piątek, 22 listopada, 2024
Strona głównaDziałyOpinieZ Tarczą, nie na tarczy

Z Tarczą, nie na tarczy

Można lubić albo nie lubić rządu Zjednoczonej Prawicy, ale w polskiej gospodarce ostatni rok – naznaczony na całym świecie pandemią koronawirusa – nie był wcale taki zły jak mogłoby się wydawać. Niemieckie media napisały nawet, że „Polska jest Robertem Lewandowskim światowej gospodarki”, i że „Polska pisze swoją wyjątkową historię sukcesu po komunizmie nawet w czasach pandemii”.

Przesada? Popatrzmy na najważniejsze wskaźniki. 6,5-procentowe bezrobocie (3.1 proc. według metodologii Komisji Europejskiej) jest dziś najniższe w całej Unii Europejskiej, co jeszcze 6-7 lat temu wydawało się niemożliwe. Oczywiście są regiony, w których jest ono na dwucyfrowym poziomie, ale śmiało można dziś powiedzieć, że pandemia nie wywróciła rynku pracy nad Wisłą. Dzięki temu spadek Produktu Krajowego Brutto w 2020 roku wyniósł 2.8 proc., co na tle Francji, Niemiec, a zwłaszcza Hiszpanii i Włoch, jest wynikiem bardzo optymistycznym.

Równie optymistyczne są najnowsze dane z Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej, według których w Polsce działa obecnie 2.54 mln aktywnych podmiotów gospodarczych, a w marcu br. wpłynęło ponad 38 tys. wniosków o wznowienie lub założenie działalności. To o 21 proc. więcej niż w lutym, co wskazuje na dobre nastroje wśród przedsiębiorców i ich przekonanie, że w Polsce opłaca się prowadzić działalność gospodarczą.

Gdzie w takim razie upatrywać przyczyn gospodarczego powodzenia (bo nie jest to oczywiście żaden cud) w czasach pandemii? Co sprawia, że tylko lekko zmoczoną stopą Polska przechodzi przez ten bezprecedensowy światowy kryzys?

W pierwszej kolejności jest to efekt Tarczy Antykryzysowej, która przez ponad już rok doczekała się kilkunastu wersji. Początkowo była to pomoc na zasadzie helicopter money, czyli otrzymywał ją w zasadzie każdy przedsiębiorca i pracownik, który odczuł skutki pandemii. Ważne było przy tym ograniczenie biurokracji do minimum i dość szybkie rozpatrywanie wniosków przez urzędników. To chyba pierwszy raz po 1989 roku, gdy znana do tej pory z marazmu i przeciągania spraw polska administracja stanęła na wysokości tak trudnego i pilnego zadania. Zastosowano tu zresztą podobny manewr jak przy programie Rodzina 500+, w którym nie ma górnej granicy dochodów, bo policzono, że samo sprawdzanie tego kryterium kosztowałoby polskie państwo więcej niż oszczędności na bogatych. Przy pierwszych odsłonach tarczy również zrezygnowano z wielu kryteriów sprawdzających zasadność pomocy, oszczędzając urzędnikom wielu godzin żmudnej pracy, za które i tak trzeba by im było dodatkowo zapłacić.

Można oczywiście dyskutować, czy te ponad 200 mld zł ze wszystkich dotychczasowych tarcz nie dało się lepiej rozdysponować, ale z pewnością spełniły one swój najważniejszy cel – uratowały miliony miejsc pracy i tysiące firm przed upadłością. Dziś pomoc ze strony państwa jest już bardziej branżowa, punktowa, ale równie potrzebna. Potrzebna będzie też pewnie specjalna dodatkowa tarcza, która pozwoli stanąć na nogi tym, którzy z proceduralnych względów (np. innego kodu PKD) nie mogli skorzystać z dotychczasowych form pomocy. A tacy też są…

Arkadiusz Rogowski

Najpopularniejsze

Ostatnio dodane

- Advertisment -