piątek, 26 kwietnia, 2024
Strona głównaOpowiadania„Złamana róża”

„Złamana róża”

Publikujemy krótki tekst Ryszarda Mścisza ze Stalowej Woli. Autor to przede wszystkim poeta, ale jest także znakomitym narratorem w krótkich formach prozatorskich, pełnych tajemniczej grozy, zaskakujących puent i groteskowego humoru.


Szedł coraz szybciej podświadomie licząc kroki. Do czego? Do wolności, bezkarności, tyle lat poszukiwanej prawdy o sobie…? Tego nie potrafił określić. Zresztą właściwie nie działał świadomie, może tylko chwilami dobiegały jakieś trzeźwe głosy, podszepty rozsądku. Pewnie dopiero po kilkuset metrach zorientował się, że ma w ręku różę. Tę różę…

Zraniła go jak nikt dotąd. Ona, której tak ufał bez miary. Kiedy wreszcie się zdecydował, obnażył przed nią ze swoich uczuć. Była w niej jakaś wyniosłość, nieodgadniony dystans, więc tak trudno było mu się odważyć, zaryzykować. Wreszcie wyrzekł nieśmiało to słowa, a właściwie wstęp do niego:

– Ty wiesz, musisz wiedzieć, że ja…

– Może tak, a może domyślam się zupełnie czego innego…

– Myślę. Nie, źle zacząłem… Wiem, że to jest prawdziwa miłość, że ty jesteś jedyną, która potrafiła we mnie rozbudzić to uczucie. Ono dojrzewało i dojrzewa z każdym dniem. I z każdym dniem trudniej mi bez twojej obecności przy mnie sobie poradzić. Nie mam wątpliwości, że potrafiłbym być dla ciebie niebywale dobry, czerpać radość ze wspierania cię na każdym kroku. Na razie nie mogę wydobyć z siebie tych właściwych słów, które pozwoliłyby mi to określić jeszcze dokładniej, lepiej, cieplej… Ale to chyba wystarczy?

– Co mam ci powiedzieć? Właściwie częściowo jestem zaskoczona, częściowo nie. Powinnam być szczęśliwa, że wzbudziłam w tobie takie uczucie, ale… Widzisz, ja nie jestem pewna tego, co czuję. Lubię cię, ale nie odczuwam tego w taki sposób. Może to jeszcze za wcześnie?

– Niczego nie chcę przyspieszać. Nie mogę cię przekonywać, że czujesz coś, do czego sama nie jesteś przekonana. Ja po prostu zrozumiałem, że muszę wreszcie to wyznać. Nie byłem pewny, czy tego oczekujesz, jak zareagujesz. Ale to nie musi nic zmieniać między nami od razu, na razie może wszystko pozostać tak jak było…

– Dobrze, niech więc będzie po staremu. Przecież dobrze nam z sobą było. Wciąż może być tak dobrze.

Niby spokojne, rozsądne jej słowa napełniły go jednak jakimś niepokojem. Może nawet nie chodzi o to, że nie doznawała dokładnie tego, co on, w jakiejś mierze to przewidywał. Ale powiedziała to tak spokojnie, za spokojnie… Tak spokojnie, że aż chłodno, obojętnie. A może to tylko złudzenie. Może była tym wyznaniem zbyt zaskoczona? Jednak ta próba samouspokojenia nie była zbyt skuteczna.

Kilka dni później zdało mu się, że koledzy patrzą na niego jakoś dziwnie, z pewną ironią, lekkimi uśmieszkami. Trwało to zbyt długo, by chodziło o plamę na ubraniu czy osmalone czoło. Zresztą sprawdził, czy w jego wyglądzie nie ma czego, co powodowałoby te uśmieszki. Wreszcie odważył się i zapytał jakby od niechcenia, z humorem o powody tej „życzliwości” dla siebie. Nikt jednak nie chciał nic powiedzieć, jakby przeczyli, że jest coś takiego. Wreszcie dorwał na osobności Kamila i ten mu zdradził, o co chodzi.

– To za sprawą Wiktorii. Unikaj jej lepiej, Artur. To nie jest dziewczyna dla ciebie.

– Musisz mi powiedzieć więcej. O co chodzi tak naprawdę?

– Tu wszyscy wiedzą, że jej się oświadczyłeś, że o nią zabiegasz. Sama to rozpowiedziała. W dodatku… ona sobie z tego kpiła.

– Nie wierzę ci. Wiktoria by nie mogła. Może po prostu ktoś to podsłuchał, przeinaczył, zrobił z tego hecę?

– Nie, Artur. Nie łudź się. Ty jej w ogóle nie znasz.

– Ja jej nie znam. Ostatnio przebywałem z nią częściej niż ktokolwiek. Więc może ty ją znasz dobrze? Albo Karol czy Sebastian?

– Wiesz, wszyscy ją znają od tej innej strony. Od innej niż ty zapewne. To dziewczyna, która kpi sobie z chłopaków. Już kilku tego zaznało. Nie wiadomo z jakiego powodu od czasu do czasu spotyka się z którymś, pozwala się uznawać za jego dziewczynę i potem to wszystko się rozlatuje. Podobno ma chłopaka w Anglii i zaraz po ukończeniu szkoły ma tam wyjechać. Znają się już dobre kilka lat, ich rodziny się ze sobą przyjaźnią. Słyszałem, że jest bardzo przystojny i bogaty. Choć – nie wiem czy to prawda – ma różne czyny na koncie, bywał w konflikcie z prawem. Podobno nieobce mu są narkotyki, kontakty z mafią…

– Dzięki Kamil. Nie mów nic więcej. To i tak za wiele…

Musiał jej o tym powiedzieć, ale długo się do tego zabierał. Nie wiedział jak, przecież tyle tych niewiadomych w wypowiedzi Kamila, jakichś pogłosek. Kupił jej różę, to były imieniny Wiktorii. Postanowił powiedzieć, a raczej zapytać, właśnie w tym dniu. Może i to jakoś nie wypada, ale z drugiej strony może właśnie po życzeniach, po tych wszystkich dobrych słowach zabrzmi to jakoś łagodniej. I może jej odpowiedź… zabrzmi łagodniej. Tego już nawet przed samym sobą nie chciał tak klarownie przyznać.

– To, co ci ostatnio powiedziałem…

– Chcesz dać do zrozumienia, że to nieaktualne, czy może, że ludzie o tym wiedzą?

– Zaskoczyłaś mnie, Wiktoria. Właśnie, dlaczego oni wiedzą?

– A co, to była jakaś tajemnica? Co w tym złego, że wiedzą?

– Chyba nie sądzisz, że to nic, że to było jakieś wyznanie publiczne. Zresztą… ty się podobno ze mnie nabijałaś?

– Może i tak. Byłeś wtedy dość zabawny.

– Podobno od dawna masz chłopaka…

– A to ma jakieś znaczenie. Przecież nie wyznałam ci, że jestem w tobie zakochana. I nie mówiłam nigdy, że nikogo nie mam.

– Ale przecież spotykaliśmy się tak często, wspólnie bywaliśmy tu i ówdzie, rozmawialiśmy o wszystkim… Wtedy tak myślałem, że szczerze o wszystkim mówimy…

– Ale ty jesteś naiwny. Można mieć wielu kolegów i prawie o wszystkim ze sobą rozmawiać. Jeśli to ci nie wystarcza, nie moja wina.

– Jesteś okrutna, na pewno zdajesz sobie z tego sprawę.

– Wiesz co, znudziłeś mi się. Robisz się jakiś natarczywy, za wszelką cenę chcesz z tych naszych spotkań zrobić coś wyjątkowego. Jeśli nie stać cię na dystans, nie potrafisz się wyluzować, to nie mamy o czym gadać.

– I tyle masz mi do powiedzenia? Tak łatwo przychodzi ci zdeptanie moich uczuć?

– Nie interesują mnie twoje uczucia. Jeśli musisz być taki zaborczy, to pożegnajmy się, skończmy to…

– Naprawdę nie poznaję cie, ja chyba znałem kogoś innego…

– A może miałeś tylko jakąś zaćmę. Skąd się biorą tacy naiwniacy… I zabierz sobie tę różę!

Po raz pierwszy w życiu stracił panowanie nad sobą, nie wiedział co się stało do końca. Pamiętał, że złapał ją za ramię, a kiedy zaczęła go niszczyć swoją ironią – za gardło… Szedł szybko, ale niezbyt kontrolując gdzie idzie. Był już może z kilometr od jej domu. Spojrzał na bezwiednie trzymaną różę, złamaną w połowie. Wrzucił ją do mijanego właśnie kosza i poczuł ukłucie. Na palcu pojawiło się kilka kropel krwi…

Ryszard Mścisz


Ryszard Mścisz – urodzony 2 lipca 1962 r. w Stalowej Woli. Przez całe życie mieszka w Jeżowem, gdzie pracuje jako polonista w ponadpodstawowym Zespole Szkół. Autor siedmiu tomików poetyckich: „Życie to tylko impresje” (2000), „Wibracje” (2002), „Na strunach lat” (2004), „Roześnienie” (2007), „Strumienie poezji” (2010), „Korytarze słów” (2014) i „Kołatanie do wrót nocy” (2019), dwóch zbiorów tekstów satyrycznych: „Zezem na świat” (2002) i „Swojski diabeł i inne humoreski” (2012), zbioru opowiadań „Życie u(daje) szkołę” (2018), zbioru recenzji twórców podkarpackich „Czytanie nieobojętne” (2016) oraz satyrycznego audiobooka „Humoryśki” (2014). Dwukrotnie zdobył „Złote Pióro” rzeszowskiego Oddziału ZLP, jest laureatem „Gałązki Sosny” – nagrody Prezydenta Miasta Stalowej Woli. Członek Oddziału ZLP od 2004 roku, obecnie jego wiceprezes.

Fot. Archiwum Ryszarda Mścisza
spot_img
Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najpopularniejsze

Ostatnio dodane

- Advertisment -