Polscy hokeiści nie sprawili niespodzianki w mistrzostwach świata elity – w grupie B przegrali wszystkie 7 meczów i zajęli w niej ostatnie miejsce. To nie znaczy, że impreza była dla Polski całkowicie nieudana.
Polacy wrócili na najwyższy poziom rozgrywek po długich 22 latach. W czeskiej Ostrawie, gdzie rozgrywali mecze, przed spotkaniem nie byli faworytami. Weszli jednak w turniej bardzo obiecująco, bo z Łotyszami przegrali dopiero po dogrywce (4:5).
Potem nie było już tak dobrze – nastąpiły porażki ze Szwedami (1:5), Francuzami (2:4), Słowakami (0:4), Amerykanami (1:4), Niemcami (2:4), ale przed ostatnim meczem, z Kazachami, była jeszcze szansa na uratowanie miejsca w elicie.
Biało-Czerwoni musieli wygrać w Ostravar Arenie, i to bez dogrywki. Gdy wyszli na lód, okazało się, że wspiera ich blisko 9 tysięcy kibiców znad Wisły. Gdy Polska zdobyła gola na 1:0, na trybunach wybuchła euforia, ale Kazachowie szybko wyrównali, w trzeciej tercji wbili dwa gole i rozwiali marzenia polskiej ekipy.
Biało-Czerwoni pokazali charakter, serce do walki, zaangażowanie i zebrali mnóstwo doświadczenia. Wszystko to na tle zespołów, które miały do dyspozycji zawodników w NHL czy KHL.
Zespół Roberta Kalabera, trenera rodem ze Słowacji, zdobył w Ostrawie 11 bramek, stracił 29. Kazachowie stracili więcej (31), ale oprócz meczu z Polską, wygrali także z Francją i utrzymali się w elicie. Ekipa znad Wisły spadła do Dywizji A1. Możliwe, że w 2025 roku to w Polsce zostaną zorganizowane mistrzostwa na tym poziomie.
tom
