Czym jest dziedzictwo? Jest to zarówno spuścizna po naszych przodkach, jak i to, co zostawimy po sobie kolejnym pokoleniom. Polacy, którzy przybywali do Ameryki na przełomie XIX i XX wieku, starali się odtwarzać na amerykańskiej ziemi wzorce znane z ojczyzny. Dzięki ich wysiłkowi powstawały polskie kościoły, polskie szkoły i miejsca polonijnych spotkań. Kolejne pokolenia dbały o tę infrastrukturę i starały się ją rozbudowywać oraz dostosowywać do aktualnych potrzeb. A jak to wygląda dziś?
Z potrzeby serca
Jednym z miejsc, które powstało z potrzeby serca i ducha oraz z pragnienia posiadania choćby namiastki ojczyzny i kultywowania wiary oraz polskich tradycji był kościół św. Stanisława w Chelsea. Polska parafia pod wezwaniem św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Chelsea zainaugurowała swą działalność 2 lipca 1905 roku. A trzy lata później, gdy wielki pożar strawił postawiony z takim wysiłkiem kościół, Polacy znów zmobilizowali siły i odbudowali świątynię. W kolejnych latach wybudowano dom parafialny, polską szkołę. W Chelsea mieścił się też Polski Klub i placówka stowarzyszenia weteranów. Chelsea tętniło życiem – polonijnym życiem.
„Pierwsi polscy osadnicy w Chelsea w stanie Massachusetts z wielką odwagą, osobistym poświęceniem i zapałem zbudowali i wspierali tę parafię, aby polscy imigranci mieli przyjazne i wspaniałe miejsce, w którym mogliby rozpocząć i utwierdzać wiarę w nowym kraju” – pisze w liście pożegnalnym, skierowanym do swych parafian, ostatni proboszcz kościoła św. Stanisława w Chelsea ks. Andrzej Grelak. Podkreśla, że trzeba być dumnym z tego dziedzictwa, jednak tłumaczy też, że w ostatnich latach sytuacja parafii uległa radykalnej zmianie. „Nie mamy już szkoły, nie dołączają żadne młode rodziny, okolica wciąż się zmienia” – pisze, prosząc, by parafianie decyzję o zamknięciu parafii przyjęli ze zrozumieniem i wiarą w Bożą miłość i opatrzność.
Właśnie te zmiany, przede wszystkim jeśli chodzi o malejącą z roku na rok liczebność parafian, były główną przyczyną podjęcia przez władze diecezji takiej, a nie innej decyzji. „Liczby pokazują, że misja kościoła św. Stanisława, jako służącego polskiej społeczności, dobiegła końca” – pisał na początku lata biskup O’Connell, informując parafian o tym, że los ich parafii jest przesądzony oraz zapowiadając, iż z dniem 1 września 2020 r. oficjalnie zakończy się jej funkcjonowanie. Decyzja o zamknięciu polskiego kościoła w Chelsea, choć niewątpliwie bolesna dla parafian, nie stanowiła dla nich zaskoczenia. Już jesienią zeszłego roku podczas spotkania z biskupem zapowiedziano wstępnie zamknięcie kościoła, a zmiany, które doprowadziły do tej sytuacji, wierni parafianie obserwowali na własne oczy już od wielu lat.
Ostoja polskości
– O ile mi wiadomo, w ostatnim czasie parafia liczyła ok. 170 wiernych, ale na niedzielnych mszach św. odprawianych po polsku było przeważnie ok. 30 osób – mówi Theresa Czerepica, wieloletnia parafianka, której rodzina należała do polskiej parafii w Chelsea w sumie przez 100 lat. – Mój prawujek przyjechał tu po I wojnie światowej, sprowadził tu swoich dwóch braci z żonami. Moja ciocia, która zmarła w maju tego roku, należała do tej parafii przez całe swe życie, 92 lata. Kiedy tu przyjechała moja rodzina, realia były zupełnie inne. W szkole uczyły polskie siostry zakonne, było kilku polskich księży, odbywały się spotkania, kiermasze, na które parafianki przygotowywały polskie potrawy, były chrzty, śluby… Wszyscy przyjezdni z Polski wspierali się wzajemnie, zapraszaliśmy się na chrzciny, wesela, byliśmy jak jedna rodzina – wspomina pani Theresa. – Dla nas to była taka mała Polska – dodaje.
Niestety, w ostatnich latach życie polonijne coraz bardziej zamierało. – Już dawno, bardzo dawno, nie było u nas I komunii św., bierzmowania. Za mało dzieci… – mówi inna wieloletnia parafianka, pani Henia Marecka. – Może gdyby był drugi, młodszy ksiądz, który pomógłby naszemu proboszczowi, to udałoby się jakoś przyciągnąć rodziny z dziećmi? Bo to był duży ciężar, taka parafia, dla jednego duchownego – dodaje.
Obie rozmówczynie przyznają, że choć zamknięcie parafii było kwestią czasu, nie spodziewały się jednak, że ten czas nadejdzie tak szybko. – Nasz proboszcz obchodziłby w przyszłym roku 50-lecie kapłaństwa, a także 25-lecie posługi w naszej parafii, mieliśmy nadzieję, że może obchodami tych jubileuszy zwieńczymy działalność naszej parafii – mówi pani Theresa. Natomiast pani Marecka podkreśla, że obecnie jest bardzo zły moment na zamykanie kościołów. – Teraz, w czasie pandemii koronawirusa, ludzie bardzo potrzebują duchowej opieki i wsparcia. Gdzie mają pójść, jak nie do kościoła? – mówi, dodając, że zamknięcie kościoła w Chelsea stanowi problem zwłaszcza dla starszych parafian, dla których pokonanie drogi do polskiego kościoła w południowym Bostonie lub sanktuarium w Salem to duży wysiłek, często przekraczający ich możliwości. – Zostaliśmy na stare lata sami, bez miejsca, które było dla nas ostoją – stwierdza.
Zamknięty rozdział
Dużo emocji wzbudzają też dalsze losy świątyni, która prawdopodobnie zostanie sprzedana. Budynek, w którym niegdyś mieściła się szkoła, po sprzedaży kilka lat temu został przekształcony w kondominium z mieszkaniami. – To imigranci z Polski za własne pieniądze i własnymi rękami wybudowali ten kościół i szkołę. Dosłownie, bo przy budowie fizycznie pomagali nie tylko dorośli parafianie, ale też dzieci. Na przestrzeni lat to parafianie dbali o utrzymanie, remonty, a teraz to wszystko przepadnie – mówi Theresa Czerepica. Ze względu na wymogi prawne, teren musiał być przekazany we własność diecezji, aby kościół musiał być konsekrowany i dziś to w gestii władz diecezji leży rozporządzanie nieruchomością. – Władze diecezjalne powinny wspierać kościoły etniczne. Jeśli pojawiają się problemy, to warto się zastanowić dlaczego i czy można danej parafii jakoś pomóc? Może zamiast sprzedawać budynki, można byłoby je wykorzystać w inny sposób, np. na dom opieki? Czasy są trudne, ale rolą Kościoła, jako instytucji, powinno być wspieranie wiernych i wspólnot parafialnych – zauważa pani Henia.
Emocjom towarzyszącym zamknięciu parafii trudno się dziwić. Dla wielu osób oznacza to koniec pewnej epoki. To w tym kościele brali ślub, tu były chrzczone ich dzieci, tu żegnali po raz ostatni swoich rodziców. Do świątyni kierowali swe kroki w chwilach radosnych i w momentach zwątpienia. „Parafia św. Stanisława od ponad 115 lat była światłem nadziei, siły i potwierdzenia katolickich wartości i wspaniałych polskich tradycji kulturowych” – te słowa ks. Grelaka z listu skierowanego do parafian oddają rolę, jaką pełnił przez ponad wiek ten kościół. Jednak 31 sierpnia 2020 r. odprawiona została w nim ostatnia msza święta. Uczestniczyło w niej około 100 wiernych, obecny był też biskup Mark O’Connell. Krótkie przemówienie, podsumowujące losy parafii, wygłosił Jerzy Markiewicz. – Dziś długa i wspaniała historia parafii św. Stanisława w Chelsea dobiega końca. Dziś drzwi naszego kościoła zamkną się na zawsze – powiedział, dodając, że jest to wydarzenie ogromnie przykre dla tych, dla których kościół był miejscem modlitwy w ojczystym języku i bastionem polskiej kultury.
Ocalić, zanim będzie za późno
Czy tej sytuacji można było zapobiec? Jeśli tak, to jakie działania można było podjąć i kiedy, by uratować tę polską parafię? Na te pytania nie ma jednej odpowiedzi, ale obie wieloletnie parafianki z Chelsea podkreślają, że warto, by zadały je sobie już teraz inne polonijne społeczności. – Chciałabym, żeby nasz los był przestrogą dla innych polskich parafii i ośrodków, żeby Polonia ratowała je, gdy jeszcze coś jest do ratowania. Zanim będzie za późno… – mówi pani Marecka.
W ostatnich czasach coraz częściej słyszy się o polskim dziedzictwie, które bezpowrotnie tracimy. Takich przypadków jest sporo, choćby na terenie Nowej Anglii. Na przełomie 2017 r. i 2018 r. zamknięto 100-letni kościół Matki Bożej Różańcowej w Springfield, MA – przyczyna: zbyt mało wiernych. Po polskim kościele Matki Bożej Bolesnej w Holyoke, MA, o ocalenie którego grupa lokalnej Polonii walczyła ze wszystkich sił, pozostał dziś pusty plac – świątynię zburzono. W Connecticut tylko w archidiecezji hartfordzkiej w 2017 r. zamkniętych zostało 26 kościołów, w tym 6 polskich parafii. Obecnie wiele emocji wzbudza sprawa sprzedaży Polskiego Domu w Hartford… To tylko kilka przykładów, ale przyczyny są zawsze podobne, niezależnie, czy chodzi o polski klub, dom, kościół czy szkołę… Jest coraz mniejszy napływ imigrantów z Polski, a młodsze osoby, często będące już trzecim czy czwartym pokoleniem Polaków w Ameryce, nie są zainteresowane polonijnym dziedzictwem. Niestety, zaangażowanie – nawet bardzo duże – kilku jednostek przeważnie nie jest w stanie odmienić biegu wydarzeń. Polskie domy, kościoły i szkoły powstawały dzięki wysiłkowi całej wspólnoty i wydaje się, że dziś również jedynie zintegrowane działanie Polonii jako grupy mogłoby je ocalić. Okazjonalny patriotyzm nie jest w stanie zapewnić ciągłości trwania. Tymczasem wiele osób wybiera się do polskiego kościoła tylko w okresie świątecznym, by poświęcić koszyczek lub posłuchać polskich kolęd. Od czasu do czasu pojawiają się na polskim festiwalu lub na dożynkach, bo miło jest zjeść typowe polskie dania oraz wziąć ze sobą dzieci czy wnuki i pokazać im, jak to w Polsce kiedyś było. Warto sobie zadać jednak pytanie: czy tego potrzebujemy? A jeśli tak – to co zrobić, aby to przetrwało? Możliwości wsparcia jest wiele, od zaangażowania się w działalność po wsparcie finansowe, ale trzeba o to zadbać już dziś. Zanim będzie za późno.
Joanna Szybiak