Dopiero dwa tygodnie po zakończeniu Australian Open Jan Zieliński otrzymał puchar za zwycięstwo w turnieju miksta. Wszystko przez to, że na statuetce, którą otrzymał po finale, jego nazwisko wygrawerowano z błędem.
Zieliński triumfował w Melbourne w parze Su-Wei Hsieh. Polsko-tajwański duet na korcie centralnym wznosił oryginalne trofeum, a po ceremonii oba puchary zostały zapakowane w pudełka.
– Statuetkę rozpakowałem w nocy w hotelu – mówił w rozmowie z portalem „sportowefakty” polski tenisista. – Spojrzałem i od razu zorientowałem się, że jest błąd w nazwisku. Zamiast „Zieliński” było „Zielinksi” – dziwił się pan Jan.
Puchar wrócił organizatorów, ci obiecali poprawkę, ale nie zdążyli z nią do wyjazdu pana Jana z Australii. Trofeum wysłano pocztą, a gdy dotarło do Warszawy, nasz mistrz znów miał powody do irytacji, bo celnicy na lotnisku przez kilka dni nie chcieli przekazać przesyłki odbiorcy.
– Trzeba było dzwonić, negocjować, tłumaczyć, co to jest. Gdy myślałem, że wszystko już jasne, znów pojawił się jakiś problem. Pomogły dopiero argumenty mojej mamy, która miała dość tej sytuacji i pojechała osobiście załatwić sprawę. Powiedziała, że bez pucharu nie opuści budynku – opowiada 28-letni zawodnik.
Po kilku godzinach mama tenisisty dopięła celu, a on sam mógł się przekonać, że za drugim razem australijski grawer uniknął czeskiego błędu.
tom