czwartek, 19 września, 2024
Strona głównaOpowiadania„Był tutaj kiedyś dom”

„Był tutaj kiedyś dom”

Rys. Wiesław Plezia

Gdy już wyjdziesz na Kozłówkę [przysiółek Gwoźnicy Dolnej – przyp. redakcji] i trochę zmęczony, dosyć stromym podejściem, popatrzysz za siebie, zobaczysz u swoich stóp przepiękną panoramę głównej części Gwoźnicy Dolnej. Obraz ten, po prawej stronie mocno pofałdowanym terenem, z domami rozsypanymi po zboczach wzniesień, niepostrzeżenie przenika na siostrzane terytorium Gwoźnicy Górnej. Z lewej zaś widoczne pola, poprzedzielane ciemnymi plamami lasów, ciągną się gdzieś daleko, aż po łagodną linię Żarnowskich Działów. A za plecami? Na ten moment tylko niebo. Jednak po przejściu kilkunastu kroków zaczynamy dostrzegać wyłaniający się dach, najpierw jeden, potem drugi. Za chwilę widać już w całej okazałości samotne zabudowania. Jakby je ktoś kiedyś na chwilę pozostawił pomiędzy polami, a następnie zupełnie o nich zapomniał.

Taka jest Gwoźnica i taki jej urok. Gdy wędrujesz jej ścieżkami czy leśnymi dróżkami, niespodziewanie wyrasta przed tobą dom, czasem kilka. W miejscu zupełnie przypadkowym, nielogicznym, często daleko od szosy czy jakiejkolwiek twardej drogi. Tak jest i tutaj. Dookoła tylko pola, trochę zarośli i drzew całkiem wolnych, najczęściej zasianych ręką natury. Ale i te, które posadziła moja siostra, wyglądają jak najbardziej naturalnie i pięknie współgrają z pozostałymi, tworząc obraz przyrody jednakowo dzikiej, jak i oswojonej stałą obecnością człowieka.

Dzisiaj jest tam tylko jedno niewielkie gospodarstwo. Uważny obserwator jednak bez trudu zauważy, że kiedyś musiało być inaczej. Stare owocowe drzewa, piwnica po części wkopana w ziemię, pochylony kołowrót nad studnią. Wszystko to świadczy o tym, że przed laty musiały być jeszcze inne. Dobrze pamiętam niewielki, w całości zbudowany z drewna dom, jak i stodółkę z tak zwaną wozownią, która stała trochę dalej. Obydwa budynki pokryte były słomianymi dachami. W ich podcieniach, w miejscach jak najbardziej dostępnych, wiszące bosak i tłumica przypominały o niebezpieczeństwie pożaru i szczególnej ostrożności w obchodzeniu się z ogniem. Wujek Lenart, który tak naprawdę moim wujkiem nie był, tak mówiło się do wszystkich starszych, jak mało kto dbał o ten sprzęt. Przeglądał go co jakiś czas i pilnował, żeby zawsze był na swoim miejscu. Nawet jeśli zdarzyło się użyć go do innych celów niż był przeznaczony, na przykład przyginania gałęzi z czereśniami, których smak i urodę pamiętam do dziś, to musiał zawsze wrócić tam, skąd został wzięty. Wspomniałem o czereśniach, po naszemu „szczepionych jagodach”, ale nie tylko one były tam wyjątkowe.

Wujek bardziej był ogrodnikiem niż rolnikiem. To jasne, że należało uprawiać ziemię, hodować zwierzęta, bo trzeba było z czegoś żyć, jednak prawdziwe zadowolenie przynosiło mu pielęgnowanie sadu. Obserwował rozwijające się kwiaty, a potem wzrastające owoce na nowo zaszczepionych pędach. Najwięcej jednak radości sprawiało mu częstowanie tymi owocami nas – najbliższych sąsiadów i innych znajomych, przechodzących miedzą przed oknami jego domu. Zdarzało się, że łakomstwo, wtedy kilkuletnich łobuzów i smakowity wygląd owoców, powodowały w nas zanik wszelkich hamulców. Wówczas, wbrew zakazom ze strony ciotki Genowefy, napychaliśmy brzuchy, a potem kieszenie, by po chwili uciekać w Stawarzowe Doły, ścigani bardzo trafnymi przezwiskami, w wymyślaniu których ciotka Lenartka nie miała sobie równych. Jednak po paru godzinach jej gniew chował się gdzieś w natłoku codziennych zajęć i wszystko wracało do normy. Także i nasza postawa po tego rodzaju wybrykach godna była pochwały, bo jakoś chętniej wtedy nosiliśmy wodę ze studzienki czy kręcili kołem sieczkarni, zwłaszcza gdy dowiedzieliśmy się, że nazajutrz będzie pieczenie chleba, co zawsze było nie lada wydarzeniem.

W takim dniu najrozsądniej było omijać gospodynię z daleka. I już z samego rana wyciągnąć Ryśka z domu, a nie pokazywać się dotąd, dopóki okrągłe bochenki i bułka z brytfanki pomiędzy nimi, ułożone na pogródce przed oknem, nie zaświadczyły o zakończeniu pracy. Obrazek ten, no i unoszący się w powietrzu zapach oddziaływał na nasze apetyty do tego stopnia, że zaczynaliśmy krążyć coraz bliżej domu i jak ćmy, nie uważając na wszelkie niebezpieczeństwo, zbliżać się do świecy. Świecą, w tym przypadku była właśnie ciotka, która z dłońmi, zewnętrzną częścią opartymi na biodrach i chustką związaną do tyłu, przechadzała się dumnie przed swoim dziełem, napawając się jego widokiem i pilnując, by przypadkiem nie przyszło komuś do głowy choćby spróbować świeżego chleba, zanim sama na to nie pozwoli. A pozwalała nawet chętnie, ale dopiero po pewnym czasie, który dłużył się nam niemiłosiernie, a jej dawał cichą satysfakcję z zadawania nam pokuty za codzienne wybryki.

Jeden raz jednak nie upilnowała. Chytrzejszym od nas i od niej okazał się Reks. Ten jakby nigdy nic, leżał sobie pod drzewem, z łbem wyciągniętym na przednich łapach i udawał śpiącego. Tyle, że jednym okiem obserwował całą sytuację. I kiedy ciotka, nie wiem po co weszła na chwilę do domu, ten zerwał się z miejsca i w mgnieniu oka zjawił przed oknem. Porwawszy upatrzoną zdobycz, równie szybko oddalił się z miejsca przestępstwa. Gdzie popędził? Oczywiście w Stawarzowe Doły, biorąc przykład z nas, istot o przecież wyższej inteligencji. Gospodyni nigdy nie dowiedziała się, w jaki sposób zginął chleb. Przecież nie mogliśmy zdradzić przyjaciela. Jeszcze kilka razy stawała przed pozostałymi bochenkami i, pomagając sobie wskazującym palcem, liczyła i liczyła, jakoś tak dziwnie przy tym kręcąc głową.

Szczeniaka, którego nazwaliśmy Reks, przyniósł tata od jakiegoś gospodarza, kiedy to ze swoją maszyną do młócenia zboża zawędrował aż w Głębokie. W domu nie było psa, ale były dzieci. Wiedział, że takim prezentem, jeśli można to tak nazwać, bardzo nas ucieszy. Wiesiek i Staszek [bracia autora – przyp. redakcji] uczyli go różnych sztuczek, a Reks był naprawdę pilnym uczniem. Nieraz chowali się w lesie daleko od domu, specjalnie klucząc po zaroślach. Nie zdarzyło się jednak, żeby ich nie odnalazł. Kiedy przychodził czas młocki, wędrował z tatą i maszynami od domu do domu. Wszędzie dobrze traktowany i nigdy niegłodny. Możliwe, że był na tyle inteligentny, by dojść do wniosku, że podczas takiej roboty ludzie nie jedzą byle czego, a przy tej okazji i on na tym skorzysta.

 Dziś pozostały po nim zaledwie okruchy wspomnień. Tę wielką z nim zażyłość, a może nawet przyjaźń, przerwał pewnego dnia strzał gajowego. Nigdy więcej nie widziałem Reksa. Możliwe, że tata pogrzebał go gdzieś potajemnie, oszczędzając nam przykrego widoku. Jeszcze przez wiele dni wołałem za nim w kierunku Bartkówki, licząc sam nie wiem na co, ale pies już nie wrócił.

Domu obok miedzy też już nie ma. Po śmierci Lenartów, których Pan Bóg prawie jednocześnie wezwał z tego świata, stał jeszcze kilka lat. Jednak opuszczony przez ludzi i coraz bardziej zapomniany, przyjął w końcu pod swój dach wiatr, który grał mu jeszcze przez jakiś czas na rozbitych szybach swoje rzewne pieśni, ale potem i one umilkły.

Był tutaj kiedyś
Przy miedzy,

Wtedy słońce wschodziło wcześniej
I kobiety śpiewały z ptakami
Godzinki chwalebne,
A wszystko, co porzucone
Wieczorem, rankiem
Wołało o czułość.

Dom opiekun
Uchylał zasłonek,
Oczy dotykał świtem,
Co dzień
Dymił zapachem chleba,
Aż sina mgła,
Pod nocnym płaszczem,
Usiadła na zdumionym progu.

Gdy wychodzili
Marzec trzymał ich za ręce

Czekał samotny dom,
A potem poszedł za nimi
I nie wrócili więcej

Andrzej Obuch


Andrzej Obuch – urodził się trzydziestego listopada 1959 r. – w dzień Świętego Andrzeja, w Gwoźnicy na Podkarpaciu, w tej samej, z której pochodził Julian Przyboś, jeden z twórców Awangardy Krakowskiej. Marzył, by zostać marynarzem i choć ukończył Technikum Żeglugi Śródlądowej we Wrocławiu, to jednak wszystko potoczyło się potem zupełnie innym torem. Swoje myśli, przeżycia i wspomnienia próbuje zawierać w wierszach i opowiadaniach. Do tej pory wydane zostały dwa tomiki poezji zatytułowane: „Skąd – Dokąd”, „Tak odlegle – Tak blisko”, a także opowiadania: „Com widzioł, com słyszoł”; z tego zbioru pochodzi drukowany tekst „Był tutaj kiedyś dom”. Obecnie pracuje nad kolejną częścią opowiadań oraz zbiorem wierszy i bajek dla dzieci.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najpopularniejsze

Ostatnio dodane

- Advertisment -