wtorek, 23 kwietnia, 2024
Strona głównaPoloniaNew JerseyPolska adwokat Karolina Dehnhard walczy o zmianę prawa odnośnie do adopcji ukraińskich...

Polska adwokat Karolina Dehnhard walczy o zmianę prawa odnośnie do adopcji ukraińskich sierot

W sierpniu br. w „Białym Orle” ukazał się artykuł na temat inicjatywy pod nazwą Ukrainian Orphan Advocacy Group, której celem jest umożliwienie międzynarodowych adopcji ukraińskich sierot zarówno z Ukrainy, jak i tych przebywających obecnie w Polsce. Inicjatorką projektu jest polska prawniczka i partner w  międzynarodowym wydziale firmy Lindabury McCormick w New Jersey i prezes Polish American Chamber of Commerce of the Northeast Karolina Dehnhard, która ostatnio lobbowała za zmianą przepisów w Polsce. O tym co udało się załatwić i czy są realne szanse na znalezienie domów dla ukraińskich sierot po drugiej stronie oceanu opowiada w wywiadzie dla „Białego Orła”.

Karolina Dehnhard (z prawej) lobbuje za zmianą przepisów, aby rodziny w USA mogły adoptować sieroty z Ukrainy. Fot. Archiwum Karoliny Dehnhard

„Biały Orzeł”: Podczas naszej ostatniej rozmowy Wasza inicjatywa była jeszcze w fazie planowania. Co się od tego czasu zmieniło?

Karolina Dehnhard: Najważniejszym osiągnięciem w tym czasie jest to, co udało mi się załatwić podczas trzytygodniowego wyjazdu do Polski. Nawiązałam współpracę z fundacją H.E.L.P. w Warszawie, prowadzoną przez Artura Gorniewskiego, która od samego wybuchu wojny zaangażowana jest w niesienie pomocy humanitarnej ukraińskim uchodźcom. Fundacja pomaga też sierotom – w Osie pod Warszawą mieszka ich 750, głównie z Odessy. Miałam okazję odwiedzić ten ośrodek, spotkać się z opiekunami, dowiedzieć się, jakie mają warunki i dalsze plany. Przebywają tam dzieci w różnym wieku, od kilkulatków do 18. roku życia. Niektóre z nich przed wyjazdem z Ukrainy miały rozpoczęty proces adopcji, lecz po wybuchu wojny Ukraina zastopowała międzynarodowe adopcje i dziś dzieci te nie mają praktycznie żadnych szans na znalezienie rodzin. Co się również okazało podczas tej wizyty, to to, że dzieci potrzebują zarówno podstawowych artykułów, jak i badań medycznych, np. słuchu czy wzroku. Większość z nich nie miała w Ukrainie adekwatnej opieki medycznej, a w niektórych przypadkach żadnej. Odwiedziliśmy też kolejny dom dziecka blisko Wrocławia, gdzie przebywa 19 dzieci w sierocińcu prowadzonym przez siostry zakonne. Dzieci tam przebywające mają od 5 miesięcy do 3 lat. Głównym efektem tych wizyt było uświadomienie sobie, że sieroty te mają mnóstwo pilnych potrzeb, głównie medycznych, i nasze działania, poza zmianą przepisów, muszą również je uwzględnić. Aby to zrealizować, pracujemy między innymi z Joanną Józefiak – prezesem Polsko-Niemieckiego Stowarzyszenia Medycznego i firmą BrandMed w Polsce oraz organizacją niedochodową po drugiej stronie Atlantyku, prowadzoną przez doktora Lazo.

Jakie kolejne kroki macie w planach?

Powrót do Polski w październiku. Sklepy Macy‘s dają nam 750 kurtek dla sierot w Osie, inna firma podarowała nam czapki i rękawiczki. Kilka kancelarii zafundowało 750 iPadów, aby dzieci mogły się uczyć wirtualnie. Rzeczy te zostaną przekazane podczas kolejnej wizyty w Polsce w październiku. Ale głównym celem tego kolejnego wyjazdu jest kontynuowanie rozmów między polskimi podmiotami rządowymi i ukraińską ambasadą odnośnie do zmian w przepisach związanych z adopcjami.

Czyli można powiedzieć, że Wasza działalność teraz będzie dwutorowa, zarówno w zakresie pomocy humanitarnej, jak i kontynuowania rozmów odnośnie do przepisów związanych z adopcjami?

Właśnie tak. Jeżeli chodzi o przepisy, mamy nadzieję, że uda się je zmienić przynajmniej tymczasowo, ze względu na toczącą się wojnę i potrzebę znalezienia tym sierotom domów. Chcemy, żeby Ukraina ponownie umożliwiła adopcje, a Ameryka dała tym dzieciom zezwolenie, aby mogły tu się znaleźć. Pamiętajmy, że adopcja dzieci z Ukrainy przez Amerykanów była możliwa przed wojną. Ukraina uniemożliwiła międzynarodowe adopcje w momencie wybuchu wojny, ale tu, w Ameryce, jest mnóstwo rodzin, które już są sprawdzone, kwalifikują się, działa mnóstwo wiarygodnych i rzetelnych agencji adopcyjnych, które prowadzą międzynarodowe adopcje i są gotowe ten proces wznowić. Pytanie tylko, czy Ukraina ponownie je udostępni i kiedy.

Karolina Dehnhard podczas wizyty w polskim sierocińcu, gdzie przebywają sieroty z Ukrainy. Fot. Archiwum Karoliny Dehnhard

Kto może wywrzeć na państwo ukraińskie taką presję?

Obecnie umowa między Polską a Ukrainą pozwala sierotom pozostać w Polsce przez 18 miesięcy. Poza tymi 18 miesiącami nie ma póki co żadnego planu. Zatem coś w tym kierunku będzie musiało być zrobione wcześniej czy później, przynajmniej jeżeli chodzi o Polskę. Należy też pamiętać, że 18 miesięcy to bardzo długi czas dla tych dzieci. One rosną, rozwijają się i muszą się uczyć. Naturalnie te dzieci mogłyby się rozwijać w domach z rodzinami, a nie w sierocińcu. Ukraina chce, żeby te dzieci po wojnie wróciły do ojczyzny, co jest zrozumiałe, ale jest tu jeszcze druga strona medalu. Ukraina nie jest w stanie zapewnić tym dzieciom adekwatnych warunków. Niektóre z tamtejszych sierocińców były bardzo ubogie, nie było wystarczającej ilości opiekunów, dzieci nie miały dostępu do dobrych szkół. Ze statystyk wynika, że spora ilość dzieci, które wychodzą w wieku dorosłym z ukraińskich sierocińców, kończy na ulicy, zajmuje się prostytucją bądź angażuje w działalność przestępczą. Zatem one nie wrócą tam do raju…

Możliwością adopcji i pomocą humanitarną dla ukraińskich sierot zajmują się też inne organizacje, w tym należące do ONZ bądź struktur Unii Europejskiej. Jaka może być tutaj Wasza rola?

Zmienić prawo może tylko ukraiński prezydent i parlament. To leży po ich stronie. Presję może wywrzeć inny kraj, taki jak Polska, i rozpoczynanie tych rozmów na różnych szczeblach, w tym dyplomatycznym, wydaje się być odpowiednim kierunkiem i dobrym początkiem. Podczas następnej wizyty w Polsce mamy spotkanie w ukraińskiej ambasadzie, z różnymi kancelariami prawnymi oraz na przykład z prezydent Gdańska. Im więcej ludzi się w tę akcję włączy, tym większe szanse, że coś możemy zmienić. Mamy też się spotkać z byłym prezydentem Wałęsą, który często wypowiada się na temat ukraińskich uchodźców w Polsce. Próbujemy z każdej strony. W tej jesiennej wizycie partycypować będą również senator Raymond Leśniak, prawniczka Kelly Waters i inne osoby pracujące w organizacjach humanitarnych.

W jakim stanie psychicznym są dzieci, które spotkałaś w sierocińcach? Czy rozumieją, że jest wojna i dlaczego znalazły się w Polsce? Jak się komunikują ze środowiskiem, biorąc pod uwagę barierę językową?

Dzieci są różne i różnie przyjmują tę sytuację, choć ogólnie ich stan psychiczny jest słaby. Tłumaczono nam, że najbardziej brakuje im miłości, czułości. Opiekunowie robią, co w ich mocy, ale ich jest mało. Dzieci są zadbane, czyste, ubrane… ale są smutne. Nastolatkowie wydają się mniej przejęci, mają swoje zajęcia, telefony czy iPady, jakoś lepiej się integrują. Ale te małe dzieci nie do końca rozumieją, co się dzieje i nie umieją się odnaleźć. Są też dzieci z wadami medycznymi, dzieci, których matki były alkoholiczkami czy narkomankami. Czasem jest jeden opiekun na 10 czy 15 dzieci. Poznanie tej sytuacji bliżej doprowadziło do rozszerzenia naszej działalności, aby nieść pomoc tym dzieciom.

Czy nie ma zapotrzebowania na wolontariuszy, czy to z Polski, czy spośród Polonii, aby opiekowali się tymi dziećmi?

Prowadzimy rozmowy z senatorem Leśniakiem, który również zaangażowany jest w naszą inicjatywę, oraz organizacją Lesniak Institute, aby studenci pedagogiki czy psychologii mogli odbywać w Polsce staże, wspierając te ośrodki. Ale to jest długi proces, ogólnie nie ma infrastruktury, która umożliwiłaby przeciętnym osobom po prostu pojawić się w domu dziecka i pracować jako wolontariusz. Przynajmniej o takiej nie wiem. Dla mniej samej podczas pobytu było trudno zorganizować wizyty w tych ośrodkach…

Dziękuje za rozmowę.

Rozmawiał Darek Barcikowski

spot_img

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najpopularniejsze

Ostatnio dodane

- Advertisment -