sobota, 7 września, 2024
Strona głównaOpowiadaniaŚladami Krzysztofa Klenczona. Szczytno (I)

Śladami Krzysztofa Klenczona. Szczytno (I)

Krzysztof Klenczon z gitarą Fot. Archiwum Hanny Klenczon, siostry Krzysztofa

Odliczam dni do wyjazdu, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, że będę oprowadzana po Szczytnie przez osoby, które znały Krzysztofa Klenczona osobiście. Szansa porozmawiania w cztery oczy z rodziną człowieka, w którego głos, płynący z radia, z taśm umieszczonych na magnetofonie szpulowym mojego taty, z kupowanych w przydworcowych budkach kaset magnetofonowych i wreszcie z moich ukochanych płyt winylowych, wsłuchiwałam się od tylu lat, to przecież prawdziwy dar od losu! Takie wydarzenie nabiera jeszcze większego znaczenia wtedy, gdy spotkanie z nim samym nie jest już możliwe. A ja, cóż, nigdy nie pójdę na koncert Krzysztofa, nie uścisnę jego dłoni po występie, nie zdobędę autografu, nie zrobię sobie z nim zdjęcia…

Krzysztof Antoni Klenczon, syn Czesława Klenczona i Heleny de domo Rajczyk, urodził się 10 stycznia 1942 r. w Pułtusku. Stamtąd rodzina przyszłego muzyka przeniosła się do Ostrołęki, by następnie dotrzeć nad mazurskie jeziora, do Szczytna. I to właśnie tam Krzysztof Klenczon spędził swoje dzieciństwo i młodość. Tutaj też, w Międzyszkolnym Ośrodku Sportów Wodnych, zgłębiał tajniki żeglarstwa, które kochał tak samo mocno, jak muzykę.

Później ścieżka jego życia powiodła go gdzie indziej: do Trójmiasta, w którym rozpoczęła się jego muzyczna kariera, a następnie do Chicago, do którego wyemigrował w 1972 r. wraz z żoną Alicją i córką Karoliną. Tam też w 1973 r. przyszła na świat jego druga córka – Jackie-Natalie. Krzysztof nigdy jednak nie zapomniał o swoim ukochanym mieście i mieszkającej tam rodzinie. Nosił, je i ją, w sercu przez cały czas. Dlatego też, kiedy niesprawiedliwy los sprawił, że po ciężkim wypadku samochodowym, do którego doszło 27 lutego 1981 r., Krzysztof zmarł 7 kwietnia tego samego roku, rodzina przetransportowała do Polski urnę z jego prochami. Została ona złożona 25 lipca 1981 r. w grobie na szczycieńskim cmentarzu. Daty pogrzebu nie wybrano przypadkowo, był to bowiem dzień imienin Krzysztofa.

Jako że prawie wszyscy moi idole, zwłaszcza ci muzyczni, już nie żyją, prawdziwym świętem jest dla mnie każdy koncert, na którym inni wykonawcy śpiewają ich utwory. Taki był też zaduszkowy koncert wspomnień Ocalić od zapomnienia w MDK w Rzeszowie w połowie listopada 2013 r. Wybrałam się na wspomniany koncert, ponieważ w programie były prezentacje piosenek takich Wielkich Nieobecnych, jak m.in. Czesław Niemen, Mira Kubasińska, Tadeusz Nalepa, Marek Grechuta, Hanka Ordonówna i właśnie Krzysztof Klenczon. Każdej z interpretacji wysłuchałam z nieskrywanym zachwytem i wzruszeniem… Kiedy nadszedł czas na zaśpiewanie utworu Krzysztofa, na ekranie znajdującym się z tyłu sceny pojawił się kolaż z jego zdjęć. Szczególnie spodobało mi się jedno z nich, wykadrowane w ten sposób, że widoczne były przede wszystkim zapatrzone gdzieś w dal oczy zamyślonego Niuńka (pseudonim Klenczona). Chwilę później publiczność wysłuchała krótkich informacji na temat jego życia i twórczości. Wreszcie na scenę wyszedł wokalista Mateusz Buż i z ogromnym uczuciem odśpiewał utwór Natalie – piękniejszy świat, do którego tekst napisał Janusz Kondratowicz, zwany poetą polskiej piosenki.

W podróży bez powrotu, gdy ostrzej zaciął wiatr
Ty mi pomogłaś wygrać z losem, ty
Czekałaś na mnie w progu i twój nieduży świat
Był mi wytchnieniem, był nadzieją, Natalie…

O, Natalie, masz przed sobą świat piękniejszy, lepsze dni,
O, Natalie, to twój czas i twoje miejsce, Natalie,
O, Natalie, jeszcze się nauczysz żyć, Natalie,
O, Natalie, jeszcze drogę swą wybierzesz, Natalie,
Lecz gdy otrzesz pierwsze łzy
Tak jak teraz będę blisko, Natalie … 7)

Słuchałam utworu i wpatrywałam się w zdjęcia Krzysztofa, które były widoczne na ekranie za plecami wokalisty przez cały występ, jak zaczarowana… A kiedy wróciłam do domu, a potem położyłam się do łóżka i zasypiałam, wciąż miałam przed oczami wizerunek Niuńka z tamtej jednej fotografii. Tej samej nocy przyśnił mi się wyjątkowy sen.

Przyjdę do ciebie, niebieskooka,
Przyjdę do ciebie, gdy będzie świt,
Żeby się upić błękitem chabrów,
Żeby zrozumieć błękitne sny. 8)

Był środek lata i trwał właśnie koncert Trzech Koron. Stałam blisko znajdującej się na świeżym powietrzu sceny, w pierwszym rzędzie, dokładnie widziałam więc i Krzyśka. Śpiewałam wraz z innymi fankami, biłam brawo, krzyczałam: „Jeszcze, jeszcze!”. A kiedy występ się skończył, pobiegłam za muzykami do hotelu, w którym nocowali.

Nie zatrzymywana przez nikogo, udało mi się dostać pod drzwi pokoju Krzysztofa. Zapukałam, raczej nie wierząc w to, że ktokolwiek mi otworzy. Jednak już po chwili drzwi uchyliły się, a za nimi ujrzałam Niuńka. Przywitałam się i powiedziałam, że przyszłam po autograf. Ku mojemu zdziwieniu, Krzysztof zaprosił mnie do środka i poczęstował herbatą, podaną w białej filiżance z granatowym wzorkiem przy brzegu. Na niewielkim, niskim stoliku, stała druga, dokładnie taka sama, również napełniona herbatą. Kiedy wypiliśmy ciepły napój, Krzysztof sięgnął po stojącą w kącie czerwoną gitarę.

Zagrał na niej specjalnie dla mnie 10 w skali Beauforta. Następnie podszedł do szafki nocnej, wysunął lekko szufladę, wyjął z niej czarny mazak, po czym złożył na gitarze swój podpis i mi ją podarował. Wtedy sen się skończył. A był on tak realny, że rano, tuż po otwarciu oczu, miałam ochotę rozejrzeć się po pokoju w poszukiwaniu tego instrumentu. Otrząsam się z chwilowej zadumy i wracam myślami z listopada do chwili obecnej. Dopijam kawę, po czym zabieram się za sprawdzenie pogody. Jak na razie nie ma powodów do niepokoju, aura jest bardziej wiosenna niż zimowa. Żadnego śniegu, deszczu na szczęście też. Tak właśnie przedstawia się sytuacja pogodowa w czwartek po południu. Mina mi niestety rzednie w piątek, na kilka godzin przed wyjazdem. Wtedy to dowiaduję się od pani Klenczon, że w Szczytnie pada od rana. Pocieszam się myślą, że według jednej z prognoz w sobotę ma być „tylko” pochmurno. To już coś…

Nadchodzi upragniony piątkowy wieczór. Tuż przed dwudziestą trzecią, z niezbędnym zapasem Aviomarinu i całym moim bagażem, na który składają się plecak oraz torebka, udaję się w drogę na rzeszowski Dworzec Podmiejski. Wkrótce nadjeżdża autobus. Pokazuję bilet i wsiadam do pojazdu, by po chwili zając miejsce z przodu przy oknie. „No to ahoj Przygodo przez duże P!“ – mówię do siebie w myślach, po czym macham odprowadzającemu mnie mężowi na pożegnanie i zakładam słuchawki. Czeka mnie pięć i pół godziny podróży autobusem do Warszawy, które postanawiam umilić sobie słuchaniem muzyki i audiobooków.

Co masz, czego innym brak,
Że za tobą chcę biec dzień, noc, dzień?
Co masz, o czym myśleć chcę,
Co tak woła mnie wciąż dzień, noc, dzień. 9)

Zgodnie z radami bardziej doświadczonych podróżników, planuję też choć trochę się przespać. Ale gdzie tam! Droga mija mi na słuchaniu przebojów Czerwonych Gitar i Trzech Koron.

I tak autokar dojeżdża najpierw do samej Warszawy, a wreszcie do punktu, w którym mam wysiąść. Po wyjściu z pojazdu widzę skąpany w ciemności niezbyt duży dworzec. Na szczęście szybko namierzam taksówkę i jakieś kilkanaście minut później znajduję się już w Warszawie Zachodniej, skąd mam pojechać do Szczytna. Kupuję bilet, sprawdzam (dwa razy!), z którego stanowiska odjeżdża PKS, a następnie wchodzę do dworcowej poczekalni, aby przesiedzieć tam kilkadziesiąt minut pozostałych do planowego przyjazdu autobusu. Po upływie tego czasu wychodzę na zewnątrz. Choć mija szósta, nadal jest bardzo ciemno, jak to w środku zimy o tej porze. Według informacji, które przeczytałam wcześniej w kalendarzu, wschód słońca ma nastąpić dopiero o 7:45, czyli wtedy, kiedy będę niemal w połowie trasy z Warszawy do Szczytna. Zawieszam swój wzrok gdzieś w dali, wypatrując autobusu.

Dorota Partyka


Dorota Partyka jest absolwentką historii na Uniwersytecie Rzeszowskim. Należy do Regionalnego Stowarzyszenia Twórców Kultury w Rzeszowie. Na jej artykuły można natrafić w czasopiśmie „Kwartalnik Czudecki”. W 2023 r. ukazał się jej autorski tomik poetycki pt. „Wrażliwość”. Wiersze Doroty Partyki znalazły się również w kilku antologiach poetyckich. Uwielbia słowo pisane i kocha muzykę, szczególnie z czasów młodości jej rodziców i dziadków. Jest fanką m.in. Elvisa Presleya, Krzysztofa Klenczona, Marka Grechuty i Fryderyka Chopina. Zawodowo zajmuje się copywritingiem.


7) Natalie – piękniejszy świat, sł. Janusz Kondratowicz, muz. K. Klenczon, wyk. K. Klenczon
8) Niebieskooka, sł. Roman Sadowski, muz. Henryk Klejne, wyk. K. Klenczon i Czerwone Gitar
9) Coś, sł. M. Gaszyński, muz. K. Klenczon, wyk. K. Klenczon i Trzy Korony

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najpopularniejsze

Ostatnio dodane

- Advertisment -