piątek, 22 listopada, 2024

Menu na wagę złota

Zwykłe, tzw. użytkowe zapisy, nie podlegają archiwizacji, trafiają więc do kosza, choć czasem są wyjątki – stają się pamiątkami i kosztują krocie. Tak bywa nawet z banalnymi z pozoru kartami dań restauracji.

Menu na statku Stefan Batory. Fot. Muzeum Śląskie w Katowicach/domena publiczna

Menu lokalu jest dla nas czymś oczywistym. Ktoś jednak musiał na taki pomysł wpaść pierwszy i opracować sposób przedstawiania ofert klientom. Pierwsze wykazy dań pojawiły się prawdopodobnie pod koniec XVII w. Prym wiodła w tym Francja. Na dużych plakatach przy wejściach do lokali wypisywano dostępne potrawy. Potem okazało się, że praktyczniejsza jest tablica i kreda, co zresztą w niektórych miejscach utrzymuje się do dziś (zwłaszcza w wegańskich barach, stawiających na ekologiczne rozwiązania, wykluczających laminowane karty).

Osobne menu, trafiające na stolik każdego klienta, upowszechniło się dopiero w XIX wieku, przy czym mieli je tylko zamożni i dostojni goście. Tak traktowano zwłaszcza rodziny królewskie. Karta dań przyjęła się po 1850 r., każdy szanujący się gość oczekiwał pisemnej prezentacji dań. 50 lat później menu było już prawie normą. Zaczęto mocniej skupiać się nad formą. Karty jadłospisu projektowali artyści, nawet sam Gauguin czy Renoir.

Obecnie menu stały się obiektem zainteresowania miłośników grafiki użytkowej i historii kulinariów. Niektóre tego rodzaju „zabytki” są droższe niż złoto, zwłaszcza gdy towarzyszy im szczególna historia. W minionym roku menu z Titanica zostało sprzedane za 83,000 funtów (około 421 tys. zł). Szczegółowo opisuje ono pierwszą kolację na pokładzie po wypłynięciu Titanica z Queenstown w Belfaście i ukazuje bogactwo dań, z których korzystali pasażerowie luksusowego liniowca. Serwowano ostrygi, polędwicę wołową z kremem chrzanowym i puree z pasternaku, a na deser wyszukane tarty lub budynie.

Z karty dań można wyczytać obyczajowość przodków. W Polsce zainteresowanie wzbudziło m.in. menu ze statku „Batory”. Są tam swojsko brzmiące kartofle młode z koprem czy polędwica wieprzowa po chłopsku, ale też zagranicznie nazwy, np. sałatka „jardiniere”. Na statku serwowano też bezy, francuskie tosty, trufle. Można było skorzystać z pomocy wine-stewarda, który opowiadał o najlepszych i najmodniejszych winach.

Mody i warunki zmieniają się, są różne programy do tworzenia menu. Karty mają wersje papierowe i elektroniczne. Ważne, by były czytelne, zachęcające i aktualizowane. Wymagania klientów rosną, więc oprócz różnych wersji językowych, wskazane są np. informacje o alergenach.

H. K.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najpopularniejsze

Ostatnio dodane

- Advertisment -