poniedziałek, 25 listopada, 2024
Strona głównaDziałySportSportowy American Dream po polsku

Sportowy American Dream po polsku

Sportowcy rodem z Polski, którzy zaistnieli w USA, zarobili miliony dolarów. Niektórzy dorobili się mniejszej lub większej rozpoznawalności. Trochę gorzej ma się rzecz z autentycznym sukcesem. Niewielu sportsmenów znad Wisły może pochwalić się trofeami w tzw. gablocie.

Sebastian Janikowski (rocznik 1978) pochodzi z Wałbrzycha. Trenował piłkę nożną w tamtejszym Górniku, co kontynuował w USA, gdzie wyjechał jako nastolatek. Od zawsze miał potężnego kopa i został odkryty dla futbolu amerykańskiego w ostatniej klasie szkoły średniej. W 2000 roku w I rundzie draftu NFL trafił do Oakland Raiders, gdzie grał do 2017 roku. Tylko dwóch placekickerów przed nim znajdowało pracodawcę w I rundzie (wcześniej stało się to w roku… urodzin Sebastiana).

Sebastian Janikowski umiał kopnąć „jajem” jak mało kto w NFL. Fot. Sebastian Janikowski/facebook

Pierwszy kontrakt gwarantował mu 6 mln za 4 lata gry. Szybko stał się sławny, ale był to efekt pozaboiskowych wyskoków, kolizji z prawem (groziła mu nawet deportacja). Po paru latach wyszumiał się i, z małymi wyjątkami, koncentrował na pracy.

W trakcie kariery zdobył 1913 punktów, które dają mu 10. pozycję w historii ligi. Jest rekordzistą NFL pod względem celnych uderzeń z odległości co najmniej 55 jardów. Ma ich na koncie aż 58. Najlepszy wynik to 63 jardy w meczu z Denver Broncos w 2011 roku. Wówczas było to wyrównaniem rekordu ligi.

Był najlepiej zarabiającym kopaczem w historii – zarobił ponad 53 miliony dolarów. W 2003 roku grał w finale Super Bowl, ale jego team przegrał z Tampa Bay Buccaneers 21:48.

Piotrek Alfabet

Za rok minie 100 lat od założenia Polskiego Związku Hokeja na Lodzie. Biało-czerwoni potęgą w tej dyscyplinie nigdy nie byli i długo trwało, nim zawodnik z Polski trafił do NHL. Pierwszym był bramkarz, pochodzący z Dąbrowy Białostockiej, Piotr Sidorkiewicz (rocznik 1963). Jako dziecko wyemigrował z rodzicami do Kanady. W 1981 roku został wybrany w drafcie NHL z numerem 91 przez Washington Capitals. Debiutował dopiero w sezonie 1987/88, gdy był już związany z Hartford Whalers. Później reprezentował Ottawa Senators i New Jersey Devils. Pograł w NHL 8 sezonów. Kibice nazywali go Peter Alphabet, z uwagi na trudność w wymówieniu nazwiska.

Tuzin sezonów Księcia

Mariusz Czerkawski (rocznik 1972) urodził się Radomsku, hokeja nauczył w GKS-ie Tychy, a w drodze do NHL szlifował talent w Szwecji. W 1991 roku Boston Bruins wybrali go w 5. rundzie draftu z numerem 106.

Mariusz Czerkawski był błyskotliwym technikiem wśród hokeistów, a dziś grywa głównie w golfa. Fot. Mariusz Czerkawski/facebook

W NHL spędził, z przerwami, aż 12 sezonów. Najlepszy czas miał w New York Islanders. W sezonach 1999/2000 i 2000/2001 był najlepszym strzelcem i najskuteczniejszym zawodnikiem drużyny (odpowiednio 35 bramek i 35 asyst oraz 30 bramek i 32 asysty). Miał zaszczyt zagrać w 50. Meczu Gwiazd NHL, który w 2000 roku odbył się w Toronto. Wystąpił w drużynie World All-Stars, która pokonała North America All-Stars 9:4. Asystował przy golu Słowaka Miroslava Šatana na 8:4. Łącznie w latach 1994–2006 w meczach fazy zasadniczej NHL rozegrał 745 meczów, zdobył 435 punktów (215 bramek, 220 asyst).

Pan Mariusz zawsze dobrze wyglądał, grał stylowo, toteż dorobił się ksywki „Polish Prince”. W najlepszych latach „Książę” z Polski zarabiał 14 mln. Złotych oczywiście. Jego sławę podbiło małżeństwo (krótkie) z Izabelą Scorupco, wychowaną w Szwecji polską piosenkarką, aktorką, która w 1995 roku zagrała dziewczynę Bonda w filmie „GoldenEye” (w roli głównej Pierce Brosnan). Cztery lata później pani Iza była Heleną Kurcewiczówną w filmie „Ogniem i mieczem” Jerzego Hoffmana. Jeśli wierzyć polskim krytykom filmowym, przystojny „Czerkaś” był daleko lepszym hokeistą, niźli jego piękna żona aktorką.

Ponad 400 bójek na pięści

Krzysztof Oliwa (rocznik 1973) pochodził z Tychów, seniorską karierę rozpoczął w tamtejszym GKS-ie. W 1992 roku wyjechał do Kanady, a w 1993 roku został wybrany w drafcie przez New Jersey Devils. W NHL zadebiutował trzy lata później i zyskał sławę zakapiora, a mówiąc mniej kolokwialnie „ochroniarza” gwiazd.Grał m.in. w New York Rangers, Pittsburgh Penguis, gdzie dbał o bezpieczeństwo największych – Mario Lemieux’a czy Jaromira Jagra.

Rozegrał 410 meczów w NHL, w których miał podobno… tyle samo bójek (średnio trzy i pół minuty kar na mecz). Robił częsty użytek z pięści, ale na tyle dobrze posługiwał się kijem i krążkiem, że w NHL spędził 9 lat. W sezonie 1999/2000 New Jersey Devils z Oliwą w składzie sięgnęli po Puchar Stanleya. Pan Krzysztof jest jedynym Polakiem, który wzniósł to trofeum.

„Polski młot” wicemistrzem NBA

Pierwszym Polakiem w NBA był Cezary Trybański, drugim, bardziej utalentowanym, Maciej Lampe, ale dopiero Marcin Gortat (rocznik 1984, 211 cm) zadomowił się w lidze na dobre. Chłopak z łódzkich Bałut, wychowanek ŁKS-u, trafił do koszykówki dopiero jako 18-latek, ale nie brakowało mu talentu do pracy. Nagroda przyszła w 2005 roku – w Madison Square Garden został wybrany w II rundzie draftu NBA z numerem 57. przez Phoenix Suns, po czym oddany do Orlando Magic. Przez 12 lat rozegrał w NBA 806 meczów (2008-19), reprezentując także Phoenix Suns, Washington Wizards, Los Angeles Clippers.

Marcin Gortat wycisnął ze swej kariery maksimum, w tym grube miliony dolarów. Fot. Marcin Gortat/facebook

Po zbudowaniu odpowiedniej muskulatury korzystał ze swego wzrostu, blokował, stawiał zasłony, walczył o zbiórki, a gdy miał w zespole wybitnego playmakera, jak np. Steve’a Nasha w „Słońcach”, potrafił często rzucać ponad 20 punktów w meczu (rekordowe 31 uzyskał akurat w Wizards). Zanim osiągnął szczyt możliwości, zaliczył największy sukces – w 2009 z Magikami zagrał o mistrzostwo NBA. Los Angeles wygrali serię 4:1, ale łodzianin wystąpił we wszystkich pięciu meczach.

W USA zarobił ok. 100 mln dolarów za grę plus kolejne miliony na kontraktach reklamowych. Rok temu jego majątek oszacowano na ok. pół miliarda złotych. – Nie wchodzę w biznesy, których nie rozumiem, ani w takie, na które nie mam wpływu – mówił w jednym z wywiadów pan Marcin.

Polski „Ogień” w Chicago

Piotr Nowak (rocznik 1964), Roman Kosecki (1966) i Jerzy Podbrożny (1966) to kawał historii polskiej piłki nożnej. Pod koniec lat 90., u kresu karier, „zestrzelili siły w jedno ognisko” i mieli potężny udział w tym, że Chicago Fire zostało mistrzem MLS.

Piotr Nowak był tak dobry, że dorobił się statusu legendy MLS. Fot. Piotr Nowak/facebook

„Kosa” i „Gumiś” krótko pograli w USA, za to kawał kariery w amerykańskiej lidze zrobił pan Piotr.

Wychowanek Włókniarza Pabianice w połowie lat 90., jako piłkarz TSV 1860 Monachium, należał na najlepszych pomocników w Bundeslidze, a gdy był zdrowy, błyszczał w reprezentacji Polski. Nie dziwota zatem, że brylował w MLS, która wówczas raczkowała i nie zatrudniała gwiazd najwyższego formatu. W ekipie z Wietrznego Miasta grał w latach 1998-2002. Filigranowy pomocnik (168 cm) trzykrotnie był wybierany do jedenastki sezonu oraz Meczu Gwiazd. Serwis Yahoo! wybrał go do dwudziestki najlepszych piłkarzy w historii MLS.

Po mistrzostwo MLS sięgnął już w pierwszym sezonie pracy z DC United (2004). Znajomość z Bobem Bradleyem, dla którego był prawą ręką w mistrzowskim sezonie w Chicago, zaowocowała posadą asystenta w reprezentacji USA. Nowak pełnił także funkcję trenera amerykańskiej młodzieżówki w 2008 roku.

Na mundial go nie wzięli

Janusz Michalik (rocznik 1966) urodził się w Chorzowie, ale jest wychowankiem Gwardii Warszawa. Piłkarskie geny otrzymał w spadku po ojcu – pan Krystian dwa razy zagrał nawet w reprezentacji Polski. Janusz za Wielką Wodę ruszył w wieku 18 lat. W 1991 roku otrzymał obywatelstwo. Stało się to w marcu, a już w maju debiutował w meczu USA – Urugwaj. 44 razy w reprezentacji Stanów Zjednoczonych (na pozycji obrońcy, pomocnika), ale Bora Milutinović nie powołał go do zespołu, który wystąpił w amerykańskim mundialu (1994). Nie ukrywa, że… siedzi to w nim do dziś.

W MLS grał w barwach Columbus Crew i New England Revolution. Karierę zakończył w 1998 roku. Dziś jest dziennikarzem stacji ESPN, udziela się także w polskich mediach. O piłce mówi ciekawie, ze swadą i humorem. Co ciekawe i godne podziwu (chyba), z minimalnym jak na emigrancki staż akcentem amerykańskim.

Bogacz ma czas

Dziś w amerykańskich ligach Polacy grają i coś znaczą tylko w MLS. Kandydatem na gwiazdę jest Mateusz Bogusz (rocznik 2001), który strzela gole dla Los Angeles FC. Liga ściąga coraz lepszych piłkarzy i coraz lepiej płaci. Karol Świderski w Charlotte FC, kasuje rocznie ponad 2 mln dolarów, Mateusz Klich w D.C. United ma podobnie.

MLS obserwuje rynek, rzuca też okiem na polski. Niedawno New York Red Bulls złożyli ofertę Wiktorowi Bogaczowi. 20-letni napastnik Miedzi Legnica grzecznie podziękował za zainteresowanie i stwierdził, że „na ten wyjazd jest dla mnie za wcześnie”. Były też sygnały, że młody napastnik wpadł też w oko Juventusowi Turyn. Zabawne w tym jest to, że Wiktor jest wychowankiem… Juventy Starachowice.

Tomasz Ryzner

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najpopularniejsze

Ostatnio dodane

- Advertisment -