Szarlatani serwują ludziom ułudę – magiczne mikstury i cudowne pigułki, które szybko rozwiążą problemy zdrowotne. Powinni za to odpowiedzieć – powiedział PAP prof. Jarosław Pinkas, konsultant krajowy w dziedzinie zdrowia publicznego i dziekan Szkoły Zdrowia Publicznego CMKP w Warszawie.
Zdaniem prof. Jarosława Pinkasa, konsultanta krajowego w dziedzinie zdrowia publicznego i dziekana Szkoły Zdrowia Publicznego CMKP w Warszawie, sytuacja epidemiczna w Polsce „jest mocno dramatyczna”. Wciąż panuje „trend odmowy” szczepień ochronnych. Winą za to obarcza „szarlatanów”, którzy „mieszają ludziom w głowach”, negując wiedzę naukową i proponując „magiczne mikstury i cudowne pigułki, które szybko rozwiążą ich problemy zdrowotne”. Robią to na dużą skalę. Np. w sobotę w Gliwicach odbywa się konferencja pod tytułem „Czego ci lekarz nie powie”. „W hali wybudowanej przez miasto 17 tysięcy uczestników słucha prelegentów, którzy im mówią o szkodliwości szczepień, cudownych kuracjach i o tym, że nie należy słuchać lekarzy” – podkreślił Pinkas.
PAP: Panie profesorze, w poniedziałek w Warszawie przy okrągłym stole spotkają się specjaliści różnych dziedzin, żeby porozmawiać o szczepieniach. Debata odbędzie się pod hasłem „Wyzwania zakaźnicze – potrzebna determinacja”. Nasza sytuacja epidemiczna – mimo końca pandemii – wcale nie jest taka wesoła, jakby się mogło wydawać?
Jarosław Pinkas: Nie jest wesoła to eufemizm, moim zdaniem sytuacja jest mocno dramatyczna. Nieustannie mamy wzrostowy trend odmowy szczepień ochronnych. Rok 2023 był kolejnym, w którym wzrosła liczba tych, którzy wątpią w szczepienia i nie szczepią swoich dzieci. Jest ich już w tej chwili powyżej 80 tysięcy.
PAP: Dlaczego tak się dzieje?
J.P.: Cała masa naukowców – w Polsce, w Europie, na całym świecie – analizuje, co jest tego przyczyną. Według mnie jest ich wiele, a zajmuję się tym profesjonalnie, ponieważ wspólnie z Akademią Koźmińskiego, Warszawskim Uniwersytetem Medycznym, Uniwersytetem SWPS oraz Centrum Medycznym Kształcenia Podyplomowego, które jest liderem projektu, od trzech lat próbujemy znaleźć odpowiedź na pytanie: co zrobić, żeby wzrosło zaufanie do szczepień ochronnych. I mamy już pierwsze konkretne odpowiedzi. Przede wszystkim stawiamy na edukację. Przygotowaliśmy materiały dla nauczycieli i uczniów w różnym wieku, więc kiedy wejdzie do szkół przedmiot edukacja zdrowotna, nauczyciele będą mieli „gotowca”, stworzonego przez naukowców ze środowiska medycznego, ale także socjologów i psychologów społecznych. Analizujemy także kwestie prawne: co można zrobić za pomocą zmiany przepisów, gdyż te, co są, jak widać – nie działają.
PAP: Dlaczego, pana zdaniem, to zaufanie spadło, co wydaje się paradoksem, gdyż jesteśmy świeżo po pandemii, w trakcie której właśnie szczepienia uratowały miliony istnień.
J.P.: Aby odpowiedzieć na tak zadane pytanie, należy pomyśleć o tym, skąd się wzięli denialiści, czyli ludzie w sposób irracjonalny zaprzeczający faktom i naukowej wiedzy. Moim zdaniem stoją za tym nie stowarzyszenia rodziców, którzy nie chcą szczepić swoich dzieci, oni także są ofiarami. Winne są osoby, które monetyzują to, że mieszają ludziom w głowach, sprzedając im potem ułudę, np. w postaci jakichś suplementów diety czy cudownych terapii, postponując wpierw działania profesjonalistów opieki zdrowotnej. Jesteśmy w takim momencie, w którym autorytetami zostali influencerzy. Profesjonaliści medyczni nie zawsze mają czas, żeby aktywnie działać np. w mediach społecznościowych. Nie kieruje nimi chęć pozyskania jak największej liczby „lajków”. Robią więc to za nich influencerzy i, co gorsza, mogą robić to w sposób zupełnie bezkarny. Opowiadać wszystko, co im przyjdzie do głowy, jeśli ma to pozory jakiejś wiarygodności
PAP: Rozumiem mechanizm, w jaki sposób hochsztaplerzy naciągają ludzi, oferując im cudowne lekarstwa na różne straszne choroby, ale nie wyobrażam sobie, w jaki sposób można zarobić, odciągając ludzi od szczepień.
J.P.: Po co się szczepić, kiedy szczepienia „szkodzą”, jak zachorujesz kupisz ode mnie rewelacyjny preparat leczący każdą chorobę. Zresztą chorób nie ma, to kwestia pozytywnego myślenia. Sprzedam ci swoją książkę o tym, czego ci lekarz nie powie. Tak to działa.
PAP: Chciwość w zderzeniu z naiwnością może wywołać katastrofę.
J.P.: W sobotę 20 kwietnia w Gliwicach, uniwersyteckim mieście, odbywa się konferencja właśnie pod tytułem „Czego ci lekarz nie powie”. W hali wybudowanej przez miasto 17 tysięcy uczestników słucha prelegentów, którzy im mówią właśnie o szkodliwości szczepień, cudownych kuracjach i o tym, że nie należy słuchać lekarzy, bo oni nie powiedzą ludziom tego, co oni mówią. Medycyna opiera się na nauce i badaniach i nie daje zawsze prostych i łatwych odpowiedzi. Szarlatani często serwują ludziom ułudę – magiczne mikstury i cudowne pigułki, które szybko rozwiążą ich problemy zdrowotne albo mają im zapobiegać. Ale te bzdury dobrze się sprzedają, więc można na nich zarobić – najtańszy bilet na tę konferencję kosztuje 299 zł, najdroższy 675, można oglądać „wykłady” także online. Mimo działań racjonalnie nastawionych posłów do Sejmu, żeby zablokować tę imprezę, ona się odbywa. Okazało się, że hala ma operatora, na którego nawet prezydent miasta nie ma wpływu. Prezydent Gliwic nie ma wpływu na to, żeby w jego mieście powstał taki rozsadnik.
PAP: Rozsadnik?
J.P.: Rozsadnik wirusa atakującego ludzkie umysły. Ten wirus będzie się rozprzestrzeniał szybciej niż wirus odry, który jest naprawdę szybki w działaniu: jak wejdzie do autobusu jedna osoba z odrą, to po dwóch przystankach wszyscy niezaszczepieni będą już tę odrę mieli. Jednak ten wirus, w przeciwieństwie do wywołującego odrę, nie przemieszcza się drogą kropelkową, tylko drogą wirtualnych mediów, co jest szalenie groźne. Dlatego mamy prawdziwe wyzwanie dla zdrowia publicznego: co zrobić, żeby ludzie zaczęli mądrze wybierać, żebyśmy byli bezpiecznym społeczeństwem, żeby nigdy na naszych ulicach nie pojawiło się dziecko z polio. Jeżeli dalej pójdzie to w tym kierunku i stracimy odporność populacyjną, to ktoś powinien za to odpowiedzieć. Także moi koledzy lekarze, którzy – nazwijmy to łagodnie – pobłądzili i przeszli na stronę oszustów. Na szczęście są także dobre wiadomości – w piątek Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie stwierdził, że stosowanie metody ILADS w leczeniu boreliozy jest niezgodne z aktualną wiedzą medyczną i narusza prawa pacjenta. Ale ten wyrok nie zmienia powagi sytuacji, jest wiele do zrobienia i należy działać odważnie, w sposób pryncypialny, odbierając prawo wykonywania zawodu lekarzom, którzy prowadzą tego typu działalność.
PAP: Czy pojawiły się w Polsce choroby, o których myśleliśmy, że już nam nie zagrażają?
J.P.: Mamy coraz większy problem z odrą, co nie dziwi, gdyż od kilku miesięcy jest epidemia tej choroby w Rumunii. Mamy już u siebie koklusz, który szaleje za naszą południową granicą. Odnotowano tam już przypadek śmiertelny. Choroby zakaźne zaczęły do nas wracać. Inna sprawa, że padliśmy pewnie także ofiarą sukcesu szczepień: dzięki szczepieniom tych chorób nie było, więc przestaliśmy się na nie szczepić. Część ludzi chciała się przewieźć na gapę: po co się mam szczepić, kiedy wszyscy wokół są odporni. Do tego jeszcze jakoś pokrętnie zaczęliśmy rozumieć pojęcie wolności, uznając, że obowiązek szczepień ją narusza, że narusza moją integralność jako człowieka, który potrafi sam zadbać o siebie. Tymczasem nic bardziej mylnego – ten obowiązek jest obowiązkiem szlachetnym. I marzeniem moim, jako konsultanta krajowego w dziedzinie zdrowia publicznego, jest to, żeby znaleźć jakiś związek frazeologiczny, który zmieniłby pejoratywny wydźwięk słowa obowiązek w taki sposób, żeby wszyscy chcieli go wypełniać. Nie po to, by zabierać komuś wolność, ale by ją dawać. Wolność od chorób zakaźnych i ich groźnych konsekwencji.
Mira Suchodolska/PAP