poniedziałek, 16 września, 2024
Strona głównaDziałySylwetki„Na pewno będę tutaj wracał!”

„Na pewno będę tutaj wracał!”

Rozmowa z Adrianem Kubickim, w latach 2020-2024 konsulem generalnym RP w Nowym Jorku, który z ostatnim dniem czerwca 2024 roku zakończył swoją dyplomatyczną misję w Stanach Zjednoczonych.

Adrian Kubicki objął funkcje konsula generalnego RP w Nowym Jorku w marcu 2020 r. i pełnił ją przez ponad cztery lata. Fot. Marcin Żurawicz

„Biały Orzeł”: Nie żal Panu opuszczać Nowego Jorku? Pozostawia Pan tu wielu przyjaciół i znajomych, wydaje się być Pan też bardzo zżyty z tym miastem…

Adrian Kubicki: Oczywiście bardzo jest mi żal. Rzadko dzielę się tą historią, ale jak byłem małym chłopcem, niespełna 10-letnim, to mama przyniosła kiedyś z pracy duży plakat, który przedstawiał nocną panoramę Manhattanu z mostem brooklyńskim. I ten plakat przez lata wisiał nad moim łóżkiem. Wpatrywałem się w niego wiele razy jako dziecko i można powiedzieć, że właśnie wtedy Nowy Jork zafascynował mnie jako miasto. To chyba wyjątkowe, że ten plakat nad łóżkiem stał się pewnego rodzaju projekcją, po latach dane mi było przyjechać do tej metropolii, aby pełnić zaszczytną funkcję konsula generalnego. Mam też nadzieję, że te relacje, kontakty i przyjaźnie, które się zawiązały, będą dalej trwały i mój powrót z rodziną do kraju niewiele w tej kwestii zmieni.

Przywiązanie do miasta to jedno, ale jest Pan zżyty przede wszystkim z ludźmi, z Polonią, bo przecież to ludzie tworzą miasto.

Niewątpliwie mój związek z Nowym Jorkiem jest bardzo silny, ale tak naprawdę najważniejszy jest związek ze społecznością, która tutaj mieszka. I oczywiście dla mnie ponad wszystko najważniejsza była i jest społeczność polska, która mieszka nie tylko w Nowym Jorku czy w okolicy metropolii, ale w całym moim okręgu konsularnym i generalnie w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej. Społeczność, która na co dzień pracuje ciężko i kocha swoje polskie korzenie. Myślę, że Polacy w kraju mogą się uczyć od niej patriotyzmu i miłości do ojczyzny, do biało – czerwonych barw narodowych. Po moich doświadczeniach z Polonią nie ukrywam, że w przyszłości chciałbym dalej – choćby społecznie – pracować dla Polski w różnych obszarach i działać na rzecz rozmaitych aspektów sojuszu polsko-amerykańskiego.

Jaka jest więc obecna Polonia?

Ciągle uważam, że Polonia jest bytem w dużym stopniu nieodkrytym. I potrzebna jest tutaj dłuższa odpowiedź. Polonia nie jest przecież monolitem, a dodatkowo cały czas się zmienia. Można powiedzieć, że Polonia to takie fascynujące zjawisko, które zaczyna się gdzieś głęboko w przeszłości naszego narodu i trwając przez dekady, a nawet dłużej, dotyka ważnych momentów w historii Polski. Obecnie mamy młode pokolenie Polaków urodzonych tutaj, którzy szukają w sobie definicji, co to dla nich w ogóle znaczy, że są Polakami, niejako próbują na nowo określić swoją tożsamość narodową. Polonia to jest ogromnie ciekawe i piękne zjawisko. A przy tym nasza diaspora stanowi ogromną siłę, którą Polska ma i którą może i powinna wykorzystywać w jeszcze większym stopniu. Oczywiście za tym fascynującym zjawiskiem jakim jest Polonia, stały w historii i ciągle stoją konkretne osoby, ich postawy i życiowe wybory.

Pracując przez kilka lat w Polskich Liniach Lotniczych LOT miał Pan już wcześniej regularną styczność z Polonią. Czy bycie konsulem generalnym coś zmieniło w Pana percepcji, czyli w sposobie postrzegania Polonii?

Myślę, że pracując w PLL LOT dosyć dobrze poczułem czym środowisko polonijne żyje i w jaki sposób funkcjonuje. To mi bardzo pomogło później w roli konsula generalnego. Bardzo ważne jest, aby pamiętać, że Polonia to nie jest monolit i tworzą ją różne grupy. Ta różnorodność powoduje, że jako konsulat mamy tutaj szerokie pole do działania. Na początku nie zdawałem sobie nawet sprawy jak szerokie. Uważam, że kluczem jest to, aby do każdej z tych grup podchodzić w indywidualny sposób. Te grupy mogą mieć czasami różne potrzeby i dla tej całej różnorodności w polonijnym świecie trzeba mieć szacunek i zrozumienie. Myślę, że jeśli z czegoś nie zdawałem sobie sprawy pracując dla PLL LOT, to z faktu, jak głęboka jest ta miłość Polonii do Polski, wyrażana zresztą w rozmaity sposób. I tu nie chodzi o żadne afiliacje polityczne, czy o to, czy ktoś działa w organizacji weterańskiej czy młodzieżowej. Bo chociaż miłość do ojczyzny to bardzo indywidualne uczucie i każdy może rozumieć ją na swój sposób, to jednak widzę u znakomitej większości osób, które odczuwają przynależność do Polonii, że to uczucie jest u nich naprawdę szczere. A to jest najważniejsze. Nie miałem wcześniej aż takiej tego świadomości. I nie ukrywam, że bardzo mnie to poruszyło i za każdym razem porusza, kiedy widzę te szczere i głębokie uczucie miłości do ojczyzny w umysłach i sercach członków polskiej społeczności w Ameryce.

Adrian Kubicki bardzo dobrze czuł się wśród polonijnej społeczności. Na zdj. w pierwszym rzędzie od lewej: wicekonsul Stanisław Starnawski, konsul generalny Adrian Kubicki, sybiraczka Helena Knapczyk i Wielki Marszałek 87. Parady Pułaskiego w Nowym Jorku Piotr Praszkowicz podczas jednej z uroczystości mających miejsce w siedzibie konsulatu. Fot. Marcin Żurawicz

Nawiązując do początków Pana kadencji, to nie przyjechał Pan do Nowego Jorku, aby pracować w konsulacie?

Wcześniej, od 2019 r., pracowałem jako dyrektor w Instytucie Kultury Polskiej w Nowym Jorku. Niewątpliwie charakter działalności tej placówki jest zupełnie inny niż konsulatu, bo Instytut działa trochę jak agencja marketingowa, trochę jak PR-owa, a trochę jak impresariat kulturalny. Tam byłem przez około 8 miesięcy i po tym czasie zostałem już konsulem generalnym, gdzie spędziłem większość swojego czasu w Nowym Jorku, czyli 4 i pół roku.

Obejmując stanowisko konsula generalnego ma początku 2020 roku nie spodziewał się Pan chyba z jakimi wyzwaniami będzie Pan musiał się za chwilę mierzyć?

Objąłem stanowisko 2 marca, a 13 marca prezydent Donald Trump w zawiązku z pandemią zarządził „lock-down”. Obudziliśmy się więc pewnego dnia w Nowym Jorku, który dla mnie miał być pełen dyplomatycznych wyzwań i ekscytującej pracy, a zamiast tego były puste ulice, puste sklepy i brak niektórych artykułów pierwszej potrzeby na półkach. I ta misja od początku przez praktycznie półtora roku była zupełnie inna niż ją sobie wyobrażałem. Początkowo myślałem nawet o tym w kategoriach takiego pecha, że akurat mnie to spotkało. Ale z perspektywy czasu myślę, że to było wyjątkowe doświadczenie. Przede wszystkim pozwoliło mi na dogłębne zrozumienie czym tak naprawdę jest służba konsularna. A polega ona na pomaganiu i służeniu obywatelom, Polakom, którzy tutaj mieszkają w takiej najprostszej i najczystszej formie. I właściwie wyłącznie tym zajmowaliśmy się przez pierwsze miesiące pandemii, gdyż istniała konieczność niesienia pomocy tysiącom rodaków, którzy utknęli na miejscu lub znaleźli się w nagłej potrzebie. I to nie tylko w Nowym Jorku, ale właściwie w całych Stanach ta pomoc konsularna, mniejsza lub większa, była Polakom potrzebna. Często pomoc ta była niestandardowa i stawiała przed nami wyzwania, których nie dało się ująć wcześniej w podręcznikach dla dyplomatów. Wiele spraw wymagało doraźnych i twórczych rozwiązań. Nie było też żadnych uniwersalnych wytycznych jak sobie radzić ze światową epidemią i to w miejscu, które przecież przez kilka miesięcy było światowym epicentrum pandemii. Tutaj na pewnym etapie była najgorsza sytuacja na świecie, było najwięcej zgonów i zachorowań. Wystarczy wspomnieć chociażby wielki okręt szpitalny zacumowany na rzece Hudson, czy też szpital polowy w Central Parku. To z pewnością nie był łatwy czas i działaliśmy w pewnym sensie bez protokołu posługując się przede wszystkim własnym wyczuciem i rozumem. I tu chciałbym powiedzieć, że zarówno przez ten trudny czas pandemii jak i później miałem ogromne szczęście, iż mogłem pracować ze świetnym, aktywnym i dynamicznie dostosowującym się do okoliczności zespołem. Bez tego zespołu i oddania moich współpracowników żaden konsul generalny nie dałby rady. To samo można powiedzieć o zespole Departamentu Konsularnego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, który po raz kolejny udowodnił, że jest jednym z najlepiej zorganizowanych departamentów MSZ. Każdego dnia mogliśmy liczyć na wsparcie pracujących tam osób.

Chciałem się spytać, co okazało się najtrudniejsze w Pana pracy na stanowisku konsula generalnego, ale myślę, że odpowiedź na to pytanie w przypadku, kiedy pierwszy rok Pana kadencji przypadł na wybuch pandemii koronawirusa, jest jednak dość oczywista.

To prawda. Od samego początku zajmowaliśmy się pomocą Polakom chcącym wrócić do Polski. Było też wiele trudnych spraw natury prawnej związanych z osobami przebywającymi w szpitalach, czy też aresztach imigracyjnych. Czasem pomoc sprowadzała się do dość prozaicznych kwestii, na przykład zakupu ubrań dla takich osób. Najbardziej jednak poruszające i trudne było coś, co dopiero ujawniło się podczas pandemii, czyli wiele przypadków dzieci, które przyjechały do Ameryki na zaplanowane operacje onkologiczne czy też leczenie poważnych chorób. Rodziny chorych często świetnie radziły sobie z walką z chorobą na co dzień, ze zbiórką środków finansowych, a tu nagle stanęły przed wyzwaniami, które je przerosły. Bo na przykład nie ma żadnego czynnego hotelu, czy też jest problem z transportem z lotniska, bo trzeba najpierw przejść kwarantannę. A przy tym wszystkim nie można zarazić się Covidem, bo wtedy operacja, która ma uratować życie dziecka, spada od razu z agendy i nie wiadomo, kiedy i czy w ogóle się odbędzie. Ale przy tym wszystkim okazała się jedna bardzo ważna rzecz – jak wielkie serce mają przedstawiciele Polonii. Bo te osoby, które tutaj przyjeżdżały często musiały spędzić w Stanach kilka miesięcy i trzeba było znaleźć im jakieś zakwaterowanie na plebaniach, czy też w domach prywatnych osób. To był taki czas pospolitego ruszenia i Polonia stanęła tutaj na wysokości zadania.

Adrian Kubicki jako konsul generalny miał okazję uczestniczyć w wielu polonijnych wydarzeniach. Na zdj. na 5. Alei w Nowym Jorku podczas Parady Pułaskiego z Jadzią Kopalą z komitetu głównego parady i jej wnuczką. Fot. Marcin Bolec

Konsulat RP na Manhattanie działał przez cały czas pandemii?

Tak, i chcę podkreślić, że byliśmy chyba jedynym konsulatem na Manhattanie, który nigdy tak naprawdę do końca się nie zamknął. Zawsze na miejscu był tutaj konsul, który dyżurował i odbierał telefony oraz pomagał tym, którzy zjawiali się u nas osobiście. Wszystko oczywiście robiliśmy przy zachowaniu wszelkich protokołów bezpieczeństwa.

Drugą część Pana kadencji naznaczył z kolei wybuch wojny, czyli rosyjska agresja na Ukrainę, która nastąpiła w lutym 2022 roku.

I to był drugi trudny moment niosący za sobą wiele zupełnie nieoczekiwanych wyzwań. Z pozoru mogłoby się wydawać, że jesteśmy daleko od miejsca, w którym toczy się wojna i nie ma dla nas dużej przestrzeni do działania, ale okazało się, że wcale tak nie jest. Już o poranku w dniu wybuchu wojny zadzwoniłem do swojego odpowiednika – konsula generalnego Ukrainy Oleksija Holubova. Od Instytutu Ukraińskiego pożyczyliśmy ukraińską flagę, aby wywiesić ją w geście solidarności obok polskiej flagi na budynku naszego konsulatu. Okazało się również, że wspólnie możemy wypełnić pewną lukę, ponieważ istnieje duża potrzeba, aby edukować Amerykanów czym jest ta wojna, czym jest rosyjski imperializm i dlaczego Polska ma specyficzne i wyjątkowe spojrzenie na tę sytuację. Dzięki naszym historycznym doświadczeniom rozumiemy troszkę więcej z tego co się dzieje w Europie Środkowo – Wschodniej i ta wiedza jest w tym wypadku bezcenna. Pojawiła się więc przestrzeń, aby udzielić wielu wywiadów amerykańskim mediom, czy też zorganizować spotkania w konsulacie z ukraińskimi pisarzami i opozycjonistami, z osobami które doświadczyły licznych represji w Ukrainie czy Białorusi. Nawiązaliśmy wtedy również kontakty z białoruską opozycją. Uważam, że wspólnie z zespołem wykonaliśmy tutaj wiele pożytecznej pracy na rzecz lepszego zrozumienia wśród Amerykanów istoty tej wojny.

Czy nauczył się Pan również czegoś o sobie podczas sprawowania swojej funkcji?

Patrząc z perspektywy tych wszystkich trudnych lat nauczyłem się tego, że najważniejsze jest konkretne działanie i związana z tym umiejętność szybkiego podejmowania decyzji. Zawsze uważałem się za człowieka czynu, ale dopiero Nowy Jork sprawdził mnie w praktyce, ucząc szybkiego reagowania i błyskawicznego dostosowywania się do zmieniających się okoliczności. A także wykorzystywania wielu okazji, które cały czas się pojawiają. Wszystko, co się wkoło nas działo było potencjalną okazją do zrobienia czegoś dla Polski, do zadziałania jako placówka dyplomatyczna, czy też do pokazania się i nawiązania relacji z jakimś nowym gremium. To zazwyczaj wymagało bardzo szybkiej reakcji. To niejako łamie paradygmat placówki dyplomatycznej, która w opinii wielu ludzi jest skostniałą instytucją niezdolną do szybkiego i elastycznego działania. Bo jednak, kiedy istnieje taka konieczność to konsulat potrafi wykazać się dużą społeczną wrażliwością. Ludzkie emocje są bardzo ważne, a czasem może najważniejsze. Ludzkie odruchy nawet w tym skomercjalizowanym i często cynicznym świecie wielkiej metropolii jaką jest Nowy Jork są naprawę doceniane. Przytoczę tutaj taki przykład, który myślę, że zmienił postrzeganie naszej placówki dyplomatycznej w oczach wielu osób, a w szczególności przedstawicieli organizacji żydowskich w Nowym Jorku. Kiedy 7 października 2023 roku nastąpił atak Hamasu na Izrael, zadzwoniłem do konsula generalnego Izraela i do szefa nowojorskiego oddziału AJC (American Jewish Committee – przyp. aut.) z propozycją, że zorganizujemy w naszym konsulacie moment zadumy, ekumenicznej modlitwy za tych, którzy tego dnia zginęli lub zostali porwani. Idea była taka, aby zgromadzić przedstawicieli różnych wyzwań, którzy chcą na zasadzie odruchu serca włączyć się do takiego spotkania i przez chwilę pomyśleć o tych wszystkich okrucieństwach, które wydarzyły się 7 października w Be’eri. Wiem, że wiele osób zostało ujętych naszą postawą. Będąc konsulem nauczyłem się więc również tego, że emocje są ważne i nie należy się ich wyzbywać pracując na poważnych stanowiskach w dyplomacji, ale należy je szczerze wyrażać i umiejętnie odczytywać.

Co Pan najbardziej lubił w swoje pracy?

Na pewno to, że nie musiałem siedzieć za biurkiem. W Nowym Jorku dzieje się tak wiele, jeśli chodzi o środowisko polonijne, że czasami miałem okazję i zarazem przyjemność uczestniczyć w kilku wydarzeniach dziennie. Uczestniczenie w różnorodnych wydarzeniach polonijnych i spotykanie ludzi, którzy cenili sobie ten osobisty kontakt ze mną, było najprzyjemniejszą częścią mojej pracy. Teraz kiedy odchodzę, reakcje wielu ludzi i głosy jakie do mnie dochodzą wskazują, że ten kontakt był bardzo potrzebny. Daleki jestem oczywiście od tego, aby nazywać siebie jakimkolwiek liderem środowiska polonijnego, ale widzę, że w Polonii istnieje silna potrzeba obecności osoby, która koncentrowałaby w sobie jakieś idee, łączyła ludzi, czy też motywowała ich do działania w organizacjach, do których należą. I konsulat może, a nawet moim zdaniem powinien spełniać taką rolę.

Od wielu miesięcy słychać liczne głosy wśród Polonii, że takiego konsula jak Pan w Nowym Jorku wcześniej nie było i wręcz obawy, że już może nie być. Wiadomo, że nie ma osoby, która swoją postawą i działaniami dogodziłaby wszystkim, ale nie każdy odnalazłby się w tej roli tak dobrze jak Pan. Co Pana zdaniem o tym zadecydowało?

Bycie konsulem generalnym to jest świetne stanowisko, na którym można wykorzystać sto procent swojego kreatywnego potencjału, jeśli tylko lubi się przebywać z ludźmi. Jest to kluczowa i konieczna cecha, bo niekiedy ta bliskość jest wręcz fizyczna, a przecież nie każdy to lubi. Na przykład kiedy spotykam się z sybiraczką Heleną Knapczyk, to się przytulamy i od tej bliskości nie stronimy. Ona jest moją babcią tutaj w Ameryce, a ja jestem jej wnuczkiem i ta nasza relacja jest bardzo zażyła. Miałem też tą przyjemność, że przez większość mojego czasu w metropolii miałem wspaniałego zastępcę, wicekonsula Stanisława Starnawskiego, który razem z innymi kierownikami wydziałów stworzyli taki zespół, że pewne rzeczy stały się dla mnie możliwe. Nie siedziałem za biurkiem nie dlatego, że mało obchodziła mnie administracyjna część mojej pracy, ale ponieważ mogłem sobie na to pozwolić mając za sobą sztab profesjonalnych i oddanych ludzi, którym mogłem w pełni zaufać. Bez tego elementu nie mógłbym tak wiele przebywać wśród Polonii.

Chyba nigdy w konsulacie nie było aż tylu wyjątkowo aktywnych młodych i energicznych wicekonsulów…

Tak, ale nie tylko. Dla mnie takimi cichymi bohaterami są kierownicy i zespoły, które pracują w wydziale paszportowym i w wydziale pomocy prawnej. Obecnie zespołami tymi świetnie kierują odpowiednio wicekonsul Jakub Wiśniewski i wicekonsul Anna Wańczyk. To ich zespoły rokrocznie obsługują dziesiątki tysięcy ludzi, którzy zjawiają się u nas po paszporty czy też celem załatwienia rozmaitych spraw natury prawnej. Polski konsulat, oprócz tego, że pełni funkcję dyplomatyczną i jest miejscem spotkań Polonii, jest również urzędem. Miejscem, które, jeśli spojrzeć na szeroki zakres obowiązków, wykonuje czynności realizowane oddzielnie przez kilkadziesiąt urzędów w Polsce. I musi posiadać pełne kompetencje do ich wykonywania. I takie kompetencje ma, gdyż niektórzy pracownicy konsulatu są tutaj od kilkunastu lat, będąc najlepszymi specjalistami w swoich dziedzinach. Wszyscy moi konsulowie zawsze byli bardzo samodzielni i świetnie sobie radzili z odpowiedzialnością. Powodowali, że ten mechanizm działał, dzięki czemu konsul generalny mógł być w tych wszystkich miejscach, o których wspominałem wcześniej. To nie ja ściągałem konkretnych ludzi do pracy w nowojorskim konsulacie, tylko MSZ ich wyznaczał, ale zawsze walczyłem o to, aby był tutaj komplet pracowników i aby mieć wszystkie stanowiska uzupełnione. Chciałem, żeby praca przebiegała płynie i żebyśmy mogli robić wiele dobrych i ciekawych rzeczy. I tak się złożyło, że trafiło tutaj do pracy wielu młodych, energicznych ludzi. Często byli to moi równolatkowie, a nawet osoby młodsze. Uważam, że zbudowaliśmy coś naprawdę wyjątkowego. W trakcie swojej pracy zawodowej zarządzałem grupami ludzi w różnych organizacjach i mogę powiedzieć, że to jest jeden z najlepszych zespołów z jakimi pracowałem.

Najmilsze wspomnienie jakie ma Pan z czasu bycia konsulem?

Trudno mi wymienić jakieś poszczególne wydarzenia, ale będąc w Nowym Jorku naprawdę miałem wrażenie, że jestem w centrum świata i wielu istotnych spraw. Miłe jest to, że ludzie mają ogromy szacunek do konsula generalnego RP jako funkcji i do Polski jako kraju, co umożliwiło mi uczestniczenie w wielu ciekawych wydarzeniach i byciu w wielu niezwykłych miejscach. Wiele drzwi udało nam się wspólnie z zespołem otworzyć. Dawno konsulat nie był tak zaangażowany chociażby we współpracę z nowojorską operą. Również nasz kontakt z burmistrzem Ericiem Adamsem był bardzo bliski i to też chyba historycznie jest jedna z najbliższych współpracy między ratuszem a konsulatem. Zresztą współpraca z innymi politykami także była bardzo ścisła. Koncentrujemy się w rozmowie na nowojorskim okręgu konsularnym, ale dla mnie szczególnym miejscem było i zawsze będzie Buffalo, gdzie jeździłem z wizytami wielokrotnie i gdzie istnieje bardzo aktywna polska społeczność. Bardzo miło wspominam wizyty w tym mieście. Tam też udało się zawiązać cenne znajomości i utorować drogę dla polskich inicjatyw na wielu polach. To wszystko oczywiście nie jest dane raz na zawsze i trzeba to kontynuować, ale po ponad 4 latach na stanowisku mogę powiedzieć, że nie ma tutaj żadnej wymówki. Jeśli jest tylko chęć, to wiele da się dla kraju zrobić i Polska zawsze może być w Ameryce w czołówce państw, które są godnie reprezentowane i są tam, gdzie dzieje się coś ważnego.

Jest coś, co uznaje Pan za swoje szczególne osiągnięcie?

Myślę, że zapoczątkowałem wiele inicjatyw, które będą trwały i po moim odejściu ze stanowiska. Na pewno jednym z ważniejszych osiągnięć jest to, że udało nam się dotrzeć chyba do wszystkich istotnych instytucji amerykańskich działających w mieście, czy nawet w nowojorskim okręgu konsularnym. Bardzo ważne jest, aby instytucja taka jak konsulat miała wszędzie kontakty, które może wykorzystać na zasadzie, że podnosi się słuchawkę i wiadomo do kogo konkretnie zadzwonić wtedy, kiedy trzeba coś pilnie załatwić, pomóc jakiemuś polskiemu biznesowi, czy też połączyć ze sobą ludzi na odpowiednich stanowiskach. Posiadanie takich bezpośrednich kontaktów jest często kluczowe. I na pewno sukcesem jest również to, że udało nam się w tych organizacjach i instytucjach amerykańskich odnaleźć wielu Polaków, którzy z jakiegoś powodu nie funkcjonowali wcześniej w kręgu polonijnym, a nagle okazuje się, że pracują na stanowiskach, gdzie nie tylko mogą, ale też chcą pomóc. Nie mówimy tutaj tylko o władzach miejskich czy stanowych, ale też o takich podmiotach jak chociażby giełda nowojorska, policja, straż, czy Metropolitan Museum. Ponadto, jeśli jest jakaś organizacja czy grupa osób, która chce zorganizować wydarzenie w naszych murach, to jesteśmy zawsze chętni do współorganizowania takiej imprezy lub udostępnienia naszych wnętrz. Sam fakt, że mamy tak okazały budynek w sercu Manhattanu, który robi na Amerykanach wrażenie, jest też naszym ogromnym atutem i staraliśmy się zrobić z tego użytek. Nie wiem czy kiedykolwiek wcześniej w historii nowojorskiego konsulatu było tak duże natężenie wydarzeń jak ma to miejsce obecnie, gdy w naszych murach odbywa się ok. 100 wydarzeń rocznie.

Misja ta będzie kontynuowana?

Konsul generalny Mateusz Sakowicz w mojej ocenie posiada wszelkie twarde kompetencje merytoryczne i wszystkie inne predyspozycje potrzebne do tego, żeby tą funkcję skutecznie sprawować. Naprawdę gorąco liczę, że Polonia otoczy nowego konsula generalnego swoim wsparciem. Nie chcę dywagować na temat tego, co nowy konsul będzie kontynuował, a czego nie będzie. Moim zdaniem największa wartość tej tak zwanej rotacji na tym stanowisku, gdzie misja każdej osoby obliczona jest na dany czas, polega właśnie na tym, że przychodzi kolejna osoba z nową koncepcją i swoimi ideami. Dzięki temu jako instytucja nie wpadamy w żaden stan stagnacji i nie tracimy kontaktu z rzeczywistością. I jesteśmy w stanie na bieżąco weryfikować co jest potrzebne i w jaki sposób dostosowywać się do zmieniającego się świata. Jestem pewien, że nowy konsul ma swój pomysł na sprawowanie tego urzędu i będzie realizował swoje plany przy wsparciu organizacji polonijnych i wszelkich innych, z którymi konsulat do tej pory współpracował. Wierzę, że stworzy kolejny modus operandi, który okażę się bardzo udany i za kilka lat, kiedy on z kolei będzie kończył swoją misję, będzie ona postrzegana również jako sukces, a wiele każe sądzić, że tak właśnie będzie.

Następcą Adriana Kubickiego na stanowisku konsula generalnego RP w Nowym Jorku został Mateusz Sakowicz (z prawej). Fot. Facebook

Jakie ma Pan dalsze plany zawodowe?

Jako konsul byłem w pewnym sensie pracownikiem kontraktowym. Nie wywodzę się ze świata zawodowej dyplomacji i w niej nie zostaję. Mam pewne pomysły i plany, ale nie chciałbym ich zdradzać przedwcześnie. Chciałbym jednak wyraźnie powiedzieć, że niezależnie jaka będzie moja dalsza droga zawodowa, to bardzo chciałbym, aby te relacje, które przez blisko 5 lat z Polonią budowałem, dalej trwały. Ciągle jest wiele rzeczy, które nadal możemy wspólnie zrobić i jestem cały czas otwarty do wspierania zarówno organizacji jak i poszczególnych osób, jeśli będzie taka potrzeba. Po raz pierwszy od 10 lat być może pojawię się na Paradzie Pułaskiego, tym razem już jako prywatna osoba, co będzie dla mnie bardzo ciekawym doświadczeniem. Całkiem prywatnie nigdy na Paradzie nie byłem.

Jest Pan wykształconym muzykiem. Polonii dał się Pan poznać od tej strony chociażby podczas świątecznych koncertów kolęd, czy też niekiedy w trakcie spontanicznych występów w konsulacie przy okazji różnych wydarzeń. Po powrocie do kraju będzie miał Pan więcej czasu na muzykę?

Mam nadzieję, chociaż do tego potrzeba nie tylko wolnego czasu, ale też odpowiedniego nastroju i weny twórczej. W tym miejscu bardzo chciałbym podziękować wszystkim bez wyjątku polonijnym muzykom, z którymi miałem okazję spotkać się zarówno na wspólnej scenie przy realizacji rozmaitych projektów, czy też jedynie jako słuchacz. To jest dla mnie specyficzna i oddzielna grupa, do której chciałbym się odnieść również dlatego, że w tym najgorszym czasie pandemii, to właśnie te osoby odpowiedziały na moje takie spontaniczne zaproszenie, żeby w czasie świąt Bożego Narodzenia, kiedy jeszcze nie mogliśmy się spotkać osobiście, najpierw nagrać muzyczne video, a potem zagrać koncert, który dał wielu ludziom dużo energii oraz radości i do dzisiaj jest wspominany. Ten świąteczny projekt spowodował, że nawiązało się również wiele znajomości między artystami, którzy często wcześniej się nie znali, co niekiedy zaowocowało dalszą muzyczną współpracą. Przede wszystkim jednak ten projekt udowodnił, że możemy współpracować mając skrajnie różne poglądy i odmienne preferencje, jeśli tylko jakiś pozytywny cel nas zjednoczy. Teraz ci muzycy przekazują tę energię na każdym polonijnym spotkaniu, na różnego rodzaju wydarzeniach w konsulacie i rozmaitych koncertach dla Polonii odbywających się w innych miejscach. I to jest grupa ludzi naprawdę bliska mojemu sercu i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę miał okazję z nimi wystąpić.

Czy będzie Pan odwiedzał Nowy Jork?

Oczywiście. Myślę, że jest to miejsce ważnie nie tylko dla mnie, ale również dla moich bliskich. Spędziliśmy tutaj jako rodzina bardzo ważne 5 lat naszego życia. Ten okres bardzo nas zbliżył do siebie i to już zawsze będzie nierozłącznie związane z Nowym Jorkiem. Moja starsza córka Laura przyjechała tutaj jak miała półtora roku. Rozpoczęła w Nowym Jorku swoją edukację i nawiązała pierwsze w życiu przyjaźnie. To są takie rzeczy, które zostają już na zawsze. A druga córka Julia urodziła się na Manhattanie, więc to jest jej miasto. Na pewno będzie wiele okazji w przyszłości, aby tutaj przyjeżdżać, wracać do wielu wspaniałych wspomnień i tworzyć nowe.

Czy jest szansa, że kiedyś Pan powróci do metropolii znowu na dłuższy okres? Na przykład, aby ponownie zostać konsulem generalnym?

Nie ma żadnego prawa, które zabrania danej osobie ponownego objęcia tej funkcji, ale byłbym mało rozsądny jakbym próbował coś takiego antycypować czy planować. Myślę, że istnieje wiele okoliczności, które muszą zaistnieć w jednym momencie, aby do takiego wyboru w ogóle doszło. Patrząc na swoją karierę zawodową, która była bogata w wiele różnych doświadczeń, bo pracowałem w różnych branżach, to jestem pewien, że wszystko w życiu może się wydarzyć, w tym pozytywnym oczywiście sensie. Na pewno więc bym tego nie wykluczył, ale planowanie takich rzeczy jest bezcelowe.

Jak Pana rodzina podchodzi do powrotu do Polski?

Żona Anna powraca do swojego zawodu lekarza, do którego musi wrócić po 5 latach, więc dla niej ta przeprowadzka z powrotem do Polski jest w pewnym sensie najłatwiejsza, gdyż ma przed sobą stabilne i ekscytujące perspektywy zawodowe. Jeśli chodzi o moje dzieci, to młodsza córka ciągle ma takie spojrzenie, że tam, gdzie są rodzice i siostra to wszędzie będzie dobrze i mam nadzieję, że tak pozostanie po przyjeździe do Polski. Starsza córka w tej sytuacji ma chyba z nas najtrudniej, bo zawiązała już tutaj przyjaźnie, ale jeszcze nie jest na tyle duża, aby te emocje były bardzo silne. Bardzo ważne jest, że po powrocie nasze dzieci zyskają coś, czego przez te 5 lat tutaj nie miały na co dzień, czyli dostęp do babć i dziadków oraz do dalszej rodziny, cioć, wujków i kuzynów.

Czego będzie Panu najbardziej brakować po powrocie do Polski?

Sądzę, że najbardziej będzie brakowało mi tutejszej natury. Moim dużym zaskoczeniem było to, jak ciekawie usytuowany jest Nowy Jork. Każdy z nas zna przecież mapę, sam przylatywałem do tu wcześniej wiele razy, jednak Nowy Jork nie jest kojarzony jako miasto, które leży nad oceanem, w takim sensie, że można korzystać w pełni z jego bliskości udając się na pobliskie plaże w New Jersey czy też na Long Island. I nie chodzi tutaj tylko o samo obcowanie z żywiołem Oceanu Atlantyckiego, który jest znacznie odmienny od Morza Bałtyckiego, ale o cały klimat tych niezwykle urokliwych położonych nad oceanem miejscowości. Z drugiej strony wystarczy pojechać trochę na północ i jesteśmy już w górach. I ta różnorodność w zasięgu ręki jest fantastyczna i wyjątkowa. Wychodząc już poza metropolię nowojorską, to na pewno bardzo będę tęsknić za Florydą. To nie był co prawda mój okręg konsularny, ale razem z moją rodziną uwielbialiśmy podróże na Florydę. To też jest miejsce, gdzie dzieje się wiele fantastycznych inicjatyw związanych z Polonią, które mam nadzieję w przyszłości będą się rozwijać. Prywatnie jest to świetne miejsce, w którym można spędzać czas wakacyjny o każdej porze roku. Wiem, że są osoby, które latem nie wyobrażają sobie mieszkania na Florydzie, ale ja akurat lubię ten tropikalny klimat. Zresztą Nowy Jork, co pokazały ostatnie tygodnie, również potrafi być gorący i tropikalny.

W samym mieście też pewnie ma Pan jakieś ulubione miejsce, które darzy Pan szczególnym sentymentem.

Nie wiem czy mogę się przyznać do jednej rzeczy, bo to nie jest do końca legalne, ale bardzo lubiłem wspólnie z córką karmić żółwie w Central Parku, tuż naprzeciwko pomnika króla Władysława Jagiełły. Dla krytyków wyjaśniam, że zawsze karmiliśmy żółwie specjalistyczną karmą kupioną w sklepie zoologicznym. Czas spędzony w tym miejscu był czymś wyjątkowym dla mnie i moich bliskich.

W Stanach dał się Pan poznać również jako zapalony golfista. Nie wiem, czy się Pan orientuje, ale w Polsce chyba ciągle nie ma tak wielu pól golfowych ja w USA.

Będąc w Nowym Jorku zaraziłem się pasją do tego sportu dzięki Pawłowi Gąsiorowi, który jest szefem PAGA, czyli Polish American Golf Association. Wciągnął mnie do swojej organizacji jako honorowego członka i spowodował, że zacząłem w golfa grać namiętnie i nałogowo, za co jestem mu niezwykle wdzięczny. W Polsce można grać w golfa, ale tej różnorodności pól golfowych na pewno będzie mi w kraju brakowało. Chociaż z drugiej strony golf jest też taką branżą, która dynamicznie się w Polsce rozwija i obecnie jestem już członkiem klubu golfowego także i w Polsce. Tak więc na pewno będę kontynuował swoją przygodę z tym pięknym sportem w kraju, co również będzie ciekawym doświadczeniem.

Życzę w takim razie dużo przyjemności gry z golfa, udanej aklimatyzacji po powrocie do ojczyzny i pomyślności w dalszej karierze zawodowej. Dziękuję za rozmowę.

Marcin Żurawicz

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Najpopularniejsze

Ostatnio dodane

- Advertisment -