piątek, 17 maja, 2024
Strona głównaDziałySylwetki „Na Greenpoincie czuję się świetnie!”

 „Na Greenpoincie czuję się świetnie!”

Rozmowa z Bogdanem Malinowskim, właścicielem firm M&A Projects Inc. i M&A Projects Restoration Inc. na Greenpoincie, Marszałkiem Parady Pułaskiego 2023 dzielnicy Greenpoint.

Bogdan Malinowski jest przedsiębiorcą, który od 20 lat z sukcesem prowadzi swój biznes na Greenpoincie. Fot. Marcin Żurawicz

„Biały Orzeł”: W niedzielę, 1 października, będzie Pan reprezentował kontyngent Greenpoint na 5 Alei. Wychował się pan na Podlasiu, ale nie jest pan pierwszym marszałkiem polskiej dzielnicy, który pochodzi z tamtego regionu…

Bogdan Malinowski: Tak, wiem o tym. Jednak jestem chyba pierwszym marszałkiem, który pochodzi z tak małej miejscowości. Urodziłem się w Wysokim Mazowieckiem, ale dorastałem w niewielkiej wiosce Jabłoń-Markowięta, która obecnie liczy niespełna 100 mieszkańców i zaledwie kilkanaście domów. Wychowywałem się razem z braćmi: młodszym Adamem i starszym Januszem oraz starszą siostrą Agnieszką. Moja rodzina była więc dość liczna, ale zawsze mocno się wspieraliśmy. Relacje rodzinne zawsze były dla mnie bardzo ważne i tak jest do tej pory. Praktycznie co roku jeździmy do Polski całą rodziną, dzięki czemu też nasze dzieci mogą mieć stały kontakt z językiem polskim. A także spędzić czas z dziadkami.

Jaki był Pana powód wyjazdu do Stanów Zjednoczonych?

Chyba jak większość osób w tamtych czasach kierowałem się chęcią polepszenia swojej sytuacji materialnej. Na Podlasiu, zarówno wtedy jak i teraz, trudno było o pracę i stopa bezrobocia była bardzo wysoka. Do Nowego Jorku przyjechałem w marcu 2000 roku. Zatrzymałem się na Maspeth u starszego brata Janusza, który wyjechał do Stanów jako pierwszy z naszej rodziny.

Na miejscu dość szybko znalazł Pan zajęcie?

Nie ukrywam, że miałem nieco ułatwiony start. Najpierw dołączyłem do brata, który pracował w firmie zajmującej się docieplaniem budynków. Po roku, kiedy zaczął się sezon zimowy, znalazłem zatrudnienie w lokalnym biznesie na Greenpoincie, w GT Rentals. Firma ta również pomogła mi w legalizacji pobytu, sponsorując mnie na Zieloną Kartę. Na początku mieszkałem więc z bratem na Maspeth, ale pracowałem na Greenpoincie. Później założyliśmy wspólnie z bratem już własną firmę Malpol zajmującą się tak jak wcześniej ociepleniami elewacji, tzw. stucco. Zaczynaliśmy od domków 2-rodzinnych i stopniowo rozwijaliśmy się. Po 2-3 latach, wraz ze wzrostem inwestycji, zaczęliśmy zwiększać zakres oferowanych prac. W międzyczasie przeszedłem na swoje, zakładając w 2004 roku firmę M&A Projects Inc., a w 2016 roku powołałem do życia bliźniaczą firmę M&A Projects Restoration Inc. Prowadzę więc obecnie dwie firmy, które mają siedziby w tym samym budynku przy Dobbin Street na Greenpoincie. Jak łatwo policzyć, pierwsza z nich będzie obchodzić w przyszłym roku 20-lecie istnienia.

Rozpoczęcie własnej działalności w branży budowlanej z pewnością było dużym wyzwaniem. Nie każdy decyduje się na taki krok…

To prawda, ale ja od zawsze wiedziałem, że chcę być na swoim. Bardzo szybko po przyjeździe zapisałem się na kurs językowy, bo znajomość języka to jednak podstawa. Zakładając firmę wszystkiego praktycznie musiałem uczyć się od zera, gdyż, na przykład, nie miałem żadnego doświadczenia w pracy biurowej czy też w przygotowywaniu ofert przetargowych. Na początku nie było więc łatwo. Dodatkowo pierwsze lata istnienia firmy to również globalny kryzys, z jakim mieliśmy do czynienia w latach 2007-2008. Sytuacja na rynku była wtedy bardzo trudna i byłem bardzo bliski zamknięcia biznesu. Całe szczęście udało się przetrwać i od tamtego czasu właściwie ciągle się rozwijamy.

Czym dokładnie zajmują się Pana firmy?

M&A Projects Inc. realizuje wszelkie prace związane z elewacją budynków, czyli wykonuje prace murarskie, różnego rodzaju docieplenia i wszystkie inne wykończenia. Pracujemy głównie dla klientów komercyjnych, hoteli czy większych budynków mieszkalnych. Prowadzimy budowy we wszystkich dzielnicach miasta, a także w pobliskich stanach – w New Jersey czy Connecticut. Do prac wykonywanych do 60. piętra posiadamy całkowicie własny sprzęt, co zapewnia nam sporą niezależność. Z kolei M&A Project Restoration Inc. zajmuje się odrestaurowywaniem zabytkowych fasad czy elewacji i szeroko rozumianymi naprawami.

Jakieś przykładowe realizacje?

Z bardziej znanych i ciekawych prac mogę wymienić chociażby budynek przy 49 Chambers Street na Dolnym Manhattanie, który pierwotnie był starym irlandzkim bankiem zbudowanym jeszcze w 1920 roku. Kilka lat temu byliśmy odpowiedzialni za całą zewnętrzną renowację tego budynku. Innym przykładem jest zlokalizowany na Williamsburgu biurowiec przy 25 Kent Ave., gdzie byliśmy odpowiedzialni za instalację paneli, wykończenie dachu i elewację z cegieł.

Ile osób znajduje zatrudnienie w Pana firmach?

W tej chwili w obu firmach zatrudniam ponad 100 osób. W biurze pracuje wielu Polaków, na samych budowach też ich nie brakuje, ale przewaga jest jednak Latynosów. Oprócz tego pracują u nas i inne nacje z Europy wschodniej, na przykład Ukraińcy i Gruzini.

Funkcjonuje Pan na rynku budowlanym z powodzeniem od ponad 2 dekad? Co decyduje o sukcesie w tej branży?

Na pewno, aby utrzymać się na rynku, trzeba prowadzić prace solidnie i na czas. Jak mówią Amerykanie, trzeba być również flexible, czyli elastycznym na wielu płaszczyznach. Oprócz tego, co bardzo istotne, należy nie przekraczać założonego budżetu. Nie bez znaczenia jest także konsekwencja w działaniu i determinacja. Jednak najważniejszą kwestią jest umiejętność budowania wieloletnich relacji z klientami. Bez tego można zapomnieć o rozwoju i kolejnych zleceniach.

Konsekwencja cechuje Pana również w relacjach osobistych. Od wielu lat pozostaje Pan w szczęśliwym związku małżeńskim z żoną Wiolettą. Jak się Państwo poznali?

Jak wiele osób w tamtych czasach na zabawie tanecznej. W miejscowości Wnory Wiechy, niedaleko Wysokiego Mazowieckiego, istniała wtedy popularna dyskoteka, gdzie zjeżdżała młodzież z okolicy. Co ciekawe, żona pochodzi z wioski Stare Brzóski, odległej od mojej rodzinnej woski o zaledwie kilka kilometrów, jednak nie spotkaliśmy się wcześniej. Wspomniana dyskoteka miała miejsce w 1996 roku, więc znamy się już od 27 lat. Pobraliśmy się w 2005 roku i doczekaliśmy się trójki dzieci. Najstarszy syn Patrick ma obecnie 14 lat i chodzi do liceum katolickiego, a 13-letnia córka Abigail i 7-letni Michael uczęszczają jeszcze do szkoły podstawowej.

Od początku pobytu w Nowym Jorku mieszkają państwo na Queensie?

Tak, najpierw mieszkaliśmy na Maspeth, gdzie jest dużo polskich sklepów i gdzie mieliśmy również wielu polskich sąsiadów. Tam też w 2007 roku kupiliśmy 2-rodzinny dom. Następnie w 2014 roku przenieśliśmy się do nowego już jednorodzinnego domu w Holliswood na Queensie.

Mimo domu na Queensie Pana związki z Greenpointem są jednak bardzo silne. Praktycznie od początku przyjazdu do Stanów bywa Pan w polskiej dzielnicy prawie codziennie?

Tak, to prawda. Jeszcze w czasach, kiedy prowadziłem firmę z bratem, to warsztaty i magazyny mieliśmy na Greenpoincie. Rozpoczynając swoją działalność najpierw miałem biuro przy Division Place, a w 2016 roku otworzyłem siedzibę firmy przy wspomnianej już Dobbin Street, gdzie gospodarujemy na powierzchni 10 tys. sq. ft., przeznaczonej na biuro i warsztat produkujący elementy blacharskie, stalowe i metalowe, które w większości wytwarzamy we własnym zakresie. Z perspektywy czasu oceniam, że decyzja, aby otworzyć działalność na Greenpoincie, była bardzo dobra. Greenpoint jest logistycznie wygodny, gdyż wiele hurtowni jest zlokalizowanych w pobliżu. To doskonałe miejsce do prowadzenia biznesu i to nie tylko zresztą budowlanego. Polska dzielnica jest świetnie położona i dobrze skomunikowana z resztą miasta. Stąd jest wszędzie blisko. Nie bez znaczenie jest też dobry dojazd na Manhattan, gdzie znajduje się znaczna większość naszych budów. Poza tym w okolicy działa wiele polskich biznesów. Z niektórymi współpracujemy jako firma, na przykład w kwestii ubezpieczeń czy księgowości. Ja osobiście dzięki temu, że pracuję na Greenpoincie, to na co dzień jestem bliżej Polonii, mogę robić zakupy w polskich sklepach, kupować polską prasę, a – co za tym idzie – moje związki z Polską są również ciągle bardzo silne. Nie ukrywam, że na Greenpoincie czuję się świetnie.

Greenpoint jednak bardzo się zmienił w ciągu ostatnich lat i wielu Polaków wyprowadziło się z tej dzielnicy, gdyż zwyczajnie stała się dla nich zbyt droga.

Tak, zmienił się bardzo i trudno tego nie dostrzec. Istnieją jednak procesy nie do za trzymania i z tym właśnie mamy do czynienia w przypadku gentryfikacji. Jednak, tak jak i wszędzie, są plusy i minusy tego zjawiska. Z jednej strony mniej Polaków stać na wynajem mieszkań w okolicy, z drugiej zaś strony rosną wartości domów, a przecież wielu naszych rodaków jest tutaj właścicielami nieruchomości. Sytuacja finansowa wielu osób na pewno znacznie się przez to poprawiła. Jakby jednak na to nie patrzeć, to Greenpoint ciągle jest sercem nowojorskiej Polonii i moim zdaniem długo jeszcze nim będzie.

Z Polonią jest Pan blisko związany nie tylko dzięki temu, że od ponad dwóch dekad prowadzi Pan działalność gospodarczą na Greenpoincie. Należy Pan również do Pulaski Association of Business and Professional Men, organizacji zrzeszającej polonijnych biznesmenów, a także od lat wspiera pan polonijne parafie?

Tak, od 2020 roku aktywnie działam w Pułaskim, chociaż już wcześniej bywałem na wydarzeniach organizowanych przez to stowarzyszenie. Przynależność do Pułaskiego daje mi możliwość uczestniczenia w życiu Polonii i w wielu polonijnych wydarzeniach, takich jak chociażby rokroczne obchody urodzin Tadeusza Kościuszki w West Point. Na bieżąco jestem też z wieloma potrzebami, jakie zgłaszają organizacje polonijne, gdyż jako Pułaski dostajemy wiele zapytań o wsparcie. W tym roku dofinansowaliśmy między innymi zakup podręczników do polonijnych szkół. Sam również staram się wspierać różne polonijne inicjatywy, w tym artystyczne, jak chociażby wydanie albumu „Residents of Greenpoint”. W albumie tym znajdą się portrety znanych mieszkańców Greenpointu, a całość zostanie wydrukowana na artystycznym, dość kosztownym papierze. Jeśli chodzi o wspomniane parafie, to przez lata wraz z rodziną wspieraliśmy parafię św. Krzyża na Maspeth do której należeliśmy, a obecnie, mieszkając w Holliswood, pomagamy parafii św. Józefa na Jamajce. To bardzo stara parafia założona przez Polaków w pierwszych latach XX wieku. Obecnie należy do niej niewielkie grono Polaków, jednak są tam polskie msze, a także funkcjonuje polska Sobotnia Szkoła Dokształcająca, do której uczęszczają nasze dzieci. Parafię wspieram chociażby wykonując we własnym zakresie niezbędne prace budowlane na jej terenie. Wiadomo, że polonijne parafie nie są instytucjami specjalnie dochodowymi, a dodatkowo wielu Polaków w ostatnich latach wyjechało z metropolii, znacznie zmniejszając liczbę wiernych, co przekłada się bezpośrednio na finanse. Moim zdaniem wsparcie parafii jest bardzo ważne, a ich istnienie kluczowe w kontekście utrzymania polskości wśród Polaków na emigracji.

Jakie są Pana zdaniem obecnie największe problemy Polonii?

Myślę, że dużym problemem dla Polonii jest mniejsza migracja Polaków do Stanów, co obserwujemy odkąd wstąpiliśmy do Unii i otworzył się dla nas rynek pracy na zachodzie Europy. A przecież ta migracja do Stanów trwała przez dekady. To powoduje, że jest nas po prostu mniej, a Polonia się starzeje, bo przecież do Ameryki przyjeżdżali głównie ludzie młodzi. Dodatkowo Polonia rozprasza się, przez co stanowimy mniejszą siłę, a polskie parafie, również i te na Greenpoincie, mają coraz mniejszą liczbę wiernych. Nie popadałbym jednak w jakiś skrajny pesymizm. Zawsze bowiem można działać i uczynić coś, aby było lepiej i to jest wyzwanie dla liderów Polonii. A że jest to możliwe, widać chociażby na przykładzie organizacji Pułaskiego. W ostatnich latach do naszej organizacji zapisało się wielu młodych i energicznych ludzi. Są wśród nich nie tylko biznesmeni, ale też prawnicy, lekarze i profesjonaliści z różnych dziedzin. Dzięki ich aktywności ta organizacja żyje, rozwija się i w ten sposób ilość została w pewien sposób przekuta w jakość. Pułaski też zmienił się i jest obecnie bardziej widoczny w mediach, również społecznościowych. Duża w tym zasługa prezesa Grzegorza Fryca, który kończy niedługo swoją kadencję. Czasy niewątpliwie się zmieniają i trzeba umieć za tym nadążyć. Do tych Polaków, którzy wyprowadzają się z metropolii do innych stanów, takich jak Connecticut czy Pensylwania, niezmiennie apeluję, aby zapisywali dzieci do polskich szkół. Zdaję sobie sprawę, że czasem z uwagi na duże odległości może być to niewygodne, ale myślę, że dzieci to w przyszłości docenią. Warto podtrzymywać naukę języka ojczystego, choć to duże wyzwanie w obecnych czasach. Warto również dbać o religię. Na wszystkich spotkaniach zawsze do tego zachęcam i będę zachęcać, dopóki będę pełnić jakąkolwiek funkcję publiczną.

Jak przyjął Pan nominację na marszałka?

Byłem zaskoczony tą nominacją, ale widocznie konsylium uznało, że sprawdzę się w tej odpowiedzialnej i ważnej funkcji. Odbieram to wszystko bardzo osobiście. Dumny jestem z tego wyróżnienia i członkostwa w organizacji Pułaskiego. Od lat działam na rzecz naszej grupy etnicznej wpierając młode talenty i różne polonijne inicjatywy, pomagam parafiom i innym organizacjom. Mam dużą satysfakcję, że mój wysiłek i dokonania zostały dostrzeżone. Cieszę się również, że mogę liczyć w tym wszystkim na wsparcie mojej rodziny i przyjaciół.

Co dla Pana osobiście oznacza sprawowanie tej funkcji?

Nie traktuję jej wyłącznie w kategoriach reprezentacyjnych. Na pewno będę chciał dotrzeć do jak największej liczby Polaków, w tym właścicieli biznesów, żeby wszyscy włączyli się w promocję parady. Od kiedy dowiedziałem się o nominacji, jeszcze aktywniej staram się funkcjonować w życiu polonijnym, o ile za bardzo nie koliduje to z moją pracą zawodową. Wszędzie, gdzie to możliwe, biorę udział w wydarzeniach i spotkaniach. Chcę dotrzeć nie tylko do Polaków, ale również ludzi, z którymi mam kontakty zawodowe, aby jak największa liczba Amerykanów dowiedziała się nie tylko o paradzie, ale także o tym, że Polonia jest zorganizowana i ciągle stanowi w Ameryce potężną siłę.

Bogdan Malinowski, który w tym roku poprowadzi jako marszałek Polonię z Greenpointu  5. Aleją podczas Parady Pułaskiego z rodziną: żoną Wiolettą, córką Abigail i synami Patrickiem oraz Michaelem. Fot. Marcin Żurawicz

Pamięta Pan swoją pierwszą paradę?

Tak, to było dla mnie bardzo sentymentalne przeżycie. Razem z żoną wybraliśmy się na paradę po raz pierwszy w 2004 roku. Byłem zaskoczony, że jest tylu Polaków, ale jednocześnie dumny, że potrafimy zjednoczyć się w tym wyjątkowym dniu i zamanifestować naszą obecność w Ameryce. Pamiętam, że aż robiło się człowiekowi ciepło na sercu, kiedy widział ten biało-czerwony tłum. Mam nadzieję, że podobnie będzie i w tym roku. Zachęcam i zapraszam wszystkich patriotów na tegoroczną paradę. I to nie tylko tych mieszkających na Greenpoincie.

Czy nominację na marszałka parady traktuje Pan jako wstęp do jakieś dalszej kariery, na przykład politycznej?

Nie myślałem o tym w ten sposób. Na pewno jednak obecnie, będąc wybranym na marszałka dzielnicy, czuję się poniekąd ambasadorem Polonii. Funkcja ta pozwala mi na bardziej aktywne uczestniczenie w życiu Polonii, w tym w spotkaniach z lokalnymi politykami. Jest to naturalne, że pełniąc określone stanowiska łatwiej dotrzeć do właściwych ludzi i można skuteczniej wspierać rozwiązania, które są korzystne dla mieszkańców Greenpointu. Jako marszałek i członek Pułaskiego dołączyłem między innymi ostatnio do osób sprzeciwiających się planowanej przebudowie McGuinness Blvd. Miasto planuje ograniczyć przepustowość centralnej arterii Greenpointu, co będzie rozwiązaniem bardzo niekorzystnym dla wielu greenpoinckich biznesów, gdyż utrudni komunikację wewnątrz dzielnicy.

Jak czasowo udaje się Panu pogodzić obowiązki zawodowe i rodzinne z pełnieniem funkcji marszałka? Nie jest to chyba takie proste?

Z pewnością wymagało to paru wyrzeczeń. Między innymi dlatego w tym roku nie wyjechaliśmy z rodziną do Polski na wakacje, po raz pierwszy od wielu lat. Całą resztę na razie udaje się jednak pogodzić i wierzę, że tak pozostanie już do 1 października. Na pewno moja rodzina i przyjaciele będą obecni podczas oficjalnej ceremonii szarfowania, która odbędzie się w piątek, 8 września, w Princess Manor na Greenpoincie.

Ma Pan jakieś swoje ulubione miejsca na Greenpoincie?

Tak, na pewno jednym z nich jest Amber Steak House, który założył Henryk Skrodzki, a obecnie prowadzi jego syn Łukasz. Restauracja ta serwuje wyśmienite jedzenie i często zapraszam tam gości na biznesowe spotkania. Bardzo lubię też prowadzone przez Polaków cukiernie: Charlotte Patisserie i Cafe Riviera. Zawsze wspieramy te miejsca i zamawiamy u nich słodkości, jak mamy jakieś urodziny albo inne imprezy okolicznościowe. Cieszę się też, że mamy na Greenpoincie dwa parki, chociaż czasu, aby w nich przebywać, nie mam niestety zbyt wiele. Na pewno jednak stanowią one duży atut polskiej dzielnicy.

W natłoku zawodowych obowiązków znajduje Pan czas na odpoczynek i rozwijanie swoich zainteresowań?

Za bardzo lubię swoją pracę, abym miał dużo wolnego czasu. A ostatnio z tym jeszcze trudniej, gdyż jako marszałek również mam wiele obowiązków. Jednak jak mam tylko chwilę, to zazwyczaj spędzam czas na łonie natury. Może to trochę nietypowe, zwłaszcza w Stanach, ale jestem zapalonym grzybiarzem. Tak więc jak trwa sezon, to poza biurem najczęściej można spotkać mnie z koszykiem w lesie. Na Long Island jest kilka ciekawych miejscówek, ale dokładnych lokacji nie zdradzę, gdyż prawdziwy grzybiarz nigdy tego nie robi. Jeśli chodzi o bardziej aktywny wypoczynek, to całą rodziną jeździmy na nartach. Już w Polsce dużo jeździłem na biegówkach, a tu zamieniłem je na zjazdówki. Naszą pasją zaraziliśmy również dzieci, tak więc zimą staramy się wyjeżdżać wspólnie podczas każdych ferii. Obecnie najczęściej jeździmy do Vermont i Quebec w Kanadzie, jak jest mniej czasu, to do Hunter czy do New Jersey.

Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia w niedzielę, 1 października, na 5. Alei.

Rozmawiał Marcin Żurawicz

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najpopularniejsze

Ostatnio dodane

- Advertisment -