piątek, 26 kwietnia, 2024
Strona głównaDziałyHistoriaKryptonim „Syrena”, czyli preludium stanu wojennego

Kryptonim „Syrena”, czyli preludium stanu wojennego

Niemal od początku strajku w Wyższej Ofierskiej Szkole Pożarniczej, który rozpoczął się w nocy z 24 na 25 listopada 1981 r. władze PRL w ramach prowadzonej przez Komendę Stołeczną Milicji Obywatelskiej operacji o kryptonimie „Syrena” przygotowywały się do siłowej pacyfikacji protestu niepokornych podchorążych. Sztabem tej operacji kierował wieloletni wiceprezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, nadzorujący kadry narodowe, a zarazem wieloletni (od 1953 r.) funkcjonariusz milicji, a w tym czasie zastępca komenda stołecznego MO ds. Milicji Obywatelskiej Henryk Celak.

Władze PRL w ramach prowadzonej przez Komendę Stołeczną Milicji Obywatelskiej operacji o kryptonimie „Syrena” przygotowywały się do siłowej pacyfikacji strajku w Wyższej Ofierskiej Szkole Pożarniczej. Fot. IPN

Dlaczego władze PRL przyjęły taką (agresywną) postawę? Jak się wydaje powody mogły być dwa. Po pierwsze pacyfikacja protestu – niewykluczone zresztą, że celowo sprowokowanego w ramach tzw. taktyki odcinkowych konfrontacji – była okazją do przećwiczenia pewnych działań zastosowanych na szerszą skalę po 13 grudnia 1981 r., swoistą próbą generalną przed wprowadzeniem stanu wojennego. Po drugie sam strajk władze mogły potraktować jako przekroczenie niewidzialnej granicy, wkroczenie na teren resortu spraw wewnętrznych, którego Straż Pożarna była częścią. Jak to dość trafnie opisywał na antenie BBC Maurice Latey: „Około 300 studentów pożarnictwa podjęło akcję strajkową, żądając aby ich szkoła wyjęta została spod jurysdykcji Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i przejęta przez Ministerstwo Szkolnictwa Wyższego. Nie chcą być oni podporządkowani dyscyplinie wojskowej, jak inne szkoły paramilitarne, milicja, straż graniczna itp.”. I dodawał: „Z tych właśnie powodów władze traktowały ten strajk okupacyjny w sposób szczególny”. I tłumaczył: „Autorytet władz zależy od zachowania kontroli nad siłami zbrojnymi i paramilitarnymi ze strony władz bezpieczeństwa, a zatem nie można pozwolić, aby te siły organizowały strajki lub przystąpiły do »Solidarności«”.

Nic zatem dziwnego, że w reakcji na protest podchorążych, w Komendzie Stołecznej MO podjęto decyzję o prowadzeniu „aktywnego rozpoznania” (przy użyciu MO i Służby Bezpieczeństwa) studentów i pracowników WOSP. W ramach operacji, „Syrena” podsłuchiwano m.in. prowadzone (przy wykorzystaniu radiostacji znajdujących się na wyposażeniu Wyższej Ofierskiej Szkoły Pożarniczej) przez podchorążych znajdujących się w

szkole rozmowy z kolegami, którzy przebywali w akademiku na Jelonkach i wspierali protest. Nawiązano również – jak się później okazało bardzo cenny – „kontakt operacyjny” z jednym z pracowników uczelni. Ten, „inspirowany przez funkcjonariuszy”, wyniósł poza teren WOSP – mimo „ścisłej kontroli strajkujących” – szczegółowe plany architektoniczne budynku. Plany te wraz z informacjami, które przekazał funkcjonariuszom KS MO miały „kapitalną wręcz wartość” w trakcie planowania siłowej pacyfikacji strajku. Dzięki nim dowódcy poszczególnych grup, które miały przeprowadzić szturm, zostali poinformowani o „najdrobniejszych szczegółach dotyczących wewnętrznej architektury budynku, rozmieszczeniu sprzętów, rodzaju przeszkód, jakie będą mieli do pokonania”.

Plany „odblokowania” uczelni „z uwagi na konieczność zachowania w ścisłej tajemnicy zamierzeń resortu spraw wewnętrznych” opracowano dopiero w przeddzień całej operacji. Na marginesie: jeszcze 30 listopada późnym wieczorem wiceminister spraw wewnętrznych Bolesław Stachura podczas posiedzenia Rady Ministrów twierdził: „Może nie uda nam się wszystkich nakłonić, jeśli pozostanie jakaś grupka ekstremalna, która mimo wszystko będzie chciała pomieszczenia Ministerstwa Spraw Wewnętrznych okupować i tam pozostać, to już po prostu będziemy musieli zastosować przymus fizyczny. Ale sądzę, że do tego nie dojdzie”.

W operacji „odblokowania” Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej wzięło udział blisko 3,5 tys. funkcjonariuszy (głównie Zmotoryzowanych Odwodów Milicji Obywatelskiej, ale również siedemdziesięciu dwóch z plutonów specjalnych). Przeprowadzono ją w kilku (dokładnie trzech) etapach. Pierwszy polegał na „zapewnieniu porządku” w okolicy budynku WOSP oraz niedopuszczeniu do szkoły „osób postronnych”. Był on zresztą realizowany już w trakcie planowania całej operacji. W kolejnym, drugim etapie, miano zorganizować blokadę rejonu szkoły, składającą się z dwóch pierścieni – pierwszy obejmował teren bezpośrednio przyległy do Szkoły, a drugi jej najbliższą okolicę. W ostatnim etapie miano przystąpić do zajęcia samej strażackiej uczelni.

W przeddzień pacyfikacji zorganizowano „pokaz siły” – demonstracyjny przejazd kolumny milicyjnej przed szkołą.

Operację rozpoczęto 2 grudnia o godz. 9.26 od zorganizowania blokady ruchu drogowego w okolicy Szkoły. Pól godziny później wezwano okupujących do dobrowolnego opuszczenia budynku, a o 10.11 przystąpiono do jego zajęcia. Na dach budynku ze śmigłowca Mi-8 opuszczono funkcjonariuszy, których zadaniem było zablokowanie wyjść i

włazów na dach szkoły. Równocześnie inna grupa funkcjonariuszy sił specjalnych sforsowała bramę prowadzącą na plac alarmowy WOSP. W ciągu dwóch minut zajęto parter oraz I piętro i uwolniono „więzionego” przez strajkujących komendanta szkoły. Było to tym łatwiejsze, że studenci nie stawiali oporu – większość z nich zebrała się w auli na III piętrze. Po rozmowie z dowodzącym operacją opuścili oni budynek. O 10.53 sytuacja w Wyższej Ofierskiej Szkole Pożarniczej była już – jak potem stwierdzano – „całkowicie opanowana”.

Cała akcja była widowiskowa, wręcz spektakularna. Dwa dni później na antenie Radia Wolna Europa przytaczano relację jednego z jej naocznych świadków: „Od godz. 8.15 przebywałem w okolicach WOSP w prywatnym mieszkaniu. Między 9.00, a 10.00 przybiegł do mieszkania jeden ze studentów wołając, że przyjechało wojsko. W tym momencie usłyszałem helikopter. Po chwili przyszło jeszcze dwóch studentów, meldując, że przyjechały karetki pogotowia. Przeszedłem do drugiego mieszkania, skąd miałem lepszy widok na WOSP. Ulica była zablokowana przez oddziały wojskowe. W okolicach Hali Marymonckiej stały oddziały ZOMO, około 300 ludzi. Cały teren WOSP został otoczony kordonem żołnierzy i ZOMO wyposażonych w hełmy, przyłbice, pałki, przezroczyste tarcze z napisem »Milicja«”, relacjonował, biorąc błędnie część milicjantów w umundurowaniu polowym za żołnierzy. I dalej: „Atak zaczął się równolegle z powietrza i ziemi. Helikopter wojskowy przeleciał bardzo blisko wieży i wykonano desant na dziedziniec szkoły. Natomiast od strony stacji benzynowej oddział ZOMO w liczbie około 300 ludzi uderzył na bramę. Z łatwości, z jaką ją otwarto, odniosłem wrażenie, iż brama nie była zamknięta”.

Z kolei tak opisywał – po latach – wkroczenie oddziałów milicyjnych do strażackiej uczelni jeden z trzech przedstawicieli Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” w komitecie strajkowym, Marek Surała: „To się odbywało w zupełnej ciszy. Nie było bitewnego zgiełku, nie było okrzyków, niczego nie było słychać. Była martwa cisza, oni biegli przez podwórze do klatek schodowych takimi, takim sznurem, to było widać przez okna, takimi rzędami. I biegli aż na ostatnie piętro i tam, zdyszani, popadali na brzegu korytarza[…]. Zdyszani, młodzi chłopcy w pełnym uzbrojeniu, no i ludzie z jakiegoś takiego oddziału antyterrorystycznego, których helikopter zrzucił na dach[…] i oni przez właz na dachu weszli od góry, ustawili się wzdłuż okien na auli, wzdłuż okien na korytarzu […] I to był szok. Oddział antyterrorystyczny miał takie kaski jak ZOMO[…] Kaski były jednego koloru, chyba zielone. Ale na tych kaskach były trupie główki namalowane, w różnych kolorach. Żółte,

czerwone, niebieskie, zielone, białe. Obwieszeni byli jakimiś takimi przyrządami, na widok których słabo się robiło pacjentowi, który miałby być przez nich oprawiany”. I dodawał: „No i się później wycofali, że jak zobaczyli, że… Po pierwsze, nikt ich się nie boi. Po drugie, wszyscy są spokojni. Po trzecie, nie ma żadnej paniki wśród nas. To stwierdzili, że siedzą, no to, niech siedzą. I zostali z tej auli wycofani”.

W trakcie pacyfikacji szkoły zatrzymano łącznie 35 osób, w tym 9 działaczy Regionu Mazowsze NSZZ „Solidarność”, 2 członków komitetu strajkowego oraz 24 osoby, które – jak stwierdzano – „usiłowały zakłócić spokój i porządek publiczny wokół budynku WOSP, lub z ramienia strajkujących w innych uczelniach brały udział w działaniach popierających strajkujących słuchaczy WOSP”. Osoby te przewieziono do Komendy Dzielnicowej Warszawa-Żoliborz, gdzie zostały przesłuchane przez prokuratorów. Wyjątek zrobiono dla wiceprzewodniczącego Zarządu Regionu „Mazowsze” Seweryna Jaworskiego, którego zabrano do KS MO, gdzie poddano go szczegółowym oględzinom lekarskim – zapewne obawiano się, podobnie jak po usunięciu w marcu 1981 r. działaczy „Solidarności’ z sali Wojewódzkiej Rady Narodowej w Bydgoszczy, oskarżenia o pobicie. Po przesłuchaniach wszystkich zatrzymanych zwolniono.

W czasie odblokowania uczelni nie obeszło się jednak bez przemocy. Poturbowano Krystynę Kolasińską, szefową kuchni WOSP i członka komitetu strajkowego. Jak sama opisywała: „Obejrzałam się – podbiegli do mnie ZOMO-wcy z pałkami w rękach i z tarczami. Nagle straciłam przytomność, poczułam silny ból w tyle głowy i na karku. Wpadłam na oszklone drzwi, rozbiłam je ręką, kalecząc dłoń w wielu miejscach”. Ostatecznie udało jej się uciec i przedostać do autobusów, które miały wywieść podchorążych z terenu WSOP. Jednak – jak dalej relacjonowała – „Przy wchodzeniu do autobusu zastępca komendanta szkoły płk [Józef] Groba szarpnął mnie i wyciągnął daleko na podwórze. Kazał mi usiąść w błocie i sprowadził filmowców. Cały czas z ręki lała mi się krew. Tak długo mnie męczyli tymi zdjęciami aż zemdlałam. Zabrali mnie siłą do pokoju, gdzie pilnowało mnie sześciu zomowców z polecenia płk Groby. Wreszcie, kiedy miałam dreszcze i znowu prawie zemdlałam, wezwali karetkę i zabrali mnie do szpitala”. Pobito również niektóre osoby znajdujące się pod szkołą i protestujące przeciwko jej pacyfikacji.

Zachodnie media, które samym strajkiem w Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarniczej specjalnie się nie zajmowały, traktując go, jako jeden z wielu strajków studenckich z końca 1981 r., po pacyfikacji Szkoły bliżej się nim, a szczególnie jego spektakularnym zakończeniem zainteresowały. Ujęcia z pacyfikacji WOSP można było obejrzeć w zachodnich telewizjach, m.in. 3 grudnia w TV brytyjskiej wyemitowano specjalny reportaż na ten temat. O akcji oraz jej reperkusjach pisała prasa. I tak np. we „Frankfurter Allgemeine Zeitung” stwierdzano, całkiem zresztą słusznie: „Od miesięcy już we wzajemnych, pełnych wymówek ostrzeżeniach była mowa o niebezpieczeństwie konfrontacji. Obecnie wydarzyło się w Polsce coś, co wskazuje na to, jakby się ona [konfrontacja] rzeczywiście rozpoczęła”. Po prostu akcja w Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarniczej była swego rodzaju próbą generalną przed stanem wojennym, okazją do przećwiczenia działań, które podejmowano po 13 grudnia (blokada i siłowa pacyfikacja strajkujących zakładów, wyłączanie telefonów), próbą zakończoną zresztą całkowitym sukcesem.

Grzegorz Majchrzak
muzhp.pl


Autor jest pracownikiem Biura Badań Historycznych IPN

spot_img

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Najpopularniejsze

Ostatnio dodane

- Advertisment -