Mateusz Damięcki znów trafia na wielki ekran. Do kin w sierpniu wchodzi film na podstawie książki, którą aktor uwielbia od dziecka: „O psie, który jeździł koleją”. Damięcki jako anegdotę podaje, że podczas pracy omal nie stracił… nosa.
Pan Mateusz z kamerą jest za pan brat od dzieciństwa. Pochodzi z aktorskiej rodziny. Karierę zaczynał jako mały chłopiec, występując w różnych filmach i serialach (m.in. w „Łowca. Ostatnie starcie”, „Czterdziestolatek. 20 lat później”, „Matki, żony i kochanki”, „Przedwiośnie”). Z czasem jego kariera nabierała tempa i stał się gwiazdorem. Obecnie Mateusz Damięcki ma 42 lata i nie narzeka na brak ofert producentów.
Film familijny „O psie, który jeździł koleją” powstał na postawie powieści Romana Pisarskiego. Damięcki ma w nim pierwszoplanową rolę – pracownika kolei i ojca Zuzi, która przyprowadza do domu psa Lampo. Czworonożnego bohatera grały aż cztery psy, a aktor zdawał się mieć z nimi świetny kontakt – do czasu… Zaistniał problem podczas jednej ze scen, w której Damięcki zbliża twarz do psa, a potem gwałtownie ją odwraca. Wtedy właśnie zaszła nieprzewidziana sytuacja. – Przepiękny szwajcar omal nie skradł mi nosa. Na szczęście cztery pieski grały, ale tylko z jednym się poróżniliśmy troszeczkę. Ale później ustawiono naprzeciwko mnie drugiego i już było dobrze – powiedział aktor.
Damięcki i reszta ekipy są zgodni, że ten film będzie mocno chwytał za serce. –Już czytając scenariusz, z trudem powstrzymywał łzy. Jest to bowiem niezwykle poruszająca historia przyjaźni dziewczynki i wyjątkowego psa – podróżnika – powiedział aktor, zapewniając zarazem, że podczas pracy dbano o zwierzęta, miały zapewnione warunki godne największych artystów. Prowadzone były przez grupę doświadczonych trenerów.
HK