lane alarmował waszyngtońską administrację, że polska niepodległość jest zagrożona i Stany Zjednoczone w jej obronie powinny czynnie przeciwstawić się Sowietom. Roosevelt odpowiedział mu jednak, że ma pełne zaufanie do Stalina i nie chce konfrontacji z Moskwą. Stanowisko ambasadora nie zostało uwzględnione podczas obrad Wielkiej Trójki w Jałcie i w Poczdamie. Nowy prezydent Harry Truman potwierdził nominację dla Bliss Lane’a, który w sierpniu 1945 r. przyjechał do Warszawy.
Przebywając w Polsce do lutego 1947 r. dokumentował postępującą sowietyzację kraju. Ambasador pisał o kulisach antyżydowskiego pogromu w Kielcach, który nazywał komunistyczną prowokacją. Wysyłał do Waszyngtonu raporty dowodzące, że wybory do Sejmu w styczniu 1947 r. zostały sfałszowane. Rozczarowany amerykańską polityką w Europie środkowo-wschodniej po powrocie do USA sam poprosił o dymisję. Odszedł z dyplomacji i zajął się publicystyką. W 1948 r. wydał swe pamiętniki pt. „Widziałem Polskę zdradzoną” – jedno z najważniejszych świadectw historycznych tamtej epoki. Do śmierci pozostawał wielkim przyjacielem Polski, sponsorując pismo „The Polish Review” i publikując teksty o tematyce polskiej.
Konkluzje
Nie tak dawno napisałem tekst, w którym pada następująca fraza: „W listopadzie w Stanach Zjednoczonych odbędą się najważniejsze na świecie wybory, które mogą zmienić historię świata. Jednak jako Polska nie mamy na to żadnego wpływu, pomimo że w USA mamy 10-milionową diasporę, która mogłaby mieć realny wpływ na politykę amerykańską. Wiedzą o tym bardzo dobrze urzędnicy w Departamencie Stanu i inne diaspory z nim ściśle współpracujące. Wie o tym sztab demokratów i republikanów. Jednak nad Wisłą jesteśmy w pozycji na baczność, oczekując nowych rozkazów z Waszyngtonu. Pisałem dalej: Trzeba przypomnieć, że w „pasie rdzy”, gdzie znajduje się najwięcej „swing states” – stanów, które będą języczkiem u wagi w tych najważniejszych na świecie wyborach prezydenckich – mieszka najwięcej z 10 milionów polskich Amerykanów, czyli 3% populacji Stanów Zjednoczonych i to oni mogą zdecydować o wyniku tych wyborów. Tak są to fakty. Polonia amerykańska to niezorganizowana siła polityczna, która głosuje w wyborach. Amerykańscy Polacy przez wiele dekad tradycyjnie stanowili elektorat Partii Demokratycznej. Zmieniło się to od czasów prezydenta Ronalda Reagana. Joe Biden w artykule „New York Timesa” opublikowanym 17 stycznia 2020 r. odciął się od Polonii amerykańskiej, mówiąc tak: „Przestaliśmy pojawiać się w klubie polsko-amerykańskim. Przestaliśmy się pojawiać i wszyscy poszliśmy do was, naprawdę mądrych ludzi. Mieliśmy nowy rodzaj koalicji, którą tworzyliśmy. Kobiety z wyższym wykształceniem, studenci […] i tak dalej” – wyjaśniał Biden. Można to zrozumieć wprost: że Polonia amerykańska odegrała już swoją rolę po stronie demokratów i nastał czas na młodych wykształconych w marksizujących uniwersytetach. Czas tych, którzy chodzą do kościoła i promują nauczanie Karola Wojtyły już minął. Ale czy na pewno?
A jednak: Newsweek” mówi wprost, że Kamala Harris i Donald Trump rywalizują o poparcie wpływowej, polskiej społeczności, co może mieć wpływ na wynik wyborów w tzw. „swing states”. „Harris stara się wykorzystać głęboko zakorzenioną niechęć Polonii amerykańskiej do Rosji i niechęć Trumpa do pełnego poparcia Ukrainy” – czytamy. W Michigan mieszka około 784,000, w Pensylwanii 758,000, a w Wisconsin 481,000 osób polskiego pochodzenia. Głosy Polonii w USA mogą być przysłowiowym języczkiem u wagi w nadchodzących wyborach prezydenckich. To jest opinia amerykańskich analityków politycznych. „Amerykańscy Polacy mają wszelkie powody, by głosować na Trumpa jeszcze bardziej gremialnie obecnie niż w 2016 roku” – pisze na stronach renomowanego medium „American Thinker” („Myśliciel amerykański”) analityk William Ciosek. Jego zdaniem głosy Polonii mogą okazać się kluczowe dla reelekcji Donalda Trumpa w listopadowych wyborach prezydenckich.
Pozostaje tylko pytanie: kto zmobilizuje Polonię? Nikt z Polonią nie pracuje w tym zakresie, a wskazane kierunki działań to cepeliowy wizerunek Polonii, hołubce i pierogi. Co się dzieje z wielkimi polonijnymi organizacjami? Są dyskretnie wygaszane lub czekają na mityczne wytyczne z Warszawy, które nigdy nie nadchodzą. Polonią amerykańską nie jest zainteresowana ani polska dyplomacja, ani polscy politycy od prawa do lewa, ani publicyści, którzy czerpią wiedzę o Polonii od przysłowiowego szwagra z Chicago. Oni nawet nie potrafią podać żadnych prostych faktów dotyczących Polonii. Powtarzają tylko zasłyszane bzdury o skłóconej Polonii, tak jak gdyby w Polsce panowała zgoda i wszyscy od prawa do lewa budowali potęgę i powagę państwa polskiego. Do 5 listopada 2024 roku pozostało jeszcze parę tygodni. Czy któryś z kandydatów zwróci się bezpośrednim z apelem do Polonii o poparcie? Czy obecny Kongres Polonii Amerykańskiej lub Koalicja Polsko-Amerykańska wygłosi taki apel o poparcie jakiegoś kandydata? Czy znów dojdzie do tego, że jako Polonia damy się zmanipulować.
Waldemar Biniecki
Red. naczelny Kuryera Polskiego w Milwaukee