piątek, 22 listopada, 2024
Strona głównaOpowiadaniaŚladami Krzysztofa Klenczona – Szczytno (III)

Śladami Krzysztofa Klenczona – Szczytno (III)

Pomnik Krzysztofa na promenadzie w Szczytnie. Fot. Dotota Partyka

Przystaję przy nagrobkach braci pana Jerzego, m.in. przy grobie Ryszarda Klenczona, który grał z Krzysztofem w Trzech Koronach, a poza tym był także członkiem zespołu No To Co. Następnie odwiedzamy grób Czesława Klenczona, ojca mojego idola. Urodzony 22.11.1910 r. Czesław Klenczon był oficerem Armii Krajowej, żołnierzem wyklętym. Po wojnie przez wiele lat ukrywał się pod zmienionym nazwiskiem. Kilkanaście lat później, w 1968 r., Niuniek, święcący już wtedy triumfy w Czerwonych Gitarach, skomponował utwór „Biały krzyż”, do którego słowa napisał Janusz Kondratowicz. Piosenkę tę Krzysztof stworzył dla swojego ojca, upamiętniając w niej walczących podczas drugiej wojny światowej żołnierzy AK.

I właśnie jej fragment znajduje się na nagrobku Czesława Klenczona:

Jak myśl sprzed lat,
Jak wspomnień ślad,
Wraca dziś pamięć
o tych, których nie ma. 13)

Wracamy na grób Krzysztofa, aby postać przy nim jeszcze choć krótką chwilę. Wtedy też dzieje się coś tak wspaniałego, że aż wręcz nie do uwierzenia. Naszym oczom stopniowo zaczyna ukazywać się bowiem piękne, błękitne niebo. To wszystko wygląda jak kadr z jakiegoś filmu! Chmury ustępują sekunda po sekundzie… A kiedy wychodzimy z cmentarza, na niebie nie ma ich już wcale. Tylko głęboki błękit, na którym błyszczy jasne, zimowe słońce. W oczach państwa Klenczonów widzę radość. W tym miejscu nie mogę nie wspomnieć pewnej krótkiej historii związanej z pogrzebem Krzysztofa. Tego dnia podczas uroczystości pogoda również dała o sobie znać, lecz w skrajnie inny sposób: rozpętała się potężna burza z piorunami. Wtedy przypomniano sobie o tym, że Krzysztof właśnie takiej pogody pragnął na swoim pogrzebie.

Tymczasem dochodzi jedenasta i moi wyjątkowi przewodnicy zabierają mnie do parku im. Krzysztofa Klenczona, usytuowanego nad Jeziorem Domowym Małym. W ogrodzie spacerowym, uroczyście otwartym niecałe siedem lat wcześniej, przy ul. Sienkiewicza, znajduje się pamiątkowy kamień z wyrytym ręką szczycieńskiego rzeźbiarza Michała Grzymysławskiego napis: „Park im. Krzysztofa Klenczona”. Jego odsłonięcia w 2007 r. dokonała siostra Krzysztofa, Hanna Klenczon. Podchodzę do głazu i wspieram się o niego ręką. Jego powierzchnia jest wyjątkowo gładka, można by rzec nawet, że przyjemna w dotyku. Zupełnie tak, jakby kamień przez lata omywała woda. Oczywiście nie mogę odmówić sobie zrobienia kolejnych fotografii.

Wybieramy się też na krótki spacer wzdłuż wyłożonych kamieniem parkowych alejek. Okazuje się, że ich patronkami i patronami są inne polskie gwiazdy z pokolenia Krzysztofa Klenczona: kompozytor i gitarzysta zespołu Niebiesko-Czarni Janusz Popławski, wokalistka tej samej grupy Ada Rusowicz oraz kompozytor, autor tekstów i wokalista, także m.in. Niebiesko-Czarnych, Czesław Niemen. Zresztą, skoro już jesteśmy przy Niebiesko-Czarnych, trzeba wspomnieć, że przecież i Krzysztof swoją karierę muzyczną rozpoczynał właśnie w tym legendarnym zespole, założonym przez Franciszka Walickiego. Należał do niego w latach 1962-1964. Po przechadzce parkowymi alejkami zaglądamy do mieszczącego się niedaleko pubu Gama. Panuje w nim iście klenczonowski wystrój. Już od wejścia mój wzrok napotyka na znajome zdjęcia Krzysztofa z różnych etapów jego muzycznej kariery. Sufit tej przytulnej knajpy usłany jest wiszącymi gitarami. Szkoda, że nie są niżej, że brakuje wzmacniaczy, a ja nie mam w kieszeni dyplomu szkoły muzycznej i jakiegokolwiek pojęcia o grze… Jedna z tych gitar wydaje mi się dziwnie… znajoma. Wszystko dlatego, że wygląda zupełnie jak ta, którą podarował mi kiedyś we śnie Krzysztof. Ale, jak wiadomo, jest to tylko złudzenie lub najzwyklejszy w świecie przypadek.

Piciu kawy, na którą zaprosili mnie państwo Klenczonowie, towarzyszą dźwięki największych przebojów Czerwonych Gitar i Trzech Koron, dobiegające z pubowych głośników. Jako pierwszą słyszę piosenkę „Powiedz, stary, gdzieś ty był”. Jest to utwór, podczas słuchania którego zawsze przypomina mi się dzieciństwo. Kiedy byłam dzieckiem, nagrywałam piosenki z radia na kasety magnetofonowe w charakterystycznych czarnych obudowach. Wśród tych kaset miałam jedną szczególną z najbardziej lubianymi utworami. Zresztą jest ona nadal w moich rodzinnych archiwach. Obok kilku piosenek Elvisa Presleya znajduje się tam właśnie utwór „Powiedz, stary, gdzieś ty był” Czerwonych Gitar.  Z utworem tym wiąże się też pewna anegdota. Otóż w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych moi rodzice kupili wymarzony przez nas aparat fotograficzny. Brat i ja uwielbialiśmy robić nim zdjęcia. Kiedyś, niestety, spotkała nas przy tym bardzo niemiła przygoda: zerwała się klisza. I wtedy któreś z nas powiedziało: „Szkoda, ale ten z piosenki Czerwonych Gitar miał gorzej. Pojechał sobie specjalnie aż do Zakopanego, chciał porobić zdjęcia, a tu urwał mu się film u podnóża Tatr”. Cóż, o co chodziło w tekście z tym urwanym filmem, dowiedzieliśmy się z bratem dużo, dużo później… I właśnie ta historia pojawia się w moich myślach, gdy tylko dolatują do moich uszu pierwsze takty tej piosenki.

Siedzimy więc w trójkę przy gorącej kawie i wtedy pan Jerzy „napoczyna” jedną z ciekawszych klenczonowskich gawęd. Zapewne opowiadał ją już wiele razy, ale, jak sądzę, po raz pierwszy ma okazję podzielić się nią z dyplomowaną historyczką z rodzinnego miasta Stana Borysa. Była pierwsza połowa 1968 r. Grający od trzech lat w Czerwonych Gitarach Krzysztof znajdował się u szczytu sławy. Choć mieszkał już wówczas gdzie indziej, kiedy tylko miał czas, odwiedzał swoje rodzinne strony. Pewnego dnia, wraz z niedawno poślubioną żoną Alicją, zajrzał na ulicę Wiejską w Szczytnie. To tutaj mieszkali wtedy państwo Krystyna i Jerzy Klenczonowie. Dzielili mieszkanie z mamą pani Krysi.

Podczas rozmowy Niuniek nadmienił, że skomponował niedawno nową piosenkę. Wywołało to oczywiście ogromne zainteresowanie. Sam Krzysztof na początku nie był pewien, czy chce ją zagrać, ale po namowach Bibi postanowił to zrobić. Pojawił się jednak problem – nie było gitary. Pani Krystyna szybko wpadła na pomysł, by pożyczyć ją od Andrzeja, syna sąsiadów mieszkających na dole. Zbiegła zatem po schodach, a niedługo potem wróciła z instrumentem. Krzysztof ujął w dłonie gitarę i nastroił ją. Już chwilę później wnętrze budynku wypełniły dźwięki instrumentu, po czym lider Czerwonych Gitar zaintonował:

Kwiaty we włosach potargał wiatr,
Po co więc wracasz do tamtych lat?
Zgubionych dni nie znajdziesz już,
Choć przejdziesz świat i wszerz, i wzdłuż… 14)

Wykonaniu temu towarzyszył niecodzienny akompaniament. Wszyscy znajdujący się z Krzyśkiem w pokoju pochwycili bowiem wcześniej to, co było pod ręką, czyli… garnki. A kiedy wybrzmiały ostatnie akordy i Niuniek oddał instrument, Andrzej powiedział: „Ja tej gitary nie dam nikomu, bo na niej grał Krzysztof”. Pani Krystyna i pan Jerzy mieli zatem szczęście być jednymi z pierwszych słuchaczy utworu jeszcze nieznanego szerszej publiczności i ówczesnym rozgłośniom radiowym. Co ciekawe, Krzysztof, jak to wrażliwy artysta, nie był pewien, czy piosenka będzie się podobać. A przecież dziś „Kwiaty we włosach” potrafi zanucić prawie każdy Polak i każda Polka. To, iż to nagranie, wokal i aranżację, po latach doceniają nie tylko miłośnicy twórczości Krzysztofa Klenczona czy Czerwonych Gitar, nie podlega dyskusji. Pan Jerzy podkreślił, że Niuniek naprawdę miał wątpliwości i było widać po nim tremę. A przecież już wtedy zespół był znany i lubiany nie tylko w kraju, ale i poza jego granicami. A on, zupełnie na serio, pytał się, czy piosenka się podoba…

Dorota Partyka
Redaktor strony Edward Bolec


13) Biały krzyż, sł. J. Kondratowicz, muz. K. Klenczon, wyk. K. Klenczon i Czerwone Gitary
14) Kwiaty we włosach, sł. J. Krynicz (J. Kondratowicz), muz. K. Klenczon, wyk. K. Klenczon i Czerwone Gitary

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najpopularniejsze

Ostatnio dodane

- Advertisment -