Prof. dr hab. Andrzej Głowacki: „Nie zamykajmy się w przeszłości”
O tworzeniu kultury w erze globalizacji, pamiętaniu o swoim DNA i niezamykaniu się na zmiany rozmawiamy z prof. dr hab. Andrzejem Głowackim, byłym dyrektorem Wydziału Kultury w Krakowie, a obecnie wykładowcą na Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie.
„Biały Orzeł”: W Stanach Zjednoczonych dorasta już kolejne pokolenie, które polską kulturę zna z opowieści rodziców i dziadków.
Prof. dr hab. Andrzej Głowacki: Dziakowie wyjeżdżali ze względu na biedę. Rodzice w latach 80. uciekali ze względów polityczno-ekonomicznych. Budowali w Ameryce tam swój świat i tęsknili za Polską.
W Chicago znajduje się Muzeum Polskie w Ameryce. Co tam jest? Fortepian Paderewskiego, sanie Stanisława Leszczyńskiego, które podarował córce, płaskorzeźby wykonane z soli, pochodzące z Wieliczki i rzeźby Szukalskiego. Ten ostatni zrobił się modny, ponieważ Netflix zrobił o nim film dokumentalny („Walka: Życie i zaginiona twórczość Stanisława Szukalskiego” przyp. red.). Jednak czy polonijna młodzież zna muzykę Paderewskiego? Obawiam się, że kultura polska w Stanach kształtuje się na reminiscencjach. Na wyobrażeniu o tym, co było.
Młodzi studiują już na amerykańskich uczelniach. Znam takich, którzy mają swoje zespoły i wchodzą tam na rynek muzyczny. Tam liczy się talent.
Wiele rodzin obchodzi wigilię, święta wielkanocne, a 11 listopada wywiesza na domu polską flagę.
Każdy z nas ma swoje DNA. Bierzemy od swoich rodziców jakiś kawałek. Ta historia jest bezcenna. Trzeba znać swoją tożsamość, że ktoś się urodził góralem, jego rodzice byli góralami, mieszkali w górach. Pielęgnowanie tej kultury, choćby w Chicago, jest piękne. Ale trzeba pamiętać, że aby tworzyć nową kulturę, trzeba wyciągnąć pewne rzeczy z tradycji i przerobić na współczesny język wizualny. Wszystko się zmienia. Już nie mamy telefonu na korbkę, tylko mamy smartfony. Trzeba za tymi zmianami nadążyć.
Jak Pana zdaniem więc ich przekonać, aby tę polską kulturę w sobie pielęgnowali?
Są zespoły tańca ludowego i ludowe stroje. Jednak to wszystko to historia. Swoje korzenie i tożsamość trzeba znać, ale wszyscy kręcimy się na jednej kuli ziemskiej. Jesteśmy uzależnieni od globalnej sytuacji. Uważam, że kultura powinna zacząć być tworzona na nowo przez tych najmłodszych. Jeśli oni tego nie zrobią, to to zniknie.
Da się odnaleźć swoją drogę, stojąc jedną nogą w kulturze polskiej, a drugą w amerykańskiej?
Jak rozmawiam z młodymi Polakami z USA, to bardzo mnie bawi język, którym mówią, czyli mieszkanka polskiego i amerykańskiego. Starsze pokolenia mówią pięknie po polsku. Mają swoją szlachetną kulturę osobistą. Tak samo jest w kulturze. Ci, którzy urodzili się w Ameryce, są wychowywani na amerykańskiej sztuce, muzyce, a nawet kuchni.
Jeden z moich znajomych, który mieszka od dawna pod Chicago, choć jest po Akademii Sztuk Pięknych i otrzymał zieloną kartę, to pracuje fizycznie. Jak go zapytałem, o polską kulturę w Stanach, odpisał „ciężko”. Już nie jest tak łatwo, jak było w czasach Andy’ego Warhola. Choć on jest dobrym przykładem tego, jak można łączyć swoje korzenie z tworzeniem czegoś nowego. Internet wszystko zmienił. Teraz komuś się wydaje, że jest artystą, bo na setki lajków. Tworzenie kultury jest to jednak ciężka, tytaniczna praca. Przykładem takiej tytanicznej pracy za granicą jest jazzman Marek Urbaniak.
Mimo wszystko choćby aktorzy hollywoodzcy lubią podkreślać swoje korzenie…
Robią to w celu większej liczby fanów. Kiedyś media podawały informacje, że Natalie Portman ma rzeszowskie korzenie. Ale jakoś nigdy nawet do tego Rzeszowa nie przyjechała… Zresztą podobno ród Kennedych też miał polskie korzenie… To brutalne, ale dla sztuki nie jest ważne, gdzie się urodziłeś, ani skąd pochodzisz.
To jaką pan dałby radę młodym członkom Polonii, którzy chcieliby by zajmować się kulturą?
Tworzyć, tworzyć i jeszcze raz tworzyć. A wokół tego kreować swój własny wizerunek. W Stanach konkurencja jest większa, niż w Polsce. Świat się zmienił i uważam, że nie ma kultury stricte polskiej. Granice są tylko sztuczne, polityczne. Jak Polacy malują w stylu modernistycznym, to naśladują innych. W baroku jeszcze można było wyróżnić nurt włoski, czy niderlandzki. Później się wszystko zaczęło się ścierać.
Rozmawiała Kinga Dereniowska