Jeszcze przed końcem roku, a dokładnie 30 grudnia, ma się odbyć tak zwany „closing”, czyli podpisanie dokumentów i przekazanie kluczy nowym właścicielom Polskiego Domu Narodowego w Hartford. Pomimo iż kościół, który ma zamiar stać się nowym właścicielem historycznego budynku przy Charter Oak Avenue jest zmotywowany – złożył aż trzy oferty zakupu nieruchomości – niewykluczone, że na drodze do finalizacji transakcji mogą pojawić się jeszcze przeszkody. Osoby lobbujące przeciwko sprzedaży Polskiego Domu planują jeszcze przed świętami wnieść kolejny pozew sądowy, aby zatrzymać sprzedaż. Prezes Polskiego Domu Lauren Siembab ma jednak nadzieję, że tym razem do transakcji dojdzie, gdyż nie widzi na horyzoncie żadnej innej możliwości uratowania obiektu.
Początki problemów
Aby zrozumieć, jak doszło do tej sytuacji, trzeba cofnąć się w czasie o kilka lat. Niektóre osoby, z którymi rozmawiał „Biały Orzeł”, sugerują, że początki upadku Polskiego Domu Narodowego w Hartford sięgają czasów 20 lat wstecz. Na przestrzeni tych lat kilka czynników przyczyniło się do przekształcenia Polskiego Domu w Hartford z dobrze prosperującego centrum polskiej kultury w stolicy stanu do zadłużonego lokalu z ograniczoną działalnością, który obecnie znalazł się na skraju upadku bądź przejęcia budynku przez miasto.
Dużą rolę odegrały zmiany demograficzne. Niegdyś populacja Polonii w Hartford była o wiele większa, dziś ogranicza się do niewielu rodzin. Polska parafia czy polskie delikatesy przyciągają obecnie w większości ludzi mieszkających na co dzień poza miastem. Kolejnym czynnikiem była konkurencja. W ostatnich latach powstały nowe polskie restauracje, sale bankietowe, kilka starszych polonijnych obiektów zostało wyremontowanych. Stan budynku oraz problemy kadrowe sprawiły, że Polski Dom w Hartford nie był w stanie konkurować z pobliskimi lokalami w zakresie wynajmu na imprezy okolicznościowe bądź przyciągać Polonii z New Britain i okolic. Krok po kroku stan finansowy Polskiego Domu się pogarszał, co jeszcze bardziej pogrążało tę instytucję.
Próby ratunku
Zarząd, który przez te lata wielokrotnie się zmieniał, nieustannie szukał coraz to nowych rozwiązań. Podejmowano wiele prób ratowania Polskiego Domu, w tym próbowano przyciągnąć większą ilość członków czy też stałych bywalców działającej w nim polskiej restauracji. Kilka lat temu zebrano od członków 100 tys. dolarów na remont kuchni, który, pomimo iż był konieczny, nie przełożył się na większe zyski z działalności gastronomicznej lokalu. Polskie zabawy czy koncerty zostały zastąpione przez walki bokserskie i występy amerykańskich komików, co miało wzbudzić zainteresowanie lokalem poza polonijnym środowiskiem, gdyż uważano, że jest to kluczowe do zapewnienia jego przyszłości. Działania te nie do końca podobały się grupie lojalnych, polskich popleczników Polskiego Domu, która jednak coraz bardziej się kurczyła. Nie okazały się również deską ratunku, która miała uratować Polski Dom. Przetrwanie w tamtym okresie Polskiemu Domowi umożliwiły osobiste pożyczki od członków zarządu, opiewające łącznie na kilkaset tysięcy dolarów.
Niektórzy byli członkowie zarządu odnoszą się do dwuletniej pandemii jako przysłowiowego „ostatniego gwoździa do trumny” Polskiego Domu. Zamknięcie restauracji pozbawiło organizację jakichkolwiek wpływów. Budynek, nawet jeżeli był zamknięty, musiał być utrzymywany, ubezpieczony. Najbardziej na finansach ciążyły jednak podatki. Polski Dom winien jest miastu Hartford kilkaset tysięcy dolarów w niezapłaconych podatkach od nieruchomości, co od lat również grozi przejęciem budynku przez miasto.
Budynek na sprzedaż
W 2020 roku zarząd zdecydował, że wszelkie opcje utrzymania i ratowania Polskiego Domu zostały wyczerpane i wystawił budynek na sprzedaż za 750 tys. dolarów. Decyzja ta zbulwersowała lokalną Polonię. Przed budynkiem odbywały się liczne protesty. Dwie osoby od lat związane z Polskim Domem Narodowym, Bogumiła Gładysz i Zofia Bieniek, wniosły pozew sądowy o wstrzymanie sprzedaży budynku – już po tym, jak znalazł się potencjalny nabywca, który złożył ofertę i wpłacił zaliczkę. Był nim Keith Mahler, który planował wyremontować budynek, używać jego górną część jako salę koncertową, a cały dół wynająć Polskiemu Domowi, aby nadal mogła być tam prowadzona restauracja i mała sala bankietowa. Zarząd wówczas uznał to za najbardziej realne rozwiązanie, które pozwoliłoby wyjść z finansowych tarapatów i kontynuować działalność Polskiego Domu w ograniczonym wymiarze. Nie wszyscy jednak mogli pogodzić się z faktem, że historyczny polski obiekt znajdzie się w cudzych rękach. Ostatecznie pozew został odrzucony przez sąd, ale doprowadził też do wycofania oferty przez Mahler Entertainment Group.
Nowa oferta
W ciągu ostatnich dwóch lat nastąpiła kolejna zmiana zarządu i ponownie urosły długi. Otwarta tylko w weekendy restauracja nie była w stanie utrzymać działalności i pozwolić na spłacanie zaległości finansowych. Po raz kolejny Polski Dom został wystawiony na sprzedaż. Budynkiem zainteresował się kościół – For His Glory Church Ministries, który złożył aż trzy oferty jego zakupu. Ostatnia z nich, opiewająca na 650 tys. dolarów, została przyjęta przez zarząd i członków, którzy głosowali w niedzielę 4 grudnia br. nad dalszymi losami Polskiego Domu. Ostatecznie 2/3 zgromadzonych członków oddało głos za sprzedażą budynku. – To było bardzo bolesne spotkanie – stwierdza w rozmowie z „Białym Orłem” Lauren Siembab, obecna prezes Polskiego Domu. – Każdy miał możliwość wypowiedzenia się, wypowiadały się osoby za i przeciwko sprzedaży, było wiele emocji, nawet i podniesionych głosów, i wiele łez, gdy okazało się, że tak naprawdę nie ma już ratunku – mówi prezes.
Do sfinalizowania sprzedaży ma dojść 30 grudnia. Kwotę 650 tys. pochłonie w większości spłata długów: miastu za zaległe podatki, członkom i byłym członkom za osobiste pożyczki, dostawcom. Zarząd nie planuje rozwiązywać organizacji, lecz jak będzie wyglądać przyszłość Polskiego Domu bez „Domu” pozostaje pod znakiem zapytania. – Na razie musimy skoncentrować się na sprzedaży, spłaceniu zobowiązań finansowych. Zobaczymy potem, czy zostaną jakieś fundusze i jak będzie wyglądać przyszłość naszej organizacji. Chcemy kontynuować jej działalność, ale jak to będzie wyglądać, to się dopiero okaże, nie jesteśmy w stanie na dziś tego określić – tłumaczy prezes. Lauren Siembab podkreśla też, że oferta sprzed dwóch lat, która pozwoliłaby organizacji zachować pierwsze piętro budynku, była idealnym rozwiązaniem. – Teraz całkowicie tracimy budynek – podsumowuje w rozmowie z „Białym Orłem”.
Jest jeszcze nadzieja?
Wg Lauren Siembab zarząd rozpatrzył wszystkie możliwe alternatywy do sprzedaży i żadna z nich nie rozwiązałaby problemów, z jakimi borykał się od lat Polski Dom. Są jednak tacy, którzy nie zgadzają się z tym oświadczeniem. Walkę o uratowanie Polskiego Domu koordynuje dziś Adrian Sylveen, muzyk i od 25 lat prezes Connecticut Virtuosi Chamber Orchestra oraz CT Lyric Operia Company, który od niedawna jest również członkiem Polskiego Domu. Zaproponował, aby organizacja znalazła 200 osób, które wpłacałyby składkę w wysokości 100 dolarów miesięcznie na utrzymanie Polskiego Domu, co dałoby prawie ćwierć miliona dodatkowego zysku rocznie. Sam zadeklarował, że znalazł już około 20 takich osób. Przedstawił też postulat, aby restauracja otwarta była 5 dni w tygodniu, a nie tylko w weekendy, i żeby zwiększyć rentowność sali bankietowych. Zarząd uznał jednak, że plan ten nie jest możliwy do zrealizowania, głównie z powodu skali kosztów związanych z prowadzeniem restauracji przez 5 dni w tygodniu w porównaniu do zysków oraz ponieważ wątpliwe jest znalezienie 200 osób, które sponsorowałyby Polski Dom kwotą 1,200 dolarów rocznie. Adrian Sylveen sugerował również, aby organizacja zmieniła status na 501(c)3 – czyli organizację niedochodową, co pozwoliłoby jej ubiegać o różnego rodzaju granty. Opcja taka był wcześniej rozpatrywana, ale wg członków zarządu komplikowałaby obecną działalność oraz posiadanie licencji na serwowanie alkoholu.
Lecz Adrian Sylveen się nie poddaje. Jest w kontakcie z prawnikami i planuje wnieść pozew sądowy, aby po raz kolejny wstrzymać sprzedaż Polskiego Domu Narodowego w Hartford, sugerując, że sprzedaż nie jest legalna. Argumenty Adriana są podobne do argumentów Bogumiły Gładysz i Zofii Bieniek sprzed dwóch lat. Po pierwsze w spotkaniu, do jakiego doszło 4 grudnia w Polskim Domu, podczas którego decydowano o jego dalszych losach, wzięło udział około 75 z 200 członków organizacji, co oznacza, że za sprzedażą nie opowiedziała się wymagana wg statutu organizacji większość członków. Po drugie część działki, na której mieści się budynek, została przekazana organizacji przez miasto z klauzulą pierwszeństwa zakupu. Dwa lata temu sąd odrzucił wniosek o powstrzymaniu sprzedaży oparty na podobnych argumentach.
Ta ostatnia niedziela…
Czas pokaże, czy okres świąteczny przyniesie jakiś cud, bo wydaje się, że tylko to może dziś zatrzymać sprzedaż Polskiego Domu 30 grudnia. W międzyczasie zarząd i członkowie mają zamiar skoncentrować się na sprzątaniu budynku i ocaleniu jak największej ilości pamiątek, które wciąż jeszcze zdobią jego wnętrza.
Obecnie ostatni dzień działalności Polskiego Domu zaplanowany jest na niedzielę, 18 grudnia. O dziwo, zainteresowanie jest tak ogromne, że wszystkie stoliki na cały dzień są już zarezerwowane. Na pewno tak sporemu zainteresowaniu sprzyja okres świąteczny, ale wydaje się ironiczne, że w dzień swojej stypy restauracja Polskiego Domu okazała się najbardziej pożądaną rezerwacją w mieście. Zapewne ci, którzy wezmą udział w tej „ostatniej wieczerzy”, będą mogli dołączyć to wydarzenie do swojej kolekcji wspomnień po kolejnej polskiej instytucji, która stała się ofiarą zmieniających się czasów i Polonii.
Darek Barcikowski