piątek, 19 kwietnia, 2024
Strona głównaDziałySylwetkiJakub Rędziniak – fotograf z pasją

Jakub Rędziniak – fotograf z pasją

Aparat fotograficzny dla Jakuba Rędziniaka to coś więcej niż narzędzie pracy. Posługiwanie się nim jest dla niego tak naturalne jak oddychanie, bo od najmłodszych lat fotografia oraz wszystko, co z nią związane, zajmują istotne miejsce w jego życiu. Dziś może się szczycić nie tylko zapierającym dech w piersiach portfolio, ale także ogromną wiedzą, doskonałym warsztatem i podejściem do ludzi, które sprawia, że na jego zdjęciach stają się najlepszą wersją samych siebie.

Dla Jakuba najważniejsza jest przyjacielska relacja z klientem, bo wtedy wychodzą najlepsze zdjęcia. Fot. Archiwum Jakuba Rędziniaka

Jeżeli nie wydobędę z fotografowanych osób emocji, to nawet najpiękniejsze tło i najlepsze oświetlenie nie oddadzą historii, które zdjęcie ma opowiedzieć. Dlatego przed każdą sesją muszę poznać i zakolegować się z moimi klientami. Wzajemne porozumienie, sympatia i zaufanie to gwarancja pięknych sesji i udanych zdjęć – mówi Jakub.

Zaczęło się w „Kubuś Photo”

30-letni dziś Jakub urodził się w stolicy Podkarpacia – Rzeszowie. Miał zaledwie rok, kiedy wraz z mamą przyleciał do Nowego Jorku.

Mieszkał tu już mój tato. Miał wyjechać tylko na krótki czas, ale otworzył swój własny biznes, który dobrze prosperował i rodzice postawili na życie w Stanach – opowiada.

Ojcem Kuby jest nie kto inny jak Andrzej Rędziniak, właściciel znanego chyba wszystkim Polonusom z Nowego Jorku, a już na pewno z Greenpointu, zakładu usługowego „Kubuś Photo Service”. Rędziniak senior otworzył go w pierwszej połowie lat 90. ubiegłego stulecia i z powodzeniem prowadzi do dziś, co jest swego rodzaju fenomenem. Tak na marginesie – nazwa miejsca pochodzi właśnie od imienia syna.

Malec uwielbiał miejsce pracy taty. Żadne zabawki nie sprawiały mu tylu radości co rolki filmowe, aparaty, tajemnicze maszyny wypluwające ze swojego wnętrza kolorowe fotografie i całe mnóstwo sprzętów, które najchętniej rozkręciłby do ostatniej śrubki.

I tym sposobem Kuba, zanim jeszcze dobrze zaczął chodzić, już wiedział jak prawidłowo trzymać w rękach aparat. I do dziś się z nim nie rozstaje. Branża fotograficzna na stałe weszła mu w krew.

Byłem okropnym dzieckiem. Wszędzie wlazłem, wszędzie mnie było pełno, trudno było mnie upilnować, byłem utrapieniem dla rodziców i dla pracowników taty – śmieje się dziś Kuba sam z siebie.

8-letni asystent taty

Ta ogromna ruchliwość i ciekawskość 8-letniego chłopca sprawiły, że kiedy państwo Rędziniakowie zostali zaproszeni na ślub i wesele bliskich przyjaciół rodziny, tata Andrzej wpadł na pomysł jak zająć syna, żeby nie biegał bez celu po sali balowej i nie plątał się gościom pod nogami. Powierzył mu jeden ze swoich aparatów i uczynił swoim asystentem. Chłopiec nad wyraz dobrze wywiązał się z zadania, bo kiedy pan Andrzej wywołał klisze, okazało się, że zdjęcia Kuby są tak dobre, iż znalazły się w albumie ślubnym młodej pary.

Wiem, że żadne z tych zdjęć nie zostało wyrzucone, ale żałuję tylko tego, że nie zostały one oddzielone od zdjęć, które zrobił tato i wszystkie się razem zmieszały. Dziś tak naprawdę nie wiem, które zdjęcia zrobiłem ja, a które tato – mówi Kuba.

Pomimo że aparat zawsze towarzyszył Kubie, jakoś nie myślał, że stanie się to jego sposobem na życie.

Obserwowałem, jak ciężko pracuje mój tato, jak własna firma pochłania mu większość czasu, dla siebie chciałem czegoś innego – zwierza się.

Ale życie pisze swoje scenariusze. Kuba skończył studia na wydziale informatyki i zaraz po otrzymaniu dyplomu dostał pracę. Jednak fotografią cały czas zajmował się jako swoim hobby.

Tato zawsze wspierał mnie w tej pasji. To on podarował mi pierwszy dobry aparat, odpowiadał na wszystkie pytania, inspirował i dopingował – podkreśla fotograf.

Kuba z aparatem fotograficznym nie rozstaje się od najmłodszych lat. Fot. Archiwum Jakuba Rędziniaka

Pierwsza sesja, która się nie odbyła

Jakub był na pierwszym roku studiów, kiedy trafił mu się klient, który chciał zapłacić za zrobienie zdjęć.

To właśnie po spotkaniu z nim stwierdziłem, że z fotografii można jednak żyć. To była śmieszna sytuacja. Umówił się ze mną przedsiębiorca, który przyleciał na weekend do Nowego Jorku w interesach. Przy tej okazji chciał sobie zrobić kilka zdjęć na tle miasta i zamówił u mnie sesję portretową – opowiada Kuba.

Jednak kiedy pojawiłem się w lobby hotelowym, jego tam nie było. Dopiero po kilkunastu minutach udało mi się do niego dodzwonić i po dwóch minutach z windy wysiadł facet w … piżamie, z włosami sterczącymi na wszystkie strony świata, przekrwionymi oczami. Stało się jasne, że poprzedniej nocy ostro imprezował. Na moje zdziwione spojrzenie po prostu powiedział, że na żadną sesję się nie nadaje i ją odwołuje. Po czym wręczył mi 50 dolarów i podziękował za poświęcony czas. W ten sposób, nawet nie wyciągając aparatu z plecaka, zarobiłem pierwsze pieniądze jako fotograf.

Właśnie wtedy sobie pomyślałem, że „skoro w pół godziny, nie robiąc nic, zarobiłem $50, to po co mam się męczyć w jakichś podrzędnych pracach za 9$ na godzinę?”. Stwierdziłem, że jest w tym jakiś potencjał. I lepsze to niż stanie gdzieś pół dnia na nogach czy nudne siedzenie za biurkiem. Lepiej stworzyć coś własnego, gdzie będę mógł pracować mniej, a zarabiać więcej. Tu, jak życie pokazało, trochę się pomyliłem.

Prowadząc własny biznes nie pracuje się 40 godzin tygodniowo, ale jak trzeba, to nawet 100. Nie zdawałem sobie sprawy, jakie to trudne. Przez pierwszych kilka lat musiałem mocno się poświęcić, żeby zdobyć jak najwięcej zamówień, a nie wszystkie były intratne. Ale początki nigdy nie są łatwe.

Dyplom do szuflady

Zanim jednak doszło do stworzenia własnej firmy, Kuba został zatrudniony jako informatyk w prestiżowej korporacji.

Straciłem tę pracę po dwóch latach. I wtedy postanowiłem rzucić wszystko na jedną szalę. Nie chciałem już szukać kolejnego zatrudnienia, tylko pójść na swoje i całkowicie poświęcić się fotografii i prowadzeniu biznesu w tej branży – opowiada.

Dyplom informatyka schował do szuflady i podjął ryzyko. Już wtedy wiedział, że chce się specjalizować w fotografii ślubnej, weselnej i narzeczeńskiej.

Lubię pracować z ludźmi, wyczuwać ich energię, emocje i pokazywać to na zdjęciach. Szczególnie upodobałem sobie pary młode czy narzeczeńskie, bo ci ludzie zawsze mają pozytywną energię. Zwłaszcza podczas wesela, które zwykle jest najważniejszym dniem w ich życiu. Dzień wesela czy przyjęcia narzeczeńskiego z założenia jest dniem radosnym. Wszyscy są uśmiechnięci, pięknie ubrani, panie mają artystyczne fryzury i makijaże, panowie wyglądają elegancko w garniturach czy frakach. Sesje ślubne nie muszą być schematyczne, stereotypowe, na każdą można mieć jakiś pomysł, tym bardziej, że ludzie odchodzą od tradycyjnych wesel i często organizują nietypowe imprezy z mniejszą czy większą pompą. Wychodzą z tego ciekawe i piękne zdjęcia, a tym samym niezapomniane albumy, które każdemu chce się pokazywać i wraca się do nich z chęcią przez całe lata. A wiem, że tak jest, bo klienci mi o tym opowiadają. Po skończonej pracy niesamowitą satysfakcję sprawiają mi ich reakcje. Często słyszę „to niesamowite! Jak ty to zrobiłeś? To ja naprawdę jestem taka piękna?”. Jest to dla mnie największą nagrodą – opisuje.

Fotograf musi być przyjacielem

Trzeba w sobie mieć coś więcej niż tylko dobrze opanowaną technikę fotografowania, żeby wydobyć z ludzi emocje, sprawić, aby się otworzyli i pozwolili zajrzeć do swego wnętrza.

Moim zdaniem fotograf musi być przyjacielem. Dlatego spotkanie z klientami przed sesją jest dla mnie kluczowe. Słucham uważnie, czego oczekują, i jasno daję do zrozumienia, że dla mnie to nie jest kolejna rutynowa sesja weselna, bo do każdego podchodzę indywidualnie. Dzięki rozmowie mogę ich poznać, wypytać o szczegóły, wyczuć emocje, zbudować zaufanie. Wtedy praca staje się dużo łatwiejsza, klienci, dzięki temu, że mi ufają, stają przed obiektywem w pełni zrelaksowani. Jeżeli zabraknie tego emocjonalnego czynnika, to nawet najpiękniejsze otoczenie, najgustowniejszy wystrój, doskonałe oświetlenie i najlepszy sprzęt nie wystarczą, aby zdjęcie przedstawiło historię, którą ma przedstawić – mówi Kuba.

Bogate portfolio Kuby świadczy o tym, że doskonale wie jak podejść do klientów, aby wydobyć z nich to, czego potrzebuje do wykonania zdjęć najwyższej jakości.

Mam swoje sztuczki i sposoby, jak to zrobić, ale nie będę tego zdradzać – mówi ze śmiechem.

Jedno jest pewne – w swoją pracę wkłada całe serce i reakcje klientów potwierdzają, że to, co robi, robi doskonale.

Mam talent, który pomaga ludziom zobaczyć na zdjęciach ich piękno, a to z kolei sprawia, że pokonują własne kompleksy czy niską samoocenę. Jest to niezwykle satysfakcjonujący sposób zarabiania na życie, dlatego dalej będę to robić z pełnym poświęceniem i pasją – twierdzi Kuba.

Miejsce na szczerą rozmowę

Osobista relacja z klientami jest dla Kuby tak ważna, że tylko w tym celu otworzył biuro na Greenponcie.

To nie było studio fotograficzne, ani pracownia, tylko miejsce, gdzie mogłem się spotykać z klientami. Nie chciałem tego robić po kawiarniach czy restauracjach, tak jak wielu moich konkurentów. Tu miałem zgromadzone moje albumy i portfolio. Klienci mogli je wziąć do ręki i fizycznie sobie przejrzeć, a nie tylko wirtualnie. Ale przede wszystkim panowała tam atmosfera prywatności i szczerości. Jestem przekonany, że w dużej mierze zawdzięczam swój sukces właśnie spotkaniom twarzą w twarz. Im głębsza jest ta relacja, im większe zaufanie klienta do mnie, tym lepsze są zdjęcia. To naprawdę na nich widać. Dlatego polecam, aby podczas wyboru fotografa nie patrzeć tylko na jakość zdjęć, ale zastanowić się, czy pasowałby nam jako znajomy, czy nawiązuje się nić sympatii i porozumienia, czy mamy wspólne tematy do rozmów. Wtedy wzajemna współpraca staje się o wiele łatwiejsza – opowiada o niestety już zamkniętym z powodu pandemii biurze.

Kuba boleje nad tym, że pandemia wszystko zmieniła.

To bardzo wygodne spotykać się na kamerkach, bo oszczędza się wiele czasu i dziś większość ludzi wybiera taką właśnie formę, ale dla mnie to nie jest to samo. Biuro zamknąłem w 2021 roku, bo przestało spełniać swoją rolę. Życie przeniosło się do internetu – mówi.

Wiele sesji narzeczeńskich i ślubnych odbiegają od stereotypów. Fot. Archiwum Jakuba Rędziniaka

Pomysł na nowe sesje

Opierająca się przede wszystkim na kontakcie z ludźmi praca Jakuba została brutalnie przerwana przez wybuch pandemii koronawirusa i światowy lockdown.

Nagle wszystkie moje zamówienia zostały odwołane, bo ludziom przesunięto imprezy weselne. Przestraszyło mnie to, bo co prawda z jednej strony mówiono o przesunięciu imprez na inne terminy, ale z drugiej nikt tak naprawdę nie wiedział, co przyniesie przyszłość, a trzeba było z czegoś żyć i płacić rachunki – wspomina.

Jednak młody, kreatywny fotograf nie poddał się czarnym scenariuszom. Pozytywna i optymistyczna strona jego natury wzięła górę i zaczął się zastanawiać, co w zaistniałej sytuacji może zrobić. I wtedy wpadł na pomysł fotografii buduarowej.

To nie była nieznana mi kategoria. Kiedy uczyłem się branży fotograficznej, uczestniczyłem w wielu warsztatach i kursach. Jednym z nich był kurs o rodzajach fotografii, w których można się specjalizować, czyli przykładowo fotografia rodzinna, komercyjna lub macierzyńska – jest ich całe mnóstwo. Ja już wtedy wiedziałem, w czym chcę się specjalizować, ale wiedzę przyswajałem o wszystkim. Pamiętam, że fascynowała mnie fotografia buduarowa. Jednak zdawałem sobie sprawę, że to niszowa kategoria i 99% prac nie będę mógł zamieścić w swoim portfolio, bo to bardzo intymne, prywatne sesje. Tym niemniej miałem już doświadczenie, bo o takie sesje prosiły mnie niektóre panny młode, moje klientki. Zaufały mi i czuły się ze mną na tyle swobodnie, że wyraziły chęć na tego typu fotografie – opowiada Kuba.

Kuba pojedzie nawet na pustynię, aby wykonać piękne zdjęcia. Fot. Archiwum Jakuba Rędziniaka

Poczuj się ultrakobieco

Kuba nie namawia swoich klientek na sesje buduarowe. Delikatnie sugeruje, przedstawia pomysł i prezentuje wcześniejsze prace. Kobiety zwykle same zamawiają dla siebie taką sesję. Może ona być wspaniałym prezentem dla narzeczonego albo z okazji ważnej rocznicy. Jedną z najpopularniejszych motywacji do odbycia sesji buduarowej są obchody okrągłych urodzin.

Jest to też szansa do poznania swojego ciała w obiektywie fotografa i poczucia się ultrakobieco.

Sesje buduarowe pokazują kobiece piękno w oprawie glamour. Fot. Archiwum Jakuba Rędziniaka

Taka sesja jest ogromnym wyzwaniem nie tylko dla kobiety, ale chyba dla każdego człowieka, bo pokazanie swojej strony intymnej wymaga odwagi. Tym bardziej, że jestem mężczyzną i wiele kobiet myśli „jak ja mogę się rozebrać przed obcym facetem”. I tu właśnie tak ważna jest kwestia zaufania, którą zawsze podkreślam. Klientka musi mnie poznać i mi zaufać, poczuć się komfortowo. Podczas takich zdjęć robi coś pięknego dla siebie, coś, co podniesie jej samoocenę. Sesja buduarowa ma na celu uwiecznić piękno kobiety w szlachetnej i eleganckiej oprawie. Najlepiej się sprawdzają koronkowa bielizna, gorsety, pończochy, szpilki, biżuteria, kapelusze, kwiaty. Przyjmuje się uwodzicielskie pozy i rzuca tajemnicze spojrzenia. Jest to bardzo glamour, bo oprócz odpowiednich stylizacji fotografowanej osoby trzeba także wybrać odpowiednie wnętrze. Są to zwykle wytworne hotelowe pokoje lub specjalnie przygotowane atelier. Zdjęcia można również zrobić w prywatnym zaciszu własnego domu. Takie sesje są nie tylko po to, aby wzbudzić zachwyt u swojego mężczyzny, ale i po to, by poczuć się wyzwoloną z kompleksów, podnieść własną samoocenę. To taka nagroda już po sesji. Zawsze słyszę od swoich klientek, że czują się docenione same przez siebie, cieszą się, że przełamały swój strach i zdecydowały na tak odważne przedsięwzięcie – opowiada Kuba.

Sesja buduarową podnosi samoocenę fotografowanego. Fot. Archiwum Jakuba Rędziniaka

I tu śmiało możemy Kubę nazwać psychoterapeutą z aparatem w ręku.

Motywacje do wzięcia udziału w sesji buduarowej są różne.

Jedna z moich klientek zdecydowała się na sesję przed zabiegiem mastektomii, kolejna schudła 40 funtów i w ten sposób chciała uczcić swój sukces i nagrodzić się za wysiłek i pracę. Jeszcze inna zafundowała sobie sesję po zakończeniu 20-letniego małżeństwa. A tak naprawdę to żadna okazja nie jest potrzebna, żeby kobieta podarowała sobie taką sesję – zdradza Kuba.

Kobiet chętnych na sesje buduarowe nie brakuje.

Mężczyźni też mogą sobie zrobić sesję buduarową. Coraz częściej zgłaszają się do mnie pary, które chcą wystąpić razem przed aparatem – mówi Kuba.

Fotografia buduarowa może być pięknym prezentem dla ukochanego. Fot. Archiwum Jakuba Rędziniaka

Owoce ciężkiej pracy

Dzisiejsze osiągnięcia Kuby są rezultatem ciężkiej pracy, wieloletniego doświadczenia, tysiąca godzin z aparatem podczas fotografowania dosłownie wszystkiego.

Od początku dążyłem do tego, aby trzymanie aparatu było dla mnie czymś naturalnym, aby był zespolony ze mną, z moim ciałem. Żeby nabyć wprawy, już jako nastolatek chodziłem po mieście i robiłem zdjęcia – hydrantów, ulic, budynków, ludzi, worków ze śmieciami. Nie koncentrowałem się na konkretnych scenach czy krajobrazach, bo chodziło o to, żeby nauczyć się wprowadzania ustawień w aparacie. Wtedy bardziej mnie interesowała strona techniczna, chciałem jak najlepiej poznać działanie sprzętu, z którego korzystam. W efekcie wytrwałej praktyki obsługa sprzętu stała się dla mnie tak naturalna i automatyczna, że mogę się w pełni skupiać na tym, co jest najważniejsze, czyli na ludziach, którzy zaufali mi powierzając uwiecznienie ich piękna i osobowości oraz ich historii rozwijającej się przed moim obiektywem – zdradza Kuba.

Warto tu nadmienić, że praca fotografa to nie tylko umiejętności posługiwania się aparatem i wykonywania wzbudzających zachwyt zdjęć.

Jeżeli chce się prowadzić własny biznes, trzeba poznać tajniki jego działania. Musiałem się tego nauczyć, więc nie stroniłem od szkoleń w tym kierunku. Czasami mam wrażenie, że to jest nawet ważniejsze niż umiejętność posługiwania się aparatem. Znam ludzi, którzy pojęcia nie mają jak prawidłowo fotografować, ale i tak odnoszą ogromne sukcesy, bo doskonale znają warunki działania reklamy i autopromocji – tłumaczy Kuba.

Ciągła nauka i rozwój

Zawód fotografa to ciężki kawałek chleba i żeby się wybić, trzeba mocno postawić na siebie. Poza tym jest to branża wymagająca nieustannego kształcenia, rozwoju, nauki, poszerzania kreatywności, bycia na bieżąco z nowinkami technologicznymi.

Prowadzenie biznesu ułatwia także specjalizacja w konkretnej kategorii fotografii.

To zresztą widzimy w wielu zawodowych dziedzinach. Osobiście uważam, że lepiej być doskonałym znawcą jednego zagadnienia, niż ledwo się znać na kilkunastu. Z doświadczenia wiem, że jeżeli ktoś szuka fotografa ślubnego, to raczej wybierze takiego, którego praca skupia się na sesjach weselnych, niż takiego, który oferuje śluby, wesela, portrety, dzieci, modelki, krajobrazy, potrawy czy zwierzęta – mówi.

Kiedy Jakub poczuł, że aparat i fotografowanie nie mają już przed nim tajemnic, czekały go dalsze inwestycje.

To nie było tak, że szedłem na 8 godzin do pracy, potem miałem czas dla siebie, co tydzień odbierałem wypłatę i nic więcej mnie nie obchodziło. Aby tylko stworzyć swoje pierwsze port folio, wiele pracy wykonywałem za darmo. Pamiętam jedną z pierwszych sesji weselnych. Robiłem ją dla mojej kuzynki z Chicago. Był to równocześnie prezent dla niej, ale ja już miałem materiał do promocji. Wykonywałem też sesje zdjęciowe, w których to ja opłacałem modeli. Taki jest proces w tej branży. Poza tym zaczynałem się bawić profesjonalną fotografią w bardzo młodym wieku, bo miałem zaledwie 18 lat i kto by takiemu dzieciakowi dał poważne zlecenie, na przykład na wesele, które jest tak ważnym dniem w życiu? – wspomina

Uznanie i nagrody

Jak widać, poświęcenie się opłacało. Na swoim koncie ma nie tylko bogaty dorobek, szeroką klientelę, ale także wiele prestiżowych nagród, jak chociażby drugie miejsce w kategorii najlepszego fotografa weselnego w Nowym Jorku (New York Wedding Awards) w 2019 roku, Couples’ Choice Awards (przez trzy lata pod rząd) czy nagrodę Elite Wedding Professional.

Na brak zleceń nie narzeka. W zeszłym roku wykonał aż 65 sesji weselnych (przyczyniła się do tego pandemia, bo wiele z nich było weselami przesuniętymi z okresu lockdownu).

Tak z ciekawości obliczyłem sobie, że w 2022 roku trzymałem aparat w ręku przez 213 dni. To faktycznie był dość wyjątkowy rok, ale ja już od dłuższego czasu tak dużo pracuję. Dlatego często na swoich wakacjach robię tylko unikalne ujęcia, bo nie chcę wracać do domu z przesadzoną ilością zdjęć do obróbki. Uwieczniam tylko najważniejsze momenty i najbardziej wyróżniające się widoki. Często zostawiam aparat w hotelu i zwiedzam nowe miejsca mając przy sobie tylko komórkę, tak jak to robi większość ludzi w dzisiejszych czasach – śmieje się.

W swoim zawodzie kocha także to, że może poznawać inne tradycje i kultury.

Fotografowałem wesele chińskie, żydowskie, egipskie. Moim marzeniem jest wesele hinduskie, mam nadzieję, że i takie zlecenie się trafi – opowiada.

Ocenia, że wśród swoich klientów około 30% stanowią Polacy. Reszta to Amerykanie o najróżniejszych korzeniach.

Ma też okazję do podróżowania, bo oferuje swoje usługi podczas wesel wyjazdowych.

To naprawdę wspaniały zawód. Fotografowałem wesela i sesje narzeczeńskie na Islandii, Barbados, w Dubaju, Meksyku, Singapurze, Tajlandii, Brazylii, Hiszpanii, Portugalii czy Grecji. Oczywiście też w Polsce. Niezapomniane przeżycia – śmieje się.

Jestem pewien, że zawodowo dokonałem dobrego życiowego wyboru – mówi z przekonaniem.

Silne więzy z Polską

Pomimo, że Jakub był maleńkim dzieckiem, kiedy opuścił Polskę, to czuje ogromne więzi z ojczyzną.

To kraj, w którym się urodziłem i jak najbardziej czuję się z nim związany – podkreśla. – Rodzice o to zadbali. Przez 12 lat chodziłem do polskiej szkoły, zakończonej nawet taką polską maturą. Przy okazji tych wspomnień chciałbym pozdrowić panią dyrektor Dorotę Andrakę – mówi z dumą.

I chociaż bardzo mi się nie chciało w soboty rano wstawać i iść na lekcje, ani odrabiać zadań, i nawet zdarzało mi się wagarować, to dziś bardzo się cieszę, że dotrwałem do końca. Ten wysiłek zaprocentował, bo polskim posługuję się płynnie zarówno w mowie, jak i w piśmie. Z rodzicami rozmawiam tylko po polsku, bez problemu mogę porozumiewać się z rodziną w Polsce, a także z moimi polskimi klientami – dodaje.

Pamiętaj, aby wybrać dobrego fotografa w najważniejszy dzień życia. Fot. Archiwum Jakuba Rędziniaka

W szeregach Pulaski Association

W ostatnich latach najstarsza polonijna organizacja na Wschodnim Wybrzeżu, Pulaski Association of Business and Professional Men, otworzyła się na młodą generację profesjonalistów i przedsiębiorców. Nie mogło w jej szeregach zabraknąć Kuby.

W listopadzie 2021 roku do wstąpienia namówił mnie Łukasz Kownacki, z którym chodziłem do szkoły podstawowej i jest moim partnerem w firmie zajmującej się wynajmowaniem fotobudki. Podoba mi się, że Pulaski Association otworzyła się na młodych ludzi, nową generację Polonii. To ważne, bo to przecież my jesteśmy przyszłością. Chciałbym być takim członkiem, z którego organizacja będzie dumna. Musimy trzymać się razem, żeby zachować pamięć o naszej historii, równocześnie budując swoją własną, promować polskie tradycje. Cenię sobie regularne spotkania, podczas których można porozmawiać na interesujące tematy, a także zasięgnąć rad bardziej doświadczonych kolegów, bo podstawą tu jest wzajemna pomoc i wsparcie – opowiada Kuba.

Iwona Hejmej


Jakub Rędziniak gwarantuje, że swoim aparatem fotograficznym uwieczni najważniejszy dzień Twojego życia. Przekonaj się o najwyższej jakości jego pracy i wejdź na stronę, na której możesz się także z nim skontaktować: www.jakubredziniak.com, www.instagram.com/jredziniak.  

Odkryj pełnię swojej kobiecości podczas sesji buduarowej. Zapoznaj się z prawdziwym pięknem i skorzystaj z usług Jakuba na stronie: www.blvckfoxstudio.com, www.instagram.com/blvckfoxstudio.  

Jeżeli chcesz dodać humoru swojej imprezie – urodzinom, weselu, chrzcinom, komuniom, dziecięcym zabawom, imprezom firmowym i innym, to wynajmij fotobudkę: www.smilesnaplaugh.com.

spot_img

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najpopularniejsze

Ostatnio dodane

- Advertisment -