Oskarżony o zabójstwo prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza – Stefan W. głośno śmiał się na sali rozpraw podczas zeznań świadków. Sąd najpierw upomniał podsądnego, a gdy to nic nie dało, usunął go z sali rozpraw, by nie utrudniał procesu.
W czwartek w Sądzie Okręgowym w Gdańsku odbyła się dziewiętnasta rozprawa w sprawie zabójstwa prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Oskarżony 30-letni Stefan W. został doprowadzony z pobliskiego aresztu śledczego do największej sali sądu. Usiadł w specjalnie wydzielonym pomieszczeniu za szklaną szybą.
Sędzia Aleksandra Kaczmarek na początku rozprawy poinformowała, że wpłynęło zaświadczenie od lekarzy, z którego wynika, że oskarżony Stefan W. jest zdolny do udziału w rozprawie.
Pierwszy zeznawał ratownik medyczny Tomasz H. (l. 48), który pełnił dyżur w karetce pogotowia. „To był pierwszy wyjazd tego wieczoru. Jak wszedłem na dyżur, to pojawiło się wezwanie do zatrzymania krążenia na Targu Węglowym. Informacja była, że jedziemy do mężczyzny. To wszystko wiedzieliśmy. W trakcie dojazdu dostaliśmy informację, że jest to na scenie i że prawdopodobnie jest to pan Adamowicz” – tłumaczył w sądzie H.
Zeznawał, że na scenie ratownicy zastali leżącego pana Adamowicza. „Były prowadzone czynności resuscytacyjne” – mówił Tomasz H. i dodał, że była próba zatknięcia kilku ran i decyzja o przewiezieniu pacjenta do szpitala.
Kolejny świadek – Zbigniew K. (l. 68) obecnie emeryt powiedział, że Stefana W. poznał w Zakładzie Karnym w Gdańsku Przeróbce pięć lat temu. „Siedziałem z nim na jednym pawilonie i pod celą. To był normalny człowiek. W szachy graliśmy. Codziennie chodził do lekarza i mierzył ciśnienie. Brał tabletki na nadciśnienie. Więcej nie mogę powiedzieć. Byłem zdziwiony, że zaszło takie zdarzenie. Stefan odbywał karę za napady na Skoki. Był rozgoryczony, że dostał pięć i pół roku. Prokurator domagał się pięć, a dostał więcej” – mówił K. i dodał, że o polityce nie rozmawiali. „W zakładzie karnym nic się nie dzieje. Nigdy nie słyszałem, żeby on o jakieś polityce rozmawiał” – zeznawał Zbigniew K.
Słuchający zeznań Stefan W. śmiał się. Sędzia Aleksandra Kaczmarek upomniała Stefana W. za jego zachowanie. Mimo ostrzeżenia podsądny nie przestawał się głośno śmiać podczas odczytywania zeznań K. Przewodnicząca składu sędziowskiego stwierdziła, że w związku z tym, że Stefan W. mimo ostrzeżenia nie przestawał się śmiać zdecydowała o usunięciu go sali rozpraw. Wówczas W. został wyprowadzony z sali przez funkcjonariuszy policji.
Proces kontynuowano pod nieobecność W. Kolejni świadkowie – sanitariusz-kierowca – Wiesław L. (l. 57) oraz ratownicy medyczny Robert T. (l. 40) oraz Jacek C. (l. 33) zeznawali o szczegółach akcji ratowniczej na Targu Węglowym po ugodzeniu nożem prezydenta Adamowicza.
Po przerwie w rozprawie na salę ponownie policjanci wprowadzili Stefana W. Wówczas zachowywał się już spokojnie, ze szklanej klatki w której siedział nie dobiegał głośny śmiech.
Sąd przesłuchał Adama S. (l. 29), którego skutego w kajdankach doprowadzono z aresztu śledczego. Choć w trakcie śledztwa mężczyzna zeznał, że znał Stefana W. i potwierdził, że ten nosił zwykle przy sobie nóż, czy pałkę teleskopową, w sądzie nie potwierdził tych zeznań. Twierdził, że w ogóle nie zna Stefana W.
Podczas procesu zeznawała też 31-letnia lekarz Karolina Sz.-R., która opowiadała o akcji ratowniczej na scenie WOŚP po ataku na Adamowicza.
Stefan W. jest oskarżony o dokonanie zabójstwa w zamiarze bezpośrednim w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie, a także o popełnienie przestępstwa zmuszania innej osoby do określonego zachowania. Obu przestępstw oskarżony miał dopuścić się w warunkach powrotu do przestępstwa. Oskarżonemu grozi od 12 lat do dożywotniej kary więzienia.
W opinii biegłych, gdy 13 stycznia 2019 r. wszedł na scenę i zaatakował nożem Pawła Adamowicza, miał ograniczoną poczytalność. Może to wpłynąć na wysokość kary więzienia. Sąd może zastosować jej nadzwyczajne złagodzenie.
Krzysztof Wójcik/PAP