piątek, 26 kwietnia, 2024
Strona głównaDziałySylwetki40. rocznica śmierci Prymasa Tysiąclecia

40. rocznica śmierci Prymasa Tysiąclecia

„Polska żegna bohatera nie w koronie, nie w generalskim mundurze, lecz w kapłańskiej sutannie. Żegnamy tego, który odniósł największe zwycięstwo w XX wieku, chociaż jego jedyną bronią był krzyż, jedyną siłą wiara, jedynym wojskiem bezbronny, lecz wierny polski lud” – w taki sposób Jan Nowak Jeziorański 40 lat temu (28 maja 1981 r.) powiadomił słuchaczy Radia Wolna Europa o śmierci kardynała Stefana Wyszyńskiego. O roli polskiego prymasa w walce z komunizmem opowiada Rafał Łatka, historyk i politolog z Biura Badań Historycznych IPN.

28 maja br. mija dokładnie 40 lat od śmierci kard. Stefana Wyszyńskiego, zwanego Prymasem Tysiąclecia. Fot. domena publiczna – wikimedia commons

Muzeum Historii Polski: Już w 1945 roku, gdy komuniści wypowiedzieli łączący Polskę ze Stolicą Apostolską konkordat, stało się jasne, że konflikt między władzą a Kościołem jest nieuchronny. Prymas August Hlond żywił przekonanie, że w Polsce nie uda się na dłużej zaszczepić komunizmu, gdyż świat nie dopuści do triumfu tej ideologii w Europie. Jakie było zdanie jego następcy na prymasowskim tronie?

Rafał Łatka: Nastawienie prymasa Stefana Wyszyńskiego do nowej władzy było dużo bardziej realistyczne niż jego poprzednika, który nie zdawał sobie do końca sprawy z tego, jakie konsekwencje pociąga wcielanie w życie i funkcjonowanie ideologii komunistycznej w Związku Sowieckim. Prymas Wyszyński, w odróżnieniu od kardynała Hlonda był znakomitym znawcą ideologii marksistowsko-leninowskiej i rozumiał mechanizmy jej recepcji w ZSRR. Jako kapłan niejednokrotnie prowadził zajęcia dla robotników, umiał więc reagować na konkretne zagadnienia związane z problemami gospodarczymi, potrafił nakreślić postawę Kościoła w sposób wiarygodny dla wiernych. Był zatem dobrze przygotowany do pełnienia swojej funkcji w nadchodzącym bardzo trudnym okresie. Można zaryzykować stwierdzenie, że w systemie demokratycznym mogło być inaczej, natomiast w warunkach komunistycznych prymas Wyszyński „sprawdził się” optymalnie.

MHP: Jak realizm Stefana Wyszyńskiego przełożył się na jego relacje z władzami komunistycznymi?

RŁ: Początkowo prymas Wyszyński przyjął nastawienie, że z komunistami należy się porozumieć. Były oczywiście zasady, co do których hierarcha nie szedł na ustępstwa – przede wszystkim te dotyczące posiadania pełnej kontroli nad strukturami kościelnymi. Potrafił natomiast akceptować ustępstwa w kwestiach dla Kościoła mniej zasadniczych. Uważał, że lepiej ustąpić w sprawach drugorzędnych, a skoncentrować się na tym, by Kościół mógł w ogóle funkcjonować. Z tego stanowiska wynikało zawarcie porozumienia z władzami komunistycznymi w kwietniu 1950 roku, w którym to porozumieniu Episkopat zobowiązał się m.in. do potępienia działalności podziemia oraz do niestawiania oporu wobec kolektywizacji wsi.

Reklama (Google)

MHP: W tekście rzeczywiście była mowa między innymi o uznaniu nowych władz czy potępieniu „zbrodniczej działalność band podziemia”. Zawarcie takiego porozumienia było odważnym posunięciem ze strony prymasa. Jak ta umowa została odebrana przez społeczeństwo?

RŁ: Rzeczywiście, zawarcie tego porozumienia wzbudziło sporo kontrowersji. Już w momencie jego podpisania prymas nie miał większego poparcia w Episkopacie. Wśród polskiego duchowieństwa pojawił się zasadniczy opór. Stanowczo zareagowała także Stolica Apostolska: kardynał Domenico Tardini, wysoki urzędnik Kurii rzymskiej i późniejszy Sekretarz Stanu Stolicy Apostolskiej, bardzo ostro wypowiedział się na ten temat, uważając – poniekąd słusznie – że Episkopat nie miał prawa do zawarcia tego typu porozumienia bez zgody Watykanu. A tej nie było i prawdopodobnie być nie mogło (papież nie wiedział o planach prymasa Polski). Wreszcie, porozumienie zostało dość mocno skrytykowane przez środowiska niepodległościowe na emigracji, które uznały, że prymas zdradził polskie społeczeństwo. Porozumienie pozostawało zatem dość odważnym i ryzykownym krokiem, a jego konsekwentnymi zwolennikami byli w zasadzie jedynie ci biskupi, którzy je podpisali.

Jan Paweł II i kard. Stefan Wyszyński podczas pierwszej podróży apostolskiej Ojca św. do Polski w drodze na plac Zwycięstwa w Warszawie, 2 czerwca 1979 r. Fot. domena publiczna – wikimedia commons

MHP: Szybko okazało się, że władze komunistyczne nie zamierzają wywiązać się z umowy, wobec czego Wyszyński zmienił nastawienie i wraz z polskimi biskupami wystosował słynny memoriał „Non possumus”. Jak wpłynęło to na relacje między Kościołem a władzami?

RŁ: Komuniści potraktowali ten list polskich biskupów niemal jak deklarację wojny. W memoriale znalazł się cały katalog krzywd wyrządzonych Kościołowi przez państwo, co wywołało wściekłość w kierownictwie partii i sprowokowało dalsze represje. Doszło do nich już po kilku miesiącach. Przykładami były tu proces pokazowy biskupa Kaczmarka i aresztowanie Wyszyńskiego we wrześniu 1953 roku. Do dziś nie wiemy dokładnie, kiedy zapadała decyzja o internowaniu prymasa. Wiemy natomiast z całą pewnością, że została podjęta przez polskich komunistów i została wcielona w życie podczas interregnum na Kremlu (po śmierci Stalina), kiedy mieli oni pewność, że nikt nie będzie im w stanie w tym przeszkodzić. Wcześniej bowiem władze ZSRR odradzały taki krok. Stalin miał świadomość, że aresztowanie polskiego prymasa będzie przeciwskuteczne, przynosząc efekt odwrotny do zamierzonego − stworzy nowego męczennika.

Reklama (Google)

MHP: W innych krajach bloku socjalistycznego do starcia komunistów z hierarchami Kościoła doszło zdecydowanie wcześniej i były one ostrzejsze. Prymas Węgier, arcybiskup József Mindszenty, został aresztowany już w 1948 roku i po dwóch miesiącach tortur skazano go na dożywocie. Podobnie stało się z głowami kościoła chorwackiego czy czeskiego. Dlaczego w Polsce było inaczej?

RŁ: Wydaje się, ze kluczowa była siła polskiego Kościoła, fakt, że wyznanie katolickie było w Polsce całkowicie dominujące. Taktyka komunistów wynikała z przekonania, że najpierw należy rozbić opozycję i dopiero później można przystąpić do rozprawy z kolejnym wrogiem. Na tym, w skrócie, polegała tzw. taktyka salami, zakładająca stopniowe uzależnianie kolejnych segmentów struktury społecznej od władz komunistycznych. W Polsce koncentracja na Kościele przyszła później – siła podziemia była bowiem znacząca, a jeszcze potężniejsza była legalnie istniejąca opozycja skupiona wokół PSL, któremu liderował Stanisław Mikołajczyk. Dopiero rozprawiwszy się z nimi, komuniści mogli zająć się Kościołem. Ale nie bez znaczenia były też inne fakty: Kościół w Polsce dobrze przygotował się na walkę z komunizmem, chociażby przez silną centralizację – dzięki uprawnieniom specjalnym ze Stolicy Apostolskiej, decyzja podjęta przez prymasa była praktycznie nieodwołalna, co w normalnych warunkach w systemie kościelnym nie mogłoby mieć miejsca. Nie zapominajmy także o podejściu samego Wyszyńskiego, który na kolejne represje reagował stopniowym wycofywaniem się. Kościół pod jego przewodnictwem starał się nie prowokować władz, schodził z linii ognia. Dlatego też początkowo komuniści starali się realizować politykę represji bez aresztowania Wyszyńskiego. Dopiero gdy przekonali się, że jest on na tyle silnym liderem, że bez niego Kościół może sobie nie poradzić – zmienili taktykę.

MHP: Czy ta taktyka przyniosła zamierzony skutek? Jak Polacy odebrali aresztowanie prymasa?

RŁ: Polityka ustępstw nie przysporzyła Wyszyńskiemu zbyt wielu zwolenników w polskim Kościele, wobec czego w momencie aresztowania był on bardzo osamotniony. Jak później wspominał, bronił go tylko Niemiec i pies – tym Niemcem był ksiądz Wojciech Zink, jedyny duchowny w Episkopacie, który zaprotestował przeciwko aresztowaniu prymasa i pies, który pogryzł jednego z ubeków. Być może dlatego skala protestu „zwykłego” społeczeństwa polskiego wobec aresztowania prymasa zaskoczyła komunistów. Ich zdziwienie wywołała także silna i jednoznacznie negatywna reakcja międzynarodowa – protesty przeciwko internowaniu polskiego prymasa wystosowały niemal wszystkie państwa wolnego świata. Również Stolica Apostolska zareagowała szybko i stanowczo – decyzją o ekskomunikowaniu wszystkich zaangażowanych w aresztowanie prymasa. Zawiedli jednak polscy biskupi, podpisując deklarację podsuniętą im przez lidera Stowarzyszenia PAX Bolesława Piaseckiego. Sam prymas nie zgodził się jej podpisać, natomiast biskupi poszli na daleko idące ustępstwa, zachowali się lękliwie i ugodowo. Jak wspominał później Wyszyński, nie wykorzystali oburzenia społecznego do skutecznego zamanifestowania sprzeciwu. Dopiero na przełomie 1955 i 1956 roku podjęli realne starania o zwolnienie Wyszyńskiego i tak też się stało, ale wynikało to nie z decyzji i działań biskupów, a ze zmian politycznych w Warszawie jesienią 1956 roku. W końcu października Wyszyński triumfalnie powrócił do stolicy.

MHP: Jednym z ważniejszych przedsięwzięć prymasa Wyszyńskiego było zorganizowanie Wielkiej Nowenny Tysiąclecia Chrztu Polski – największego projektu duszpasterskiego Kościoła w Polsce. Jak zareagowały na niego władze komunistyczne?

RŁ: Prymas doskonale wykorzystał słabość komunistycznych władz w okresie odwilży. Program Wielkiej Nowenny, jak i wcześniejszych Ślubów Jasnogórskich, przygotował jeszcze w areszcie. Były to inicjatywy bardzo ważne nie tylko pod względem religijnym. Znaczna część przyrzeczeń jasnogórskich miała znacznie bardziej społeczne i narodowe aniżeli duszpasterskie. Program trwał dziewięć lat, jego ukoronowaniem były obchody Millenium Chrztu Polski w 1966 roku, na które Polacy w zasadzie zagłosowali nogami. W uroczystościach kościelnych uczestniczyły setki tysięcy wiernych, podczas gdy w konkurencyjnych obchodach, zorganizowanych przez komunistów, frekwencja była wyraźnie niższa. Stanowiło to dowód na to, kto w Polsce wygrywa walkę o rząd dusz. Rola programu daleko wykraczała przy tym poza obchody Millenium. Jego wpływ na samoidentyfikację Polaków i poczucie niezależności wobec komunistów dał podglebie dla rozwoju inicjatyw niezależnych w latach siedemdziesiątych. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że po części to właśnie dzięki tym działaniom Wyszyńskiego możliwy stał się Sierpień 1980 i narodziny Solidarności.

Kard. Stefan Wyszyński i papież Jan Paweł II podczas mszy inaugurującej pontyfikat Polaka, 22 października 1978 r. Fot. fundacja.wyszynskiprymas.pl

MHP: Sam Wyszyński był jednak początkowo raczej nieufny wobec KORu czy pokolenia marcowych kontestatorów z 1968 roku.

RŁ: Niechęć Wyszyńskiego do środowiska KOR wynikała z wiedzy o przeszłości jego liderów – marksistowskiej i związanej z PZPR, jak również z przekonania prymasa, że żądają oni zbyt daleko idących zmian w systemie politycznym. Już jako biskup lubelski Stefan Wyszyński był zdania, że ostra, bezpośrednia walka z władzami komunistycznymi nie ma sensu, gdyż w żaden sposób nie pomoże polskim aspiracjom, a wręcz przeciwnie – spowoduje niepotrzebny rozlew krwi. Z tego też względu apelował o samoograniczanie. Podobne podejście widać w słynnej homilii, wygłoszonej na Jasnej Górze 26 sierpnia 1980 roku, w której prymas wzywał do rozwagi i odpowiedzialności. Charakterystyczne, że została ona opatrznie zrozumiana przez część społeczeństwa – władze komunistyczne zmanipulowały w mediach jej wymowę, tymczasem strajkujący oczekiwali całkowitego poparcia, a otrzymali jedynie poparcie warunkowe. Pomimo tego ostrożnego podejścia, prymas był głęboko przekonany o tym, że słuszność leży po stronie robotników, a prawo do samoorganizowania i tworzenia struktur niezależnych od władz jest im naturalnie przynależne. Szybko dostrzegli to działacze Solidarności, czyniąc z prymasa (i Kościoła) jeden z głównych punktów odniesienia w swoich działaniach. Sukcesem Wyszyńskiego było niewątpliwie to, że działacze Solidarności odwoływali się w swojej działalności do wartości katolickich, uznając je za ważny element samoidentyfikacji. W ten sposób uwieńczone zostały lata budowania przez Wyszyńskiego tożsamości katolickiej w polskim społeczeństwie. U kresu jego posługi, dały one wspaniałe owoce.

MHP: Badacze niekiedy upatrują w Stefanie Wyszyńskim kontynuatora wywodzącej się z I Rzeczpospolitej funkcji interreksa – postaci sprawującej władzę w kraju w czasie bezkrólewia. Słusznie?

RŁ: Można powiedzieć, że prymas Wyszyński był przywódcą duchowym Polaków, rzeczywiście – swoistym interreksem, chociaż sam konsekwentnie unikał tego określenia. Widział siebie przede wszystkim jako duszpasterza i nauczyciela. Mężem stanu czy liderem narodu stał się z konieczności, choć rzeczywiście − nazywanie go w ten sposób nie jest bezzasadne. Angażował się w działania polityczne, prowadził dialog z komunistami, starał się wymóc na nich ustępstwa nie tylko na rzecz Kościoła, ale i dla dobra całego społeczeństwa. Był obecny przy wszystkich kryzysach władzy i ta musiała się z nim liczyć. Wszystko to sprawiło, że Wyszyński urósł do roli duchowego przywódcy, lidera kształtującego naród. Jego wielkim sukcesem było zasianie ziarna, z którego dojrzało pokolenie Polaków myślących inaczej, niż chciałyby tego władze. To zaś umożliwiło ostateczne zwycięstwo nad komunizmem.

Rozmawiała Natalia Pochroń
www.muzhp.pl

spot_img

Najpopularniejsze

Ostatnio dodane

- Advertisment -