piątek, 22 listopada, 2024
Strona głównaDziałyCiekawostkiPolskie gwiazdy soccera

Polskie gwiazdy soccera

Gdy pół wieku temu polski piłkarz ruszał za Wielką Wodę, uznawano zwykle, że skończył z poważnym graniem i pewnie tyra gdzieś na budowie. Bywało i tak, ale niektórym udało się podziałać w swoim fachu. Poniżej przypominamy tych, którzy mocniej się odnaleźli w świecie soccera.

Janusz Kowalik (rocznik 1944) nie był byle kim, gdy w 1967 roku ruszył do USA. Góral z Nowego Sącza, wychowanek Cracovii pograł i postrzelał gole w ekstraklasie, 6 razy wystąpił w reprezentacji. Miał problem z uzyskaniem pozwolenia na grę w USA, ale okrągła suma w dolarach, wysupłana przez przyszłych pracodawców, „zmiękczyła” członków KC PZPR, odpowiedzialnych za odcinek sportowy (kasę dostał też PZPN i Cracovia). Kowalik grał w Chicago Mustangs i California Clippers. Miał „Wejście Smoka”, bo w pierwszym sezonie w 28 meczach huknął rekordowe 30 goli i uzbierał 15 asyst w ekipie z Wietrznego Miasta (ten wynik dopiero 10 lat później pobił Giorgio Chinaglia). Polak został królem strzelców North American Soccer League i otrzymał nagrodę MVP. Rok później pan Janusz wyjechał do Holandii. W Kraju Tulipanów spędził 7 sezonów. Dla Sparty Rotterdam strzelił 66 bramek (w 5 lat). W 1976 roku wrócił do Chicago, gdzie pograł w Chicago Stings (9 goli).

Gwiazda przez 6 sezonów

W Pułtusku urodził się Krzysztof Klenczon, zwany polskim Lennonem. Nota bene, legendarny lider Czerwonych Gitar, zmarł niespełna pół roku po założycielu The Beatles. Również na amerykańskiej ziemi, tyle że w Chicago. W Pułtusku na świat przyszedł też Kazimierz Frankiewicz (ur.1939), napastnik, który do USA wyemigrował na początku lat 60. Znalazł swoje miejsce w NASL, konkretnie w St. Louis Stars. Od 1967 do 1973 roku rozegrał 146 meczów i strzelił 42 gole. W sezonie 1972, jako grający trener, poprowadził „Gwiazdy” do wicemistrzostwa i zdobył nagrodę dla najlepszego trenera ligi. Karierę kończył na Wschodnim Wybrzeżu, w Boston Minutemen.

Mistrzowie z Cosmosu

Pierwszym amerykańskim zespołem, który zaczęto kojarzyć w Polsce, był Cosmos Nowy Jork. Trudno, aby było inaczej, skoro utworzony w 1971 roku klub potrafił zatrudnić takie tuzy jak: Pele, Franz Beckenbauer czy Johan Cruyff (żyje już tylko „Kaiser”). Pierwszym Polakiem w kosmosie był Mirosław Hermaszewski, a w Cosmosie Konrad Kornek (1937-2021). Były bramkarz reprezentacji Polski (15 meczów) i zawodnik Legii Warszawa bronił bramki nowojorskiego zespołu w pierwszym roku jego istnienia.

Karol Kapciński (ur.1943) z Górnikiem Zabrze zdobył trzy tytuły mistrza Polski, a w Nowym Jorku rozegrał trzy sezony (1971-1973). Zaliczył 33 spotkania (polski rekord w klubie) i zdobył dwie bramki. W latach 1972-1973 w drużynie znad rzeki Hudson występował Dieter Zajdel (ur. 1931). Były zawodnik Górnika Wałbrzych w NASL rozegrał 23 pojedynki i strzelił jednego gola. Z Kapcińskim i Zajdlem Cosmos zdobył swój pierwszy tytuł mistrza (1972).

Niepokorny drybler

Ostatnimi Polakami w historii NYC byli Stanisław Terlecki (1955-2017) i Władysław Żmuda (ur.1954). Pierwszy miał ogromny talent (i tytuł magistra historii), ale i wielkiego pecha, do tego niepokorną duszę. Wskutek kontuzji nie pojechał na mundial 1978, a po słynnej „Aferze na Okęciu” nie przygiął karku i ruszył za chlebem za Atlantyk. Były lewoskrzydłowy ŁKS-u grał w halową piłkę (m.in. Pittsburg Spirit), a przygodę z NASL rozpoczął w 1983 roku, w Golden Bay Earthquakes, dla którego zagrał 27 meczów, strzelił 11 bramek oraz zanotował 14 asyst. Z Kalifornii przeniósł się do Cosmosu. W 17 meczach strzelił 4 bramki i miał 4 asysty. Po powrocie do Polski przez 3 sezony grał (ciągle nieźle) w ŁKS-ie i Legii Warszawa.

Stanisław Terlecki był znakomitym dryblerem, jednak los chciał, że nie osiągnął sukcesów na miarę swego talentu. Fot. pzpn.pl

Żmuda z reprezentacją dokonał rzeczy wielkich, dwa razy zajmował 3. miejsce na mundialach (1974, 1982). Na obcej ziemi jednak mu nie poszło. We włoskiej Hellas Veronie był dwa lata, ale przez kontuzje pograł niewiele. W NYC rozegrał tylko 4 mecze.

Cztery kluby „Franza”

Franciszek Smuda (ur. 1948) talentu miał mało, za to mnóstwo samozaparcia i w Legii Warszawa uzbierał 33 mecze. Były selekcjoner reprezentacji Polski przez 4 lata reprezentował w USA 4 kluby: Hartford Bicentennials, Los Angeles Aztecs, San Jose Earthquakes oraz Oakland Stompers. „Franz” rozegrał w NASL 45 spotkań i strzelił 3 bramki. W drużynie z Los Angeles grał wspólnie z George’em Bestem, słynnym Irlandczykiem z Północy, który zanim zaczął topić talent w alkoholu, z Manchesterem United zdobył Puchar Europy (1968).

Niezapomniany „Kaka”

Kazimierz Deyna (1947-1989) należał do największych w historii polskiej piłki nożnej, a w swoich czasach do najlepszych w świecie. Jego biografia to materiał na film, niestety, bez happy endu. Sam „Kaka” trafił jednak przed kamerę i zagrał w produkcji ze szczęśliwym zakończeniem. Film „Ucieczka do wolności” reżyserował wielki John Huston, a genialny pomocnik spotkał na planie m.in. Michaela Caine’a, Maxa von Sydowa czy Sylvestra Stallone’a.

Kazimierz Deyna mówił zwykle niewiele, ale jego gra przemawiała do najbardziej wybrednych fanów piłki nożnej. Fot. KazimierzDeyna/facebook

W lutym 1981 roku „Kaka” za 35 tysięcy dolarów podpisał kontrakt z San Diego Sockers. Były gracz Legii Warszawa, Manchesteru City i reprezentacji Polski (97 gier, 47 goli) kalifornijskiej drużyny rozegrał 105 spotkań, strzelił 49 bramek i zanotował 41 asyst. W 1983 roku, w meczu z Tampa Bay, pobił, należący do Giorgio Chinaglii, siedmioletni rekord NASL w ilości zdobytych punktów (2 za gola, 1 za asystę). „Kaka” zdobył ich 13 – strzelił 4 gole, miał 5 asyst.

Po zawieszeniu butów na kołku pan Kazimierz wciąż miał kontakt z Tedem Miodońskim, menagerem. Ten okradł piłkarza z niemal wszystkich oszczędności (pół miliona dolarów). Deyna się załamał, zaczął szukać zapomnienia w alkoholu. Zginął 1 września 1989 roku na autostradzie w San Diego. Jechał starym Dogem Coltem i uderzył w stojącą na poboczu ciężarówkę. Było po północy. Policja nie stwierdziła śladów hamowania.

Bob tylko raz użądlił

Robert Gadocha (ur. 1946) to również był grajek, że hej. Najsłynniejszy wychowanek Garbarni Kraków należał do czołowych postaci „Orłów Górskiego”, został wybrany do jedenastki mundialu 1974 (w kadrze uzbierał 62 mecze, strzelił 16 goli). Były skrzydłowy Legii Warszawa, FC Nantes w 1978 roku grał w Chicago Sting. Nie był to dobry czas dla „Piłata”. W drużynie „Żądła” zagrał 12 razy i zdobył tylko jedną bramkę.

Od blisko dwóch dekad mistrz olimpijski z Monachium jest okryty złą sławą. Powodem historia z mistrzostw świata w RFN-ie. Przed meczem grupowym z Włochami Argentyna złożyła się na dodatek motywacyjny dla Polaków (mieli już zapewniony awans do II rundy). Kwotę 18 tysięcy dolarów w imieniu Biało-Czerwonych odebrał pan Robert, ale rzecz zataił i z kolegami się nie podzieli. Tak to w wywiadzie prasowym przedstawił Grzegorz Lato. „Bolek” poinformował, że dowiedział się o wszystkim, gdy w Meksyku spotkał się w jednym klubie z Rubenem Ayalą, który podjął się misji przekazania ww. kwoty. 10 lat temu Gadocha zabrał głos na ten temat i nie potwierdził rewelacji króla strzelców mundialu w Niemczech. Pan Robert od lat mieszka w USA. Raczej mało kto wie, gdzie konkretnie.

O MLS innym razem

NASL została rozwiązana 1985 roku. Osiem lat później powstała zawodowa Major League Soccer. Ma się bardzo dobrze, solidnie płaci i kusi coraz lepszych graczy z całego futbolowego świata. MLS miała i ma swoich polskich bohaterów. Jednak to już temat na kolejny tekst, który postaramy się wkrótce opublikować.

Tomasz Ryzner

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najpopularniejsze

Ostatnio dodane

- Advertisment -